17 stycznia

Parę dni temu minęła 79 rocznica wyzwolenia Warszawy. Dla środowisk lewicowych, tęskniących za PRL-em, było to wyzwolenie, a dla prawicowych – zmiana okupanta. Tym okupantem miał być Związek Radziecki. Spór, w mojej ocenie, jałowy. Obie strony nie wspominają o najważniejszym fakcie, a mianowicie o tym, że wraz z Armią Czerwoną przybyła na teren nowej Polski kolejna fala żydowskich imigrantów. Czy byłoby to możliwe bez wybuchu powstania warszawskiego i zburzenia Warszawy? Czy gdyby Warszawy nie zburzono, to czy możliwe byłoby takie totalne zmarginalizowanie polskiego społeczeństwa? Na portalu DZIEJE.PL w artykule „Upiorne wyzwolenie” – 17 stycznia 1945 r. rozpoczęła się sowiecka okupacja Warszawy można m.in. przeczytać:

W tym samym czasie po drugiej stronie trwała zagłada miasta. Wyburzanie poprzedzał rabunek. Do połowy stycznia 1945 r. z Warszawy na zachód wywieziono ok. 45 tys. wagonów zapełnionych majątkiem mieszkańców oraz maszynami fabrycznymi i surowcami. Apokalipsę obserwowali nieliczni Polacy zmuszeni do niewolniczej pracy przez Niemców. „Nastąpiła głucha detonacja, w oczach naszych cały gmach jak gdyby podskoczył nieco w górę i znikł w obłokach pyłu wapiennego. Gdy tuman pyłu osiadł, oczom naszym ukazała się olbrzymia piramida pogruchotanych cegieł i całych brył muru na miejscu dawnego MSZ przy ulicy Wierzbowej. Całe to makabryczne widowisko przed naszymi oczami rozegrało się kilkadziesiąt metrów od naszej ciężarówki” – wspominał jeden z polskich świadków zburzenia Pałacu Brühla. Ten sam los spotkał sąsiedni Pałac Saski. Ostatnim zniszczonym budynkiem była Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy przy ul. Koszykowej. 16 stycznia 1945 r. Niemcy podpalili magazyn liczący pół miliona woluminów. Straty dla polskiej kultury byłyby jeszcze większe, gdyby nie ofiarna praca kilkudziesięciu muzealników i bibliotekarzy zabezpieczających zbiory za zgodą pragnących je zagrabić Niemców. Setek zaminowanych obiektów Niemcy nie zdążyli wysadzić przed rozpoczęciem sowieckiej ofensywy.

x

Podstawowe pytanie więc brzmi: po co wybuchło powstanie warszawskie? Argument, że dowództwo Armii Krajowej chciało powitać wkraczającą do Warszawy Armię Czerwoną jako legalny rząd czy gospodarz, wydaje się idiotyczny. Warszawę wyzwalały oddziały 1 Armii WP, 47 i 61 Armii 1 Frontu Białoruskiego. Nie znalazłem informacji o liczebności obu tych armii. Natomiast 1 Armia WP liczyła około 70 tys. żołnierzy. Jeśli więc obie armie radzieckie miałyby zbliżoną liczebność, to wojska wyzwalające Warszawę liczyłyby około 200 tys. żołnierzy. Regularne, dobrze uzbrojone i przeszkolone wojsko. I to wojsko miałoby się przestraszyć kilku tysięcy powstańców, słabo uzbrojonych lub bez broni? Tylko chyba ktoś niedorozwinięty umysłowo mógłby uwierzyć w tę bajkę.

Po co więc wybuchło to powstanie? Najpierw ograbiono mieszkańców Warszawy z ich wszelkiego materialnego i kulturalnego dorobku, a później zburzono miasto. A jeszcze później je odbudowano. Jednak w tej nowej Warszawie zamieszkali inni ludzie. O wiele prościej, jakkolwiek brutalnie to by zabrzmiało, było zburzyć miasto i odbudować je, niż eksmitować jego prawowitych mieszkańców z ich domów i mieszkań, bo przecież trzeba by było podać jakiś powód tej eksmisji. Jak wyrzucić z mieszkań kilkaset tysięcy osób? Zburzenie miasta załatwiało ten problem. Ale o tym nie trzeba głośno mówić.

Adam Doboszyński w swoim artykule Dwa narody z lutego 1945 roku pisał:

„Wszak budowa nowego narodu toczyć ma się w atmosferze wolnej od przygniatającego wpływu autorytetów – rodzimych. Zbędny i krepujący balast kultury, tradycji, kamieni martwych, a tak jeszcze wciąż żywych, odrzuci się również. Zniszczenie Warszawy stanowi poważny sukces na drodze do lubelskiego narodu. Historyczne budynki, wspomnienia i powiązania, ludzie żywi, ich mieszkania i pamiątki, wszystko to ciążyło kłodą u nogi.”

Tak więc przedstawiciele obu spierających się stron nie mają racji i nie „widzą” słonia w składzie porcelany. Związek Radziecki nie był ani wyzwolicielem, ani okupantem. Okupantem był ktoś inny. Stalin wykonywał tylko polecenia swoich nieznanych przełożonych. Niemcy również wykonywali polecenia swoich nieznanych przełożonych. Mieli rozkaz zburzyć Warszawę. I dowództwo powstania również wykonywało polecenia swoich nieznanych przełożonych. Mieli rozkaz wywołać powstanie, by dać Niemcom pretekst do zburzenia miasta. No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w dniu 31 lipca 1944 roku odbyła się narada najwyższego ciała Polski Podziemnej, przy udziale Delegata Rządu, Dowódcy Armii Krajowej oraz przedstawicieli czterech rządzących stronnictw i wszyscy – bez wyjątku – opowiedzieli się przeciw powstaniu. Tak było rano, ale po południu odbyła się jeszcze jedna narada i nastąpiła zmiana stanowiska. Wszystko teraz zależało od zgody Delegata Rządu i on ją wyraził. – Londyn orzekł, sprawa skończona.

A w świat poszła informacja, że to Polacy, w swoim szaleństwie, rzucili się z gołymi rękami na regularne wojsko i tym samym doprowadzili do zburzenia miasta. I tak do dziś są postrzegani. A to, co robią obecni rządzący i opozycja, tylko utrwali ten przekaz.

Dlaczego wybuchło?

Jak co roku, na początku sierpnia powraca temat powstania warszawskiego. Nie inaczej było i tym razem. Oficjalna narracja jest niezmienna, ale są tacy, którzy pewne wydarzenia tłumaczą inaczej. Do nich należy Maciej Maciak, który na swoim kanale „Musisz to wiedzieć” w odcinku 1699 z dnia 8 sierpnia staje w obronie Armii Czerwonej, która, według niektórych, stała pod Warszawą i nie pomogła powstańcom. Maciak chce udowodnić jak, jego zdaniem, fałszuje się historię. Mówi o tym od 6. do 21. minuty. Poniżej wybrane fragmenty jego wypowiedzi.

Zanim się powstanie warszawskie zaczęło ci, którzy byli w szeregach AK i nie chcieli powstania byli mordowani przez tych, którzy chcieli powstania. I to niezależnie kim byli. Tu kłania się mord na panu Makowieckim z wydziału propagandy AK i innych osobach. Z żonami byli mordowani, bo nie chcieli powstania. To jest kłamstwo, że ludzie ochoczo poszli do powstania. Wcale tak nie było i ja uważam, że póki archiwa brytyjskie i amerykańskie nie będą odtajnione na ten temat, nie powinniśmy niemal żadnych analiz brać za sensowne.

Wszystkim nam, którzy nie znają szczegółów powstania warszawskiego wydaje się, że 1 sierpnia, jak wybuchło powstanie, to po drugiej stronie Wisły stała Armia Czerwona, nazywana Rosjanami i oni tak się przyglądali i nic nie robili. Gdy wybuchło powstanie, to Armia Czerwona była 50 km od Warszawy. W momencie wybuchu powstania cała lewo- i prawobrzeżna Warszawa jest pod kontrolą Niemców. Ale my mamy wrażenie, że Armia Czerwona stoi na drugim brzegu Wisły i się przygląda. A to nieprawda.

Dlaczego z jednej strony Hitler bawił się jak kotek z myszką, a z drugiej strony dowódcy, prawdziwi dowódcy powstania, czyli Brytyjczycy kazali tak długo się opierać? Bo wygląda na to, że był tu wspólny interes Hitlera i Wielkiej Brytanii, czy tam kapitału, który rozpętał II wojnę światową (Maciak nie wie, że II wojnę światową rozpętał Franek Dolas – przyp. W.L.). Jaki to interes?

Co by miał zyskać Hitler, który nie zlikwidował powstania natychmiast? Dwie rzeczy: wiedząc jacy są Rosjanie, wabiłby ich do ataku, do pomocy, cały czas jest powstanie, cały czas powstanie walczy. No chodźcie pomścić! Przedrzyjcie się przez Wisłę, a my was wybijemy, dzięki temu odzyskamy przewagę na polu walki. Z drugiej zaś strony Wielka Brytania mogła podtrzymywać na duchu i rozkazać przywódcom powstania utrzymywać to powstanie, bo opóźniało ono pochód Stalina, Armii Czerwonej do Berlina. W związku z tym szybciej by dotarli alianci zachodni i to oni inaczej może podzieliliby świat. Nie podobało się zapewne, że Stalin będzie pierwszy w Berlinie. Stalin chciał być pierwszy, a też mamy powstanie i duże siły niemieckie. W interesie Londynu było utrzymywać powstanie i przy okazji skorzystać też z pijarowego zagrania, które do dziś pokutuje, że Związek Radziecki, czyli Rosjanie, ich zdaniem, nie pomogli Warszawie. Nie mieli żadnych szans pomóc Warszawie.

