III powstanie śląskie

3 maja kojarzy się nam, a przynajmniej mnie, z Konstytucją 3 maja. W tym roku obchodzimy okrągłą rocznicę. Mija 230 lat od tamtego wydarzenia. To było w 1791 roku. Gdy do tej daty dodamy 130 lat, to wyjdzie nam rok 1921. A więc 100 lat temu też wydarzyło się coś, o czym powinniśmy pamiętać. Właśnie wtedy, 3 maja, wybuchło trzecie powstanie śląskie, te najważniejsze, bo najbardziej brzemienne w skutkach. Górny Śląsk to obecne województwo śląskie i opolskie. Tak jest od 1999 roku, gdy wprowadzano reformę administracyjną. Planowano wtedy utworzyć województwo górnośląskie w jego historycznych granicach, ale na skutek veta prezydenta Kwaśniewskiego dokonano jego podziału na dwa województwa. Niemcy dzielili Śląsk na trzy części: Oberschlesien – Górny Śląsk ze stolicą w Opolu, Mittelschlesien – Średni Śląsk ze stolicą we Wrocławiu i Niederschlesien – Dolny Śląsk ze stolicą w Legnicy.

Historia Górnego Śląska, zwłaszcza ta średniowieczna jest bardzo poplątana. Co nie powinno dziwić, skoro jego władcą na przełomie XII i XIII wieku był Mieszko I Plątonogi. W 1348 zostaje on włączony do Korony Czeskiej. W 1526 roku Królestwo Czech wraz z Górnym Śląskiem dostaje się pod władzę Ferdynanda I Habsburga. W 1740 roku król pruski Fryderyk II Wielki zajmuje prawie cały Górny Śląsk. Można więc powiedzieć, że od tego momentu zaczyna się niemiecka historia Górnego Śląska. A to już się wiąże z powstaniami śląskimi.

Od tego momentu, jak pisze Wikipedia, zaczyna się etap intensywnej germanizacji, bo na ziemiach tych dominuje ludność polska. Już w 1744 roku wprowadzono zakaz używania języka polskiego w sądownictwie. W 1754 roku wprowadzono zakaz zatrudniania w szkołach nauczycieli bez znajomości języka niemieckiego, a w 1763 powszechny obowiązek nauczania tego języka we wszystkich szkołach podstawowych. W 1764 roku zwolniono wszystkich nauczycieli, którzy nie znali języka niemieckiego.

Informacja, że wprowadzono powszechny obowiązek nauczania języka niemieckiego w szkołach podstawowych jest niepełna, bo nie wynika z niej, czy automatycznie zabroniono nauki w języku polskim. W PRL-u też wprowadzono powszechny obowiązek nauki języka rosyjskiego w szkołach podstawowych w klasach V-VIII i w szkołach średnich, ale my nadal uczyliśmy się w języku polskim. Drugim językiem obcym, obowiązkowym w szkołach średnich, był język zachodni. Był to najczęściej angielski, rzadziej niemiecki i francuski. Tak było w całej Polsce, oprócz Górnego Śląska. Tam językiem zachodnim nie mógł być język niemiecki.

W 1763 roku osiedlono na Górnym Śląsku 61 tysięcy Niemców, a przez następne 40 lat około 110 tysięcy. Akcja osiedleńcza to był niewątpliwie proces zmierzający do zmiany stanu etnicznego regionu. W 1810 roku wydano zakaz używania języka polskiego w nabożeństwach odprawianych w kościołach ewangelickich. Z tego faktu można wysnuć wniosek, że spora część ludności polskiej była wyznania protestanckiego, bo gdyby to było zjawisko marginalne, to nie odprawiano by tych nabożeństw w języku polskim. Dążono więc do schematu: Polak – katolik, Niemiec – protestant. Tylko czy to był interes Niemiec jako państwa? Łatwiej przecież było zgermanizować poprzez wiarę niż język. A skoro zrezygnowano z tego, to może nie był to element polityki niemieckiej, tylko tej stojącej ponad nią. Polak – katolik, to wróg, ale Polak – protestant, to już jest problem. Czyj więc to był zamysł? A fundamentalne założenie endeckiego systemu wartości? – Polska musi być katolicka, albo wcale jej nie będzie. Cóż takiego stałoby się Polakowi, gdyby był protestantem? Czy rzeczywiście to był interes narodu polskiego, by być katolicką wyspą pośród wrogich wyznań? Łatwiej wtedy wzniecać nienawiść, prowokować konflikty i wojny. Walka z Kościołem katolickim to była walka z Polakami.

Po dojściu do władzy Ottona von Bismarcka nastąpiło zaostrzenie polityki germanizacyjnej na ziemiach polskich. W latach 1872-1874 prawie całkowicie wyrugowano język polski ze szkół. W 1876 roku wycofano ostatecznie język polski z sądownictwa i urzędów na całym obszarze państwa pruskiego. Rozpoczęła się walka z Kościołem katolickim, który podporządkowano państwu. Nastąpiło też skasowanie klasztorów. Zapewne walka ta miała wywoływać opór wśród polskiej katolickiej ludności. Nic tak skutecznie nie dzieli ludzi, jak różnice na tle religii czy wyznania. Jako mieszkaniec tej części Podlasia, w której prawosławni stanowią większość, doświadczyłem tego osobiście. Nie dziwi mnie więc niemiecka polityka na Górnym Śląsku, mająca na celu zantagonizowanie ludzi na tle religijnym. Jak wspaniale współpracowały ze sobą Prusy i Rosja w polskich sprawach. A gdyby tak Polacy w większości albo chociaż w połowie byli protestantami? Czy Prusy byłyby wtedy tak skłonne do współpracy z Rosją?

Jakoś ta germanizacja postępowała słabo, skoro ponad 70 lat od wcielenia Górnego Śląska do Prus i rozpoczęcia akcji germanizacyjnej i kolonizacyjnej procentowy udział Polaków na tym terenie wynosił 72%, a w 1848 roku niemiecki uczony Rudolf Virchow pisał:

Cały Górny Śląsk jest polski. Gdy tylko przekroczy się Stobrawę, wtedy bez znajomości języka polskiego kontakt z ludnością wiejską i biedniejszą częścią mieszkańców miast jest niemożliwy. Niewiele też pomoże tłumacz. Jest to powszechne zjawisko na prawym brzegu Odry, natomiast na lewym brzegu domieszało się już sporo elementu niemieckiego.

Po zjednoczeniu Prus z Rzeszą Niemiecką (1871), na tereny Dolnego i Górnego Śląska po raz kolejny napłynęła fala ludności niemieckojęzycznej. Jednak wydany w 1923 roku w Niemczech atlas geograficzny i demograficzny Richarda Andreego nie pozostawiał złudzeń. Ludność polskojęzyczna na Górnym Śląsku stanowiła 75% ogółu populacji. Dane te potwierdzają wcześniejsze wyniki wyborów komunalnych z 9 października 1919 roku, w których 70% ludności głosowało na listy polskie. Natomiast na obszarze Górnego Śląska, który przypadł w Plebiscycie stronie niemieckiej, podczas spisu w 1925 roku, pomimo nacisku administracyjnego i propagandy antypolskiej, 151 200 osób zadeklarowało język polski jako ojczysty (11,2% populacji niemieckiego obszaru Górnego Śląska), natomiast 384 600 osób (28,5%) podało, że posługuje się językiem niemieckim i polskim.

W XIX wieku, jak pisze Wikipedia, niemal w każdym mieście Górnego Śląska rozbudziło się życie narodowe działaczy polskich. Tak było m.in. w Bytomiu, Chorzowie, Opolu, Raciborzu, Prudniku. W latach 1871-1914 ukazywało się wiele polskich czasopism. W Chorzowie, zwanym wtedy Królewską Hutą, było ich 12, w Bytomiu – 15 (więcej niż niemieckich), w Opolu – 7, w Raciborzu – 6. Powstawały polskie drukarnie, m.in. w Oleśnie, Mikołowie, Cieszynie, Piekarach Śląskich. Podobnie było na Śląsku Cieszyńskim i na Zaolziu. Wygląda więc na to, że ta germanizacja jakaś taka bezzębna i tolerancyjna.

W tamtym czasie pojawiło się też wielu działaczy na rzecz polskości Górnego Śląska. Najbardziej znanym był chyba Wojciech Korfanty. Jego życie oraz kariera, podobne były do losów wielu Polaków z zaboru pruskiego. Ich wspólną cechą było odebranie wyższego wykształcenia w Niemczech. I często nie byli to ludzie, którzy pochodzili z zamożnych rodzin. Do nich należał Korfanty. Jego ojciec był górnikiem.

