Książki

Książki, w odróżnieniu od internetu, raz napisane, pozostają niezmienne. Nie dotyczą ich żadne aktualizacje, nie można ich skasować. Pozostają świadectwem czasów, w których zostały wydane, ale też czasem ich treść bywała sprzeczna z obowiązującą ideologią i systemem wartości. Dlatego tak często je palono. Problem jednak polegał na tym, że książka raz wydana rozchodzi się wśród czytającej publiczności i nie sposób dotrzeć do wszystkich wydrukowanych egzemplarzy, zwłaszcza że może ona zmienić właściciela i to nie jeden raz.

Mam wydanie Trylogii z 1956 roku, a w nim słowo wstępne Dalekie i bliskie sienkiewiczowskiej Trylogii, którego autorem jest Samuel Sandler. Imię i nazwisko nie pozostawia wątpliwości co do jego nacji. Wydał ją Państwowy Instytut Wydawniczy. Pisze on m.in.:

»Podstawowy problem Ogniem i mieczem – tego nie powinny przesłonić wszystkie uroki tej powieści, których jest naprawdę bardzo wiele – tkwi w tym, że pisarz dał tu obraz wojny wyzwoleńczej najzupełniej fałszywie oświetlający jej rzeczywisty charakter, podłoże, a częściowo i przebieg. Ukazał ją nie z pozycji interesów uciskanych mas, lecz z pozycji ciemiężycieli. Bo uważnie czytając Ogniem i mieczem można nawet znaleźć przytoczone i podobne wzmianki o sytuacji mas chłopskich, o ich okrutnej niewoli, o ich dążeniu do wyzwolenia, o ich ofiarności i bohaterstwie, ale są to tylko wzmianki; w całej powieści dominuje wrogość do ludu ukraińskiego, szlachecka pogarda dla „czerni”, najczęściej widzianej w oparach wódki, w rozbestwieniu i ogarniętej paniką, tchórzliwym strachem przed rycerzami-obrońcami szlacheckiej Rzeczypospolitej. Nieugiętych obrońców ludu, np. Chmielnickiego i Bohuna, przedstawia pisarz jako mścicieli swych osobistych niepowodzeń romansowych; warchoła, uosobienie magnackiej prywaty, Jeremiego Wiśniowieckiego, jednego z najciemniejszych przedstawicieli magnaterii siedemnastowiecznej, okrutnego ciemiężyciela i wyzyskiwacza ludu, który swoje „państwo wiśniowieckie” przeciwstawiał Polsce – jako bohaterskiego i nieugiętego obrońcę ojczyzny; zmagania ludu ukraińskiego o wolność – jako rozpasane dążenie do rzezi i rozboju, do „swawoli dzikiej”; obronę panowania „królewiąt” kresowych nad ludem, dążenie do spotęgowania jego ucisku społecznego, narodowego i wyznaniowego – jako walkę o ocalenie ojczyzny; to, co ją pogrążało w upadek, to, co stanowiło najistotniejszą zaporę jej postępu, rozwoju – jako patriotyczną walkę w obronie zagrożonego kraju.

Takie jest pojmowanie w powieści tego wielkiego w dziejach narodu ukraińskiego wydarzenia, wielkiej wojny wyzwoleńczej podejmowanej po tylu krwawych klęskach, bojach przez Bohdana Chmielnickiego. Zaciemniono jej źródła, fałszywie przedstawiono w niej siły przeciwstawne, nie ukazano jej rzeczywistych motywów. To paczy sens tej „powieści z lat dawnych”, pozbawia ją tego, co jest dla tej powieści najistotniejsze: prawdy dziejowej, a bez niej, jak to nie bez złośliwości, ale słusznie powiedział Bolesław Prus: „nie ma powieści historycznej; jest tylko historia zajścia Skrzetuskiego z Bohunem wymalowana na tle zanadto obszernym”.

Czy takie były intencje pisarza? Oczywiście, nie. „Powieść historyczna – pisał Sienkiewicz we wspomnianej już rozprawie – nie tylko nie potrzebuje być poniewieraniem prawdy dziejowej, ale może być jej objaśnieniem i dopełnieniem”. Sienkiewicz miał takie ambicje twórcze i z wyjątkową sumiennością badał źródła do opisywanej epoki, sięgał do oryginalnych dokumentów, do ich opracowań, do syntetycznych i szczegółowych prac historycznych. O pierwszej swojej powieści historycznej pisał w liście prywatnym w czasie jej tworzenia: „powiem o niej to tylko, żem grunt pod nią przygotował z całą sumiennością, ani jednego nazwiska nie zaczerpnąłem nawet w fantazji. Staram się też koloryt epoki oddać wiernie…” Ale to wszystko nie wystarczyło. Nie wystarczyła bowiem nawet najsumienniejsza wierność szczegółu, gdy zabrakło właściwego oświetlenia najbardziej zasadniczego konfliktu epoki. Przedstawił go Sienkiewicz z pozycji reakcyjnych, tak jak pojmowały go najbardziej wsteczne obozy ideowe klas panujących, najbardziej reakcyjne koła historyków. Zaważyły tu nacjonalistyczne przekonania pisarza, które prawie wszechwładnie zapanowały w dziele. I one decydują o zasadniczym skrzywieniu powieści, o tym, że szkielet jej – jak to określił Prus – jest zupełnie fałszywy. Sienkiewicz zawarł w tym dziele właściwie apologię panowania magnackiego na Ukrainie, a to, co zamierzał zawrzeć, co było jego intencją wypowiedzianą wprost i za pośrednictwem środków artystycznych, pokazał w postaci skrzywionej, właściwie najzupełniej wypaczającej jego intencje. Jego Skrzetuski „czuł się dumnym, że jest synem tej Rzeczypospolitej zwycięskiej, potężnej, o której bramy wszelka złość, wszelki zamach, wszelkie ciosy tak rozbijają się i kruszą jako moce piekielne o bramy nieba. Czuł się dumny jako szlachcic-patriota, że w zwątpieniu został pokrzepion, a w wierze nie zwiedzion”. Ma to być sugestywny wyraz patriotyzmu siedemnastowiecznego, ale przecież w konfrontacji z rzeczywistym charakterem dziejów jest to wyraz wierności wobec panowania magnackiego, które tak złowrogo ciążyło na losie i ukraińskiego chłopa, i na losie samej Polski.

Tak więc nacjonalistyczne wypaczenia eliminowały w Ogniem i mieczem patriotyczne tendencje pisarza. W żadnej bodaj innej powieści Sienkiewicza nie ma takiej rozbieżności intencji i pisarskich rezultatów. Stara to prawda, że gdy się patrzy na dzieje swojej ojczyzny nie z perspektywy interesów mas ludowych – bo między dążeniami ludu ukraińskiego a dobrze zrozumianymi interesami Polski nie było rozbieżności (rozumieli to najlepsi przedstawiciele sił postępowych i demokratycznych naszego kraju, np. Lelewel, Krępowiecki [neofita, zwierzchnik węglarstwa polskiego – przyp. W.L.]) – ale z perspektywy klas panujących, z perspektywy nacjonalizmu, miłość ojczyzny nie jest niczym innym, jak miłością przywileju klasowego, wiernością sprawie przemocy i ucisku własnego ludu i innych narodów. Chcąc tego czy nie chcąc, taką właśnie perspektywę widzenia wojny mas chłopskich i kozackich przeciwko Rzeczypospolitej szlacheckiej zawarł Sienkiewicz w Ogniem i mieczem. I to jest najważniejszy problem ideowo-artystyczny tej powieści. To też było głównym przedmiotem uwielbień, jakimi reakcyjna krytyka literacka, przedstawiciele wstecznych obozów ideologicznych darzyli tę powieść.«

Takie to świadectwo epoki sprzed 66 lat. Jedno stwierdzenie, ale mówi wiele:

Ale to wszystko nie wystarczyło. Nie wystarczyła bowiem nawet najsumienniejsza wierność szczegółu, gdy zabrakło właściwego oświetlenia najbardziej zasadniczego konfliktu epoki.

Jednym słowem, bez właściwego oświetlenia konfliktu cały jego opis, nawet najbardziej sumienny, nie warty funta kłaków. Choć z drugiej strony, to czy obecny przekaz tego, co dzieje się na Ukrainie, pozbawiony jest właściwego oświetlenia?

Drugie stwierdzenie dowodzi, że w polityce pewne stany są bardziej trwałe niż nam się wydaje:

bo między dążeniami ludu ukraińskiego a dobrze zrozumianymi interesami Polski nie było rozbieżności (rozumieli to najlepsi przedstawiciele sił postępowych i demokratycznych naszego kraju, np. Lelewel, Krępowiecki)

Tu komentarz jest chyba zbyteczny. Taka jest narracja obecnego rządu i wszelkich mediów.

Czy to się komuś podoba, czy – nie, powieść historyczna Ogniem i mieczem staje się znowu aktualna. Tylko czy nie znajdzie się na indeksie ksiąg zakazanych? Skoro już nie można, przynajmniej oficjalnie, mówić „na Ukrainie”, bo to „razi” Ukraińców, to stąd już tylko jeden krok do stanowiska, że ta powieść przedstawia Ukraińców w niewłaściwym świetle. Wszystko to możliwe w Polin-ukro. Jeśli jeszcze się tak nie stało, to tylko dlatego, że obecnie nikt nie czyta książek, a już na pewno nie czyta Ogniem i mieczem. Poniżej parę cytatów z tej powieści, by każdy sam mógł ocenić na ile to, co opisał Sienkiewicz, jest nadal aktualne i czy był stronniczy w swojej ocenie, jak chciał Samuel Sandler.

Ale zanim te cytaty, to należy się pewne wyjaśnienie. Dzikie Pola to pas ciągnący się, w kierunku południowy zachód – północny wschód, od dolnego Dniestru i wybrzeża Morza Czarnego do dorzecza dolnego Bohu i dorzecza dolnego Dniepru. Od południowego-wschodu graniczyły one z Chanatem Krymskim. Na północny-zachód od Dzikich Pól rozciągało się Naddnieprze, kraina leżąca po obu stronach Dniepru. Prawy jego brzeg nazywano ruskim, a lewy – tatarskim.

Naddnieprze, źródło: Wikipedia. Na prostym odcinku Dniepru, płynącym dokładnie z północy na południe występują tzw. porohy, czyli poprzeczne progi skalne.

Wikipedia tak opisuje Dzikie Pola:

“W chwili unii Litwy z Polską (1569) Ruś ukrainna przedstawiała step, pozbawiony osiadłej ludności rolniczej. Były to obszary, o których posiadaniu zdecydować miało zaludnienie ich i zagospodarowanie. Starostowie zamków królewskich – Kijowa, Białej Cerkwi, Kaniowa, Czerkas itd. przyjmowali włóczęgów różnego pochodzenia zarówno chłopów, jak i szlachtę, osadzali ich w stepach i używali do walki z najazdami tatarskimi.

Późniejsi osadnicy padali ofiarą najazdów wielu wojsk, których szlak wypadał tą drogą. Swą zwyczajową nazwę zawdzięczają licznym uchodźcom, którzy ciągnęli tu zarówno z zaludnionych ziem Rzeczypospolitej i Carstwa Rosyjskiego, innych regionów i państw. Było wśród nich wielu chłopów zbiegających przed zaostrzeniem pańszczyzny i innych obciążeń na rzecz szlacheckich właścicieli ziemskich, oraz ludzi niewolnych, uciekających przed prześladowaniami, a także pospolitych przestępców. Powodem, dla którego tu przybywali, był praktyczny brak jakiejkolwiek władzy i kontroli na terenie Dzikich Pól. Z nich to właśnie wykształciła się Kozaczyzna.

Na Dzikich Polach rozgrywa się większość akcji powieści Henryka Sienkiewicza Ogniem i mieczem.”

»W kilka dni później poczet naszego namiestnika (Skrzetuski – przyp. W.L.) posuwał się raźno w stronę Łubniów. Po przeprawie przez Dniepr (na pewnym odcinku Dniepr był granicą pomiędzy Dzikimi Polami a Chanatem Krymskim, w tym miejscu, gdzie było bliżej do Krymu – przyp. W.L.) szli szeroką drogą stepową, która łączyła Czehryn z Łubniami idąc na Żuki, Semi-Mogiły i Chorol. Drugi taki gościniec wiódł ze stolicy książęcej do Kijowa. Za dawniejszych czasów, przed rozprawą hetmana Żółkiewskiego pod Sołonicą, dróg tych nie było wcale. Do Kijowa jechało się z Łubniów stepem i puszczą; do Czehryna była droga wodna – z powrotem zaś jeżdżono na Chorol. W ogóle zaś owe naddnieprzańskie państwo – stara ziemia połowiecka – była pustynią mało co więcej od Dzikich Pól zamieszkaną, przez Tatarów często zwiedzaną, dla watah zaporoskich otwartą.