Gdy wybuchło powstanie, w trym samym czasie, była wielka bitwa pancerna, zwana bitwą pod Wołominem. Była to największa bitwa pancerna II wojny światowej na terenach Polski. Rosjanie ponieśli potężne straty, właśnie próbując wyzwolić Warszawę. W tej bitwie pod Wołominem Armia czerwona straciła około 300 czołgów w około dwa tygodnie. Straty niemieckie były mniejsze. Z racji tego, że był ten opór niemiecki, bo to był rejon umocniony, Związek Radziecki, Stalin, uznał, że nie będzie szedł lwu w paszczę i postanowili przebijać się na południe, a powstanie trwa. Przebijali się jakieś 40-50 km na południe od Warszawy. Był to przyczółek warecko-magnuszewski.

Nieprawdą jest, że Armia Czerwona nie chciała pomóc Warszawie. Wykorzystuje się ten fake historyczny do tego, aby szczuć nas na Rosjan. Fakty: od 29 sierpnia do 4 września, czyli jeszcze gdy trzymała się Starówka, czy po upadku Starówki, jeszcze toczyły się walki wokół wzgórza 140. Dopiero 10 września Niemcy opuszczają Pragę. Za moment koniec powstania. Gdzie Rosjanie stali pod Warszawą?

xxx

Tako rzecze Maciej Maciak. To są oczywiście wybrane przeze mnie fragmenty, czasem nawet pojedyncze zdania. Jak ktoś chce, to może odsłuchać całości, to tylko 15 minut. Ja wybrałem to, co wydaje mi się najważniejsze i do czego chciałbym się odnieść.

W jednym punkcie zgadzam się z Maciakiem. Było wielu ludzi w AK, którzy uważali, że powstanie nie powinno wybuchnąć. Również ludność cywilna Warszawy była krytycznie do niego nastawiona. W latach 80. miałem okazję rozmawiać ze starszą kobietą, warszawianką, która zapytana o to, jak to było z tym powstaniem, powiedziała, że warszawiacy przeklinali powstańców i byli bardzo negatywnie do nich nastawieni.

W okresie od 28 listopada do 1 grudnia 1943 roku miała miejsce w Teheranie konferencja z udziałem przywódców USA, Anglii i ZSRR. W polskiej sprawie postanowiono:

  • ustalić nową granicę Polski i ZSRR na tak zwanej linii Curzona
  • dokonać podziału krajów Europy na alianckie strefy operacyjne – na mocy międzyalianckich uzgodnień Polska znalazła się w strefie operacyjnej Armii Czerwonej.
  • ustalono też, iż Niemcy zostaną podzielone na strefy okupacyjne, zaś radziecka strefa okupacyjna Niemiec przylegać będzie do Polski, przez którą przebiegały linie komunikacyjne do tej strefy, co de facto przesądzało losy Polski. Ze względu na odbywające się jesienią 1944 roku w USA wybory prezydenckie, na prośbę prezydenta Roosevelta liczącego na głosy Polonii amerykańskiej utajniono postanowienia wielkiej trójki w kwestii polskiej.

To są fakty. Józef Mackiewicz w swojej powieści Nie trzeba głośno mówić napisał, że władze polskie w Londynie nie zostały poinformowane o postanowieniach tej konferencji, ale drogą nieoficjalną dotarły one do nich. Skoro jednak Maciak twierdzi, że to Anglicy podjęli decyzję o wybuchu powstania, to oni o tych postanowieniach wiedzieli.

Jeśli powstanie miało wybuchnąć, to powinno było to się stać tydzień wcześniej, gdy w Warszawie nie było praktycznie wojsk niemieckich. W dniach 23-24 lipca wybuchła wśród Niemców panika, która osiągnęła kulminację 27 lipca. Nawet władze cywilne przejściowo opuściły miasto. A wybuchło w momencie, gdy Niemcy wrócili ze znacznymi siłami. Kto podjął taką decyzję?

22 lipca na antenie Radia Moskwa został ogłoszony Manifest PKWN, który stwierdzał, że jedynym legalnym źródłem władzy w Polsce jest Krajowa Rada Narodowa, a rząd RP na uchodźstwie określano jako władzę nielegalną. Trudno sobie wyobrazić, by taka informacja nie dotarła do dowództwa AK. Sikorski zgadzał się na dużo, zgadzał się nawet na oddanie Kresów, byle tylko Polska mogła być niepodległym państwem. Chciał, by wojsko polskie wyzwalało Polskę razem z Armią Czerwoną, ale na to nie mógł zgodzić się Stalin i alianci zachodni, bo to oznaczało by, że to polskie wojsko w momencie wkroczenia na ziemie polskie byłoby gwarantem niepodległości nowego państwa. Dlatego wojsko to wyprowadzono do Iranu, by później walczyło na zachodzie Europy. I w ten sposób zostało zneutralizowane, a niewygodną osobę w postaci Sikorskiego spuszczono do morza. Chyba za dużo wiedział albo za dużo domyślał się, a że był ambitny, to tak to musiało się skończyć.

Jeśli więc ktoś oskarża Stalina o to, że nie pomógł powstaniu, bez względu na to czy mógł, czy – nie, to ma chyba jakieś problemy z logicznym myśleniem. Ale załóżmy, że Armia Czerwona pomaga powstaniu i wyzwala Warszawę, w której wita ją dowództwo AK. I co? Stalin dzieli się z nim władzą? W powieści Nie trzeba głośno mówić Mackiewicz pisał:

»Był za okupacji sowieckiej (w Wilnie po 17 września 1939 – przyp. W.L.) u nas taki „Konrad”. Jeszcze wtedy ani w Londynie, ani w Warszawie nie myślano o „sojuszu” z nimi, a on już wtedy wpadł na ten pomysł. I jak jego aresztowali, wystąpił w NKGB w roli „politycznego sojusznika”. Dostał tak w zęby, że potoczył się pod stół. Sam opowiadał później. Powiedzieli jemu wyraźnie: nam konkurentów, ani wspólników do podziału władzy nie potrzeba. Ot co. A wy chcecie „wspólnie” zdobywać Wilno! Tamten już raz dostał w zęby za to. A gdy uciekł z transportu w czterdziestym pierwszym, to dziś znowu powtarza to samo. O tacy, to gorsi od zarazy.«

Argument, że powstanie warszawskie opóźniało marsz Armii Czerwonej do Berlina też jest bez sensu, bo to, co ustalono w Teheranie było respektowane przez wszystkie strony. W blogu „Podział Niemiec” cytowałem Churchilla, który pisał w swoim dziele II wojna światowa:

Wszyscy rozumieli, że uzgodnienia dotyczące stref okupacyjnych nie mogą zakłócać operacji wojskowych. Berlin, Pragę i Wiedeń mógł zdobyć ten, kto doszedłby do nich pierwszy.

Pomimo zwycięskiego marszu armii Eisenhowera, prezydent Truman w drugiej połowie kwietnia stanął w obliczu groźnego kryzysu. Od pewnego czasu ze wszystkich sił starałem się uzmysłowić rządowi Stanów Zjednoczonych, jak wielkie zmiany zachodzą w sferach politycznej i wojskowej. Nasze zachodnie armie wkrótce znajdą się poza granicami stref okupacyjnych, ściskając Niemców między nami a zbliżającymi się ze wschodu Rosjanami.

12 czerwca prezydent odpowiedział na moją depeszę z 4 czerwca stwierdzając, że trójstronne porozumienie o okupacji Niemiec zostało zatwierdzone przez prezydenta Roosevelta „po długich rozważaniach i szczegółowych dyskusjach” ze mną i w związku z tym nie jest możliwe odwlekanie wycofywania wojsk amerykańskich ze strefy sowieckiej w celu wywarcia nacisku na osiągnięcie porozumienia w innych sprawach.

Trzeba jednak zauważyć, że właściwym momentem do działania w tych sprawach był czas, tak jak to wyjaśniłem we wcześniejszych rozdziałach, kiedy wojska potężnych sojuszników stały naprzeciw siebie w polu, zanim Amerykanie i w mniejszym zakresie Brytyjczycy dokonali odwrotu, na obszarze o długości 400 mil i szerokości sięgającej w niektórych miejscach 120 mil. W ten sposób oddaliśmy Rosjanom samo serce i wielki obszar Niemiec.

1 lipca armie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii rozpoczęły wycofywanie się do przeznaczonych dla nich stref. Towarzyszyły im tłumy uciekinierów. Rosja Sowiecka usadowiła się w sercu Europy. Rozpoczął się etap groźny w skutkach dla całej ludzkości.

xxx

Po co w takim razie było powstanie, skoro nie chodziło o opóźnienie marszu Armii Czerwonej do Berlina, nie chodziło też o przejęcie władzy w Warszawie, bo Stalin nie zgodziłby się na to, pomijając już fakt, że garstka powstańców nie mogła przeciwstawić się regularnej, potężnej armii? I dlaczego Niemcy w trakcie walk konsekwentnie niszczyli miasto, bez względu na to, czy to było konieczne, czy – nie? Kto im tak kazał?

Miasto zniszczono, a potem odbudowano i zasiedlono zupełnie nowymi ludźmi, którzy wkroczyli do Warszawy wraz z Armią Czerwoną. Dlaczego tak się nie stało w Pradze, Budapeszcie, Bukareszcie i Sofii? Czym sobie Polacy zasłużyli na taki los? Co jest wyjątkowego w tym miejscu pomiędzy Niemcami a Rosją, że tu nie może być normalnie?