Korfanty rozpoczął naukę w niemieckiej szkole ludowej. Następnie uczęszczał do katowickiego Gimnazjum Królewskiego, w którym poznał Konstantego Wolnego, przyszłego współautora Statutu Organicznego Województwa Śląskiego i pierwszego marszałka Sejmu Śląskiego. Jego ojciec był kowalem. W 1898 roku Wolny rozpoczął studia na fakultecie medycznym Uniwersytetu Wrocławskiego, ale już na pierwszym roku zmienił kierunek na prawo. Po ukończeniu studiów (1901) pracował jako adwokat na Górnym Śląsku, angażując się jednocześnie politycznie. Po kilkuletniej praktyce sądowej zdał państwowy egzamin asesorski w Ministerstwie Sprawiedliwości w Berlinie. Wraz z Korfantym i Cyrylem Ratajskim (prezydent Poznania, minister spraw wewnętrznych w rządzie Władysława Grabskiego) był aktywny w Towarzystwie Narodowo-Demokratycznym. Gdy pojawia mi się słowo „demokracja”, „demokratyczny”, to od razu zapala mi się czerwona lampka. A więc mamy: ROAD – Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna, Unia Demokratyczna, Unia Wolności, Platforma Obywatelska. Po jednej stronie mamy Narodową Demokrację, a po drugiej – Piłsudskiego i jego obecny odpowiednik – PiS. Naprawdę w świecie nigdy nie dzieje się nic nowego, jak twierdził Hajle Syllasje.

Tak więc patriota, zaangażowany w przywrócenie polskości Górnego Śląska, zdaje egzamin asesorski w Berlinie – bardzo dziwne. Z chwilą wybuchu I wojny światowej zostaje prewencyjnie aresztowany i osadzony w twierdzy w Nysie. Następnie przez trzy lata odbywał służbę wojskową w armii pruskiej. Większość czasu spędził w Janowie Podlaskim. Po zdemobilizowaniu w listopadzie 1918 roku osiadł w Bytomiu. To są informacje z Wikipedii. A jak to było z tą demobilizacją? Józef Mackiewicz w swojej powieści Lewa wolna tak to opisuje:

W listopadzie 1918-go roku kordon padł. To, co potem zaczęło się na tych ziemiach, było więc praktycznie nie tyle bezpośrednio skutkiem rewolucji bolszewickiej z 7-go listopada 1917-go roku, lecz bezpośrednim skutkiem rewolucji niemieckiej z 9-go listopada 1918-go roku.

Cesarskie Niemcy pokonane zostały na zachodzie, i dnia 11-go listopada 1918-go roku zmuszone do kapitulacji i podpisania podyktowanych im przez zwycięzców warunków zawieszenia broni. Wszelako paragraf 12-ty tych warunków, który nakazywał wprawdzie Niemcom natychmiastowe wycofanie ich wojsk z Austrii, Węgier, Bułgarii i Turcji, nakazywał im jednocześnie pozostawać gdzie stali w Rosji tak długo, dopóki Alianci ich przebywanie tam będą uważać – „za pożądane ze względu na wewnętrzna sytuację tych terenów”. W ten sposób kordon regularnych wojsk niemieckich, osłaniających przed rewolucją bolszewicką od Narwy po Dniepr, miał być utrzymany w dalszym ciągu, tym razem w dyspozycji zwycięskich mocarstw zachodnich.

Ale nie stało się zadość paragrafowi 12-mu. Dwa dni przedtem, 9-go listopada, w Niemczech wybuchła rewolucja i od razu przerzucać się zaczęła na wojska polowe. Zwoływano mityngi, powstawały „Rady żołnierzy”, gdzieniegdzie zrywano oficerom epolety, odznaki bojowe, krzyże. Wiele oddziałów z czerwonymi kokardami na mundurach, wypowiadało posłuszeństwo dowódcom, demonstracyjnie ruszyło do domów. Kordon wschodni zaczął się kruszyć, łamać i odtaczać w bezładzie na zachód. Tylko najbardziej zdyscyplinowane jednostki zatrzymały się gdzieś na linii Niemna.

O jakiej więc tu demobilizacji mowa? Janów Podlaski to jest dokładnie ten rejon, o którym pisze Mackiewicz. Od stycznia 1919 roku Wolny pełnił funkcję pierwszego prezesa Śląskiej Dzielnicy Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. To bardzo ważna funkcja. „Towarzystwo gimnastyczne” – to brzmi bardzo niewinnie, ale o tym w dalszej części bloga. Teraz wypada nam wrócić do Korfantego.

W gimnazjum Korfanty założył tajne koło, którego celem było szerzenie kultury polskiej i znajomości literatury. Za negatywne wyrażanie się o Ottonie von Bismarcku został w sierpniu 1895 relegowany z klasy maturalnej, którą ukończył w grudniu tego roku, jako ekstern, po interwencji Józefa Kościelskiego, posła do Reichstagu z Wielkopolski. Jeszcze w tym samym roku rozpoczął studia na politechnice w Charlottenburgu (dzielnica Berlina).

Kim więc był Korfanty, skoro interweniuje w jego sprawie poseł do Reichstagu? Józef Kościelski (1845-1911), jak podaje Wikipedia, arystokrata, poeta, dramaturg, wielkopolski działacz polityczny, mecenas sztuki i filantrop. W 1881 roku ożenił się z Marią Bloch, córką bogatego finansisty warszawskiego, Jana Gotliba Blocha. Utrzymywał przyjacielskie stosunki z ks. Wilhelmem, pruskim następcą tronu, późniejszym cesarzem Wilhelmem II. Reprezentował linię polityczną ugody z rządem pruskim.

Jesienią 1896 roku Korfanty przenosi się na Królewski Uniwersytet we Wrocławiu. Studiował na Wydziale Filozoficznym. Studia przerwał na dwa lata, by zarobić pieniądze na dalszą edukację. Zatrudnił się jako korepetytor u litewskiego arystokraty Witolda Jundziłły. Następnie ponownie podjął studia na tym samym wydziale. Zajęcia z ekonomii politycznej miał u profesora Wernera Sombarta, z którym jeszcze przez wiele lat utrzymywał kontakty. Sombart był Żydem, o czym Wikipedia nie wspomina. To ten sam Sombart, którego cytuję w swoich blogach. Ostatnio w blogu „Imperium”. Widać więc, że Korfantym, jeszcze jako młodzieńcem, pochodzącym z dołów społecznych, zaopiekowali się możni ówczesnego świata.

11 września 1902 roku uczestniczy w spotkaniu mającym na celu reaktywację Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Katowicach. Na zebraniu wybrano go większością głosów na prezesa tej organizacji. Korfanty udzielał się w „Sokole” również po 1918 roku. Zwłaszcza w okresie przygotowań do powstań śląskich i plebiscytów. Skoro tak aktywnie udzielał się w tym okresie, to znaczy, że były to organizacje paramilitarne, które pod pozorem rozwijania kultury fizycznej przygotowywały się do walk zbrojnych. Podstawowa działalność była jak najbardziej autentyczna, bo wojsko, w takiej czy innej formie, musi być sprawne fizycznie, zdrowe i wytrzymałe. A poza tym takie organizacje zespalały ludzi, uczyły ich współdziałania i współpracy. W potrzebie wystarczyło tylko dostarczyć broń. Pierwsza organizacja sokolska powstała w 1867 roku we Lwowie. Następnie pojawiły się one w całym zaborze pruskim. Wzory przychodziły z Niemiec i Austrii. W organizacjach tych skupiali się ludzie o poglądach endeckich. Teraz jest bardziej zrozumiałe, dlaczego wpływy endecji w II RP ograniczały się do ziem zaboru pruskiego.

Korfanty był w latach 1903-1912 i 1918 posłem do Reichstagu oraz pruskiego Landtagu (1903-1918), w którym przystąpił do Koła Polskiego, podczas gdy śląscy Polacy przystępowali do Niemieckiej Partii Centrum (Zentrum). W 1905 roku zainicjował w Katowicach wydawanie pisma górnośląskiej endecji „Polak”, którego był redaktorem naczelnym i właścicielem.