Dziwna to była ziemia, na wpół uśpiona, ale nosząca ślady dawniejszego życia ludzkiego. Wszędzie pełno popieliszcz po jakichś przedwiecznych grodach; same Łubnie i Chorol były z takich popieliszcz podniesione; wszędzie pełno mogił nowszych i starszych, porosłych już borem. I tu, jak na Dzikich Polach, nocami wstawały duchy i upiory, a starzy Zaporożcy opowiadali sobie przy ognisku dziwy o tym, co się czasami działo w owych głębinach leśnych, z których dochodziły wycia nie wiadomo jakich zwierząt, krzyki półludzkie, półzwierzęce, gwary straszne, jakoby bitew lub łowów. Pod wodami odzywały się dzwony potopionych miast. Ziemia była mało gościnna i mało dostępna, miejscami zbyt rozmiękła, miejscami cierpiąca na brak wód, spalona, sucha a do mieszkania niebezpieczna, osadników bowiem, gdy się jako tako osiedlili i zagospodarowali, ścierały napady tatarskie. Odwiedzali ją tylko często Zaporożcy dla ogonów bobrowych, dla zwierza i ryby, w czasie bowiem pokoju większa część Niżowców rozłaziła się z Siczy na łowy, czyli, jak mówiono, na „przemysł” po wszystkich rzekach, jarach, lasach i komyszach, bobrując w miejscach, o których istnieniu nawet mało kto wiedział.

Jednakże i życie osiadłe próbowało uwiązać się do tych ziem jak roślina, która próbuje, gdzie może, chwycić się gruntu korzonkami i raz w raz wyrywana, gdzie może, odrasta.

Powstawały na pustkach grody, osady, kolonie, słobody i futory. Ziemia była miejscami żyzna, a nęciła swoboda. Ale wtedy dopiero zakwitło życie, gdy ziemie te przeszły w ręce kniaziów Wiśniowieckich. Kniaź Michał po ożenieniu się z Mohylanką począł starowniej urządzać swoje zadnieprzańskie państwo; ściągał ludzi, osadzał pustki, zapewniał swobody do lat trzydziestu, budował monastery i wprowadzał swoje prawo książęce. Nawet taki osadnik, który przymknął do tych ziem nie wiadomo kiedy i sądził, że siedzi na własnym gruncie, chętnie schodził do roli kniaziowego czynszownika, gdyż za ów czynsz szedł pod potężną książęcą opiekę, która go ochraniała, broniła od Tatarów i od gorszych nieraz od Tatarów Niżowców. Ale prawdziwe życie zakwitło pod żelazną ręką młodego księcia Jeremiego. Za Czehrynem zaraz zaczynało się jego państwo, a kończyło się het! aż pod Konotopem i Romnami. Nie stanowiło ono całej kniaziowskiej fortuny, bo od województwa sandomierskiego począwszy ziemie jego leżały w województwach wołyńskim, ruskim, kijowskim, ale naddnieprzańskie państwo było okiem w głowie zwycięzcy spod Putywla.«

Z tego opisu wynika, że Wiśniowiecki był klasycznym feudałem. Ustrój feudalny powstał w Europie po rozpadzie Imperium Rzymskiego. Charakteryzował się tym, że gdy zabrakło suwerena w postaci państwa, to możni panowie przejmowali jego funkcje na obszarach im podległym. Był charakterystyczny dla rejonów wiejskich. Po X wieku powoli zanikał w Europie zachodniej, głównie na skutek rozwoju miast. W Europie wschodniej, w Rzeczpospolitej, przetrwał do drugiej połowy XIX wieku.

Posiadłości magnaterii polskiej w XVI–XVII wieku. Widoczne zaznaczone na czerwono ogromne zadnieprzańskie posiadłości Wiśniowieckich (rys. Maciej Mathiasrex Szczepańczyk i Halibutt , na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa–na tych samych warunkach 3.0 niezlokalizowana); źródło: histmag.org.

Na powyższej mapce widać jak na dłoni, czym była Rzeczpospolita. Ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego to obszar, na którym praktycznie nie istniało państwo takie, jakie wówczas dominowało w Europie, czyli monarchia absolutna. To był ustrój feudalny, ale nawet największy feudał nie mógł przeciwstawić się potężnym państwom. Mógł jednak przeciwstawić się państwu słabemu, jakim była Rzeczpospolita. A Rzeczpospolita była słabym państwem, bo taki ustrój wymyślili jej Żydzi. Kolos na glinianych nogach – taka była ta Rzeczpospolita.

Dalej Sienkiewicz pisze:

„Na całej Ukrainie i Zadnieprzu poczęły zrywać się jakieś szumy, jakoby zwiastuny burzy bliskiej; jakieś dziwne wieści przelatywały od sioła do sioła, od futoru do futoru, na kształt owych roślin, które jesienią wiatr po stepach żenie, a które lud perekotypolem zowie. W miastach szeptano sobie o jakiejś wielkiej wojnie, lubo nikt nie wiedział, kto i przeciwko komu ma wojować. Coś zapowiadało się wszelako.

Tym ciężej, tym duszniej było, że nikt nie umiał niebezpieczeństwa wskazać. Wszelako między oznakami złej wróżby dwie szczególnie zdawały się wskazywać, że istotnie coś zagraża. Oto naprzód niesłychane mnóstwo dziadów lirników zjawiło się po wszystkich wsiach i miastach, a były między nimi jakieś postacie obce, nikomu nie znane, o których szeptano sobie, że to są dziady fałszywe. Ci, włócząc się wszędzie, zapowiadali tajemniczo, iż dzień sądu i gniewu bożego się zbliża. Po wtóre Niżowcy poczęli pić na umór.”

Poniżej drastyczny opis

»Panu Skrzetuskiemu nie było danym widzieć bitwy, gdyż wraz z taborem został w Korsuniu. Zachar umieścił go w rynku, w domu pana Zabokrzyckiego, którego czerń poprzednio powiesiła – i postawił straż z niedobitków Mirhorodzkiego kurzenia, bo tłuszcza ciągle rabowała domy i mordowała każdego, kto się jej wydał Lachem. Przez wybite okna widział pan Skrzetuski gromady pijanych chłopów, krwawych, z pozawijanymi rękawami u koszul, włóczących się od domu do domu, od sklepu do sklepu i przeszukujących wszystkie kąty, strychy, poddasza; od czasu do czasu wrzask straszliwy oznajmiał, że znaleziono szlachcica, Żyda, mężczyznę, kobietę lub dziecię. Wyciągano ofiarę na rynek i pastwiono się nad nią w sposób najstraszliwszy. Tłuszcza biła się ze sobą o resztki ciał, obmazywała sobie z rozkoszą krwią twarze i piersi, okręcała szyje dymiącymi jeszcze trzewiami. Chłopi chwytali małe Żydzięta za nogi i rozdzierali wśród szalonego śmiechu tłumów. Rzucano się i na domy otoczone strażą, w których zamknięci byli znakomitsi jeńcy, zostawieni przy życiu dlatego, że spodziewano się po nich znacznego okupu. Wówczas Zaporożcy lub Tatarzy stojący na straży odpierali tum, grzmocąc po łbach napastników drzewcami od pik, łukami lub batami z byczej skóry. Tak było przy domu pana Skrzetuskiego. Zachar kazał ćwiczyć chłopstwo bez miłosierdzia, a Mirhorodcy spełniali z rozkoszą rozkaz. Niżowi bowiem przyjmowali chętnie w czasie buntów pomoc czerni, ale pogardzali nią bez porównania więcej od szlachty. Przecie niepróżno zwali się: „szlachetnie urodzonymi Kozakami!” Sam Chmielnicki darowywał potem niejednokrotnie znaczną ilość czerni Tatarom, którzy gnali ją do Krymu i stamtąd sprzedawali do Turcji i Azji Mniejszej.

Tłum więc szalał na rynku i dochodził do tak dzikiego opętania, że w końcu począł się wzajemnie mordować. Dzień zapadał. Zapalono całą jedną stronę rynku, cerkiew i dom parocha. Szczęściem wiatr zawiewał ogień ku polu i przeszkadzał szerzeniu się pożaru. Ale łuna olbrzymia oświecała rynek tak jasno jak promienie słoneczne. Zrobiło się gorąco nie do wytrzymania.«

Przypomina Wołyń? A więc mamy sekwencję: powstanie Chmielnickiego, rzeź humańska, rzeź wołyńska. Co jest w genach tych ludzi, jeśli w ogóle można ich nazwać ludźmi?

Nagle w trawach, trzcinach, szuwarach i zaroślach przybrzeżnych, naokoło całej łachy, rozległy się dziwne, a bardzo liczne głosy wołające:
- Pugu! Pugu!
Cisza...
- Pugu! Pugu!
I znowu nastało milczenie, jak gdyby owe głosy wołające na brzegach oczekiwały na odpowiedź.
Ale odpowiedzi nie było. Wołania zabrzmiały po raz trzeci, ale szybsze i niecierpliwsze:
- Pugu! Pugu!
Wówczas od strony statków rozległ się wśród mgły głos Krzeczowskiego:
- A kto taki?
- Kozak z ługu!
Semenom ukrytym na bajdakach serca zabiły niespokojnie. W ten sposób Zaporożcy porozumiewali się z sobą na zimowiskach, w ten sposób w czasie wojen zapraszali na rozmowę braci Kozaków rejestrowych i grodowych, między którymi bywało wielu należących sekretnie do bractwa. 

Do jakiego bractwa i kto nim kierował, to chyba nietrudno domyślić się. A jak bractwo sekretne w tamtym czasie, to wiadomo, że do wywoływania powstań chłopskich.

„Płonęły miasta, wsie, kościoły, dwory, lasy. Ludzie przestali mówić, jeno jęczeli albo wyli jak psy. Życie straciło wartość. Tysiące ginęły bez echa, bez wspomnienia. A z tych wszystkich klęsk, mordów, jęków, dymów i pożarów podnosił się tylko jeden człowiek coraz wyżej i wyżej, olbrzymiał coraz straszliwiej, zaciemniał już niemal światło dzienne, rzucał cień od morza do morza.

Był to Bohdan Chmielnicki.

Dwieście tysięcy ludzi zbrojnych i upojonych zwycięstwy stało teraz gotowych na jego skinienie. Czerń powstawała wszędzie; Kozacy grodowi łączyli się z nim po wszystkich miastach. Kraj od Prypeci do krańców pustyń był w ogniu. Powstanie szerzyło się w województwach: ruskim, podolskim, wołyńskim, bracławskim, kijowskim i czernihowskim. Potęga hetmana rosła co dzień. Nigdy Rzeczpospolita nie wystawiła przeciw najstraszniejszemu wrogowi połowy tych sił, którymi on teraz rozporządzał. Równych nie miał w gotowości i cesarz niemiecki. Burza przeszła wszelkie oczekiwania. Sam hetman początkowo nie rozeznawał własnej potęgi i nie rozumiał, jak wyrósł już wysoko.”

Czyli sam hetman nie orientował się na początku, jaką siłą dysponuje, a skoro tak, to znaczy, że to nie on tę siłę zorganizował. A stąd już tylko krok do wniosku, że kierowali nim, a właściwie całym powstaniem, jego nieznani przełożeni. Firmował je swoim nazwiskiem, tak jak Balcerowicz – Plan Balcerowicza.

„My z Połonnego. Starszy Krzywonos oblegał zamek i miasto; jeśli twoja szabla nad jego karkiem nie zawiśnie, tedy zginiemy wszyscy.

Na to książę: O Połonnem ja wiem, iż się tam siła ludu schroniła, ale jak mnie doniesiono, najwięcej Rusinów. Zasługa to wasza przed Bogiem, iż zamiast połączyć się z buntem, opór mu dajecie, przy matce stawając, jednak boję się zdrady jakowej od was, takiej, jak w Niemirowie doznałem.

Na to posłańcy poczęli przysięgać na wszystkie świętości niebieskie, że jako zbawiciela, tak księcia wyczekują, i myśl zdrady w głowie im nawet nie postała. Jakoż i szczerze mówili. Krzywonos bowiem, obległszy ich w pięćdziesiąt tysięcy ludu, poprzysiągł im zgubę dlatego właśnie, że będąc Rusinami nie chcieli się z buntem łączyć.”

Tak więc podział na Rusinów i Kozaków istnieje na Ukrainie od początku.

„I wojna leżała w sile rzeczy. Rozbójniczy ruch Zaporoża i ludowe powstanie ukraińskiej czerni potrzebowały jakichś wyższych haseł niż rzeź i rozbój, niż walka z pańszczyzną i z magnackimi latyfundiami. Zrozumiał to dobrze Chmielnicki i korzystając z tlejących rozdrażnień, z obopólnych nadużyć i ucisków, jakich nigdy w onych surowych czasach nie brakło, socjalną walkę zamienił w religijną, rozniecił fanatyzm ludowy i zaraz w początkach przepaść między oboma obozami wykopał – przepaść, którą nie pergaminy i układy, ale krew tylko mogła wypełnić.”

Jakoś tak dziwnie Samuel Sandler jednym tylko słowem wspomniał o wojnie religijnej.