Marsz Powstania Warszawskiego

Zbliża się kolejna rocznica powstania warszawskiego i Robert Bąkiewicz przysłał mi maila. Oczywiście nie tylko mnie, ale pewnie dziesiątkom tysięcy innych osób, które kiedyś udostępniły mu swoje adresy pocztowe. W swoim mailu Pamiętamy o Bohaterach! pisze on m.in.:

»Szanowni Pastwo,

z nieustającym podziwem wspominam męstwo konspiratorów Polskiego Państwa Podziemnego, którzy 1 sierpnia 1944 r. karnie stanęli na wezwanie swoich zwierzchników i przez kolejne przeszło dwa miesiące toczyli nierówny, ale zacięty bój o wyzwolenie stolicy. Sama decyzja Komendy Głównej budziła od początku kontrowersje i nadal jest przedmiotem sporów historyków. Nie umniejsza to jednak w żaden sposób przykładnej dyscypliny żołnierzy AK, jak również i tych organizacji, które wskazywały na konieczność stosowania „ekonomii krwi”.

Chylimy czoła, wspominając ich bohaterstwo

Tak jak to zwykle bywało w naszej historii, przeważającą część powstańców stanowili ludzie młodzi, pełni życia. Wchodzili w dorosłość i kształtowali swoje charaktery w horrorze okupacyjnej rzeczywistości, w której każdego dnia groziła im śmierć. Niezliczone tysiące, niekończące się szeregi młodych Polaków celująco zdały egzamin z miłości do Ojczyzny, stając się wzorami do naśladowania dla kolejnych pokoleń. Dzięki twórczości tzw. pokolenia Kolumbów – twórców literackich, którzy wchodzili w dorosłość podczas II wojny światowej i wtedy na ogół debiutowali, możemy zajrzeć w umysły naszych bohaterów i poznać ich rozterki, marzenia, cele.

Pamiętamy też o cierpieniach cywilnej ludności Warszawy, która złożyła wyjątkowo dużą daninę krwi – nie tylko wskutek bezpośrednich działań bojowych, ale także przeprowadzanych przez Niemców z premedytacją masakr.

Żołnierzom i mieszkańcom stolicy składamy hołd

Roty Marszu Niepodległości, przy wsparciu Straży Narodowej i Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, po raz kolejny przygotowują największe społeczne obchody upamiętniające sierpniowy zryw. Z całego serca zapraszam Państwa 1 sierpnia o godz. 17.00. Tradycyjnie zbierzemy się na Rondzie Dmowskiego, by przejść potem w Marszu Powstania Warszawskiego przez Aleje Jerozolimskie i Nowy Świat na Plac Krasińskich. Nasze zgromadzenie zakończy wystąpienie słowno-muzyczne w wykonaniu Norberta „Smoły” Smolińskiego. Zachęcam do przynoszenia na wydarzenie biało-czerwonych flag!

Każdy z nas współtworzy Marsz Powstania Warszawskiego

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jak w poprzednich latach odpowiedzą Państwo pozytywnie na zaproszenie. Po Marszu Niepodległości jest to drugie najliczniejsze z naszych wydarzeń. Tworzymy je oddolnie, z własnej inicjatywy i polegając na życzliwości patriotów, którzy nie tylko dołączają do obchodów, lecz także pomagają nam od strony materialnej. Przemarsz – wbrew pozorom – nakłada na nas konieczność wydatkowania sporych sum, które przeznaczamy na: nagłośnienie, wóz organizacyjny, druk plakatów, ulotek oraz banerów, zabezpieczenie logistyczne oraz ochronę. Ufam, że i tym razem postanowią Państwo partycypować w kosztach przygotowania Marszu Powstania Warszawskiego. Każda wpłata jest dla nas bezcenną pomocą, ale i widomym znakiem, że czują się Państwo współgospodarzami i współorganizatorami rozumiejącymi potrzebę działania razem na rzecz kultywowania pamięci o naszych bohaterach. Uprzejmie dziękując za datki, z niecierpliwością oczekuję spotkania 1 sierpnia na Rondzie Dmowskiego!«

Jak widać Żydzi konsekwentnie postępują zgodnie ze swoją maksymą: wasze ulice, nasze kamienice. Najpierw były procesje, potem doszły pochody pierwszomajowe, a teraz mamy marsze: A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz – niech żyje nam Wołodia Iljicz. Nie wiem, czym się kierują ci, którzy uczestniczą w Marszu Powstania Warszawskiego i w Marszu Niepodległości? Pewnie część przychodzi tam służbowo, ale większość chyba – nie. Co chcą w ten sposób zyskać? Przecież taki marsz nie ma mocy sprawczej, niczego w ten sposób nie można osiągnąć. Jedyne sensowne wytłumaczenie jego organizowania, to utrwalanie w społeczeństwie pewnej postawy, rzekomo patriotycznej, którą Bąkiewicz tak definiuje:

„Niezliczone tysiące, niekończące się szeregi młodych Polaków celująco zdały egzamin z miłości do Ojczyzny, stając się wzorami do naśladowania dla kolejnych pokoleń.”

A więc miłość do Ojczyzny polega na tym, żeby z gołymi rękami rzucić się na doskonale uzbrojonego wroga i zginąć. I to ma być wzór do naśladowania dla kolejnych pokoleń. Żadnego wyrachowania, pragmatyzmu, tylko fałszywie rozbudzone emocje i bezmyślność. I taki ma być patriotyzm. Żadnej refleksji, żadnego wyciągania wniosków, no bo jak ktoś zacznie analizować, drążyć temat, to może dotrzeć do niewygodnych faktów i zmienić swój pogląd na to powstanie. A jak będzie maszerował albo oglądał przekazy z takiego marszu, to nie będzie czytał czy szukał w internecie wiedzy, która mogłaby zmienić jego stosunek do niego.

Drugie, co uderza w tym przekazie, to te „niezliczone tysiące, niekończące się szeregi młodych Polaków”. Generał Jerzy Kirchmayer, jak podaje Wikipedia, ocenił, że stan liczebny jednostek AK w Warszawie wynosił około 50 tys. zaprzysiężonych (mężczyzn i kobiet). Zaprzysiężonych, co nie znaczy, że wszyscy oni wzięli udział w powstaniu. Takie to były te niezliczone tysiące, niekończące się szeregi młodych Polaków.

I ten Bąkiewicz każe nam wspominać i czcić „bohaterów” tego kretyńskiego powstania warszawskiego i nie zająknie się nawet nad tym, że państwo polskie od 24 lutego przestało już praktycznie istnieć, bo jeśli to państwo za główny cel postawiło sobie pomoc dla Ukrainy i jej obywateli, to znaczy, że nie jest to już państwo polskie i że Polacy stali się obywatelami drugiej, a może nawet i trzeciej kategorii, a wszystko jest dla obywateli obcego państwa. Tego nie widzi i wcale go to nie martwi. Taki to jego „patriotyzm”, żydowski patriotyzm.

Dowództwu AK i ówczesnym politykom mniej chodziło o Polskę, a bardziej o pobicie Niemców, jak pisał o tym Mackiewicz, a obecnemu „polskiemu” rządowi znowu chodzi mniej o Polskę, a bardziej o pobicie Rosji. Cóż za zadziwiająca analogia! Kto za tym stoi i komu to służy? – że się posłużę tym starym, wyświechtanym komunistycznym zapytaniem z czasów PRL-u.

A wspomniany wyżej Kirchmayer? Wikipedia tak o nim m.in. pisze:

»Jerzy Maria Józef Kirchmayer ps. Andrzej, Adam (ur. 1895 w Krakowie, zm. 1959 w Otwocku) – oficer dyplomowany Wojska Polskiego w II RP, generał brygady Ludowego Wojska Polskiego, współautor planu akcji zbrojnej AK „Burza”, historyk wojskowości, pisarz, publicysta, szef Oddziału Historycznego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, zastępca profesora w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk.

Syn Kazimierza, adwokata i Wandy z domu Mataczyńskiej. Szkołę powszechną ukończył we Lwowie, a w 1914 roku gimnazjum – Zakład Naukowo-Wychowawczy Ojców Jezuitów w Chyrowie k. Przemyśla (obecnie Ukraina).«

Jakoś tak jest, że jezuici dziwnie mi się kojarzą. W blogu „Peru” pisałem:

„Tupac Amaru II (Jose Gabriel Condorcanqui y Noguera) 1741-1781 – przywódca zakończonego klęską indiańskiego powstania przeciwko Hiszpanom w 1780 roku w Peru. Potomek inkaskiego przywódcy Tupaca Amaru urodził się w Tincie w prowincji Cuzco. Otrzymał jezuickie wychowanie w szkole w San Francisco de Borja. Studiował na uniwersytecie w Limie. Tutaj też kontynuował studia u jezuitów, co znacząco wpłynęło na jego wiarę. Był bogatym plantatorem koki, przedsiębiorcą przewozowym, właścicielem kopalni kruszców i licznych stad bydła. Swoje interesy prowadził w Limie i Buenos Aires.

W tym miejscu można by zapytać, co skłoniło człowieka bogatego, wykształconego i o ustalonej pozycji społecznej do podjęcia takich działań? Czyżby wychowanie jezuickie? A może tę pozycję osiągnął właśnie dzięki jezuitom i w pewnym momencie dostał propozycję nie do odrzucenia? A może po prostu chodziło o budowanie legendy powstań antyhiszpańskich, po to, by Indianie poparli w przyszłości kogoś, kto wystąpi przeciwko Hiszpanom, choć nie będzie Indianinem?”