6 czerwca 1918 roku wygrał wybory uzupełniające do Reichstagu z prawie dwukrotną przewagą nad swoim niemieckim konkurentem. Pomimo że opowiadał się za oderwaniem od Cesarstwa Niemieckiego Śląska, Wielkopolski i części Pomorza, zyskał nawet poparcie Niemców. W latach 1918-1919 był członkiem Naczelnej Rady Ludowej będącej rządem Wielkopolski podczas powstania wielkopolskiego. W 1920 roku był Polskim Komisarzem Plebiscytowym na Górnym Śląsku. Po niekorzystnej dla Polaków interpretacji wyników plebiscytu, proklamował i stanął na czele III powstania śląskiego. Jego decyzje były dziwne i niezrozumiałe. Korfanty nie wierzył w powodzenie powstania, widząc w nim jedynie zbrojną manifestację, która miała polegać na zwróceniu uwagi Komisji Międzysojuszniczej mającej dokonać podziału terenu plebiscytowego pomiędzy Polskę i Niemcy. Dlatego zarządził wstrzymanie walk jeszcze w czasie, gdy inicjatywa na froncie należała do Polaków. Zupełnie tak samo jak Piłsudski w 1920 roku albo w czasie Bitwy na Bzurą w 1939 roku. No to jaka była różnica pomiędzy endekami i piłsudczykami? Czy naprawdę chodziło o Polskę, czy o realizację celów swoich mocodawców? Bo to, że Korfanty też miał takich, to chyba nie ulega wątpliwości, po tym, co powyżej napisałem. Piłsudczycy mieli swoich, a endecy swoich. I nie zdziwiłbym się, gdyby to byli ci sami.

Obrońcy Korfantego twierdzą, że Polacy mieli przewagę w starciach z bojówkami nacjonalistycznymi, ale nie mieliby żadnych szans z regularną armią niemiecką, zaś ostateczną decyzję w sprawie Górnego Śląska i tak podjęła Komisja Międzysojusznicza niezależnie od wyników walk, które mogły stanowić jedynie argument posiłkowy. To wszystko jednak nie zmienia faktu, że utrata inicjatywy powstańców nastąpiła dopiero po decyzjach Korfantego.

Te wszystkie fakty, które przytaczam czerpię z Wikipedii. Jeśli więc Wikipedia pisze, że obrońcy Korfantego twierdzą, że powstańcy nie mieliby szans z armią niemiecką, to ja się pytam: a skąd miałaby się tam wziąć armia niemiecka? Wojsko niemieckie zostało wycofane po pierwszym powstaniu. Na teren plebiscytowy weszły wojska alianckie: angielskie, włoskie i francuskie.

Były trzy powstania śląskie:

  • I powstanie śląskie od 16 sierpnia do 24 sierpnia 1919 roku
  • II powstanie śląskie od 20 sierpnia do 25 sierpnia 1920 roku
  • III powstanie śląskie od 3 maja do 5 lipca 1921 roku

Pierwsze powstanie przygotowała polska, nielegalna organizacja wojskowa – Polska Organizacja Wojskowa Górnego śląska (POW GŚ). Skierowane było przeciwko niemieckiej administracji i niemieckim właścicielom zakładów przemysłowych. Nie miało ono jasno sprecyzowanych celów i walczono przeciw oddziałom regularnej armii niemieckiej. Słabość polskich oddziałów i brak koordynacji ich działań spowodował jego upadek. Teren walk objął tylko powiaty południowo-wschodnie: rybnicki, pszczyński, bytomski i katowicki.

Drugie powstanie przygotowano staranniej i w krótkim czasie powstańcy opanowali cały górnośląski okręg przemysłowy, z wyjątkiem większych miast, w których stacjonowały wojska alianckie lub silnie oddziały niemieckiej policji bezpieczeństwa. Powstanie zakończyło się po uzyskaniu zapewnień o likwidacji tej policji i powołaniu w jej miejsce polsko-niemieckiej policji plebiscytowej.

Trzecie powstanie było najważniejsze a przyczyną jego wybuchu były wyniki Plebiscytu i ich interpretacja. Dlatego wypada zacząć od niego. Odbył się on w dniu 21 marca 1921 roku. Objął on 1573 gminy prowincji górnośląskiej w powiatach: bytomskim, katowickim, gliwickim, tarnogórskim, rybnickim, pszczyńskim, strzeleckim, opolskim, lublinieckim, kozielskim, kluczborskim, głubczyckim i części powiatu prudnickiego. Głosowano też w niewielkiej części powiatu namysłowskiego, leżącego historycznie i administracyjnie na Dolnym Śląsku. W głosowaniu udział wzięło 1 190 846 uprawnionych. Frekwencja była więc prawie stuprocentowa (głosowało ok. 98% uprawnionych). W wyniku podliczenia głosów w sposób globalny za Polską opowiedziało się 40,4%, a za Niemcami 59,5% uprawnionych do głosowania. Zgodnie z traktatem wersalskim wyniki głosowania powinny być liczone gminami, a nie powiatami, jak to uczyniono. Taki sposób liczenia był korzystniejszy dla Niemców. Gdyby liczono gminami, to wynik byłby 45,1%.

Sposób obliczania wyników głosowania gminami byłby korzystniejszy dla strony polskiej i doprowadziłby do przyłączenia tych gmin do Polski z pozostawieniem gmin głosujących w większości za Niemcami po stronie niemieckiej – od strony technicznej było to jednak utrudnione, gdyż gminy propolskie często tworzyły enklawy wśród gmin proniemieckich i na odwrót.

Źródło: Wikipedia

W pewnym sensie była to kwadratura koła i trudno było znaleźć korzystne dla obu stron rozwiązanie. Komisja Międzysojusznicza przedstawiła dwie propozycje: angielsko-włoską i francuską. Pierwsza zakładała oddanie stronie polskiej tylko niewielkiej części: część powiatu pszczyńskiego, część powiatu rybnickiego i część powiatu katowickiego. Druga – francuska, proponowała oddanie Polsce wszystkich powiatów wschodnich z całym okręgiem przemysłowym.

Kompromisu nie zdołano osiągnąć i przewodniczący Komisji Międzysojuszniczej przesłał Radzie Najwyższej w dniu 30 kwietnia 1921 wykluczające się projekty:

  • proniemiecki, projekt angielsko-włoski (tzw. linia Percival-De Marinis)
  • propolski, projekt francuski (tzw. linia Le Ronda, pokrywająca się z tzw. linią Korfantego).

Plany te, za sprawą Wojciecha Korfantego, polskiego komisarza w Komisji Międzysojuszniczej, przedostały się do opinii publicznej. Stało się to powodem wielkich strajków, w których wzięło udział prawie 190 tys. osób oraz polskiej interwencji dyplomatycznej. Polska propozycja opowiadała się za podziałem Górnego Śląska wzdłuż linii Korfantego. Było to zgodne z propozycją francuską. W związku z tym, że dalsze postanowienia nie były korzystne dla Polaków, Wojciech Korfanty, wbrew zakazowi Warszawy, wydał w dniu 3 maja 1921 roku rozkaz o rozpoczęciu III powstania śląskiego. Był jego dyktatorem.

Przebieg powstania dzieli Wikipedia na cztery fazy:

  • Pierwsza (3-10 maja) – powstańcy opanowali tereny zakreślone „liną Korfantego”.
  • Druga (11-20 maja) – umocnili się na zdobytych rubieżach, broniąc łańcucha opanowanych miejscowości.
  • Trzecia (21 maja – 6 czerwca) – gwałtowne walki podczas kontrakcji niemieckiej. Wtedy to rozegrała się bitwa o Górę Świętej Anny, którą powstańcy utracili, podobnie jak Kędzierzyn, ale nie dopuścili do przerwania linii frontu i wtargnięcia Niemców w głąb okręgu przemysłowego; na południowym odcinku frontu bitwa pod Olzą.
  • Czwarta (7-24 czerwca) – ustanie walk i rozpoczęcie pertraktacji przy pośrednictwie aliantów. Polacy I Niemcy stopniowo wyprowadzali swoje oddziały z terenu plebiscytowego.

Powyższe informacje są sprzeczne z informacjami z zamieszczonej powyżej mapy. Linia opisana, jako wyznaczająca zawieszenie broni 10.05.1921, nie obejmuje Góry Świętej Anny i Kędzierzyna utraconych w fazie trzeciej pomiędzy 21 maja a 6 czerwca. Nie ma też w opisie powstania przez Wikipedię informacji o wstrzymaniu działań przez Korfantego, które podaje pod hasłem „Wojciech Korfanty”. Można jednak z tych opisów wywnioskować, że Korfanty wstrzymał działania na linii zwanej linią Korfantego. Zajął więc więcej niż połowę całego Górnego Śląska i zatrzymał się. Przestraszył się, czy upomnieli go jego mocodawcy?