„Toczyły się tedy wypadki siłą rzeczy ku wojnie – i nawet ludzie prości, instynktem tylko wiedzeni, odgadywali, że nie może być inaczej, a w całej Rzeczypospolitej coraz więcej oczu zwracało się na Jeremiego, który od początku wojnę na śmierć i życie ogłosił. W cieniu tej olbrzymiej postaci nikli coraz bardziej kanclerz i wojewoda bracławski, i regimentarze, a między nimi potężny książę Dominik, głównym mianowany wodzem. Nikła ich powaga, znaczenie i malała karność dla władzy, którą piastowali. Kazano wojsku i szlachcie ściągać ku Lwowu, a potem ku Glinianom, jakoż i szły coraz większe zastępy. Ściągała się kwarta, za nią ziemianie pobliższych województw, ale zaraz nowe wypadki poczęły grozić powadze Rzeczypospolitej. Otóż nie tylko mniej karne chorągwie pospolitego ruszenia, nie tylko prywatne, ale i regularne kwarciane, stanąwszy na miejscu zboru, wypowiadały posłuszeństwo regimentarzom i wbrew rozkazom ruszały do Zbaraża, aby oddać się pod rozkazy Jeremiego. Tak naprawdę uczyniły województwa kijowskie i bracławskie, których szlachta już przedtem w znacznej części pod Jeremim służyła., za nimi poszły ruskie, lubelskie, za nimi wojska koronne – i już nietrudno było powiedzieć, że wszystkie inne pójdą ich śladem.

Pominięty i zapomniany umyślnie Jeremi siłą rzeczy stawał się hetmanem i naczelnym wodzem całej potęgi Rzeczypospolitej. Szlachta i wojsko oddane mu duszą i ciałem czekało tylko jego skinienia. Władza, wojna, pokój, przyszłość Rzeczypospolitej spoczęły w jego ręku.

I rósł jeszcze z każdym dniem, bo każdego dnia nowe waliły do niego chorągwie, i tak zolbrzymiał, że cień jego począł padać nie tylko na kanclerza i regimentarza, ale na senat, na Warszawę i całą Rzeczpospolitą.”

No i jak tu nie twierdzić, że ta Rzeczpospolita była karykaturą państwa?

„Nie! Rzeczpospolita wojen się nie lęka i nie wojny ją zgubią! Ale czemuż to wobec takich zwycięstw, takiej utajonej siły, takiej sławy, ona, która pogromiła Krzyżaków i Turków… taka jest słaba i niedołężna, że przed jednym Kozakiem przyklękła? że sąsiedzi rwą jej granice, że wyśmiewają ją narody, że głosu jej nikt nie słucha, o gniew jej nie dba, a wszyscy zgubę przewidują?

Ach! to właśnie duma i ambicja magnatów, to czyny na własną rękę, to samowola tego przyczyną. Wróg najgorszy to nie Chmielnicki, ale nieład wewnętrzny, ale swawola szlachty, ale szczupłość i niekarność wojska, burzliwość sejmów, niesnaski, rozterki, zamęt, niedołęstwo, prywata i niekarność – niekarność przede wszystkim. Drzewo gnije i próchnieje od środka. Rychło czekać, jak pierwsza burza je zwali – ale parrycyda (z łac. parricida: zdrajca, wróg ojczyzny – przyp. W.L.) ten, kto do takiej roboty ręce przykłada, przeklęty ten, kto przykład daje, przeklęty on i dzieci jego do dziesiątego pokolenia!!…”

Wybrałem tylko niektóre fragmenty z tej powieści, by pokazać, że ocena Prusa jest bezpodstawna, nie mówiąc już o ocenie Sandlera, który zresztą przyznał, że Sienkiewicz sumiennie przebadał dokumenty z epoki i właśnie dzięki temu mamy, jak sądzę, dosyć wierny obraz powstania Chmielnickiego. Czytając tę powieść nie odniosłem wrażenia, że autor jest stronniczy.

Jeszcze do niedawna można by powiedzieć, że to powieść historyczna i tyko tyle. Jednak obecnie, gdy trwa na Ukrainie wojna i do Polski napływają masy Ukraińców, z których część jest Rusinami, a część – Kozakami, staje się ona nadzwyczaj aktualna. Jak ktoś nie wie, z której strony grozi nam niebezpieczeństwo, to z tej powieści dowie się, bo oficjalna propaganda przedstawia nam Ukraińców jako jeden naród, naszych braci, pokrewnych nam kulturowo. No, to w tym wypadku wypadało by zapytać: którzy Ukraińcy są naszymi braćmi?

Kto wie? Może za jakiś czas, gdy powstanie Polin-ukro, powieść ta może być zakazana lub mocno okrojona z niewygodnych dla oficjalnej propagandy fragmentów. Habent sua fata libelli, taką maksymę ukuli Rzymianie, co oznacza, że książki mają swój los. Jedne zostają spalone, inne ocenzurowane lub wpisane na indeks ksiąg zakazanych. Jaki los spotka Ogniem i mieczem?

Kalendarz

Kupiłem sobie kalendarz, taki ścienny, na nowy rok – „Góry świata”, widoki gór z wszystkich kontynentów. Wprawdzie z Afryki jest widok wulkanu Kilimandżaro, a wulkany mają zupełnie inną genezę niż góry, ale to drobiazg. Wulkan to też góra i jama to także góra – Fudżijama. Ważne są napisy. To, że na naszych kalendarzach, oprócz polskich nazw miesięcy i tygodni, umieszczane są też ich nazwy po angielsku i niemiecku nie dziwi – wszak „jesteśmy w Europie”. Tym razem zaszła jednak zmiana, bo doszedł język ukraiński. Niby drobiazg, ale świadczący o tym, że coś w naszej rzeczywistości się zmienia. Po co język ukraiński? Dla tych licznych Ukraińców, którzy tu już mieszkają? Gdy ktoś przyjeżdża do obcego kraju i chce w nim mieszkać, to uczy się języka tego kraju. Jest to naturalne. A jeśli ktoś chce w takim kraju wprowadzić drugi język urzędowy, to zaczyna od takich drobiazgów. To nie jest coś, czego można dokonać z dnia na dzień. To jest proces rozłożony na lata.

Jakiś czas temu jeden z polityków stwierdził, wypowiadając się również w imieniu innych, że oni chcą stworzyć z Ukraińców polską inteligencję. Z tego, co mi wiadomo, to polską inteligencję tworzą Żydzi, którzy jeszcze przed powstaniem styczniowym w 1863 roku postanowili, że nią zostaną i cel ten, m.in. poprzez wywołanie tego powstania, zrealizowali. O co więc tu chodzi?

Od pewnego czasu zauważyłem, że pojawiają się na YouTube vlogi młodych Ukrainek, które opowiadają o swoich wrażeniach z pobytu w Polsce, ale nie tylko. Jest taki, na którym jedna z nich opowiada różne ciekawostki z życia polskich aktorów. Na innym jakiś Ukrainiec opowiada i pokazuje stan grobów tych, którzy już umarli. Jest też kanał historyczny, na którym zachwala się ideę Rzeczypospolitej Trojga Narodów, jako dobry sposób na obronę przed Rosją. Są też inne, na których słyszę akcent ukraiński. A to wszystko wchodzi mi bez mojego udziału i szukania tego typu vlogów czy kanałów. One wszystkie mają po, co najmniej, kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy wejść. To już sporo. Tak sobie pomyślałem: czy to Ukraińcy są tacy dynamiczni i przedsiębiorczy? Skąd mają pieniądze na takie inwestycje, bo to jest inwestycja. Jeśli prowadzą takie vlogi czy kanały, to nie mogą pracować gdzie indziej, bo to wymaga czasu i zaangażowania. Nie da się tego robić po godzinach. Ale akcent ukraiński słyszę też w Polskim Radiu, o czym wspomniałem w poprzednim blogu. Skoro jest to, w pewnym sensie, zmasowana akcja i na szeroką skalę, to nie dzieje się to spontanicznie i nie może to być dziełem przypadkowych ludzi. To wymaga skoordynowanego działania wielu osób i pieniędzy. I dopiero, gdy to skojarzyłem, zrozumiałem, że to nie Ukraińcy, tylko ukraińscy Żydzi, choć mogą też wysługiwać się Ukraińcami. Dlatego poprzedni blog był o tym, jak jest zorganizowana żydowska diaspora w Ameryce. Podobnie jest ona zorganizowana w Polsce i dzięki temu możliwe jest robienie z „Ukraińców” polskiej inteligencji.

Relacje polsko-ukraińskie są od wieków zatrute jakimś jadem, który ktoś wstrzyknął obu nacjom i nadal wstrzykuje im dawki przypominające. Dziel i rządź – uniwersalna, ponadczasowa zasada. Obecnie została ona jeszcze wzbogacona o segregację sanitarną: lepsi – zaszczepieni i gorsi – niezaszczepieni.

Jak zwykle wypada zacząć od początku i chociaż trochę poznać historię tego, co działo się na wschód od naszych granic.

Napływ Słowian w dorzecze Dniepru i Dźwiny rozpoczął się w V lub VI wieku n.e. Wyprawy handlowe Dźwiną, Dnieprem, Wołgą i Donem zetknęły z plemionami słowiańskimi podróżujących tędy kupców i wojowników normańskich oraz chazarskich.

Kaganat Chazarski w latach 650-850; źródło: Wikipedia.

W VII wieku ziemie w środkowym i górnym dorzeczu Dniepru dostały się na ponad dwa wieki pod panowanie koczowniczych Chazarów. W okresie największego rozkwitu państwa chazarskiego w VIII wieku kaganowi chazarskiemu płaciło trybut (podatek) 25 plemion i księstw, w tym władca Kijowa. W drugiej połowie IX wieku Kaganat został zdobyty przez Waregów, którzy przenieśli swoją siedzibę do Kijowa.

Kaganat Chazarski, Chazaria – państwo chazarskie powstałe w II połowie VII wieku w wyniku rozpadu kaganatu zachodniotureckiego położonego nad Wołgą i Donem. Władcą kaganatu, czyli federacji koczowniczych plemion był kagan – zwierzchnik arystokracji i ludu. Władcy uzależnionych plemion płacili kaganowi trybut i dostarczali niezbędnych kontyngentów wojskowych. Kronikarze arabscy piszą o dualizmie najwyższej władzy chazarskiej. Wielki Kagan, który pokazywał się poddanym jedynie cztery razy w roku, miał swojego zastępcę, kagan-bega, malika, który dowodził wojskiem i kierował sprawami państwa, czyli posiadał rzeczywistą władzę. Tak pisze Wikipedia. A może było odwrotnie, kagan-beg tylko wykonywał rozkazy, a prawdziwa władza była ukryta.

Wielki Kagan, który pochodził zazwyczaj z rodziny dynastycznej, a od IX wieku musiał być wyznawcą judaizmu, władał państwem przez okres czterdziestu lat, po którym był zwalniany bądź zabijany. Jako posiadacz boskiej siły był gwarantem pomyślności poddanych. W grodzie Itil, stolicy kaganatu, rezydowało siedmiu sędziów: po dwóch dla wyznawców islamu, chrześcijaństwa i judaizmu oraz jeden dla pogan.

Pierwszymi historycznymi władcami ruskimi byli prawdopodobnie Normanowie (książę Ruryk I), którzy przybyli na późniejsze ziemie ruskie przed rokiem 860. Założenie Nowogrodu Wielkiego przez Ruryka w 862 roku uważa się za początek historii Rusi. Ruryk zdołał skupić pod swymi rządami część Normanów, plemion wschodniosłowiańskich oraz plemion ugrofińskich i utworzył pierwsze państwo ruskie – Ruś Nowogrodzką. Ruryk był także założycielem dynastii Rurykowiczów, która sprawowała rządy na Rusi do 1598 roku.

Księstwa Rusi Kijowskiej po 1054 roku; źródło: Wikipedia.

Wyprawa następcy Ruryka, księcia nowogrodzkiego Olega Mądrego, na Kijów (882) doprowadziła do zjednoczenia północnych i południowych księstw oraz powstania Rusi Kijowskiej poprzez przeniesienie stolicy z Nowogrodu Wielkiego do Kijowa. Była ona na początku luźnym związkiem księstw, które ok. II połowy XI wieku zachowały szeroką autonomię. Książęta kijowscy Oleg i Igor Rurykowicze podpisali z Bizancjum układy handlowe, które gwarantowały krajowi zyskowny handel.

Decydujący cios kaganatowi, po którym już nie wrócił do dawnej potęgi, zadał w 965/966 roku władca Rusi Kijowskiej Światosław I. W czasie ruskiej wyprawy zbrojnej zniszczył najważniejsze ośrodki chazarskie: Itil (położony w delcie Wołgi), Samandar i Sarkel, co położyło kres państwowości chazarskiej.

Książę Włodzimierz I Wielki (958-1015) w 988 roku przyjął chrzest i uczynił z chrześcijaństwa obrządku greckiego oficjalną religię państwową. Panujący w latach 1019-1054 Jarosław I Mądry umocnił pozycję Kościoła na Rusi Kijowskiej. Ustanowione przez niego zasady dziedziczenia tronu w oparciu o regułę senioratu (władzę ma sprawować najstarszy męski przedstawiciel rodu [senior]) nie zapobiegły rozpadowi politycznej jedności kraju. W roku śmierci Jarosława (1054) dokonał się rozłam chrześcijaństwa na rzymskokatolickie i prawosławne.

W XII wieku Ruś Kijowska podzieliła się na konkurujące ze sobą dzielnice. Na północy powstała Republika Nowogrodzka, na północnym zachodzie – Księstwo Połockie, na południowym zachodzie – Księstwo Księstwo Halicko-Włodzimierskie. W centralnej części powstały Księstwa Kijowskie, Turowskie i Smoleńskie, na północnym wschodzie księstwa Rostowsko-Suzdalskie i Riazańskie, na południowym wschodzie – Czernihowskie i Perejasławskie. Z czasem uległy one dalszemu rozdrobnieniu, przy czym książęta, którym udało się zawładnąć Kijowem, stali wyżej w hierarchii feudalnej od pozostałych książąt i posługiwali się tytułem wielkiego księcia.