Dalej Wikipedia pisze:

„Po agresji III Rzeszy na Polskę był zastępcą szefa Oddziału III (Operacyjnego) sztabu Armii „Pomorze”, został ciężko ranny w Puszczy Kampinoskiej. W okresie okupacji niemieckiej w szeregach Związku Walki Zbrojnej (przemianowanej następnie na Armię Krajową), był szefem sztabu Okręgu Warszawa Województwo i oficerem Oddziału III Komendy Głównej. W konspiracji stracił nogę.

W lipcu 1944 zgłosił się do Ludowego Wojska Polskiego. Początkowo organizował służbę historyczną. Był najpierw kierownikiem Wojskowego Biura Historycznego w Wojskowym Instytucie Naukowo-Wydawniczym, a następnie szefem Oddziału Historycznego Sztabu Generalnego WP. Następnie był oficerem do specjalnych poruczeń szefa Sztabu Generalnego (1947). Po wypełnieniu misji specjalnej, skierowany do Akademii Sztabu Generalnego, gdzie był dyrektorem nauk, a następnie wykładowcą.

W 1948 został usunięty z wojska. W 1950 aresztowany przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego pod fałszywymi zarzutami, rok później skazany na karę dożywotniego więzienia. W październiku 1955 zwolniony, w kwietniu 1956 zrehabilitowany. Pracował następnie w Instytucie Historii Polskiej Akademii nauk na stanowisku zastępcy profesora. Zmarł 11 kwietnia 1959 roku.”

A więc oficer dyplomowany Wojska Polskiego w II RP, generał brygady Ludowego Wojska Polskiego, współautor planu akcji zbrojnej AK „Burza”, w lipcu 1944 roku zgłosił się do Ludowego Wojska Polskiego. Później, dla uwiarygodnienia, skazany na karę dożywotniego więzienia, a następnie zwolniony, zrehabilitowany i zatrudniony w PAN na ciepłej posadce.

Jeśli jeszcze do tego dodamy to, o czym pisał Józef Mackiewicz:

„W ostatniej chwili szef BIP-u AK pułkownik Rzepecki-”Rejent”, wystawiał masowo legitymacje AK członkom komunistycznych i prokomunistycznych formacji „Armii Ludowej”, „Polskiej Armii Ludowej”, „Korpusowi Bezpieczeństwa” podziemnych władz cywilnych, członkom PPR-u i innym, którzy walczyli razem w powstaniu warszawskim ramię przy ramieniu.”

Ilu z tych jeszcze żyjących, trzęsących się na wózkach inwalidzkich, „bohaterów”, to komuniści i prokomuniści? Czy można jeszcze bardziej zakłamać historię powstania warszawskiego? Ewidentni zdrajcy, agenci wrogich państw, płatne pachołki Anglii i Związku Radzieckiego są czczeni jako bohaterowie i patrioci.

AK była organizacją zbrodniczą, której celem było wymordowanie polskich patriotów i zburzenie Warszawy. Bez tego nie mógłby powstać PRL w kształcie, w jakim powstał, czyli państwo, którego społeczeństwo składałoby się z ludzi niewyrobionych politycznie, wielonarodowe na skutek akcji przesiedleńczej i z żydowską elitą i inteligencją. Ta elita i inteligencja nie zaistniałyby, gdyby nie zburzono Warszawy i po odbudowie nie zasiedlono jej nowymi ludźmi. A Żydzi odwracają kota ogonem i ze zdrajców robią bohaterów.

W tym procederze burzenia miasta brali udział wszyscy: AK, Anglosasi, Sowieci i Niemcy. To przecież Niemcy zburzyli Warszawę, a czy musieli? Nic na tym nie zyskali, ale zrobili to. Powód dało im AK, a oni to skwapliwie wykorzystali, wykonując zapewne polecenia swoich nieznanych przełożonych.

Że tak było świadczą afery i nieuregulowanie kwestii gruntów warszawskich, bo zburzyć można, ale grunt pozostaje. Większość przedwojennych właścicieli nigdy ich nie odzyskała, chyba że byli Żydami.

Akcja “Burza”

Już za parę dni, za dni parę zacznie się kolejne świętowanie rocznicy powstania warszawskiego, z którym nieodłącznie wiąże się tzw. akcja „Burza”. I po raz kolejny ci, którzy powinni być uznani za zdrajców i skazani na wieczne potępienie, będą wspominani w glorii chwały. To jest majstersztyk żydowskiej polityki historycznej. Tak to jest, gdy ma się monopol na interpretację przeszłości. O ile o powstaniu warszawskim słyszeli chyba wszyscy, to o akcji „Burza” raczej niewielu. Wypada więc temat przybliżyć, zwłaszcza że łączy się on z samym powstaniem.

»Akcja „Burza” – operacja wojskowa zorganizowana i podjęta przez oddziały Armii Krajowej przeciw wojskom niemieckim w końcowej fazie okupacji niemieckiej, bezpośrednio przed wkroczeniem Armii Czerwonej, prowadzona w granicach II Rzeczypospolitej. Trwała od 4 stycznia 1944, kiedy Armia Czerwona przekroczyła na Wołyniu ustaloną w traktacie ryskim granicę polsko-radziecką, do stycznia 1945. Rozkaz jej rozpoczęcia wydał w listopadzie 1943 Komendant Główny Armii Krajowej gen. Tadeusz Komorowski. Do akcji „Burza” zmobilizowano łącznie ok. 100 tys. żołnierzy i oficerów Armii Krajowej.

Po przekroczeniu przez Armię Czerwoną wschodniej granicy II Rzeczypospolitej i odrzuceniu wysuniętej przez władze RP oferty współdziałania wojskowego z ZSRR, 12 stycznia 1944 Komendant Główny Armii Krajowej wydał rozkaz nr 126, zapowiadający wsparcie Armii Czerwonej w walce z Niemcami w miarę naszych sił i interesów państwowych. 26 października 1944 jego następca gen. Leopold Okulicki wydał rozkaz zakończenia akcji.

Stosunek władz polskich do ZSRR

Generał Władysław Sikorski stał na stanowisku, że Sowietów należy witać jako sprzymierzeńców, ale jeśli stosunek Rosjan do nas stanie się jawnie wrogi, należy ujawnić tylko administrację cywilną, a oddziały AK wycofać w głąb kraju, by ocalić je przed całkowitym zniszczeniem. Komendant Główny Armii Krajowej gen. Stefan Grot-Rowecki był przekonany o wrogiej postawie Sowietów i chciał zgody na podjęcie przygotowań do stawienia oporu ich armiom.

Cele

  • Uświadomienie władzom ZSRR, że na wyzwolonych z okupacji niemieckiej terenach Polski w granicach sprzed 1939 gospodarzami są Polacy, uznający władzę Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, który był jedynym reprezentantem państwa polskiego.
  • Zanegowanie alianckiego podziału na strefy operacyjne, w myśl którego Polska znajdowała się w radzieckiej strefie operacyjnej i wojska aliantów zachodnich ani oddziały im podporządkowane tu nie operowały.
  • Skłonienie ZSRR do uznania władzy Rządu RP w Londynie (reprezentowanego przez Delegaturę Rządu na Kraj) w Polsce i granicy wschodniej sprzed 1939 roku (którą ZSRR uznał postanowieniami traktatu ryskiego w 1921) i praw Polski do jej terenów wschodnich, bezprawnie zagarniętych na mocy postanowień paktu Ribbentrop-Mołotow po agresji ZSRR na Polskę w dniu17 września 1939 roku.
  • Spowodowanie przybycia do Polski sił aliantów zachodnich i jednostek Polskich Sił Zbrojnych na zachodzie, a w pierwszej kolejności 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej.

Konsekwencje

Z politycznego punktu widzenia nie osiągnięto jednak pozytywnych rezultatów. Alianci zachodni, informowani przez wywiad AK o przeprowadzanych przez NKWD masowych aresztowaniach żołnierzy podziemia, dowódców AK i przedstawicieli Delegatury Rządu na Kraj, nie zareagowali w stopniu umożliwiającym zmianę polityki sowieckiej wobec Polski i jej obywateli.

Ogółem na skutek działań sowieckich służb bezpieczeństwa, głównie NKWD, w więzieniach i obozach zamknięto 50 tys. żołnierzy AK, uczestniczących w akcji „Burza”, głównie za odmowę wstąpienia do kontrolowanej przez ZSRR armii Berlinga. Konsekwencją działań NKWD był terror wobec Polaków zamieszkujących tereny wschodnie. Regularnie urządzano obławy na członków Armii Krajowej, np. na Lubelszczyźnie jesienią 1944, oraz na przełomie 1944 i 1945 na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie. Z samego Wilna deportowano 35 tys. Polaków, wymuszając oświadczenia, iż wyjeżdżają oni z własnej woli; w miejsce wywiezionych osiedlano Rosjan.«

Tak to opisuje Wikipedia i co do tych faktów, to chyba raczej trudno mieć zastrzeżenia, choć widać pewne niedopowiedzenia, ale mniej więcej tak było. A dlaczego tak było? Odpowiedź na to pytanie zawsze będzie interpretacją, a ta, z założenia, jest subiektywna, ale czy to oznacza, że musi mijać się z prawdą?