W blogu „Marzec ’68” pisałem o wojnie sześciodniowej 1967 roku i o tym jak wojska ONZ usunęły się z Półwyspu Synaj, by Żydzi mogli skopać tyłki Arabom. Cyrk! Nieprawdaż? Ale w takim razie, jak nazwać to, co działo się na Górnym Śląsku czasu Plebiscytu? Walczą ze sobą dwa wojska, bo jak je nazwać, skoro oddziały, po obu walczących stronach, zorganizowane są na wzór wojskowy i dowodzą nimi zawodowi wojskowi? I jednocześnie stacjonują tam wojska alianckie: angielskie, francuskie i włoskie. I po co one tam są? Piją herbatkę, wino i opychają się makaronem? To już nie cyrk, to kabaret! Kiedy pisałem blog o „Marcu ’68”, to, opisując sytuację na Półwyspie Synaj, myślałem, że dostrzegłem szczyt absurdu. Jak bardzo się myliłem! Człowiek uczy się całe życie, odkrywa nieznane sobie fakty, a i tak umiera głupi.

Ostatecznie Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Górnym Śląsku podjęła 12 października 1921 roku decyzję o jego podziale. Polsce przypadła 1/3 jego terytorium 50% hutnictwa i 76% kopalń węgla. Rada Ambasadorów zaakceptowała tę decyzję 20 października 1921 roku.

Korfanty był jednym z założycieli Frontu Morges (założony w celu walki z sanacją). W kwietniu 1939 roku powrócił do kraju i został aresztowany i osadzony na Pawiaku. Stan jego zdrowia pogarszał się i w związku z tym sędzia śledczy podjął 20 lipca decyzję o jego zwolnieniu. 11 sierpnia przeszedł operację. Jeden z chirurgów, którzy go operowali stwierdził, że owrzodzenia wątroby przypominały uszkodzenia typowe dla zatrucia arszenikiem. Korfanty zmarł nad ranem 17 sierpnia 1939 roku. Cóż można by rzec? Murzyn zrobił swoje i murzyn może odejść. Tak zapewne orzekli jego mocodawcy. Za dużo wiedział i już był niepotrzebny? Ale jego rodzinie pomogli. Skąd taka troska o żonę i dzieci, które zamieszkały w USA? Czyżby pani Elżbieta była Żydówką? Sądząc po tym, jak potoczyły się jej losy po śmierci męża, to chyba tak.

Korfanty został pochowany w grobowcu rodzinnym w Katowicach. Jego żoną była Elżbieta Szprot lub Sprot. Gdy poznała Korfantego była ekspedientką w domu towarowym braci Barasch w Bytomiu. – tak informuje Wikipedia.

Dzień po pogrzebie rodzina wyjechała do Warszawy. We wrześniu 1939 roku postanowili uciec na wschód. Rodzina rozdzieliła się. Kobiety, w tym Elżbieta, oraz dzieci 17 września 1939 roku trafiły w ręce Sowietów wkraczających na ziemie polskie. Po okresie życia w ukryciu w leśniczówce wróciły do Warszawy. Przedostali się do Krakowa, następnie do Wiednia. Pociągiem przez Rzym pojechali do Paryża. Wraz z grupą rodzin członków rządu na uchodźstwie zamieszkali w majątku pod Angers. Następnie popłynęli statkiem do Wielkiej Brytanii. Elżbieta, jako jedyna z rodziny Korfantych, wróciła w 1947 roku do Polski. Zamieszkała z siostrami w Katowicach przy ulicy Szafranka 9. – Tak to opisuje Wikipedia. Jak możliwe były takie eskapady przez całą Europę, takie swobodne przekraczanie granic i gościnność rządu na uchodźstwie dla ludzi z przeciwnego obozu politycznego?

Po wojnie Elżbieta Korfantowa pobierała emeryturę dla zasłużonych (tzw. renta nadzwyczajna). W jej pozyskaniu pomógł jej Karol Estreicher (Kto zacz? – można wyszukać w Wikipedii.). To ciekawe, że w PRL-u zasłużonymi mogli być ci, których oficjalnie uznawał on za swoich wrogów ideologicznych. A jednocześnie istniały w PRL-u emerytury z tzw. starego portfela. To były bardzo niskie, by nie powiedzieć, głodowe emerytury. Otrzymywali je ludzie, którzy część swojego zawodowego życia przepracowali w okresie przedwojennym. Tak PRL karał tych, którzy mieli pecha urodzić się w niewłaściwym czasie. Ale nie wszystkich tak karał. Niektórych wynagradzał.

Mówi się, że powstanie wielkopolskie i powstania śląskie, szczególnie trzecie, zakończyły się zwycięstwem, w odróżnieniu od powstań w zaborze rosyjskim. Powstania w zaborze pruskim wybuchły w tym samym czasie. Czy to był przypadek?To był koniec wojny, Niemcy osłabione. Dobry moment, chciałoby się powiedzieć. Dobry moment, by upokorzyć Niemcy, by chciały w przyszłości odwetu. W końcu alianci zadecydowali w sprawie Górnego Śląska tak, jak chcieli. A chcieli tak, by jedni wyszli na bohaterów, a drudzy pałali żądzą odwetu. Gdyby chcieli, to mogliby to walczące towarzystwo rozgonić albo nie dopuścić do walk. Mieli przecież wojsko. Ale wtedy nie byłoby bohaterów i tych chcących odegrać się. Mam wrażenie, że polityka jest sztuką tworzenia konfliktów, a nie ich usuwania.

Tak więc wychodzi mi na to, że te powstania, które uważamy za zwycięskie, były takimi, ale tylko dlatego, że ktoś wcześniej postanowił, że takimi mają być, tak jak ktoś wcześniej postanowił, że pozostałe „polskie” powstania mają być przegranymi. Nie ma w polityce miejsca na spontaniczność. Wszystko jest z góry zaplanowane. Czy da się w jakiś sposób udowodnić takie twierdzenie? Jeszcze do niedawna byłoby to niemożliwe i wszystko musiałoby pozostać w sferze domysłów. Jednak od roku mamy dowód na to, że w polityce nie ma przypadków, że wszystko jest wcześniej planowane, znacznie wcześniej niż nam się wydaje. „Pandemia” jest tego dowodem. Na bieżąco widzimy też, jak planują nam kolejne fale zakażeń, a następnie je wygaszają, jak planowo niszczą gospodarkę, a później tworzą fundusze odbudowy. Tu nie ma miejsca na przypadek i spontaniczność. A skoro tak, to znaczy, że i wcześniej nic nie działo się przypadkiem. A więc wszystkie te wojny, rewolucje, powstania ktoś wcześniej planował. Któż to mógł być?

Czym więc było III powstanie śląskie? Wywołał je człowiek, który, jeśli nie był masonem, to był od nich zależny. Zajął połowę Górnego Śląska i wstrzymał działania? Ostatecznie Polsce przyznano około 1/3 spornego obszaru. Czy gdyby nie było tego powstania, to podział byłby inny? Czy Komisja Międzysojusznicza rzeczywiście była podzielona w kwestii podziału Górnego Śląska, czy tylko stwarzano takie pozory?

Powstanie wielkopolskie

Powstanie wielkopolskie, jakkolwiek funkcjonujące w świadomości narodowej, to, poza Wielkopolską, raczej mało znane. Pewnie wielu myśli sobie tak: „Było zwycięskie, ale przez przypadek. Trafiło się, jak ślepej kurze ziarno.” Na ogół uważa się też, że było to jedyne tam powstanie, a było ich więcej:

  • powstanie wielkopolskie 1794 roku
  • powstanie wielkopolskie 1806 roku
  • powstanie wielkopolskie 1846 roku
  • powstanie wielkopolskie 1848 roku

Warto o nich pamiętać, choć nie ulega wątpliwości, że to z lat 1918-19 było najważniejszym dla Wielkopolski, ale było również bardzo ważne dla Polski i to nie tylko dlatego, że Wielkopolska znalazła się w granicach nowego państwa. Także dlatego, że Wojsko Polskie bez tego powstałego w czasie powstania, miałoby znacznie mniejszą wartość bojową.