W latach 1237-1240 Batu-chan dokonał inwazji na Ruś. 6 grudnia 1240 roku zdobył i zburzył Kijów, mordując i uprowadzając w niewolę jego mieszkańców. Podbił wówczas wszystkie ziemie będące pod jurysdykcją władców ruskich z wyjątkiem księstw Połockiego, Pińskiego i Republiki Nowogrodzkiej. Mongołowie nie sprawowali bezpośrednich rządów w podległych księstwach, ograniczając się do zatwierdzania kandydatów do tronów książęcych, którzy pełnili funkcje zwierzchnie nad resztą książąt z tytułem wielkiego księcia i którzy mieli prawo zwracania się o pomoc do chana Złotej Ordy.

Tytuł wielkiego księcia był związany z obowiązkiem podatkowym (trybutem) wobec chanatu (forma monarchii). Wielki książę był inkasentem daniny na rzecz chana, płacił ją osobiście i bezpośrednio oraz windykował z podległych książąt ruskich. Z tego powodu znaczna część Rusi zachodniej i centralnej poddała się w XIV wieku władcy Wielkiego Księstwa Litewskiego, który nie płacił trybutu na rzecz chana.

W XIII wieku Księstwo Halicko-Włodzimierskie stało się, wobec zniszczenia Kijowa i Rusi centralnej, drugim obok państw tzw. Rusi Zaleskiej (Twer, Włodzimierz nad Klaźmą, Moskwa, Republika Nowogrodu) ruskim ośrodkiem państwowym, prowadzącym samodzielną politykę dynastyczną i zagraniczną oraz podejmującym próby zjednoczenia Rusi. W grudniu 1253 roku książę halicko-włodzimierski Daniel I (założyciel Lwowa) został koronowany w Drohiczynie przez legata papieskiego na króla Rusi. Daniel Halicki związał się małżeństwami dynastycznymi z Piastami mazowieckimi.

W 1338 roku potomek Daniela I, Bolesław Jerzy I, książę i pan Rusi, szukając pomocy przeciwko bojarom (klasa panująca Rusi), zawarł układ z Kazimierzem Wielkim i uznał go za dziedzica Rusi. W 1349 roku, po ponownej wyprawie zbrojnej, Kazimierz Wielki przyłączył do Korony Ruś Czerwoną ze Lwowem i Haliczem. Wołyń z Łuckiem i Włodzimierzem zajął książę litewski Lubart.

Wielkie Księstwo Litewskie w XIII-XV wieku; źródło: Wikipedia.

Na powyższej mapie widać, że Kaganat Krymski, to miejsce, w którym formowała się w XV wieku społeczność wojskowa Kozaków zaporoskich. Czy to by oznaczało, że państwo chazarskie miało swój udział w jej tworzeniu?

W wyniku ostatecznych rozgraniczeń dawne terytoria księstwa zostały podzielone pomiędzy Koronę (Ruś Czerwona) i Wielkie Księstwo Litewskie, które zatrzymało Wołyń i Podole kamienieckie, zaś król Polski przyjął tytuł księcia Rusi, co podkreślało odrębny charakter wcielonych terytoriów. Ten stan utrzymał się do unii lubelskiej (1569), gdy do Rusi Koronnej dołączył Wołyń, Podole i pozostałe ziemie na Ukrainie.

W 1320 roku, po klęsce Księstwa Kijowskiego w bitwie nad rzeką Irpień, Litwa przejściowo uzależniła od siebie Kijowszczyznę. Rurykowicze kijowscy zostali pozbawieni władzy. W XIII i XIV wieku większość zachodnich księstw ruskich przeszła w strefę wpływów nabierającej znaczenia Litwy. Po upadku Księstwa Halicko-Włodzimierskiego, stanowiącego przeciwwagę dla wpływów litewskich, większość ziem należących do Rusi Zachodniej i Centralnej została w konsekwencji podporządkowana WKL. Stąd rywalizacja księstw Rusi północnej, później Wielkiego Księstwa Moskiewskiego z WKL, a po unii lubelskiej Carstwa Moskiewskiego z Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

W latach 1331-1362 Księstwo kijowskie znajdowało się we władzy Rurykowiczów podporządkowanych Złotej Ordzie. W 1362 roku wielki książę Olgierd Giedymowicz po bitwie nad Sinymi Wodami zajął i wcielił do WKL Kijów. Bezpośrednie wcielenie księstw ruskich do WKL (usunięcie książąt lokalnych) nastąpiło dopiero po zawarciu unii polsko-litewskiej w 1385 roku.

5 marca 1569 roku, w przededniu unii lubelskiej (1 lipca 1569), sejm koronny, przy aprobacie posłów z Podlasia, przegłosował włączenie województwa podlaskiego do Korony. 26 maja 1569 roku włączono do Korony z terytorium WKL, edyktem Zygmunta Augusta jako dziedzicznego wielkiego księcia litewskiego, województwo wołyńskie, a 6 czerwca województwo kijowskie i bracławskie. Unia lubelska powołała Rzeczpospolitą jako związek państwowy dwóch równorzędnych podmiotów: Korony i Litwy. W tym samym czasie władcy Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, przyjmując tytuł „Cara Wszechrusi”, nie uznawany przez WKL i Koronę, rozpoczęli rywalizację z Rzeczpospolitą o władzę nad ziemiami dawnej Rusi Kijowskiej, wchodzącymi w skład Korony i Litwy.

Rzeczpospolita Obojga Narodów w granicach z 1635 roku oraz ziemie utracone na wschodzie w latach 1657-1686; źródło: Wikipedia.

W 1596 roku w wyniku unii brzeskiej większość biskupów Cerkwi prawosławnej w granicach Rzeczypospolitej przyjęła zwierzchnictwo papieża. Wobec oporu wiernych za panowania Władysława IV została przywrócona autokefaliczna struktura Cerkwi prawosławnej w Rzeczypospolitej, Cerkwi podległej kanonicznie patriarchatowi Konstantynopola.

W drugiej połowie XVI wieku na pograniczu Naddnieprza, tzw. Dzikich Polach (historyczna nazwa Zaporoża), uformowała się społeczność wojskowa Kozaków zaporoskich, chroniąca pogranicze przed Tatarami i uczestnicząca w wojnach pierwszej połowy XVII wieku w ramach wojsk Rzeczypospolitej. Kozaczyzna od końca XVI wieku była jednocześnie ośrodkiem powstań kozackich w obronie swego niezależnego statusu, a z czasem i statusu ludności ruskiej w Rzeczypospolitej.

Mapa hipsometryczna Ukrainy; źródło: Wikipedia.

Kozacy zaporoscy (kozacy niżowi) to społeczność zorganizowana na sposób wojskowy, której początki sięgają XV wieku i związane są z południwo-wschodnimi kresami WKL. Centrum Kozaczyzny znajdowało się na Zaporożu – nizinnym, stepowym kraju położonym w dolnym biegu Dniepru za ciągnącymi się na długości 80 km odcinkami skalnych progów rzecznych. Mówiono o nich porohy, stąd kraj za porohami – Zaporoże oraz Kozacy zaporoscy. Kozacy odegrali ważną role w dziejach Europy wschodniej, zwłaszcza Ukrainy, Polski i Rosji. Szczyt rozwoju ich organizacji przypada na XVII wiek, gdy przez pewien czas stanowili samodzielny czynnik polityczny. Kozaczyznę zaporoską zlikwidowała w latach 1775-1780 caryca Katarzyna II. Dzisiejsza Ukraina uznaje dzieje Kozaków za integralną część własnej historii i jedno z najważniejszych źródeł tożsamości narodowej.

Na Dnieprze, na trudno dostępnych wyspach, Kozacy budowali ufortyfikowane obozy zwane siczami, w których obywały się rady kozackie, gdzie przyjmowano gości z zewnątrz, gdzie pewna część „rycerskiego bractwa” pozostawała na zimę. Reszta powracała do chutorów (wiejska zagroda na słabo zaludnionych obszarach), wsi i miasteczek. Była również grupa Kozaków na stale osiadła w miasteczkach, często też we własnych posiadłościach ziemskich, a część służyła w prywatnych pocztach magnackich. Dlatego też często stosuje się rozróżnienie na Kozaków zaporoskich (niżowych), grodzkich i dworskich. Społeczność kozacka stanowiła żywioł z trudem podporządkowujący się jakiejkolwiek władzy i nie mieszczący się w ramach podziałów stanowych, na których oparty był system ustrojowy dawnej Rzeczypospolitej. Kozacy uważali się za część państwa i rządzącego nim „narodu politycznego”. Tego statusu konsekwentnie odmawiała im jednak szlachta.

W końcu XVI wieku doszło do serii powstań Kozaków zaporoskich przeciwko Koronie. Pierwszymi były powstanie Kosińskiego (1591-1593) i powstanie Nalewajki (1594-1596). W 1637 roku wybuchło w Naddnieprzu powstanie Pawluka, którego stłumienie doprowadziło do przejściowego ograniczenia praw Kozaczyzny. Najpoważniejszym było powstanie w latach 1648-1655 pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. Objęło ono terytorialnie Naddnieprze, Wołyń, Podole, Ruś Czerwoną po Zamość i znaczny obszar WKL. Od ugody zborowskiej (1649) Kozacy posiadali system autonomicznych rządów określanych jako Hetmanat (Hetmańszczyzna) lub Wojsko Zaporoskie. W styczniu 1654 roku Hetmanat w ugodzie perejasławskiej poddał Ukrainę naddnieprzańską pod władzę cara Rosji z zachowaniem autonomii i przywilejów kozackich. Konsekwencją ugody była długoletnia (1654-1667) wojna Rzeczpospolitej z Carstwem Rosyjskim, toczona na obszarze Rzeczpospolitej po środkową Wisłę. W 1658 roku została zawarta pomiędzy Hetmanatem a Rzeczpospolitą unia hadziacka, przekreślająca podległość Ukrainy od Rosji i ustanawiająca Księstwo Ruskie jako trzeci człon Rzeczypospolitej (obok Korony i Litwy). Postanowienia unii nie weszły jednak w życie. Kończący działania wojenne rozejm andruszowski z 1667 roku rozstrzygał, że Rzeczpospolita utraciła na rzecz Rosji Zadnieprze, czyli województwo czernihowskie i większość (ok. 140 tys. km2) województwa kijowskiego. Podział Ukrainy pomiędzy Rzeczpospolitą a Carstwo Rosyjskie został potwierdzony w 1686 roku traktatem Grzymułtowskiego, który oprócz cesji Zadnieprza uznawał władze Rosji nad Kijowem i jego okręgiem. Również w 1686 roku prawosławna metropolia kijowska, podległa dotąd Patriarchatowi Konstantynopola, została podporządkowana Patriarchatowi Moskiewskiemu.

Tak to opisuje Wikipedia, jednak nie dowiemy się z niej, jak to się stało, że takie potężne państwo chazarskie raptem przestało istnieć, a w jego miejsce pojawiły się księstwa ruskie. Pisze, że w drugiej połowie IX wieku Kaganat został zdobyty przez Waregów, którzy przenieśli swoją siedzibę do Kijowa. Decydujący cios kaganatowi, po którym już nie wrócił do dawnej potęgi, zadał w 965/966 roku władca Rusi Kijowskiej Światosław I. Jednak na jednej z map widać, że jeszcze w XV wieku resztki tego państwa zachowały się na Krymie.

Jak pisał w latach 30-tych Adolf Nowaczyński w jednym ze swoich felietonów: „Kaganowicz! Szara eminencja Kaganowicz! prawa ręka dyktatora. Kaganowicz jest bratem rodzonym narzeczonej Józefa Stalina, Rebeki Kaganowicz”. A więc państwo chazarskie przestało istnieć, ale jego wpływy w tym rejonie nadal trwają. Jedne potężne państwa upadają, w ich miejsce powstają nowe, a rządzą zawsze ci sami.

Wikipedia nie pisze, co było przyczyną buntów kozackich. Zresztą nie tylko ona. Tak naprawdę, to nikt o tym nie pisze, a to jest klucz do zrozumienia realiów tamtych czasów i nie tylko tamtych. Bez podania prawdziwych przyczyn wybuchu tych powstań, nie zrozumiemy też nacjonalizmu ukraińskiego i dlaczego doszło do rzezi wołyńskiej. Komuś bardzo zależy na tym, by nienawiść pomiędzy narodami polskim i ukraińskim nie wygasła i stale ją podgrzewa. Obecnie czyni to, nie owijając w bawełnę, mówiąc wprost, że chce zrobić z Ukraińców polską inteligencję. Tylko czy aby na pewno z Ukraińców?

Henryk Rolicki w książce Zmierzch Izraela z 1932 roku pisze:

»Kwestia żydowska w Polsce zaostrzyła się nie tylko dzięki napływowi żydów niemieckich w okresie wojny trzydziestoletniej. Żydostwo zachowywało się bowiem bezwzględnie wobec ludności chrześcijańskiej i prowokowało ją swą zuchwałą postawą.