Co wiedziano w tamtym czasie, na przełomie 1943 i 1944 roku? Na konferencji w Teheranie w dniach 28 listopada – 1 grudnia 1943 roku postanowiono m.in.:

  • Ustalono nową granicę wschodnią Polski i ZSRR na tak zwanej linii Curzona.
  • Dokonano podziału krajów Europy na alianckie strefy operacyjne – na mocy międzyalianckich uzgodnień Polska znalazła się w strefie operacyjnej Armii Czerwonej.
  • Ustalono, iż Niemcy zostaną podzielone na strefy okupacyjne, zaś radziecka strefa okupacyjna Niemiec przylegać będzie do Polski, przez którą przebiegały linie komunikacyjne do tej strefy, co de facto przesądzało losy Polski. Ze względu na odbywające się jesienią 1944 roku w USA wybory prezydenckie, na prośbę prezydenta Roosevelta liczącego na głosy Polonii amerykańskiej utajniono postanowienia wielkiej trójki w kwestii polskiej.

Józef Mackiewicz w swojej powieści, po części fabularnej po części dokumentalnej, Nie trzeba głośno mówić, pisał:

W tym czasie w Polsce, powstałe już dawno państwo podziemne rozrasta się coraz bardziej. Działający dotychczas „Związek Walki Zbrojnej” (ZWZ), przyjmuje z początkiem 1942 roku nazwę: Armia Krajowa, na czele której staje generał Stefan Rowecki, używający pseudonimów: „Rakoń”, „Kalina”, „Jan”, „Tur”, głównie jednak „Grot”, którym podpisuje dokumenty publikowane w podziemiu. Akcja podziemna w Polsce wspierana jest wydatnie przez, mniej lub więcej regularne, loty i zrzuty z Anglii; z mniejszym lub większym ryzykiem lotników i skoczków. Do Polski przybywa w ten sposób materiał wybuchowy, broń i amunicja, a przede wszystkim dolary papierowe, dolary złote, funty papierowe i suwereny, marki niemieckie i okupacyjne „młynarki”; łącznicy, emisariusze, instruktorzy.

Generał Rowecki był również zdecydowanym zwolennikiem kolaboracji polsko-sowieckiej i on to, z chwilą wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, położył duży nacisk na powiększenie obszaru dywersji na niemieckich tyłach w kierunku wschodnim, oraz w myśl wskazań gen. Sikorskiego powołał w tym celu organizację wywiadowczą pod kryptonimem „Wachlarz”. Wysłał do Mińska majora Sokołowskiego dla podjęcia na Białorusi wspólnej z partyzantką sowiecką walki przeciwko Niemcom. Wkrótce potem, 14 lutego 1942, depeszował do naczelnego wodza w Londynie:

„Organizacja Wachlarz jest już mocno ustawiona w terenie. Operację przerwania wszystkich linii kolejowych mógłbym powtórzyć kilkakrotnie w różnych odstępach czasu i w chwili najbardziej dotkliwej dla transportu niemieckiego, jeżeli otrzymam wydatnie zwiększoną ilość lotów. Dla wydatnego przeprowadzenia operacji konieczne jest zwiększenie zasięgu lotów do rejonu Wilno i rejonu Lwów, co motywowałem w meldunku nr 146.”

Dalej Mackiewicz pisze:

Konferencja w Teheranie zakończyła się 1 grudnia. Rząd polski w Londynie nie był powiadomiony o zapadłych na tej konferencji decyzjach. Ale to, o czym dowiadywał się z różnych źródeł nieurzędowych, nie mogło zostawić wątpliwości, że zarówno w Ameryce, jak i Anglii dojrzała już ostateczna decyzja oddania Sowietom całej Europy środkowowschodniej. Poprzednio, w końcu października, połączony sztab zachodnich aliantów, „Cossak”, definitywnie wyłączył Polskę, Czechosłowację i inne kraje wschodniej Europy z planów inwazji kontynentalnej. Przyjęta została zasada, że kraje te wchodzą w strefę działania armii czerwonej i stanowią przedmiot politycznego zainteresowania Sowietów. Decyzje powzięte w Teheranie były tylko konsekwencją logiczną poprzednich postanowień i ich przypieczętowaniem. – W stosunku do Polski z tym szczególnym wyjątkiem, że miała być ona oddana Sowietom przy udziale jej własnego rządu i przy udziale podległych temu rządowi agend w kraju. Od tej chwili nastąpiły naciski ze strony angielskiej o usunięcie pewnych członków rządu polskiego, których uważano za przeszkodę, jak też zwielokrotniona w porównaniu do lat ubiegłych presja, aby w Polsce usunięte zostały resztki antysowieckich animozji i nastąpiło pełne podporządkowanie wymogom Stalina.

W tym czasie Sowiety szczególnie domagały się wyłączenia z rządu polskiego generała Sosnkowskiego, który po tajemniczej śmierci gen. Sikorskiego 5 lipca w Gibraltarze, mianowany został na jego miejsce wodzem naczelnym. Do ataków na gen. Sosnkowskiego przyłączyły se pewne wpływowe czynniki polskie. Chodziło o rzecz ważną.

W obliczu zbliżających się wojsk czerwonych do granic Polski, odbyły się w Londynie długotrwałe narady rządu polskiego. Wódz Naczelny, gen. Sosnkowski, zdołał na posiedzeniu 25 października, przeforsować uchwałę, którą następnie w formie tajnej instrukcji, datowanej 27 tegoż miesiąca, przesłał 1 listopada do Warszawy, zawiadamiając Komendanta Głównego AK, że „Kraj z Sowietami współpracować nie będzie”. Na wypadek wkroczenia Sowietów na terytorium Polski:

„... 
B.II. Władze krajowe i Siły Zbrojne w kraju pozostają nadal w konspiracji i oczekują dalszych decyzji Rządu Polskiego.”

Wszelako dowódca Armii Krajowej, generał Bór-Komorowski (używający w korespondencji z Londynem pseudonimu „Lawina”), odmówił wykonania instrukcji Naczelnego Wodza. W depeszy datowanej 26. XI. 1943, do gen. Sosnkowskiego, donosił:

„Na podstawie przesłanej przez P. Generała za L. 5989 instrukcji Rządu dla kraju, wydałem do obszarów i okręgów rozkaz, który przedstawiam. Jak z treści jego wynika, nakazałem ujawnienie się wobec wkraczających Rosjan dowódcom i oddziałom, które wezmą udział w zwalczaniu uchodzących Niemców. Zadaniem ich w tym momencie będzie dokumentować swym wystąpieniem istnienie Rzeczypospolitej. - W tym punkcie rozkaz mój jest niezgodny z instrukcją Rządu...”

Generał Bór zdawał sobie sprawę z wytworzonego stanu faktycznego. W tym czasie AK, a zwłaszcza „Kierownictwo Walki Cywilnej” i prawie wszystkie podległe mu agendy, były w znacznym stopniu zinfiltrowane przez agentów sowieckich, czynniki komunistyczne bądź prokomunistyczne. Zwrócił na to uwagę szef II Oddziału w Londynie już w sierpniu 1942, notując ten fakt z niepokojem. „Lawina” nie ukrywa tego stanu rzeczy i otwarcie donosi o nim w punkcie drugim depeszy:

„2. Przygotowuję w największej tajemnicy, na wypadek drugiej okupacji sowieckiej, zawiązkową sieć dowódczą nowej organizacji... Będzie to odrębna sieć, nie związana z szeroką organizacją AK, rozszyfrowanej w dużej mierze przez czynniki pozostające na służbie sowieckiej...”

Jednakże w załączniku nr 1 do 2100 PZP i 1300/III, z dnia 20.XI. 43, dodaje:

„Wszystkie nasze przygotowania wojenne zmierzają do działań zbrojnych przeciwko Niemcom. W żadnym wypadku nie może dojść do działań zbrojnych przeciwko Rosjanom wkraczającym na ziemie nasze w ślad za Niemcami...”

W dalszym ciągu swej depeszy, dowódca AK przedstawia własne dyspozycje, zawarte w jego rozkazie na wypadek wkroczenia wojsk sowieckich:

„V. Stosunek do Rosjan: 1) Znajdującym się na ziemiach naszych sowieckim oddziałom partyzanckim nie należy w żadnym wypadku utrudniać prowadzenia walki z Niemcami. Unikać obecnie zatargów z oddziałami sowieckimi. Te nasze oddziały, które już miały tego rodzaju zatargi... powinny być przesunięte na inny teren. Z naszej strony dopuszczalna jest tylko akcja samoobrony. 2) Należy przeciwdziałać tendencji ludności terenów wschodnich do ucieczki na zachód przed niebezpieczeństwem rosyjskim... 3) Miejscowy dowódca polski winien się zgłosić wraz z mającym się ujawnić przedstawicielem władzy cywilnej u dowódcy oddziałów sowieckich i stosować się do jego życzeń...”

Depesza dowódcy AK, który odmawia podporządkowania się instrukcji naczelnego wodza i dobrowolnie odwraca jego rozkazy, datowana w Warszawie 26 listopada 1943, idzie w sposób zagadkowy niezmiernie długo… Dociera do rąk naczelnego wodza w Londynie dopiero po miesiącu i pięciu dniach, 1 stycznia 1944 roku. – Na trzy dni przed przekroczeniem wschodniej granicy Rzeczypospolitej przez armie czerwone.