O szczegółach tego powstania można się dowiedzieć na licznych stronach internetowych. Ja chciałbym spojrzeć na nie z trochę szerszej perspektywy. Jakie było jego polityczne tło? Jak przygotowywano się do niego i jak organizowano się? Wiele mówi się o przebiegu powstania, o walkach. Ale co było wcześniej? Bardzo dobre, moim zdaniem, opracowanie na temat tego powstania znalazło się w dodatku Historia Rzeczypospolitej w serii dziennika „Rzeczpospolita” z dnia 23 grudnia 2006. Jego autorem jest historyk wojskowości Bogusław Polak. Wybrałem te fragmenty, które mówią więcej o organizacji powstania i o tym, jak Polacy zaboru pruskiego potrafili przejmować organizacje, które tworzyli Niemcy, jak tworzyli tajne organizacje i te paramilitarne pod płaszczykiem stowarzyszeń sportowych. No właśnie, stowarzyszenia sportowe! Podobnie Niemcy omijali później ograniczenia co do ilości wojska, narzucone im przez traktat wersalski.

Jaka więc nauka płynie z tego powstania? Ano taka, że Polacy potrafili działać z głową, rozważnie, konsekwentnie. Nie rzucali się z gołymi rękami na wroga. Owszem, mieli gorsze uzbrojenie niż Niemcy, ale przy jego pomocy potrafili zdobyć więcej: samoloty i pociąg pancerny. Ilu ludzi wie o tym, co pisze Wikipedia? – Szacuje się, że podczas Powstania (w trakcie bitwy pod Ławicą) Polacy zdobyli największy łup wojenny w tysiącletniej historii oręża. Polacy zdobyli wtedy sprzęt lotniczy o wartości 160-200 milionów marek, w tym ponad 300 samolotów.

Dlaczego tak mało o tym powstaniu, a o innych tak dużo? Szczególnie o tym kretyńskim – warszawskim. Bo w jego przypadku można pokazać Polaków jako niespełna rozumu, irracjonalnie myślących, niepotrafiących dokonać właściwej oceny sytuacji i do tego angażujących w to szaleństwo dzieci. Szacuje się, że zginęło w nim około 200 tys. ludzi, co jest zawyżonym rachunkiem. Spotkałem się z opiniami, że mogło zginąć około 50 tys. ludzi. W powstaniu wielkopolskim zginęło ponad 800 powstańców. Jest różnica? Ale to nie wszystko! W trakcie tego powstania następowało stopniowe przekształcanie pojedynczych oddziałów powstańczych, działających w sposób nieskoordynowany, w regularne wojsko z jednolitym dowództwem. Jakby tego było mało, to cały czas trwał nabór, tak by uzupełniać braki i powiększać liczebność wojska. W tym momencie było widać skoordynowane działanie władz cywilnych i wojskowych. Gdyby więc chcieć opisać rzetelnie powstanie wielkopolskie, to wyszłoby na to, że Polacy to nie jacyś bezrozumni narwańcy, tylko ludzie zorganizowani, konsekwentni w działaniu, potrafiący podejmować właściwe decyzje w odpowiednim momencie, potrafiący skoordynować działania władz cywilnych, wojskowych i dyplomacji. Nie! – Na to Żydzi rządzący tym krajem nie pozwolą. Mają w ręku system edukacji i wszystko inne. I udało im się. Dziś zapewne wielu Polaków myśli, że ich rodacy to tacy niezrównoważeni psychicznie osobnicy, działający pod wpływem emocji. – A że wcale to nie musi być prawda, świadczy powstanie wielkopolskie. Tylko kto o tym wie? Kto o tym wie, że to zrodzone z powstania wojsko, było najlepszą częścią Wojska Polskiego walczącego na wschodzie w latach 1919 i 1920?

Bogusław Polak pisze tak:

»Na przełomie pierwszej i drugiej dekady XX wieku społeczność polska w zaborze pruskim, zwłaszcza w Wielkopolsce, była dobrze zorganizowana pod przewodem inteligencji, duchowieństwa i średniej burżuazji. Polskie banki, spółki i przedsiębiorstwa coraz skuteczniej konkurowały z żywiołem niemieckim. Kompromitacją nacjonalistów niemieckich zakończyła się wspierana przez rząd pruski akcja wykupu ziemi z rąk Polaków. W rezultacie polskiej kontrakcji okazało się, że Polacy wykupili więcej ziemi z rąk niemieckich niż Niemcy polskiej. Czytelnie ludowe, prasa, amatorskie teatry, działalność samokształceniowa ogarniała środowiska małomiasteczkowe i wiejskie. Duże ożywienie wniosła Narodowa Demokracja, która działała m.in. poprzez stowarzyszenie sportowe (Sokół) i drużyny skautowe.

Wybuch pierwszej wojny światowej przyniósł Polakom z zaboru pruskiego nadzieję na poprawę losu, ale zarazem sparaliżował działalność ruchu niepodległościowego, gdyż wielu działaczy zostało zmobilizowanych i trafiło na front. Stopniowo jednak odtwarzały się drużyny skautowe i powstawały nowe organizacje, jak bojówki „Sęp” i „Orzeł”. W latach 1917-1918 dzięki pomocy rodaków tysiące młodych Polaków z Wielkopolski zdołało uniknąć wcielenia do armii niemieckiej. W połowie lutego 1918 roku utworzono Polską Organizację Wojskową Zaboru Pruskiego, której komendantem został Wincenty Wierzejewski.

Podczas rozmów Niemiec z aliantami w sprawie zawieszania broni w Paryżu (2 – 4 listopada 1918 r.) dowódca wojsk sprzymierzonych marszałek Ferdynand Foch nie zdołał przeforsować wniosku, aby Niemcy ewakuowali wojska z ziem przedrozbiorowych Rzeczypospolitej. Zamiary Francuzów pokrzyżowała delegacja brytyjska. Niemcy zobowiązano jedynie do opuszczenia terytoriów okupowanych od sierpnia 1914 roku. Poznańskie, Pomorze i Śląsk nadal pozostały pod niemiecką jurysdykcją. Rozstrzygnięcia dotyczące tych ziem miały zapaść podczas przyszłej konferencji pokojowej.

11 listopada 1918 roku w Compiègne delegacja niemiecka podpisała układ o zawieszeniu broni, kończący działania wojenne. Niemcy na wschodzie nadal okupowali ziemie polskie, białoruskie, ukraińskie i litewskie. Armia tzw. Ober-Ostu, licząca kilkaset tysięcy żołnierzy, tylko w niewielkim stopniu uległa rewolucyjnemu wrzeniu. Świadomość tego sprawiła, że przywódcy odradzającej się Polski ostrożnie formułowali postulaty powrotu ziem zaboru pruskiego do macierzy.

Piłsudski nie lekceważył problemu ziem zachodnich. Dał temu wyraz po objęciu władzy wojskowej i cywilnej w kraju w depeszy wysłanej 16 listopada do rządów państw obcych donoszącej o odrodzeniu się państwa polskiego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczonej Polski. Zabiegał też, aby w rządzie znaleźli się przedstawiciele wszystkich zaborów. Już 26 listopada ogłoszono dekret o wyborach do Sejmu Ustawodawczego, m.in. na ziemiach zaboru pruskiego. Nie wierząc w odzyskanie tych ziem orężem, nie wyrzekł się ich, ale liczył, że powrócą do Polski w wyniku traktatu pokojowego. Z tych względów wysiłek polityczny i wojskowy skierował na wschód. Zdominowany przez endecję ośrodek poznański uważał oficjalne stanowisko Piłsudskiego za sprzeczne z interesem wielkopolskich Polaków i ostro je zwalczał.«

11 Listopada 1918 roku podpisano Rozejm w Compiègne, kończący wojnę pomiędzy Ententą a Cesarstwem Niemieckim. Interesujące nas punkty tego rozejmu to:

  • natychmiastowe wycofanie Armii Cesarstwa Niemieckiego z Francji, Belgii, Luksemburga oraz Alzacji i Lotaryngii
  • wycofanie wojsk niemieckich na wschodzie na granicę z 1914 roku

Najważniejszy dla Polski był artykuł XII tego rozejmu. Wikipedia pisze o nim tak:

Artykuł XII rozejmu w Compiègne przewidywał ewakuację wojsk niemieckich z Austro-Węgier, Rumunii, Turcji oraz byłego już Imperium Rosyjskiego, a więc również ziem polskich. W tym ostatnim przypadku, po interwencji m.in. Romana Dmowskiego zmieniono tekst dotyczący wycofania wojsk niemieckich na „gdy alianci uznają moment ewakuacji za właściwy biorąc pod uwagę sytuację wewnętrzną tych obszarów”. Z kolei artykuł XVI głosił, że „Alianci będą mieli wolny dostęp do terytoriów ewakuowanych przez Niemców na Wschodzie już to przez Gdańsk, już to Wisłą, aby móc zaopatrywać ludność i w celu utrzymania porządku”.