Czy to nie przypomina nam przypadkiem obecnej sytuacji? Czyż zachowanie rządów wszystkich państw wobec swoich obywateli nie jest zuchwałą postawą?

„Wierząc w przepowiednie kłamliwego Zoharu oczekiwali w r. 1648 przybycia mesjasza i doby zbawienia, w której mieli zapanować nad światem i z tego powodu poczynali sobie bezwzględniej i niefrasobliwiej niż zwykle”. – Hneryk Graetz Historia żydów.

Za tę butę żydowską zapłaciła Rzeczpospolita krwawym buntem Chmielnickiego.

Możnowładcy na wschodzie oddali kozactwo w pacht rozwydrzonemu żydostwu. W liście do Władysława IV, czytanym już po śmierci króla na sejmie konwokacyjnym (1648), Chmielnicki skarży się na ucisk ze strony magnatów, po czym pisze:

„Czem rozzuchwaleni żydzi takie nam zbytki czynią, że i w tureckiej niewoli niepodobna, aby chrześcijanie takie biedy mieli ponosić”. – Miscellanea Adam Mniszek, Rękopis Bibl. Ossol.

Jakie to biedy doznawane były od żydów?

„Trzy domy magnackie kolonizowały Ukrainę i Małą Ruś: Koniecpolscy, Wiśniowieccy i Potoccy, którzy nałożone na kozaków uciążliwe podatki wypuszczali w dzierżawę swoim plenipotentom żydowskim. Kozacy musieli opłacać podatek od każdego nowonarodzonego dziecka, od każdej świeżo zaślubionej pary. Aby nie można było ominąć tej daniny, arendarze żydowscy przechowywali u siebie klucze od kościołów greckich i ilekroć duchowny miał chrzcić dziecko lub połączyć ślubem jakie stadło, musiał o nie prosić arendarza, który je wręczał dopiero po uiszczeniu daniny”. – Henryk Graetz Historia żydów.

Po wybuchu powstania jeden z jego wodzów, Krzywonos, w liście do ks. Dominika Zasławskiego radził żydów „aż do Wisły zawrócić, bo ta wojna zaczęła się od żydów”. – Miscellanea Adam Mniszek, Bibl. Ossol.

Hasłem, którym Chmielnicki rozagitował tłumy było „Polacy oddali nas w niewolę przeklętemu nasieniu żydowskiemu”. – Henryk Graetz Historia żydów.

Toteż całe kozactwo i zbuntowany lud ruski rzucił się przede wszystkim na żydów, a potem na szlachtę, która ich żydom oddała. Ofiarą padło także wielu księży katolickich, z czego ukuli później historycy zarzut, że przyczyną buntu była zbyt obcesowa propaganda katolicka. Sądzę jednak, że nie trzeba aż tak daleko idących przypuszczeń, aby wyjaśnić zwrócenie się kozaków przeciw duchowieństwu katolickiemu.

„Salwandy w swej Histoire de Jean Sobieski Paryż r. 1829 pisze, że wielu socynianów przyłączyło się do kozaków. My wiemy o jednym tylko wypadku, dotyczącym Grzegorza Niemierycza, który podróżował z Ruarusem i Wiszowatym i był autorem polskiej książki Modlitwy i Pieśni wydanej w r. 1653 i kilku rozpraw w języku łacińskim. Mając znaczne posiadłości na Ukrainie, a głównie po lewej stronie Dniepru, w kraju kozaków, przechylał się Niemierycz do kościoła wschodniego i miał namawiać swych współwyznawców do tego samego, spodziewając się przez to pozyskać wielki wpływ na zwolenników tego kościoła i użyć go na posunięcie naprzód sprawy socyniańskiej… Salwandy pisze również, że szlachta socyniańska wywołała powstanie chłopów w okolicach Krakowa i Poznania.” – Hr. W. Krasiński Zarys dziejów reformacji w Polsce.

Jak nam już wiadomo, „bracia” mieli zwykle w swym repertuarze powstania chłopskie, tak „bracia włoscy” jak „bracia niderlandzcy”, „bracia angielscy”, jak „bracia czescy”, „bracia niemieccy”, jak wreszcie „bracia polscy”. Skoro byli wśród kozaków, to na pewno nie zachęcali ich do łagodnego obchodzenia się z duchownymi katolickimi.«

Z kolei Stanisław Staszic w artykule O przyczynach szkodliwości żydów i środkach usposobienia ich, aby się społeczeństwu użytecznymi stali pisze:

„Któż się z nas nie przypatrzył do jakiego stopnia zuchwałości gwałtowność żydów wzniosła się na Podolu i na Ukrainie, gdy z włościan żaden ojciec nie mógł rozporządzić postanowieniem swoich dzieci, żadna nie mogła pójść za mąż, jeżeli żyd nie dał pozwolenia, jeżeli żydowi nie opłaciła kunicy.” Opłacić kunicę – uiścić opłatę pańszczyźnianą.

Skąd się wziął ukraiński nacjonalizm?

Amerykański historyk John Armstrong, jak pisze Wikipedia, uważa, że pierwszych śladów tworzenia się ideologii ukraińskiego nacjonalizmu należy doszukiwać się w twórczości pisarzy ukraińskich: Tarasa Szewczenki, Iwana Franki, Mykoły Kostomarowa oraz w szczególności historyka Mychajła Hruszewskiego, który być może bardziej niż ktokolwiek inny zasługuje na tytuł ojca ukraińskiego nacjonalizmu. Wskazuje on, że inspiracją dla początków tej ideologii mógł być również dziewiętnastowieczny nacjonalizm niemiecki, a także działalność ludności polskiej w Galicji. Tezę o dziewiętnastowiecznych korzeniach nacjonalizmu ukraińskiego podziela historyk ukraiński Jarosław Hrycak, który za obszar jego formowania uważa austriacką Galicję. Jego zdaniem podstawową inspiracją dla rozwoju ruchu narodowego Ukraińców stanowiło przekonanie o związku Ukrainy z Europą Zachodnią oraz naśladownictwo polskiego nacjonalizmu. Pierwszym przedstawicielem nowoczesnego nacjonalizmu był Mykoła Michnowśkij (mason, jak pisze Wikipedia), który przed I wojną światową postulował powstanie niepodległego państwa ukraińskiego. Sformułował on hasło: „Ukraina dla Ukraińców”.

No cóż, można sobie tworzyć teorie, doktoryzować się na nich, wydawać książki i zarabiać na nich. Czemu nie! Jakiż to związek mieli Kozacy zaporoscy z Europą? I doszukiwać się z całą powagą nacjonalizmu ukraińskiego w XIX wieku? Można! Problem tylko polega na tym, że XIX wiek w Europie był wiekiem nacjonalizmu. W całej Europie. I nie tylko w Europie. W Ameryce Południowej też. 7 września 1822 roku nad brazylijską rzeką Ipiranga padły słynne słowa Independencia ou Morte! (Niepodległość albo śmierć), wypowiedziane przez regenta Piotra, pretendenta do brazylijskiego tronu. Chodziło oczywiście o uniezależnienie się od Portugalii, by wpaść w objęcia Stanów Zjednoczonych. Wiele lat później padły bliźniacze słowa, już nie po portugalsku, a po hiszpańsku – Socialismo o muerte. A dziś wszystkie rządy, we wszystkich językach, stręczą nam podobne hasło: szczepionka albo śmierć.

Nacjonalizm ukraiński ma te same korzenie, co polski. Mamy „Ukrainę dla Ukraińców” i mamy „Polskę dla Polaków”. Mamy „Wielką Polskę” i „Wielką Ukrainę”. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zauważyć, że takie podejście musi prowadzić do konfliktu. Trudno, by było inaczej. Ruch narodowy na Ukrainie tworzył mason Michnowśkij, a ruch narodowy w Polsce tworzył mason Dmowski. Te chore ideologie, oderwane od rzeczywistości, bo oba narody nie miały i nie mają możliwości, by zrealizować te zamiary, służą tylko i wyłącznie jednemu celowi – konfrontacji. A komu służy skłócanie wszystkich ze wszystkimi?

O rzezi wołyńskiej szerzej pisałem w blogu 11 lipca ’43. Tu zacytuję tylko jego fragmenty:

»Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) – ukraińska nacjonalistyczna organizacja polityczno-wojskowa została założona w 1929 roku w Wiedniu. Kierowała się ona ideologią ukraińskiego nacjonalizmu, dążąc do zbudowania na ziemiach uznawanych przez nią za ukraińskie nieodległego państwa o ustroju zbliżonym do faszyzmu. W praktyce działała konspiracyjnie, głównie w II Rzeczypospolitej, prowadząc działalność terrorystyczną, dywersyjną, szkoleniową i propagandowo-oświatową. W 1940 roku doszło do rozłamu OUN na dwie frakcje, następnie organizacje: OUN-B (banderowców pod przywództwem Stepana Bandery) oraz OUN-M (melnykowców pod przywództwem Andrija Melnyka).

OUN była od początku w II RP organizacją nielegalną i opowiadała się przeciwko polityce ugody polsko-ukraińskiej, reprezentowanej ze strony ukraińskiej przez UNDO (Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne) – ukraińską partię legalnie działającą w Polsce, ze strony polskiej – przez wpływową część obozu piłsudczyków.

Polityka ugody prowadzona w Małopolsce Wschodniej przez UNDO i obóz piłsudczyków załamała się w 1938 roku wobec zbliżenia rządzącej części obozu sanacyjnego (Edward Rydz-Śmigły, Adam Koc) do haseł nacjonalistycznych środowisk obozu endecji w Polsce. Jednocześnie Henryk Józewski, wojewoda wołyński (1928-1929 i 1930-1938), zwolennik budowy niepodległej Ukrainy w oparciu o Wołyń, zostaje zwolniony. Natomiast Wojsko Polskie przeprowadziło akcję tzw. drugiej pacyfikacji, połączonej z masowym burzeniem cerkwi na terenach etnicznie mieszanych. Istotną rolę odegrał tu gen. Gustaw Paszkiewicz. Przeprowadzenie tej operacji uzasadniano potrzebą konsolidacji narodowej w obliczu zaostrzającej się sytuacji międzynarodowej. W konsekwencji doprowadziło to dalszej eskalacji konfliktu narodowościowego na terenach etnicznie mieszanych.

Wyburzanie cerkwi na Chełmszczyźnie miało miejsce od maja do lipca 1938, rozbiórki dokonywali wynajmowani robotnicy, więźniowie, saperzy lub strażacy. Głównodowodzącym akcji był gen. Brunon Olbrycht (zastąpiony 21 maja przez płk. Mariana Turkowskiego), zaś nowym wojewodą lubelskim został jawny zwolennik polonizacji major Jerzy de Tramecourt. Olbrycht 20 stycznia 1938 przedstawił szczegółowe wytyczne w sprawie prowadzenia akcji: na szczeblu powiatowym mieli być powołani kierownicy-oficerowie pochodzący z lokalnych jednostek wojskowych, stojący na czele zespołów terenowych. Olbrycht podkreślał również wagę oprawy ideowej całego przedsięwzięcia, konsekwentnego podkreślania ważności działań polonizacyjnych. Szczególną rolę wyznaczał Towarzystwu Rozwoju Ziem Wschodnich, którego nowe placówki nakazał powoływać w każdym powiecie, gdzie powstał zespół terenowy. W kwietniu tego samego roku Olbrycht przedstawił również postulat nasycenia terenu księżmi rzymskokatolickimi.

W tekście wytłuściłem trzy nazwiska i zrobiłem to celowo. To gen. Gustaw Paszkiewicz, gen. Brunon Olbrycht i płk Marian Turkowski. Wszyscy oni byli oficerami sanacyjnymi, odpowiedzialnymi za akcję wyburzania cerkwi na Chełmszczyźnie. I jakoś tak się dziwnie złożyło, że wkrótce po wojnie wszyscy oni wstąpili do Ludowego Wojska Polskiego. Taką informację zamieszcza Wikipedia. Dziwne? Sanacyjni oficerowie w LWP! I jakoś tym Ukraińcom, których w wysokich władzach PRL-u nie brakowało, nie przeszkadzało to. Innym decydentom również. Czyżby więc były to jakieś szczególne osoby? Wychodzi na to, że tak.

Po stronie polskiej mamy dwie koncepcje: asymilacyjną Dmowskiego i federacyjną Piłsudskiego. Po stronie ukraińskiej mamy koncepcję nacjonalistów ukraińskich, dla których część terytorium II RP jest ziemią ukraińską. Obie polskie koncepcje stoją w sprzeczności do ukraińskiej. Wprawdzie obóz piłsudczykowski szukał porozumienia ze stroną ukraińską, ale jakoś tak dziwnie w 1938 roku zbliżył się do stanowiska endecji. I wkrótce po tym następuje akcja wyburzania cerkwi na Chełmszczyźnie. A wcześniej, bo w grudniu 1937 roku, ma miejsce na Wołyniu akcja przymusowej konwersji miejscowej ludności na rzymski katolicyzm, czyli tzw. asymilacja. Z drugiej strony mamy działającą na terenie II RP nielegalną, terrorystyczną organizację OUN i ciągłe szkolenie młodzieży, i nie tylko jej, w duchu nienawiści do wszystkiego co nieukraińskie, a w szczególności do wszystkiego, co polskie.