W innym miejscu Mackiewicz pisze:

Jeśli szefem takiego BIP-u, czyli biura informacji i propagandy, czyli dyktatorem prasy i polityki AK, weryfikacji patriotycznej, cenzorem publicystyki i literatury, czystości linii, słowem, kontrolerem ducha narodowego, jest jakiś podpułkowniczek, nie wiem czy dyplomowany, który poza tym lewą nogą jest po tamtej stronie. Jeżeli weźmiesz, że członkiem Komendy Głównej jest taki Kirchmayer, znam go dobrze, który nie ukrywa, że jest duszą po sowieckiej stronie… A zastępca szefa sztabu, już jawny prosowietczyk, Tatar. Jeżeli weźmiesz, że w cywilnych władzach jest jeszcze gorzej pod tym względem…

I dalej:

W Warszawie, w okolicy i na terenie bezpośredniego frontu na wschód od Wisły i zapleczu, znajduje się duża ilość antybolszewickich oddziałów „wschodnich”. Jako to: kozackich, czysto rosyjskich, muzułmańskich, ukraińskich, turkmeńskich, wołgo-tatarskich, litewskich i in. Poza tym w licznych niemieckich oddziałach Waffen-SS, SS, i policji, są całe grupy lub oddzielne kompanie złożone z tych ludzi.

We wszystkich tych formacjach, bez różnicy narodowości, panuje jednostronny nastrój antypolski. Niezależnie od propagandy niemieckiej, wywołany jest rozpowszechnionym przekonaniem, jakoby na podstawie stwierdzonych faktów, że polska AK nie bierze do niewoli, lecz rozstrzeliwuje na miejscu i bez sądu, każdego b. obywatela sowieckiego ujętego z bronią lub bez broni, w mundurze niemieckim. Przy tym niezależnie od indywidualnej winy grabieży lub gwałtu, popełnionego na ludności cywilnej, lecz rzekomo z zasady, jako „zdrajcę ojczyzny”. Ponieważ w tym wypadku „zdrada ojczyzny” zachodzi nie w stosunku do Polski, lecz do Sowietów, zaś ogólnie biorąc ustroju bolszewickiego, o wyzwolenie z którego ci ludzie właśnie walczą – przeto ustaliło się wśród nich jednolite nastawienie, że polska AK jest nie tylko stroną walczącą z Niemcami, lecz czynnym wykonawcą sojuszu z bolszewizmem. – Przykład: porucznik Ter-Zade-Bek z 1-go batalionu azerbejdżańskiego (111 „Bergmann”) oświadczył mi: „Dla mnie osobiście, polska AK jest przedłużeniem sowieckiego NKWD. Tyle że NKWD rozstrzela mnie po przesłuchaniu, zaś AK bez przesłuchania.”

W dalszej części pisze:

13 lipca na baszcie, na szczycie góry Zamkowej, wysoko nad miastem załopotał sztandar czerwony ze znakami sierpa i młota.

Depesza d-cy Okręgu-Wilno AK Ldz. 13199/tjn. 13. VII. 44 brzmiała:

„W zależności od Sowietów zamierzam: 1) Pozostać w rej. Wilna, częścią wspierać armię sowiecką w jej walce z Niemcami. Chcę wywalczyć uznanie nas przez Sowiety jako AK.”

Od 16 lipca żołnierze AK zaczęli znikać z ulic miasta. Tego dnia dowódca „Wilk”-Krzyżanowski zarządził koncentrację w rejonie Taboryszki-Turgiele, a sam ze sztabem udał się na rozmowy z generałem Iwanem Czerniachowskim, dowódcą sowieckiego 3-go Białoruskiego Frontu. Tam został aresztowany. Ogółem aresztowano i zesłano do Kaługi około 50 oficerów AK, głównie pod zarzutem kolaboracji z Niemcami. Część żołnierzy zesłano również. Część się rozproszyła, lub próbowała przedzierać lasami do Polski. Poważna część wlała się dobrowolnie w szeregi tworzącego się komunistycznego wojska polskiego. Tych skierowano głównie w rejon Lublina.

I dalej:

W Chełmie utworzony został przez rząd sowiecki: Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN), który 22 lipca ogłosił manifest do narodu. Ale i po ogłoszeniu tego „Manifestu Lipcowego”, ani rząd polski na emigracji w Londynie, ani jego podziemne agendy w kraju, ani dowództwo Armii Krajowej, w niczym nie zmieniło uprzednio wytyczonej linii politycznej. Zwłaszcza w najistotniejszym dla chwili bieżącej punkcie instrukcji, mianowicie współdziałania i współpracy z Armią Czerwoną.

W nocy na 31 lipca, 2-gi pułk piechoty AK stoczył na kierunku sandomierskim zaciętą bitwę z Niemcami. Szef sztabu pułku donosząc o tym Komendzie Głównej wskazywał, że osłonił przy tym prawe skrzydło nacierających wojsk sowieckich, ułatwiając im przez to posuwanie się na zachód w celu utworzenia ważnego przyczółka na Wiśle.

I na koniec:

… W dwa miesiące po tamtym, najstraszniejszym 5 sierpnia, nastąpił 5 października wymarsz oddziałów AK do niewoli (niemieckiej – przyp. W.L.). (…) W ostatniej chwili szef BIP-u AK pułkownik Rzepecki-”Rejent”, wystawiał masowo legitymacje AK członkom komunistycznych i prokomunistycznych formacji „Armii Ludowej”, „Polskiej Armii Ludowej”, „Korpusowi Bezpieczeństwa” podziemnych władz cywilnych, członkom PPR-u i innym, którzy walczyli razem w powstaniu warszawskim ramię przy ramieniu.

Mam nadzieję, że te długie cytaty nie zmęczyły czytających, ale one były niezbędne do zrozumienia, czym była AK i jej „bohaterowie”. Mackiewicz w swojej powieści przedstawiał fakty, by uświadomić innym, jak było. On ich nie interpretował i nie oceniał. To pozostawił czytelnikowi. Ja już mogę dokonywać ich interpretacji, a czytający mogą, bez względu na moją ocenę, wyrobić sobie własne zdanie, właśnie w oparciu o te fakty.

Argumenty wysuwane przez propagandę AK, że akcja „Burza” i łączące się z nią powstanie warszawskie, miały zademonstrować Sowietom, że AK powita ich w roli gospodarza, były z gatunku tych kretyńskich. Bo niby dlaczego Sowieci mieliby ich uznać za gospodarzy? Armia Czerwona, solidnie dozbrojona przez Anglosasów, była wówczas najpotężniejszą armią lądową na świecie. I ta armia miałaby „przestraszyć się” stu tysięcy partyzantów rozproszonych na okupowanym przez Niemców terytorium? No, ale kłamstwo i niedorzeczności powtarzane od zakończenia wojny do dziś robią swoje. Kropla drąży skałę. Choć trudno w to uwierzyć, ale nawet najtwardsza skała poddaje się erozji wodnej. To tylko kwestia czasu. Skoro we wszystkich publikacjach i programach szkolnych uznawane jest to za dogmat wiary, to po pewnym czasie już nikt się nie zastanawia, czy tego typu uzasadnienie ma sens, chociażby z czysto logicznego punktu widzenia.

Żeby zrozumieć postawę przywódców AK i ich pokrętną argumentację, to do tego nie potrzeba być doktorem czy profesorem i produkować opasłe tomy, w których dzieli się włos na czworo. Wystarczy chłopski rozum, taki jak mój, bo ja należę do plebsu i wszelkie „naukowe” wywody meczą mnie. Otóż sprawa jest bardzo prosta: AK i cały ten ruch oporu był finansowany przez Anglosasów. A kto płaci ten wymaga.

Jak wiadomo Anglosasi współpracowali ze Stalinem. I na konferencji w Teheranie zgodzono się, że Polska będzie w radzieckiej strefie wpływów. To przesądzało o wszystkim. Po co więc była ta cała akcja „Burza” i powstanie warszawskie, skoro przywódcy AK doskonale wiedzieli, co postanowiono na tej konferencji? Ano po to, by wyeliminować tę patriotycznie nastawioną część polskiego społeczeństwa. Tych nieświadomych, prostolinijnych ludzi, myślących bardziej sercem niż rozumem, że jak ojczyzna w potrzebie, to trzeba ją ratować. Od początku wojny Niemcy i Rosjanie, czy raczej naziści i bolszewicy, mordowali polską inteligencję, a akcja „Burza” i powstanie warszawskie rozprawiło się z tymi, którzy zachowali jeszcze jakieś patriotyczne uczucia.

Wikipedia pisze:

Regularnie urządzano obławy na członków Armii Krajowej, np. na Lubelszczyźnie jesienią 1944, oraz na przełomie 1944 i 1945 na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie. Z samego Wilna deportowano 35 tys. Polaków, wymuszając oświadczenia, iż wyjeżdżają oni z własnej woli; w miejsce wywiezionych osiedlano Rosjan.

Deportowano dokąd? Na przełomie 1944 i 1945 roku? Przecież nie na ziemie zachodnie, bo w styczniu 1945 roku „wyzwolono” dopiero Warszawę. Czyli do obozów. A Bór-Komorowski w swoim rozkazie pisał: „Należy przeciwdziałać tendencji ludności terenów wschodnich do ucieczki na zachód przed niebezpieczeństwem rosyjskim…” I ta kanalia została ewakuowana do Anglii i spokojnie dożyła tam do 1966 roku, pobierając pewnie wysoką emeryturę. Czy trzeba lepszego dowodu na to, że był angielskim agentem?