W momencie podpisywania rozejmu wojska niemieckie tworzyły front od Narwy po Dniepr. Narwa to niewielkie miasto nad Zatoką Fińską około 150 km na zachód od Petersburga a nad Dnieprem leży Kijów. Niemcy zajęli kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę, zajęli Kijów, podeszli pod Petersburg, wkroczyli na Krym, doszli do Donu. Był więc ten front daleko na wschodzie i stanowił kordon oddzielający Europę od rewolucji bolszewickiej. Alianci chcieli wycofać wojska niemieckie na granicę z 1914 roku, czyli na zachodnią granicę byłego Królestwa Polskiego.

Wycofanie się wojsk niemieckich na granicę z 1914 roku oznaczało to, że Wielkopolska i Prusy Królewskie zostaną po stronie niemieckiej. Dostrzegł to niebezpieczeństwo Dmowski i jednocześnie niebezpieczeństwo rozszerzenia się rewolucji bolszewickiej na tereny polskie, i nalegał na to, by nie wycofywać wojsk niemieckich. Ale artykuł XII nie mógł być wyegzekwowany, bo 9 listopada wybucha rewolucja bolszewicka w Berlinie. Przenosi się ona na wojska niemieckie na wschodzie i kordon rwie się. 13 listopada bolszewicy unieważniają postanowienia Pokoju Brzeskiego i ruszają na podbój świata. 27 grudnia wybucha Powstanie Wielkopolskie. Dnia 25 stycznia 1919 roku marszałek Foch wydał rozkaż do oddziałów niemieckich zgrupowanych wokół ośrodka Białystok – Grodno, aby przekazały Polsce terytorium do linii Brześć – Narwa – Krynki – Kuźnica – Nowy Dwór – Sopoćkinie, i przepuściły wojska polskie przeznaczone do odparcia nawały bolszewickiej.

Widać więc, że sytuacja polityczna była skomplikowana i wymagała rozważnego działania. Bogusław Polak pisze dalej:

»Wyłoniony 14 listopada 1918 roku z ujawnionego dwa dni wcześniej Centralnego Komitetu Obywatelskiego i polskiego koła poselskiego do sejmu pruskiego Komisariat Naczelnej Rady Ludowej (KNRL) składał się z doświadczonych i popularnych polityków, którzy zdawali sobie sprawę z ryzyka, jakie niosłoby nieprzygotowane powstanie. Wobec słabości militarnej Polski, zaangażowanej w walki z Ukraińcami w Galicji Wschodniej, oraz przy braku poparcia ententy wystąpienie zbrojne miało małe szanse powodzenia. KNRL, nie przekreślając ewentualności powstania, zamierzał unikać walki jak długo się da, koncentrując się na tworzeniu struktur polskiej władzy i siły zbrojnej oraz zabiegając o gwarancje pomocy z zewnątrz.

Komisarz Adam Poszwiński relacjonował: „jeszcze przed powstaniem Komisariatu docenialiśmy czyn zbrojny, lecz w poczuciu odpowiedzialności uważaliśmy go do czasu za akcję przygotowawczą, a nie wykonawczą”. Przygotowania obejmowały rejestrację wojskowych wracających z wojny, propagowanie hasła, aby dawni żołnierze nie oddawali broni, ochronę obiektów wojskowych przed rozgrabieniem, utrzymywanie kontaktów z polskimi władzami wojskowymi. Według Mariana Seydy celem wystąpienia zbrojnego nie miało być zajęcie konkretnego obszaru, ale zamanifestowanie woli Polaków w zaborze pruskim wyrwania się z okupacji niemieckiej, jak też zwrócenie uwagi zwycięskich mocarstw na zagadnienie zachodnich ziem Polski – „nad Wartą, górną Odrą i Dolną Wisłą.

Ogromnym osiągnięciem kierownictwa politycznego w zaborze pruskim było zorganizowanie demokratycznych wyborów do Sejmu Dzielnicowego, reprezentującego Polaków z całego zaboru pruskiego i wychodźstwa w Niemczech. Obrady toczyły się w Poznaniu od 3 do 5 grudnia 1918 roku. Podjęto wówczas wiele uchwał m.in. w sprawie zorganizowania w każdej miejscowości straży ludowej. Uchwała ta została wymuszona informacjami z Niemiec, gdzie w grudniu 1918 roku do głosu zaczęła dochodzić konserwatywna i nacjonalistyczna prawica. Pośpiesznie tworzono formacje zbrojne przeznaczone nie tylko do unicestwienia sił rewolucyjnych w Niemczech, ale także do opanowania sytuacji w Poznańskiem.

W Komisariacie Naczelnej Rady Ludowej sprawy wojskowe powierzono Wojciechowi Korfantemu. Działacze polscy kontrolowali legalne formacje o charakterze milicyjno-porządkowym, utworzone po wybuchu rewolucji w Berlinie: Służbę Straży i Bezpieczeństwa, straże obywatelskie, ludowe itp. Przed wybuchem powstania Straż Ludowa liczyła w Poznaniu ok. 4800 ludzi (w tym 2650 uzbrojonych), na prowincji Wielkopolski do 3000. Oddziały Służby Straży i Bezpieczeństwa wyróżniały się doborem ochotników. Byli to doświadczeni żołnierze, najczęściej w wieku od 24 do 28 lat, w większości mający za sobą działalność w organizacjach niepodległościowych. Pod koniec grudnia 1918 roku w poznańskim batalionie Służby Straży i Bezpieczeństwa służyło ok. 3000 żołnierzy, z tego 1/3 miała broń. Powstało też sporo oddziałów zakonspirowanych, tworzonych przez zdemobilizowanych oficerów i podoficerów. Niewielkie grupki bojowe skupiły się wokół Polskiej Organizacji Wojskowej Zaboru Pruskiego, zwłaszcza w środowiskach, gdzie działały drużyny skautowe. Przodował Poznań; mniejsze grupy od kilku do kilkudziesięciu członków powstały w kilkunastu miejscowościach.

Korfanty już w listopadzie 1918 roku nawiązał kontakt ze Sztabem generalnym WP w Warszawie, poszukując kandydata na głównodowodzącego polskimi oddziałami w zaborze pruskim. Na początku grudnia w Poznaniu zjawili się poufnie wysłannicy Sztabu Generalnego i Naczelnego Dowództwa Wojsk Polskich. Przesyłali do Warszawy raporty o organizacji oddziałów polskich i informacje o siłach niemieckich, które w połowie grudnia w całej Wielkopolsce liczyły nie więcej niż 8000 – 10 000 (wśród nich byli także Polacy). Niemiecki garnizon w Poznaniu miał ok. 5000 żołnierzy.

Dwudziestego piątego grudnia 1918 roku do Gdańska przybył na pokładzie brytyjskiego okrętu wojennego Ignacy Paderewski, w otoczeniu nielicznej misji. Jego przyjazd do Poznania 26 grudnia 1918 r. spowodował gwałtowny wzrost nastrojów patriotycznych w mieście. Niemcy mieli nadzieję, że Paderewski pojedzie wprost do Warszawy. Jeszcze na stacji kolejowej w Rogoźnie do przedziału wiozącego delegację wtargnął kpt. Andersch z dowództwa V Korpusu w Poznaniu, który usiłował nakłonić członków misji do zaniechania postoju w Poznaniu. O 21.10 pociąg z gośćmi dotarł do Poznania. W hotelu Bazar Ignacy Paderewski wygłosił dłuższe przemówienie, kończąc je słowami: „Niech żyje Polska, zgoda, jedność, a ojczyzna nasza wolna zjednoczona naszym polskim Wybrzeżem żyć będzie po wsze czasy”. W tym duchu Paderewski przemówił także do wielotysięcznego tłumu zebranego przed Bazarem.