O ile w przypadku polskiej strony źródło finansowania było znane, bo było nim państwo, o tyle w przypadku Ukraińców, niemających własnego państwa, źródło finansowania było zewnętrzne. Skoro jednak członków OUN dzielono według stopnia wtajemniczenia, to nie można wykluczyć, że korzenie tej organizacji są masońskie, podobnie jak naszej endecji, o czym pisałem w blogu „Endecja”.

Czy musiało dojść do tej tragedii? Zapewne tak, bo niektóre fakty przedstawione powyżej skłaniają do takich wniosków. I RP była sztucznym tworem, skleconym z dwóch państw, które zupełnie nie pasowały do siebie. I to potwierdziły przyszłe jej losy. Tak więc odtworzenie jej w postaci II RP było świadomą decyzją wielkich tego świata, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że powstanie państwo, dla którego wszyscy jego sąsiedzi będą wrogami. I o to chodziło! Bo żeby był rozwój, to musi być konflikt. Tak uważają ci, którzy rządzą tym światem. Ale ten rozwój to nie ma być taki przypadkowy, on musi realizować pewne cele pewnej nacji. Gdyby zaś tak, jak uważał Józef Mackiewicz, powstało oddzielne państwo w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego, to nie byłoby 17 września 1939, Katynia, Wołynia. Tak jednak nie mogło być.«

Jak widać relacje polsko-ukraińskie są dalekie od dobrosąsiedzkich. I nic nie wskazuje na to, by uległy poprawie w dającej przewidzieć się przyszłości. Przyczyna takiego stanu jest prozaiczna: w Polsce nie rządzą Polacy, a na Ukrainie – Ukraińcy.

Potop

Jednym z najważniejszych wydarzeń w dziejach I Rzeczypospolitej była wojna ze Szwecją, zwana popularnie potopem szwedzkim. Prawdę mówiąc, było to chyba najważniejsze wydarzenie w jej dziejach i jakże brzemienne w skutkach, początek końca tworu zwanego unią polsko-litewską. Niecałe sto lat po jej powstaniu dochodzi do wojny, której ta unia miała zapobiec. Taki miał być cel: zabezpieczenie się przed agresją ze strony Rosji. Unia, która powstała pod przymusem, bo Litwinów przymuszono do niej, nie mogła zapewnić bezpieczeństwa żadnemu z tych państw. Zanim doszło do agresji rosyjskiej, wybuchło powstanie kozackie na Ukrainie. W jego konsekwencji doszło do zajęcia prawie całych Kresów przez Rosję (1654). Jedynie północna część Wielkiego Księstwa Litewskiego pozostała wolną. I dopiero później włączają się Szwedzi (1655). By jednak to wszystko zrozumieć, wypada cofnąć się do wojny trzydziestoletniej (1618-1648), która była wojną religijną, kontynuacją reformacji. Idąc dalej tym tropem – powstanie na Ukrainie, potop rosyjski, potop szwedzki – były kontynuacją wojny trzydziestoletniej, a więc były to również wojny religijne. Reformacja nie pokonała katolicyzmu, choć był taki moment, że wydawało się, że jej zwycięstwo jest nieuniknione. Tak się jednak nie stało. Być może właśnie dlatego, by móc z kim walczyć w przyszłości. Gdyby zwyciężyła, nie byłoby wojny trzydziestoletniej, ani wojen w Polsce. Nie byłoby tylu start materialnych i ludzkich. Tak dobrze być nie mogło.

W 1617 roku na zamku Hornstein pod Weimarem hr. Ludwik Anhalt-Koethen zakłada tajny związek pod nazwą „fruchtbringende Gesellschaft” (owocne stowarzyszenie) zwany także „zakonem palmowym”. Nazwa pochodziła od jego symbolicznego godła, przedstawiającego palmę kokosową. To samo godło w starożytności, za czasów powstań machabejskich i powstania Bar-Kochby, symbolizowało wojującą Judeę. W skład tego stowarzyszenia wchodzili m.in. kanclerz szwedzki Oxenstierna , król szwedzki Karol Gustaw, elektor Fryderyk Wilhelm pruski (tzw. wielki elektor).

W 1618 roku wybucha, zorganizowane przez braci czeskich, powstanie przeciw Habsburgom. Równocześnie książę siedmiogrodzki, Bethlen Gabor, kalwin, zajmuje północne Węgry i ogłasza się królem węgierskim. W 1619 roku oblega Wiedeń. Król Zygmunt III wysłał na Węgry na pomoc Austrii oddział kozaków. Zawarł z nią uprzednio przymierze, bez zgody sejmu, a więc bezprawne. Wojska Bethlena Gabora zostały pobite i oblężenie Wiednia musiało zostać przerwane. Kalwin Bethlen zdobył w 1613 roku Siedmiogród przy pomocy wojsk tureckich. A to oznaczało dla Polski wojnę z Turcją i jej izolację.

W 1620 roku połączone wojska austriacko-bawarskie w bitwie pod Białą Górą pokonują wojska Fryderyka, palatyna reńskiego i Bethlena Gabora. To był początek wojny, która przez 30 lat niszczyła Niemcy i kraje sąsiednie i stała się dla Niemiec i Czech prawdziwą katastrofą cywilizacyjną. Inicjatywa wyszła od unii protestanckiej, której twórcą i głową był Fryderyk, palatyn reński. Jego przyjacielem i doradcą był wybitny Żyd niderlandzki, kabalista Abraham Zacuto Lusitano.

Manasse ben Izrael, żydowski kabalista i mesjanista, wierzył w nieodległe już panowanie Izraela nad innymi narodami. Księga Zohar, którą czcił, przepowiadała nadejście czasu łaski na rok 1648. Zwiastunem tego nadejścia miała być wyczerpująca wojna trzydziestoletnia. Obudziła w Żydach nadzieję, że zbliża się już, przepowiedziane w księdze Daniela i Apokalipsie, mesjańskie tysiącletnie królestwo.

Tak więc Żydzi i reformatorzy czekali na mesjasza, tyle że mesjanizm rozumieli jedni trochę inaczej niż drudzy. Reformatorzy chcieli panowania reformacji z udziałem narodu wybranego, natomiast Żydzi uważali swoich prozelitów za środek do zapewnienia Izraelowi nadejścia „czasu łaski”. I rzecz zadziwiająca! Zapowiedziany przez Zohar na rok 1648 początek czasu łaski, doby mesjańskiej, zbiegł się z zakończeniem wojny trzydziestoletniej i zawarciem pokoju westfalskiego w 1648 roku.

Na zachodzie pokój, a u nas właśnie w 1648 roku zaczyna się powstanie Chmielnickiego. W okresie wojny trzydziestoletniej wielu Żydów niemieckich napływa do Polski. Ale nie tylko ten fakt zaostrzył kwestię żydowską. Wobec przepowiedni Zoharu poczynali sobie Żydzi coraz bezwzględniej w stosunku do ludności chrześcijańskiej.

Henryk Rolicki w książce Zmierzch Izraela pisze:

»Trzy domy magnackie kolonizowały głównie Ukrainę i Małą Ruś: Koniecpolscy, Wiśniowieccy i Potoccy, którzy nałożone na Kozaków uciążliwe podatki wypuszczali w dzierżawę swoim plenipotentom żydowskim. Kozacy musieli opłacać podatek od każdego nowonarodzonego dziecka, od każdej świeżo zaślubionej pary. Aby nie można było ominąć tej dani, arendarze żydowscy przechowywali u siebie klucze od kościołów greckich i ilekroć duchowny miał ochrzcić dziecko lub połączyć ślubem jakie stadło, musiał o nie prosić arendarza, który je wręczał dopiero po uiszczeniu daniny.

Hasłem, którym Chmielnicki rozagitował tłumy było „Polacy oddali nas w niewolę przeklętemu nasieniu żydowskiemu”. Toteż całe kozactwo i zbuntowany lud ruski rzucił się przede wszystkim na żydów, a potem na szlachtę, która ich żydom oddała. Ofiarą padło wielu księży katolickich, z czego ukuli później historycy zarzut, że przyczyną buntu była zbyt obcesowa propaganda katolicka. Sądzę jednak, że nie trzeba aż tak daleko idących przypuszczeń, aby wyjaśnić zwrócenie się Kozaków przeciw duchowieństwu katolickiemu.

„Salwandy w swej Histoire de Jean Sobieski Paryż r. 1829 pisze, że wielu socynianów (braci polskich – przyp. mój) przyłączyło się do kozaków. My wiemy o jednym tylko wypadku dotyczącym Grzegorza Niemierycza, który podróżował z Ruarusem i Wiszowatym (wnuk Fausta Socyna, kaznodzieja ariański, ideolog religijny braci polskich – przyp. mój) i był autorem polskiej książki Modlitwy i Pieśni wydanej w r. 1653 i kilku rozpraw w języku łacińskim. Mając znaczne posiadłości na Ukrainie, a głównie po lewej stronie Dniepru, w kraju kozaków, przechylał się Niemierycz do kościoła wschodniego i miał namawiać swych współwyznawców do tego samego, spodziewając się przez to pozyskać wielki wpływ na zwolenników tego kościoła i użyć go na posunięcie naprzód sprawy socyniańskiej… Salwandy pisze również, że szlachta socyniańska wywołała powstanie chłopów w okolicach Krakowa i Poznania.”

Jak już nam wiadomo, „bracia” mieli zwykle w swym repertuarze powstania chłopskie, tak „bracia włoscy” jak „bracia niderlandzcy”, „bracia angielscy”, jak „bracia czescy”, bracia niemieccy, jak wreszcie „bracia polscy”. Skoro byli wśród kozaków, to na pewno nie zachęcali ich do łagodnego obchodzenia się z duchownymi katolickimi.

Rozpoczął się dla Polski okres Potopu w tym samym roku, gdy na zachodzie kończono wojnę trzydziestoletnią pokojem westfalskim (1648r.). Po śmierci Władysława IV elekcja otwarta. Protestanci polscy kandydaturze Jana Kazimierza przeciwstawiają Stefana Rakoczego, księcia siedmiogrodzkiego.

Śmierć Stefana Rakoczego oddała tron polski bezspornie w ręce Jana Kazimierza. Po elekcji Komeński opuszcza Polskę i udaje się do Siedmiogrodu do Zygmunta Rakoczego i przedstawia mu plany swojej secta heroica, by zwalić katolicyzm. Tam styka się z niejakim Drabikiem, duchownym braci czeskich, który przedstawia Komeńskiemu swe przepowiednie, wieszczące katastrofę państw katolickich. Przepowiednie takie, tyczące Polski, znane są już w XVI w. i głosiły Polsce zalanie potopem wojsk nieprzyjacielskich, jeżeli nie osadzi na tronie króla protestanta.

Obecnie Drabikowi udaje się Komeńskiego pozyskać dla swoich przepowiedni. Jeden egzemplarz swych wróżb przesyła Drabik Januszowi Radziwiłłowi, czyniąc aluzje, że czeka go korona…«

Jak już nam wiadomo, „bracia” mieli zwykle w swym repertuarze powstania chłopskie, tak „bracia włoscy” jak „bracia niderlandzcy”, „bracia angielscy”, jak „bracia czescy”, bracia niemieccy, jak wreszcie „bracia polscy”. Skoro byli wśród kozaków, to na pewno nie zachęcali ich do łagodnego obchodzenia się z duchownymi katolickimi.

Rolicki sugeruje wprost, że bracia polscy byli wśród Kozaków. Wprawdzie nie traktuje się u nas Trylogii Sienkiewicza jako wiarygodnego źródła historycznego, co może nie do końca jest słuszne, bo w Ogniem i mieczem można natrafić na taki fragment, który dużo wyjaśnia:

»Na całej Ukrainie i Zadnieprzu poczęły zrywać się jakieś szumy, jakoby zwiastuny burzy bliskiej; jakieś dziwne wieści przelatywały od sioła do sioła, od futoru do futoru, na kształt owych roślin, które jesienią wiatr po stepach żenie, a które lud perekotypolem zowie. W miastach szeptano sobie o jakiejś wielkiej wojnie, lubo nikt nie wiedział, kto i przeciwko komu ma wojować. Coś zapowiadało się wszelako. Twarze ludzkie stały się niespokojne. Rolnik niechętnie z pługiem na pole wychodził, chociaż wiosna przyszła wczesna, cicha, ciepła, a nad stepami dzwoniły od dawna skowronki. Wieczorami ludzie po siołach gromadzili się w kupy i stojąc na drodze gwarzyli półgłosem o rzeczach strasznych. Ślepców krążących z lirami i pieśnią wypytywano o nowiny. Niektórym zdało się, ze nocami widzą jakieś odblaski na niebie i że księżyc czerwieńszy niż zwykle podnosi się zza borów. Wróżono klęski lub śmierć królewską (Władysław IV zmarł w 1648 roku, a ten opis, to wiosna tego roku – przyp. mój) – a wszystko to było tym dziwniejsze, że do ziem onych, przywykłych z dawna do niepokojów, walk, najazdów, strach niełatwy miał przystęp; musiały więc jakieś wyjątkowo złowrogie wichry grać w powietrzu, skoro niepokój stał się powszechnym.