Sikorski chciał, by wojsko polskie szło do Polski najkrótszą drogą, wspólnie z Armią Czerwoną, ale niezależne od niej. Na to nie mógł zgodzić się Stalin i Anglosasi, bo oni ustalili, że Polska będzie w radzieckiej strefie wpływów. Natomiast niezależne od Stalina wojsko polskie na terenie Polski byłoby gwarantem jej niezależności od niego. Na to ani on, ani Anglosasi zgodzić się nie mogli i stąd wyprowadzenie wojska polskiego na Bliski Wschód. Do Polski najkrótszą drogą mogło iść tylko wojsko polskie całkowicie podległe Stalinowi. Pozostała jeszcze kwestia skłonienia dowództwa AK do współpracy z Sowietami, czyli do przeprowadzenia akcji “Burza”. Na to Sikorski prawdopodobnie nie godził się i stąd ta „katastrofa” w Gibraltarze 4 lipca 1943 roku. Czyj to był pomysł, tego pewnie nigdy się nie dowiemy, ale wykonawcami byli Anglicy, bo to na ich terenie działał rząd londyński. I bez dostępu do utajnionych angielskich archiwów poznajemy sprawcę, zgodnie ze starą zasadą: is fecit, cui prodest (ten zrobił, komu to przynosi korzyść).

Powojenna Polska miała być państwem, w którym elitą będą Żydzi i oni będą rządzić w tym państwie. By tak się stało, należało wyeliminować polską inteligencję, i tak nieliczną, i tę część polskiej ludności, która zachowała w sobie jakąś dozę patriotyzmu. O ile wyeliminowanie inteligencji nie stanowiło problemu, bo kto do niej należał, decydował status społeczny, o tyle patriotów można było wyeliminować, angażując ich w walkę z okupantem. I po to była Akcja „Burza”.

Powstanie warszawskie było po to, by zburzyć miasto, tak by nowe, odbudowane miasto zasiedlić odpowiednimi ludźmi. W ten sposób pozbywano się z Warszawy niewygodnej dla nowej władzy warstwy ludzi, zasiedziałej, z utrwalonym systemem wartości. W latach 80-tych miałem okazję rozmawiać z warszawianką, która przeżyła powstanie. Ona powiedziała, że większość ówczesnych mieszkańców Warszawy przeklinała tych powstańców. Trudno się im dziwić. Oni już przeczuwali, że dla wielu z nich będzie oznaczać to utratę ich dorobku, często dorobku wielu pokoleń.

Tak więc Anglosasi współpracowali ze Związkiem Radzieckim, by zlikwidować w Polsce polską inteligencję i patriotyczne społeczeństwo, by stworzyć PRL, czyli państwo, w którym elitą będą Żydzi, a resztę tego społeczeństwa będą stanowić polscy chłopi i mniejszości narodowe ze wschodu, przesiedlone do nowej Polski i na tzw. Ziemie Odzyskane, czyli Ukraińcy, Białorusini, Litwini. – Taka nijaka mieszanka, która w żaden sposób nie będzie w stanie zagrozić żydowskiej dominacji w tym kraju.

I na koniec taka zagadka. Jeśli Anglosasi współpracowali ze Związkiem Radzieckim, oczywiście na polecenie swoich nieznanych przełożonych, by wyeliminować polską inteligencję i polskich patriotów, wysługując się przy tym sowicie opłacanymi osobnikami z dowództwa AK, to czy ci Anglosasi, sowicie opłacający osobników z ukraińskiego rządu, współpracują z Rosją, by wyeliminować ukraińskich patriotów, kimkolwiek by oni byli? – Oto jest pytanie!

Powstanie warszawskie

Powstanie warszawskie budziło, budzi i będzie budzić kontrowersje. Czy powinno było wybuchnąć, czy – nie? Argumentów za i przeciw wysuwano wiele, a wątpliwości nadal pozostały. Wypadałoby więc zacząć od przedstawienia faktów.

W okresie od 28 listopada do 1 grudnia 1943 roku miała miejsce w Teheranie konferencja z udziałem przywódców USA, Anglii i ZSRR. W polskiej sprawie postanowiono:

  • ustalić nową granicę Polski i ZSRR na tak zwanej linii Curzona
  • dokonać podziału krajów Europy na alianckie strefy operacyjne – na mocy międzyalianckich uzgodnień Polska znalazła się w strefie operacyjnej Armii Czerwonej.
  • ustalono też, iż Niemcy zostaną podzielone na strefy okupacyjne, zaś radziecka strefa okupacyjna Niemiec przylegać będzie do Polski, przez którą przebiegały linie komunikacyjne do tej strefy, co de facto przesądzało losy Polski. Ze względu na odbywające się jesienią 1944 roku w USA wybory prezydenckie, na prośbę prezydenta Roosevelta liczącego na głosy Polonii amerykańskiej utajniono postanowienia wielkiej trójki w kwestii polskiej. (Wikipedia)

6 czerwca 1944 roku miało miejsce lądowanie wojsk alianckich w Normandii. 1 sierpnia wybucha powstanie. Wojska sowieckie stoją pod Warszawą. Niemcy pod koniec lipca wzmacniają swoje siły w Warszawie. Przygotowania do powstania ulegają przyspieszeniu w miarę zbliżania się wojsk sowieckich. Ma ono dwa cele: polityczny i militarny. Polityczny – to zdobycie władzy w Warszawie zanim wkroczą tam bolszewicy, militarny – to pokonanie Niemiec.

Naczelnym Wodzem był gen. Kazimierz Sosnkowski, który rezydował w Londynie. To on wysłał pułkownika Okulickiego do Polski. Jego zrzut nastąpił 21 maja 1944 roku. 3 czerwca został przyjęty przez dowódcę AK i równocześnie został mianowany na stopień generalski. Został on skierowany do Polski jako zastępca dowódcy AK. Później został zastępcą szefa sztabu AK. W hierarchii ważności był trzecim co do ważności oficerem krajowego podziemia. Pierwszym był gen. Tadeusz Bór-Komorowski, drugim gen. Tadeusz Pełczyński. Jednak Okulicki był osobistym wysłannikiem Naczelnego Wodza i stąd jego pozycja była silniejsza.

Cóż z tego wynika? Wynika z tego, że nie bardzo było wiadomo, kto rządził, kto podejmował ostateczne decyzje. Pod koniec lipca ppłk Ludwik Muzyczka przedstawił Komorowskiemu opracowany przez siebie memoriał, którego treść została uzgodniona z płk Fieldorfem i płk Janem Skorobohatym-Jakubowskim. Domagał się w nim cofnięcia decyzji o powstaniu. Twierdził, że AK jest zbyt słaba na konfrontację z Niemcami oraz, że Polskę czeka długa walka przeciw Rosjanom. W takich warunkach podjęcie walki byłoby samobójstwem politycznym.

W dniu 31 lipca w KG AK o godzinie 18-tej odbyła się odprawa, choć zwykle popołudniowe odprawy rozpoczynały się o 17-tej. Obecni byli generałowie Bór-Komorowski, Pełczyński, Okulicki, płk Chruściel oraz mjr Janina Karasiówna. Chruściel stwierdził, że walkę należy rozpocząć bezzwłocznie, ponieważ Sowieci zbliżają się do Pragi. Gen. Komorowski, po krótkiej naradzie z obecnymi uznał, że trzeba skontaktować się z Delegatem Rządu, gdyż jego zgoda była potrzebna do wydania ostatecznego rozkazu. Po pół godzinie Jan Stanisław Jankowski przybył na odprawę i wyraził zgodę. Te fakty pochodzą z artykułu Lecha Mażewskiego „Duet legionowych generałów”. W nim również przytacza on wypowiedź gen. Kazimierza Sawickiego, który kontaktował się Okulickim. Rozmowy z nim Sawicki tak relacjonuje: „Wyniosłem z nich wrażenie, że Okulicki przyjechał z formalnym mandatem Naczelnego Wodza (…) Stosunek gen. Okulickiego do obecnych Naczelnych Władz AK był wręcz krytyczny – nie tylko odnośnie osobistych kwalifikacji tego zespołu, ale i kierunku pracy AK. Misją Okulickiego było ten stan rzeczy zmienić”. Dalej: „Podkreślał otrzymany od gen. Sosnkowskiego mandat, posiadanie z nim ścisłej i bezpośredniej łączności (specjalny kod) i możność komunikowania się z Londynem ponad głowami władz w Warszawie”. I ostateczna konkluzja: „Jak wszystko na to wskazuje, jego zadaniem nie było wysłuchiwanie argumentów, a przekonanie kogo się dało do poparcia idei powstania w Warszawie”.

Jednak tego samego dnia tj. 31 lipca rano w KG AK odbyła się narada, pod koniec której gen. Okulicki powiedział do dowódcy AK: “Jeśli Pan Generał nie podejmie decyzji, będzie pan drugim Skrzyneckim”. To jednak nie wymusiło decyzji o powstaniu. Podjęto ją dopiero na odprawie z godziny 18-tej. Czy to o tej rannej naradzie pisze Adam Doboszyński w artykule “W pól drogi” z 1947 roku? – Takiego kierownictwa zabrakło nam niestety w ostatnich latach, i Naród nasz poprzez najcięższe próby dziejowe posuwa się niejako po omacku, zdany na własny instynkt, który nie zawsze potrafi wziąć górę nad połączonym działaniem agentur i inspirowanych z zagranicy konspiracji. Za przykład, do czego prowadzi brak poważnego kierownictwa narodowego, niech posłuży historia Powstania Warszawskiego z roku 1944. W przeddzień jego wybuchu, w dniu 31 lipca odbyła się narada najwyższego ciała Polski Podziemnej, przy udziale Delegata Rządu (wicepremiera na kraj), Dowódcy Armii Krajowej oraz przedstawicieli czterech rządzących stronnictw. Wszyscy obecni – bez wyjątku – opowiedzieli się przeciw powstaniu. Mimo to powstanie następnego dnia wybuchło i zniszczyło stolicę, co niezmiernie ułatwiło Sowietom opanowanie Polski.