Następnego dnia w piątek 27 grudnia w godzinach popołudniowych Polacy zorganizowali pochód około 10 tysięcy dzieci pod Bazarem. Wstrzymano ruch na ulicach; na chodnikach zgromadziły się tłumy dorosłych. Wówczas to z inicjatywy kierownictwa niemieckiej Rady Ludowej, działaczy niemieckich organizacji i redaktorów pism, przed Operą, a następnie w ogrodzie zoologicznym zorganizowano więc młodzieży. Ale strona niemiecka liczyła przede wszystkim na 6 Pułk Grenadierów. Właśnie przed koszarami tego pułku przed 15-tą zgromadziły się tłumy Niemców. Wśród cywilów było także wielu uzbrojonych oficerów i szeregowców, jednakże dowództwo jednostki odmówiło wystąpienia w zwartym szyku. Żołnierze dołączyli do cywilów na własną rękę.

Około 15.30 ruszył pochód. W centrum miasta urósł on do około 2 tys. osób. Niemieccy cywile i żołnierze zrywali flagi alianckie i polskie, zdemolowali biuro KNRL przy ul. św. Marcina 40, gmach Banku Związku Spółek Zarobkowych i inne. Uczestnicy pochodu strzelali też w powietrze z rewolwerów. Około godz. 17 w okolicach Bazaru padły strzały. Nie wiadomo, czy pierwsi zaczęli strzelać Niemcy, czy też Polacy, którzy ochraniali miejsce pobytu Paderewskiego. Wydaje się, że obie strony dążyły do zbrojnego rozstrzygnięcia przyszłości Poznania i ziem polskich zaboru pruskiego.

W rejon Bazaru przybyły posiłki w postaci oddziałów SSiB zaalarmowane już około godz. 16. Niemcy wycofali się do muzeum naprzeciw Bazaru i w kierunku Prezydium Policji. Bez koordynacji z jakiegokolwiek centrum dowodzenia oddziały SSiB jak też i SL, zaczęły wypierać Niemców ze śródmieścia. Akcja ta odbywała się wzdłuż kilku ulic. Najpierw zajęto sąsiadujący z Bazarem gmach muzeum – odtąd główne centrum dyspozycyjne SSiB. Stary Rynek został odcięty przez samorzutnie tworzone oddziały polskie. W trakcie tych utarczek wracająca z akcji pod Zamkiem kompania SSiB dowodzona przez Krauzego, na narożniku ul. Berlińskiej i Ryberskiej (Ratajczaka), ostrzelana została przez Niemców z karabinu maszynowego ustawionego przy wejściu do gmachu Prezydium Policji. Wówczas to śmiertelnie został ranny zastępca oficera Franciszek Ratajczak, szef kompanii.

W celu uniknięcia zbędnego przelewu krwi, obie strony podjęły rokowania i zawarto porozumienie, na mocy którego gmach Prezydium Policji, po opuszczeniu go przez żołnierzy 20 PAL (pułk artylerii lekkiej? – przyp. mój), obsadzony został przez 48 żołnierzy, po 24 Niemców i Polaków (ze Straży Ludowej). Stan taki utrzymał się tylko do dnia następnego, gdyż Niemcy opuścili posterunki.

Komisariat NRL 28 grudnia wydał oświadczenie, w którym odpowiedzialnością za zamieszki 27 grudnia jednoznacznie obarczył stronę niemiecką, a zwłaszcza żołnierzy 6 p. grenadierów. Podkreślano, że „Krew polska w Poznaniu polała się w obronie sztandarów Koalicji. Niech to będzie nową rękojmią węzłów i sojuszy między Polską i państwami zachodnimi. Na winnych prowokatorów żądamy śledztwa i kary. Obowiązkiem honorowym Polaków jest odtąd ścisłe przestrzeganie ładu i porządku”.

Przyjazd Ignacego Paderewskiego do Poznania, wydarzenia 26 i 27 grudnia, wreszcie wybuch powstania w Poznaniu, pokrzyżowały plany KNRL wywołania powstania na całym obszarze zaboru pruskiego. Komisariat, widząc spontaniczny rozwój akcji powstańczej, nie mógł pozostać na marginesie wydarzeń i 28 grudnia wieczorem powierzył dowództwo powstania kpt. Stanisławowi Taczakowi, oficerowi Sztabu Generalnego WP przebywającemu na urlopie w Poznaniu. Awansowany do stopnia majora Taczak, po zaakceptowaniu nominacji przez Piłsudskiego, przystąpił do pracy. Z pomocą miejscowych oficerów oraz przybyłych z Warszawy (m.in. ppłk. Juliana Stachiewicza, zaufanego człowieka Piłsudskiego) w ciągu kilku dni zorganizował Dowództwo Główne.

W pierwszych dniach stycznia 1919 roku na stanowiskach kierowniczych pracowało 18 oficerów, z których 15 przeszło służbę w armii niemieckiej (również Taczak – przyp. mój). Zlikwidowano względnie podporządkowano Dowództwu Głównemu inne ośrodki rozkazodawcze: Komendę Służby Straży i Bezpieczeństwa, Komendę Straży Ludowej i polsko-niemiecką Komendę miasta Poznania.

Ze względu na znaczny procent ludności niemieckiej mjr Taczak uznał, że w początkowej fazie powstania należy zrezygnować z poboru powszechnego, odkładając go do umocnienia się polskich władz administracyjnych. Siły powstańcze oparto więc na ochotnikach. Mieli oni zgłaszać się do trzynastu obwodowych komend uzupełnień. Do szeregów przyjmowano byłych żołnierzy w wieku od 19 do 40 lat, członków straży ludowych i polskich organizacji.

Formowane spontanicznie oddziały powstańcze w pierwszych trzech tygodniach bardziej przypominały partyzantkę niż regularne wojsko. Często dobrze przemyślane i przeprowadzone z brawurą akcje kończyły się niepowodzeniem ze względu na brak koordynacji działań, wyszkolenia wojskowego czy dyscypliny.

Najważniejszym zadaniem Dowództwa Głównego było więc przekształcenie ich w jednolitą, sprawnie dowodzoną strukturę, zapewnienie zaopatrzenia i dopływu uzupełnień. W tym celu podzielono Wielkopolskę na 9 okręgów wojskowych. Najpierw organizowano niższe jednostki taktyczne (bataliony, baterie, szwadrony) piechoty, kawalerii i artylerii oraz kadry dla wojsk specjalnych (technicznych) i lotnictwa. W drugim etapie z tych jednostek utworzone miały być brygady i dywizje. W rozkazach dziennych Dowództwa Głównego (9-15 stycznia) ogłoszono zasady organizacji żandarmerii, oddziałów samochodowych, piechoty i karabinów maszynowych, artylerii i łączności.

Po przejęciu poznańskich magazynów broni Dowództwo Główne zaczęło przekazywać na front broń, amunicję i oporządzenie. Do 15 stycznia wydano ok. 20 tys. karabinów, 218 karabinów maszynowych, 1,9 mln sztuk amunicji, 43 tys. granatów ręcznych.

Na początku stycznia 1919 roku przystąpiono do formowania tzw. ruchomych dowództw operacyjnych. Zwarta linia frontu była gwarancją nie tylko możliwości rozszerzenia zasięgu powstania, ale przede wszystkim utrzymania polskiego stanu posiadania. W sztabie DG słusznie przewidywano, że Niemcy podejmą zdecydowane kroki, aby odzyskać utracony obszar. 1 stycznia 1919 roku major Taczak mianował ppłk. Grudzielskiego dowódcą odcinka pólnocno-wschodniego. Dowództwo odcinka zachodniego objął ppor. Kazimierz Zenkteter, prężny oficer, który w Grodzisku utworzył ośrodek dyspozycyjny do działań od Czarnkowa do Wolsztyna. Dowódcą odcinka południowo-zachodniego, tzw. Grupy „Leszno”, został por. Bernard Śliwiński, dowódca batalionu gostyńskiego. Odcinek południowy objął ppor. Władysław Wawrzyniak, organizator i dowódca batalionu pogranicznego w Szczypiornie.

W ciągu pierwszych 19 dni powstania mjr. Taczakowi i jego podkomendnym udało się skutecznie osłonić wyzwoloną część Wielkopolski, utworzyć silny front przeciwniemiecki. Wyznaczono cele operacyjne powstania i stworzono podstawę do ich realizacji. Skrępowano nadmierną inicjatywę dowódców i różnymi sposobami skłaniano ich do działań według planu operacyjnego. 16 stycznia oddziały powstańcze liczyły prawie 14 tys. ludzi, w tym kadry dwóch pułków piechoty, pułku kawalerii, pułku artylerii, dywizjonu artylerii ciężkiej, oddziałów łączności, saperów, lotnictwa itd.