Tym ciężej, tym duszniej było, że nikt nie umiał niebezpieczeństwa wskazać. Wszelako między oznakami złej wróżby dwie szczególnie zdawały się wskazywać, że istotnie coś zagraża. Oto naprzód niesłychane mnóstwo dziadów lirników zjawiło się po wszystkich wsiach i miastach, a były między nimi jakieś postacie obce, nikomu nie znane, o których szeptano sobie, że to są dziady fałszywe. Ci, włócząc się wszędzie, zapowiadali tajemniczo, iż dzień sądu i gniewu bożego się zbliża. Po wtóre Niżowcy poczęli pić na umór.

Druga oznaka była jeszcze niebezpieczniejsza. Sicz, w zbyt szczupłych granicach objęta, nie mogła wszystkich swych ludzi wyżywić, wyprawy nie zawsze się zdarzały, przeto stepy nie dawały chleba Kozakom, mnóstwo więc Niżowców rozpraszało się rokrocznie, w spokojnych czasach, po okolicach zamieszkanych. Pełno ich było na Ukrainie, ba! nawet na całej Rusi. Jedni zaciągali się do pocztów starościńskich, inni szynkowali wódkę po drogach, inni trudnili się po wsiach i miastach handlem i rzemiosłami. W każdej prawie wsi stała opodal od innych chata, w której mieszkał Zaporożec. Niektórzy mieli w takich chatach żony i gospodarstwo. A Zaporożec taki, jako człek zwykle kuty i bity, był poniekąd dobrodziejstwem wsi, w której mieszkał. Nie było nad nich lepszych kowali, kołodziejów, garbarzy, woskobojów, rybitwów i myśliwych. Kozak wszystko umiał, wszystko zrobił; dom postawił i siodło uszył. Powszechnie jednak nie byli to osadnicy spokojni, bo żyli życiem tymczasowym. Kto chciał wyrok zbrojno wyegzekwować, na sąsiada najazd zrobić lub się od spodziewanego obronić, potrzebował tylko krzyknąć, a wnet mołojcy zlatywali się jak kurcy na żer gotowi. Używała ich też szlachta, używali panowie wiecznie spory ze sobą wiodący, gdy jednak i takich wypraw brakło, to siedzieli cicho po wsiach pracując do upadłego i w pocie czoła zdobywając chleb powszedni.

I trwało tak czasem rok, dwa, aż nagle przychodziła wieść o jakiejś walnej wyprawie, czy to jakiego atamana na Tatarów, czy na Lachiw czy wreszcie paniąt polskich na Wołoszczyznę i wnet ci kołodzieje, kowale, garbarze, woskoboje porzucali spokojne zajęcie i przede wszystkim poczynali pić na śmierć we wszystkich szynkach ukraińskich.

Przepiwszy wszystko, pili dalej na borg, ne na to, szczo je, na to, szczo bude. Przyszłe łupy miały zapłacić hulatykę.

Zjawisko owo powtarzało się tak stale, że później doświadczeni ludzie ukraińscy zwykli mawiać: „Oho! trzęsą się szynki od Niżowców – w Ukrainie coś się gotuje.”

I starostowie wzmacniali zaraz załogi w zamkach, pilnie dając na wszystko baczenie, panowie ściągali poczty, szlachta wysyłała żony i dzieci do miast.

Owóż wiosny tej Kozacy poczęli pić jak nigdy, trwonić na ślepo wszelakie zapracowane dobro, i to nie w jednym powiecie, nie w jednym województwie, ale na całej Rusi, jak długa i szeroka.«

Oto naprzód niesłychane mnóstwo dziadów lirników zjawiło się po wszystkich wsiach i miastach, a były między nimi jakieś postacie obce, nikomu nie znane, o których szeptano sobie, że to są dziady fałszywe. Ci, włócząc się wszędzie, zapowiadali tajemniczo, iż dzień sądu i gniewu bożego się zbliża.

Któż, czytając ten fragment, domyśli się, że chodzi tu o braci polskich, nie wiedząc, że byli fachowcami od powstań chłopskich. Nie wiedząc, przemknie oczami po tym urywku i podąży za głównym wątkiem.

Sytuacja na Ukrainie była nader skomplikowana i fragment dialogu pomiędzy Chmielnickim i Skrzetuskim nieco wyjaśnia:

„Sami jeno Wiśniowieccy a Potoccy, a Zasławscy, a Kalinowscy, a Koniecpolscy, i szlachty garść! Dla nich starostwa, dostojeństwa, ziemia i ludzie, dla nich szczęście i złota wolność, a reszta narodu ręce we łzach do nieba wyciąga czekając bożego zmiłowania, bo i królewskie nie pomoże! Ileż to szlachty nawet nieznośnego ich ucisku wytrzymać nie mogąc na Sicz ucieka, jako ja sam uciekłem? Nie chcę też wojny z królem, nie chcę z Rzecząpospolitą! Ona mać, on ojciec! Król miłościwy pan, ale królewięta! Z nimi nam nie żyć; ich to zdzierstwa, ich to arendy, stawszczyzny, pojemszczyzny, suchomielszczyzny, oczkowe i rogowe; ich to tyrania i uciski przez Żydów czynione o zemstę do nieba wołają.

I któż są oni? – mówił dalej pan Skrzetuski – czy tu z Niemiec przyszli albo od Turek? Nie krew-że to z krwi, nie kość z kości waszej? Nie wasza-że to szlachta, nie wasi książęta? Co gdy tak jest, tedy ci biada, hetmanie, bo ty młodszych braci na starszych uzbrajasz i parrycydów (parrycyda, z łaciny – ojcobójca, morderca, zdrajca, wróg ojczyzny – przyp. mój) z nich czynisz.”

Tak więc spolonizowana arystokracja i szlachta ukraińska do spółki z Żydami eksploatowała ukraiński lud, a winą zostali obarczeni Polacy.

Teodor Jeske-Choiński w książce Historia Żydów w Polsce tak opisuje przyczynę buntów kozackich:

»Najwięcej rozwydrzyli się Żydzi na Rusi i Ukrainie. Opętali szlachtę, zajmującą się w owym czasie więcej polityką, aniżeli swoimi majątkami, podniecili ją do wyzyskiwania Kozaków. Doszło do tego, że Judaici dzierżawili nie tylko dobra szlacheckie, lecz także cerkwie. Kto z ludu kozackiego chciał ochrzcić swoje dziecko, albo się żenić, musiał zapłacić członkom „wybranego narodu” haracz. Nawet umierać i wędrować po śmierci na cmentarz chrześcijański nie mógł bez pozwolenia dzierżawców wyznania talmudycznego.

Ta chciwa, potworna arogancja Żydów oburzyła nie tylko uczciwych „gojów”, lecz także żydowskiego historyka, Graetza, zaciętego wroga chrystianizmu. Pisze on:

„Odeszła od nich (od Żydów) rzetelność i prawość, jak opuściła ich prostota i zmysł prawdy. W oszukaństwie i przebiegłości znajdywali rozkosz, niby zwycięską radość. Uczyli szlachtę polską, jak upokarzać i poniewierać gruntownie Kozaków, narzucili się im na sędziów i mieszali się do ich praw kościelnych.”

Taka obłąkana arogancja musiała wywołać nienawiść Kozaków do Żydów. I stało się tak… Do dnia dzisiejszego pamiętają dzieci stepów swoją poniewierkę, nie zapomnieli krzywd, doznanych za rządów żydowskich.

Wyssani do ostatniego grosza, traktowani jak bydlęta, wysłali Kozacy poselstwo do Krakowa, do króla Jana Kazimierza, i prosili go, aby zdjął z nich pęta żydowskie: „Nie szukajcie w prawach surowości przeciwko Żydom – przemawiało poselstwo – ale pilnować należy, aby nie byli w mocy nas obdzierać”.

Jan Kazimierz nie przychylił się do słusznych żądań Kozaków, za co drogo zapłacił. Bowiem Kozacy, sprzykrzywszy sobie poniewierkę z dwóch stron, od Żydów i od bałamuconych przez nich szlachciców polskich, wzięli się do broni. Wojna Kozaków z Polską zaczęła się pogromem Judy. Strasznym był ten pogrom – dzikim, brutalnym, rafinowanym mordem.

Skopany, skrzywdzony Zaporożec stał się hieną, tygrysem, szakalem. Tysiące Żydów torturował bez litości i zabijał, jak wściekłych psów (w Niemirowie, Pilewcach, Zamościu, Tomaszowie, Turobinie, Tarnogrodzie, Biłgoraju, Kroczniku, Łucku itd.).

Przeliczyła się znów megalomania żydowska. Już się zdawało, że opanowała całą Sicz kozacką i Wołyń, i że będzie na zawsze władzą tych, gdy straszny, okrutny grom spadł na nią niespodzianie i zdruzgotał jej niemądrą pychę. Z torbami, zrabowani przez Kozaków, uciekli z Zaporoża ci magnaci żydowscy, którym udało się ocalić życie. Nadzy przyszli nad Dniepr, nadzy odeszli…«

Nadzy odeszli, pisze Jeske-Choiński, ale powrócili. I znowu gnębią ukraiński lud. Czy Zaporożec znowu się zbuntuje? Chyba nie! Ucieka do Polski, a w niej dalej nienawidzi Polaków za upokorzenia, których doznali jego przodkowie od swoich spolonizowanych współbraci i od Żydów.

Natomiast Wikipedia bunty kozackie tak tłumaczy:

„Właściwe rządy sprawowały rody magnackie (gł. Wiśniowieccy, Zasławscy, Ostrogscy), złożone ze spolonizowanej szlachty ruskiej i zarządzające ogromnymi latyfundiami. Ich polonizacja motywowana była często ambicjami politycznymi i nieodłącznie związana z porzuceniem prawosławia. Ukraińska historiografia właśnie im przypisuje główną odpowiedzialność za wybuch buntów – ich zaborcza i ekspansywna polityka rolna miała prowadzić do stałego podnoszenia powinności pańszczyźnianych i wpędzać chłopstwo w nędzę. W ten sposób nawarstwiała się nienawiść tzw. prostego ludu do warstw uprzywilejowanych, oparta również na uprzedzeniach narodowościowych i religijnych.”

Powstanie Chmielnickiego daje Moskwie pretekst do wkroczenia w granice Rzeczypospolitej. Henryk Rolicki tak to opisuje:

»W r. 1654 Chmielnicki poddał się Moskwie i wojska moskiewskie wkroczyły do Polski, zalewając całą wschodnią połać Polski i Litwy. Rozpoczął się potop, który miał pozbawić Polskę nie tylko roli mocarstwowej, lecz właściwie roli niepodległego państwa. Falą, która miała Polskę zalać, stali się Szwedzi, idący w pierwszym szeregu wojującej reformacji. Karol Gustaw i Axel Oxenstierna, jego kanclerz, dwaj członkowie zakonu palmowego, gotowi byli dobyć oręża. Fryderyk Wilhelm, margrabia brandenburski i lenny wobec Polski książę pruski, także członek zakonu palmowego, okazać miał poparcie, by wywalczyć sobie zwolnienie z lenna i tytuł dziejowy „wielkiego elektora”. Różokrzyżowiec Komeniusz, przyjaciel i agent Oxenstierny, siedzi u księcia siedmiogrodzkiego, by go nakłonić do secta heroica, mającej zwalczyć „wieżę Babel” (Kościół katolicki – przyp. mój). W Polsce jest biskupem braci czeskich, połączonych z kalwinami i mistrzem szefa kalwinów, Zbigniewa Gorajskiego. Jest w przyjaźni z Januszem Radziwiłłem, któremu Drabik przepowiedział koronę. Jest w bliskim kontakcie z Krzysztofem Opalińskim, drukującym swe „Satyry” w Amsterdamie. Na różnowierców może liczyć.

Rakoczy siedmiogrodzki gotów jest przystąpić do secta heroica. Już przedtem były obawy, że książę siedmiogrodzki nie tylko z samym Chmielnickim konspiruje, ale i między szlachtą licznych ma zwolenników. Podejrzewano o to przede wszystkim księcia Janusza Radziwiłła i księcia Wiśniowieckiego. Te stosunki domu Rakoczych zapewne nie zostały zerwane. Do Polski, której wschód zalały wojska moskiewskie, wkraczają teraz wojska Karola Gustawa (1655 r.). W Wielkopolsce Wittenberg bez walki przeciąga pospolite ruszenie pod wodzą Krzysztofa Opalińskiego na stronę Karola Gustawa. Satyryk amsterdamski okrywa się hańbą dziejową. Na Litwie naśladują go skwapliwie obaj Radziwiłłowie, Janusz i Bogusław. Obaj kalwini; Janusz przyjaciel Komeńskiego w r. 1644 w jego obecności przewodniczył synodowi ewangelików w Orlu. Bogusław, zaufany przyjaciel Fryderyka Wilhelma, księcia pruskiego, działającego, jak Oxenstierna, w zakonie machabejskiej palmy.

W całym kraju hulają wojska szwedzkie i pragną wytępić wszystko, co katolickie.

„Pisarze katoliccy przypisują protestantom w Wielkopolsce podmawianie Szwedów do popełniania owych gwałtów; a socynianie i bracia czescy, zwłaszcza ci, którzy z Czech i Moraw schronili się do Polski, najsilniej byli obwiniani o sprzyjanie wrogom.