Mażewski pisze też – Generał Sosnkowski przestrzegał: Natomiast w obecnych warunkach jestem bezwzględnie przeciwny powstaniu powszechnemu, którego sens historyczny musiałby z konieczności wyrazić się w zmianie jednej okupacji na drugą. Był więc przeciwny “powstaniu powszechnemu”, ale wzywał do kontynuacji planu “Burza”, czym faktycznie było powstanie warszawskie. Formalnego rozkazu, zakazującego walk powstańczych w Warszawie nie wydał. Anders wspominał po latach: Namawiałem go, żeby dał formalny rozkaz zakazujący powstania. Odpowiadał mi:Oni mnie nie posłuchają, oni posłuchają Mikołajczyka.

Z kolei Bór-Komorowski w 1965 roku oświadczył, że gdyby otrzymał od Naczelnego Wodza zakaz walki o Warszawę, to by jej nie rozpoczynał. Ale ten sam Bór-Komorowski podjął decyzję o wybuchu powstania, po tym, jak uzyskał zgodę Delegata Rządu. Z tego wynika, że bez zgody tego Delegata tego „ostatecznego rozkazu” nie wydałby. Czy Delegat Rządu podjął decyzję samodzielnie, czy w oparciu o instrukcje, które otrzymał wcześniej? Czy Okulicki też działał w oparciu o takie instrukcje? Innymi słowy, osoby wydelegowane z Anglii miały decydujący i ostateczny wpływ na podjęcie walki. Czy rząd będący na utrzymaniu innego rządu i korzystający z jego gościnności może podejmować decyzje zgodne z interesem własnego kraju i narodu, czy może raczej skłonny jest działać w interesie swego, jakbyśmy to dziś ujęli, sponsora?

Rosjanie w połowie września zajęli prawobrzeżną Warszawę. I zatrzymali się. I stali tak do 17 stycznia 1945 roku. Powstanie upadło na początku października, a oni przez trzy i pół miesiąca nie ruszyli się. Czy więc wybuch tego powstania miał zatrzymać Rosjan, tak by wojska, które wylądowały w Normandii mogły zdobywać teren? Ale dlaczego po upadku powstania stali jeszcze przez trzy i pół miesiąca?

Maria Dąbrowska w swoim dzienniku pod datą 18.XI. 1945 zapisała:

O ósmej rano Lutyk (z S.P.B.) przyjechał po mnie autem i zabrał mnie do Dąbrowy na uroczyste otwarcie i poświęcenie nowego gmachu (właściwie baraku) gimnazjum. W drodze opowiadał mi jak w zeszłym roku był świadkiem spowodowania powstania przez Moskali. Na dzień przed powstaniem wyjechał za Wisłę na letnisko do żony (pod Radzymin). We wtorek 1 sierpnia chciał wrócić. Szedł [?] na czołg sowiecki. Moskale symulowali szturm na Warszawę – 200 czołgów ruszyło bez benzyny i artylerii – W chwili nalotu niemieckiego, Moskale wyskoczyli z czołgów. 200 czołgów zostało zniszczone – ale ten pseudoszturm i zgiełk tej „bitwy” na przedpolach Pragi stał się hasłem do powstania. Warszawę zniszczyły Sowiety – świadomie na zimno.

Nie wiem czy warszawskie mosty były wtedy nienaruszone, ale jeśli nie, to z pewnością były podminowane. Czołgi musiałyby przejechać przez te mosty. Bez wsparcia artylerii i lotnictwa dowództwo sowieckie nie wykonałoby takiego manewru. A gdyby wkroczyło do akcji lotnictwo i artyleria, to mosty zostałyby wysadzone. Nawet nie chce mi się wierzyć, że gen. Bór-Komorowski mógł podjąć decyzję w oparciu o taki meldunek. I Delegat Rządu wyraził zgodę na rozpoczęcie walk. To wszystko grubymi nićmi szyte: i tłumaczenie się Sosnkowskiego, i argumenty Okulickiego. Rzucanie się z nieuzbrojonymi oddziałami, przecież nie regularnego wojska, na uzbrojoną i wzmocnioną, na krótko przed wybuchem powstania, armię, to szaleństwo. Liczenie na to, że utworzenie rządu, zanim wejdą do Warszawy Sowieci, da temu rządowi podstawy do negocjacji ze Stalinem, i że on będzie go respektował – to naiwność. Tyle że nie było tam naiwności i szaleństwa. A jeśli było, to tym gorzej dla nas. Józef Mackiewicz, który na krótko przed wybuchem powstania, uciekając przed bolszewikami z Wilna, przebywał w Warszawie, w powieści “Nie trzeba głośno mówić” napisał, że właśnie wtedy w Warszawie pojawiło się mnóstwo dolarów. Ale o tym nie trzeba głośno mówić! Bo mogłoby się okazać, że ci wszyscy, których uważa się za bohaterów, a przynajmniej niektórzy z nich, mogliby się okazać cynicznymi, wyrachowanymi kanaliami bez skrupułów. Jeszcze wszystko przed nami. Nasi posłowie, ze wszystkich partii, jak przyjdzie stosowny czas, sprzedadzą nas komu trzeba.

Warszawa została zniszczona, ludność zdziesiątkowana, rozproszona po Polsce i po świecie. Ta polska inteligencja, zaczątek polskiej elity, tak pieczołowicie odtwarzany po starcie, jaką przyniosła Wielka Emigracja po rozbiorach i po powstaniu listopadowym, i której najwięcej, po tym jak Lwów odpadł od Polski, było w Warszawie – ta polska inteligencja uległa unicestwieniu. Zniszczono ją, zniszczono budynki, domy, muzea z bezcennymi zbiorami, wszystko zniszczono. Miasto zrównano z ziemią. I dopiero w tym momencie można było budować od nowa. Ale do tych nowych mieszkań, do tych nowych muzeów, uczelni, instytucji centralnych itp., do nich przyszli nowi ludzie. Powstała nowa Warszawa i nowa Polska. I o to chodziło! Niech dopełnieniem do tego będzie cytat z artykułu “Dwa narody” Adama Doboszyńskiego z 1945 roku: Zniszczenie Warszawy stanowi poważny sukces na drodze do lubelskiego narodu. Historyczne budynki, wspomnienia i powiązania, ludzie żywi, ich mieszkania i pamiątki, wszystko to ciążyło kłodą u nogi. W Warszawie zbyt mało było z Szeli, zbyt dużo z Traugutta.

Komu na tym najbardziej zależało? Anglikom? A co oni by z tego mieli? To nie ich strefa wpływu. Bolszewikom? A oni co? Przecież nie zburzyli Pragi, Budapesztu, Bukaresztu i Sofii. Z opozycją poradziliby sobie bez burzenia miasta. No więc kto skorzystał? Kto obsiadł nową Warszawę, urzędy centralne, wydawnictwa, prasę, radio i telewizję, kulturę, teatr itp. Znaleźli sobie ludzi nijakich typu Sosnkowski, Okulicki, Bór-Komorowski, Delegat Rządu – Jan Stanisław Jankowski i tym podobnych. I oni, za pieniądze, z głupoty, czy z naiwności, dokonali dzieła zniszczenia. Warszawa została zniszczona, bo Polacy dali się sprowokować. A może przekupić? Możemy narzekać na Stalina i aliantów, ale przede wszystkim powinniśmy zacząć od krytycznego spojrzenia na siebie, na własne wady. Za dużo w nas emocji, za mało chłodnego myślenia, kalkulacji, a może za dużo w nas zdrajców bez skrupułów.

Nic się nie zmieniło. Ktoś znowu podburza Polaków, naiwnych Polaków, do uczestnictwa w Marszach. Mamy więc Marsz Niepodległości, Marsz Powstania Warszawskiego i czego tam jeszcze nie ma. A oni śmieją się: wasze ulice, nasze kamienice. A do tumanienia nas zatrudniają najzdolniejszych dziennikarzy, którzy uwodzą nas kwiecistą mową i świetnym piórem, ale, co zastanawiające, sami w nich nie biorą udziału, bo zawsze wypada jakieś spotkanie z czytelnikami albo coś innego. Powstanie warszawskie to jeden z – odległych już, ale jakże brzemiennych w skutkach – etapów budowania nowego państwa, w którym Polacy będą obywatelami trzeciej kategorii.

Powstanie warszawskie to wielka tragedia. Zniszczone miasto i jego ludność, która była zaczątkiem polskiej inteligencji i mieszczaństwa, czyli tego, czego Polsce zawsze brakowało, by być normalnym społeczeństwem. Nie ma usprawiedliwienia dla dobrych chęci i podpierania się patriotyzmem, gdy skutki są tak tragiczne. Ale o tym nie trzeba głośno mówić.

Lech Mażewski w swoim artykule opierał się na poniższych źródłach:

  1. Aleksander Skarżyński – Polityczne przyczyny powstania warszawskiego, Warszawa 1984.
  2. Jan M. Ciechanowski – Powstanie warszawskie, Warszawa 1984.
  3. Janusz K. Zawodny – Uczestnicy i świadkowie powstania warszawskiego. Wywiady, Warszawa 1994.
  4. Andrzej Przemyski – Ostatni komendant. Generał Leopold Okulicki, Lublin 1990.