Jakkolwiek popieranie obcego najeźdźcy przeciwko ojczyźnie bynajmniej nie zasługuje na pochwałę, łatwo się jednak tłumaczy tym, że w kraju tak podzielonym na stronnictwa, jakim wówczas byłą Polska, uczucie przywiązania do ojczyzny ustępowało przed duchem stronniczym. Wszelako mniej tu zadziwia postępowanie socynianów, którzy prześladowani zarówno przez katolików, jak i przez ewangelików, szukali opieki u Szweda; natomiast nie podobne do przebaczenia było zachowanie się w tym wypadku Czechów i Morawian, którzy znaleźli w Polsce schronienie przed prześladowaniem, jakiego doznawali we własnej ojczyźnie” – tak osobliwie osądza te zdrady pisarz kalwiński.” – Hr. W. Krasiński, Zarys dziejów reformacji.

Konfederacja tyszowiecka, śluby Jana Kazimierza w katedrze lwowskiej postawiły naród na nogi. Źle poczęło się dziać Szwedom i ich sprzymierzeńcom. W r. 1656 wojska polskie stają pod Lesznem. Rezyduje tam Komeński i podżega ludność (w znacznej mierze żydowską) do zbrojnego oporu ramię przy ramieniu z wojskiem szwedzkim. Miasto zostaje zdobyte i podpalone przez Polaków, jako gniazdo spisku. Komeński zdołał uciec za granicę, lecz archiwum jego i rękopisy stały się pastwą ognia.

Szwedzi ponoszą klęskę za klęską. Teraz już kalwini przechodzą na stronę Jana Kazimierza; sprawa na razie stracona. Osadzenie na tronie Karola Gustawa „wzniosłego z wysoko się pnącym słonecznikiem” nie powiodło się.

W r. 1657 najeżdża Polskę wraz z kozakami Chmielnickiego książę siedmiogrodzki, pozyskany przez Komeńskiego dla secta heroica. Usiłuje zdobyć bezskutecznie Lwów, potem śpieszy pod Kraków, który mu otwiera załoga szwedzka. Karol Gustaw łączy się z nim pod Chmielowem. Ostatnia próba. Za późno.

Karol Gustaw, popierany przez żydów i spiski reformacyjne, snuje teraz wprost plany rozbioru Polski. On pierwszy, po nim będzie August II Sas.

Z chciwym brandenburczykiem zawarł nowy traktat w Labiau i zapewnił mu udzielność Prus książęcych i Warmii, a z drugiej strony wciągnął do aliansu Rakoczego i Chmielnickiego, ofiarując pierwszemu Małopolskę, Ruś Czerwoną, Mazowsze, Litwę, Wołyń i Podole, drugiemu Ukrainę. Sobie oczywiście zachowuję Wielkopolskę i Gdańsk.

Po klęsce Rakoczego wojna ma się ku końcowi. Fryderyk Wilhelm pruski zawiera w r. 1657 z królem traktat welawski. Zostaje zwolniony od powinności lennej, zaś siostrzeniec jego, Bogusław Radziwiłł, odzyskuje swe dobra w Rzeczypospolitej.

Powstają samodzielne Prusy, a „osobliwie światło w Niemczech”, wielki elektor, kładzie podwaliny pod dzieło Fryderyka Wielkiego: pierwszy rozbiór Polski. Traktat oliwski ze Szwecją 1660 r. odpycha Polskę jeszcze bardziej od Bałtyku, pozbawiając ją Inflant.

A teraz kolej na zdrajców. Wielu przebaczono, umieli się osłonic. Jednak już na sejmie 1658 r. uchwalono wypędzenie braci polskich z kraju. W r. 1659 sejm kazał arianom opuścić Polskę do dnia 10 lipca 1660 r. Szwecja w traktacie usiłowała to odrobić, lecz bezskutecznie. Udali się częścią do Prus, gdzie ich przyjął gościnnie Bogusław Radziwiłł, częścią zaś do siedziby Spinozy, do Amsterdamu. Do wygnania braci zmusili sejm chłopi polscy; oni to w r. 1656 zdobyli Sącz, siedzibę arian i puścili z dymem; podobne zbrojne odruchy miały miejsce i gdzie indziej.

Na sejmie w r. 1658 rozważano również sprawę wygnania żydów z Polski za zdradę na rzecz Szwedów. Rzeczpospolita nie miała już jednak dość sił, aby sobie na to pozwolić. Minął potop i pozostawił za sobą zniszczone państwo. Zabrakło Polsce spokoju, aby mogła zagoić rany. Zaraz potem rokosz Lubomirskiego, potem wojny tureckie, wojna północna, wojna szwedzko-rosyjska, gdzie Rzeczpospolita musiała przyglądać się biernie, jak jej ziemie tratują wojska moskiewskie i szwedzkie.«

W Wikipedii potop szwedzki jest tak opisany:

Potop szwedzki (VI wojna polsko-szwedzka) – najazd Szwecji na Rzeczpospolitą w latach 1655–1660 będący jedną z odsłon II wojny północnej. Formalnie zakończył go pokój w Oliwie zawarty w 1660. Wojna ze Szwedami toczyła się równolegle z wojną polsko-rosyjską 1654-1667 znaną jako potop rosyjski.

Potop szwedzki był jedną z odsłon wojen prowadzonych przez Szwecję, która dążyła do całkowitej dominacji nad Morzem Bałtyckim, wynikiem czego były wcześniejsze wojny z Polską o ujście Wisły i Inflanty. Konflikt miał również swoje korzenie w sporze o tron Szwecji w obrębie dynastii Wazów, do czego zgłaszali pretensje królowie polscy z tej dynastii.

Najazd wojsk szwedzkich miał miejsce, gdy Rzeczpospolita prowadziła wyniszczającą wojnę obronną z Rosją, która wiosną i latem 1654 roku najechała ponad połowę jej terytorium (potop rosyjski) i wsparła trwające od 1648 roku powstanie Chmielnickiego. Zajęcie przez Rosjan Ukrainy i większości terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego stanowiło zagrożenie dla szwedzkich wpływów nad Bałtykiem i było bezpośrednią przyczyną wkroczenia Szwedów do Polski i na Litwę w 1655 roku.

Zaangażowana w wojnę z najazdem rosyjskim i osłabiona powstaniami kozackimi Rzeczpospolita nie zdołała odeprzeć militarnie najazdu Szwedów w 1655 roku, czego wyrazem było poddanie się wojsk pospolitego ruszenia, a nawet przypadki współpracy i podporządkowania się królowi szwedzkiemu. Od wiosny 1656 roku zaczął wzrastać opór armii koronnej, pojawiły się pierwsze sukcesy militarne, co zaczęło powoli doprowadzać do równowagi pomiędzy przeciwnikami. Od jesieni 1656 roku poprawiła się sytuacja międzynarodowa, co doprowadziło do wycofania się z Polski większości wojsk szwedzkich do czerwca 1657 roku. Szwedzi od tego czasu byli już w defensywie i utrzymywali pod swoją kontrolą jedynie niektóre twierdze z Toruniem na czele. I choć ostatecznie Szwedzi zostali wyparci, to jednak poniesione straty w wyniku walki z kilkoma przeciwnikami oraz koszty ustępstw pokojowych były ogromne.

Szacuje się, iż w wyniku działań wojennych ludność Warszawy zmniejszyła się aż o 90%. Do dziś nie zostały w większości odzyskane zagrabione przez Szwedów dobra kultury polskiej, m.in. zrabowane z Zamku Królewskiego w Warszawie, dwa brązowe lwy zdobią do dzisiaj siedzibę królewską w Sztokholmie.”

Mamy więc powstanie Chmielnickiego (1648-1657), wojnę polsko-rosyjską (1654-1667) i polsko-szwedzką (1655-1660). W sumie można więc powiedzieć, że były trzy wojny. Jednak ta ze Szwecją była najbardziej wyniszczająca. Wikipedia pisze:

„Wojna i okupacja prawie całego kraju przez potop wojsk szwedzkich spowodowały w Rzeczypospolitej ogromne straty demograficzne na skutek działań wojennych, głodu, chorób i epidemii (nawet do 40% całej populacji Rzeczypospolitej) zniszczenia materialne (ponad 50% całego majątku), wielkie straty dóbr kulturalnych, zagrabionych przez okupanta, a wreszcie utratę zwierzchnictwa nad Prusami Książęcymi i przypieczętowanie tego samego odnośnie do Inflant. Traktaty welawsko-bydgoskie pozwoliły na umocnienie Brandenburgii na arenie międzynarodowej.

Kolejnym skutkiem wojny są też niepowetowane straty materialne i kulturowe. Pomimo że większość polskich zamków i twierdz poddawała się Szwedom bez walki, zostały zniszczone i złupione jako potencjalne miejsca oporu. Wiele ze świetnych niegdyś rezydencji (Zamek Ogrodzieniec, Zamek w Chęcinach, Zamek wOlsztynie) po potopie szwedzkim nigdy nie zostało odbudowanych i nie odzyskało świetności; wizerunki niektórych znamy tylko dzięki pracom szwedzkiego wojskowego – Erika Dahlbergha. Rozgrabiono nie tylko biblioteki i skarbce, wywożono także relikwie świętych (np. św. Stanisława z Krakowa) czy detale architektoniczne (np. Marmurowe delfiny z fontanny w zamku królewskim w Warszawie).”

W wyniku wojny ze Szwecją Rzeczpospolita traci:

  • Prusy: uzyskują samodzielność
  • Inflanty

W wyniku wojny z Rosją Rzeczpospolita traci:

  • województwo smoleńskie
  • województwo czernihowskie
  • połowę województwa kijowskiego (250 tys. km kwadr.)
  • Zaporoże zostaje uznane za kondominium Polski i Rosji

W sumie można to uznać za pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej. Wszystkie trzy państwa, które brały udział w wojnie – Szwecja, Prusy i Rosja, coś zyskały jej kosztem.

A czy to było mocarstwo? Skoro Rosja zajmuje prawie całe Kresy i nie boi się, to chyba nie. Co ciekawe, zatrzymuje się prawie dokładnie na linii, którą my nazywamy linią Curzona. Co więcej, nie zajmuje północnej Litwy i nie wkracza w granice Korony. Jakby chciała zostawić to Szwecji, która dopiero w następnym roku zajmuje te tereny. Czy oni się wcześniej umówili?

Po co były te wojny? Żeby osłabić „mocarstwo”, które mocarstwem nie było? Gdyby nie było unii, to nie byłoby tych wojen. Straty terytorialne, jakie poniosła Rzeczpospolita, to były straty Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego część południową, po unii, przyłączono do Korony. Największe zniszczenia materialne i ludzkie miały miejsce na terenie Korony, czyli Polski. Pomimo że większość polskich zamków i twierdz poddawała się Szwedom bez walki, zostały zniszczone i złupione jako potencjalne miejsca oporu. – Tak pisze Wikipedia. Skoro te twierdze i zamki poddawały się bez walki, to nie mogły już stanowić miejsc oporu. Skąd więc taka nienawiść? Czy tylko różnice wyznaniowe mogły być ich przyczyną? Skoro, niby, Karol Gustaw chciał być królem Polski, to po co obracać kraj w perzynę? Widocznie chyba jednak chodziło nie o jego podbicie, tylko o jego zniszczenie. Najwyraźniej król szwedzki wykonywał czyjeś instrukcje.

Potop szwedzki to był początek końca Rzeczypospolitej. W jego wyniku twór ten, dwa sztucznie złączone państwa, stracił niepodległość, jeśli w ogóle ją miał. Wtedy właśnie, po tej wojnie, rozpoczął się karnawał liberum veto – „wolne” nie pozwalam. Pierwszy zerwał sejm poseł z Litwy, W. Siciński, w 1652 roku. Następny zerwano w 1669 roku i tak to trwało przez stulecie. W pełni wykorzystano zaprojektowany u progu unii ustrój, który sparaliżował całkowicie państwo i jego organy i stał się przedmiotem drwin całej niemalże Europy. Nie Polacy go stworzyli, nie Polacy byli głównymi aktorami tego cyrku, ale na nich spadło całe to odium.

Dziwnie wyglądała ta wojna. Gdyby ktoś chciał pokonać tę unię dwóch, luźno ze sobą związanych państw, to dokonałby jednoczesnego ataku. A tu mamy jakieś niezrozumiałe posunięcia: powstanie Chmielnickiego 1648 roku, wkroczenie Rosji w 1654 roku, Szwecji – w 1655 roku i najazd Rakoczego wraz z Chmielnickim w 1657 roku, gdy Szwedzi są w totalnym odwrocie. W odwrocie, dlatego że odnosili porażki, czy dlatego, że tak chcieli? Tak jakby w tym wszystkim chodziło o to, by ta wojna trwała jak najdłużej, a nie o szybkie pokonanie i podporządkowanie sobie przeciwnika. Zupełnie jak w przypadku wojny Hitlera. Ci, którzy powołali do życia unię polsko-litewską i stworzyli jej idiotyczny ustrój, a więc Żydzi, mogliby ją zlikwidować, gdyby chcieli. Woleli jednak, by na jej terenie toczyły się wyniszczające wojny. Dla Polski była to katastrofa. Jej starty były, proporcjonalnie, większe niż w czasie II wojny światowej. To na terenie Korony, a nie na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, dokonano tego spustoszenia.