Mimo sukcesów mjr. Taczaka w Poznaniu i Warszawie uważano, że wojskom powstańczym jest potrzebny dowódca bardziej doświadczony i obdarzony większym autorytetem. Do Poznania przyjechał gen. Józef Dowbor-Muśnicki, były oficer armii rosyjskiej i dowódca I Korpusu Polskiego na Wschodzie. Nowy dowódca naczelny, który komendę objął 16 stycznia, przyjęty został w Wielkopolsce z wielką rezerwą, a i później miał ogromne trudności w nawiązaniu kontaktów z podwładnymi. Wieloletnia służba w armii carskiej nie pozostała bez wpływu na jego poglądy, zachowanie, a nawet swobodę wysławiania się w języku polskim. Z drugiej strony był to jednak gruntownie wykształcony oficer sztabowy z ogromną praktyką, świetny organizator, zwolennik żelaznej dyscypliny.

Generał otrzymał zadanie stworzenia z wojsk powstańczych 50-, 60-tysięcznej armii. Na podstawie dekretu KNRL ogłosił 17 stycznia 1919 roku pobór do wojska roczników 1897-1899, co znacząco zwiększyło liczebność wojsk powstańczych i sprawiło, że dotychczasowe oddziały utraciły charakter terytorialny. Aby wzmocnić dyscyplinę, wprowadzono jednolitą przysięgę, powołano sądy doraźne. Głównym problemem był jednak brak oficerów. O ile grupę oficerów młodszych zwiększono poprzez awanse najzdolniejszych podoficerów, to oficerów starszych można było uzyskać tylko z Warszawy.

Zmodyfikowano też plany operacyjne, gdyż Niemcy po zdławieniu rewolty w Berlinie przeszli do bardziej zdecydowanych działań na froncie wielkopolskim. Poznańskiemu kierownictwu politycznemu zależało na utrzymaniu zajętego obszaru jako punktu wyjścia polskich aspiracji terytorialnych w obliczu negocjacji z Niemcami i konferencji pokojowej w Paryżu. Program minimum przewidywał zatwierdzenie dotychczasowej linii frontu jako linii rozejmowej oraz przyznanie powstańcom wielkopolskim statusu siły zbrojnej ententy i praw kombatanckich. Istniała jeszcze nikła nadzieja, że wojska gen. Hallera wylądują w Gdańsku i będzie można powrócić do planu wyzwolenia całego zaboru pruskiego.

Walki powstańcze, jakie toczono od połowy stycznia do końca drugiej dekady lutego, miały już charakter regularny. W drugiej połowie stycznia na najdłuższym odcinku, północnym, oddziały polskie czyniły wysiłki, aby rozszerzyć front wzdłuż Noteci, ale nie zdołały odebrać Niemcom Szamocina i Nakła. Inowrocławskie oddziały por. Pawła Cymsa zajęły na krótko Brzozę niedaleko Bydgoszczy. Utarczki toczyły się też pod Romanowem i Białośliwiem. Na odcinku Grupy Zachodniej 24 stycznia wywiązały się walki pod Obrą i Kłębowem. Następnego dnia powstańcy opanowali Kargową, Babimost i Nowe Kramsko, tworząc duży przyczółek na lewym brzegu Obry. Oddziały Grupy „Leszno” toczyły potyczki w Gościejewicach, pod Przybiniem, Robczyskiem, Lipnem Nowym, Kąkolewem. Ożywił się też odcinek południowy, gdzie 23 stycznia odparto Niemców pod Miejską Górką. Sukcesem powstańców zakończyły się również potyczki pod Rogaszycami i Parzynowem.

Kulą u nogi Polaków była konieczność respektowania umowy zawartej 25 grudnia 1918 roku między polskim Sztabem Generalnym a niemiecką Komendą Ober-Ost, w której Niemcy zgodzili się na oddanie Wilna w zamian za ułatwienie ewakuacji wojsk niemieckich linią kolejową Toruń-Bydgoszcz-Nakło-Piła. W rezultacie impet powstańców w tym rejonie został zatrzymany. Co gorsza Niemcy, wykorzystując oddziały ewakuowane ze wschodu, obsadzili Pomorze, uniemożliwiając przeniesienie tam działań powstańczych.

Siły powstańcze liczyły w tym czasie ok. 30 000 żołnierzy. W połowie lutego rolnicy stanowili 13,6 proc. ogółu powstańców, robotnicy rolni – 3,2 proc., robotnicy – 36,5 proc., rzemieślnicy – 20 proc., kupcy – 8,5 proc., drobni urzędnicy i inteligencja – 10 proc., ziemianie – 1,5 proc. W walkach od 27 grudnia do 15 stycznia poległo 274 powstańców, najwięcej na odcinku północnym – 190. Kolejny okres walk od 16 stycznia do 18 lutego przyniósł ponaddwukrotnie większe straty: ogółem poległo 574 powstańców, w tym 299 na odcinku północnym i 139 na zachodnim.

Na początku lutego w Berlinie odbyły się rokowania polsko-niemieckie. Stronę polską, obok przedstawicieli NRL, reprezentował ppłk Władysław Anders. Delegacja polska domagała się uznania status quo w Wielkopolsce, wycofania niemieckiego Grenzschutzu z obszarów zamieszkanych przez Polaków na Pomorzu i Śląsku oraz zawarcia rozejmu. Rozmowy spełzły jednak na niczym. Dopiero wskutek zabiegów KNRL i KNP w Paryżu i nacisków Francji 16 lutego Niemcy podpisały w Trewirze układ rozejmowy.

Powstanie wielkopolskie należy do niewielu zwycięskich czynów powstańczych w dziejach Polski. Społeczeństwo Wielkopolski w okresie ponadstuletniej niewoli obroniło tradycję narodową, język i wiarę katolicką. Uczestniczyło aktywnie we wszystkich czynach zbrojnych XIX wieku, ponosząc wielkie ofiary ludzkie i materialne. Powstanie było więc logiczną, historyczną konsekwencją codziennej wytrwałości, pełnej wyrzeczeń i poświęceń pracy patriotyczno-narodowej, umożliwiającej społeczeństwu polskiemu przetrwanie niewoli pruskiej. Wykorzystując sprzyjający moment dziejowy, Wielkopolanie wyzwolili większość swej ziemi i jako wiano przekazali ją Polsce.

Na sukces powstania ogromny wpływ mieli kolejni głównodowodzący: Stanisław Taczak, Józef Dowbor-Muśnicki i cały korpus oficerski. Zasłużyli się też działacze polityczni z kręgów Narodowej Demokracji, niekwestionowani przywódcy ludności polskiej w zaborze pruskim, m.in. ksiądz Stanisław Adamski, Wojciech Korfanty, Adam Poszwiński, Władysław Seyda.

Nie kwestionując polskich aspiracji na wschodzie dążenia polityczne poznańskiego ośrodka państwotwórczego ciążyły ku ziemiom zachodnim i obszarom nadbałtyckim. Błędem politycznym Komisariatu było oczekiwanie na decyzje konferencji pokojowej i dyrektywy ententy. Wybuch i rozwój powstania był więc swego rodzaju korektą planów polityków. Komisariat odegrał też ogromną rolę w zabiegach dyplomatycznych. Niemcy zostali zmuszeni do podpisania warunków rozejmowych w Trewirze, co w praktyce uratowało Wielkopolskę od interwencji wojsk Ober-Ostu. Znacznym sukcesem było też przyznanie Polsce obszarów, których nie udało się wyzwolić zbrojnie, m.in. Leszna, Rawicza, Zbąszynia i Bydgoszczy.

Z formacji wielkopolskich powstała silna armia, która latem 1919 liczyła ok. 100 000 ludzi. Oddziały wielkopolskie walczyły w Małopolsce Wschodniej i na Froncie Litewsko-Białoruskim. Było to doświadczone wojsko o wysokim morale, dobrze dowodzone i uzbrojone, które stworzyło najbardziej zintegrowaną część Wojska Polskiego. Wielkopolanie wydatnie przyczynili się do zwycięstwa nad Ukraińcami w 1919 roku i bolszewikami w 1920 roku oraz wsparli trzecie powstanie śląskie w 1921 roku.«

x

To, co odróżniało zabór pruski od pozostałych, to nie tylko wyżej rozwinięte społeczeństwo, ale też to, że Polacy tworzyli pełny przekrój społeczny. W zaborze rosyjskim i austriackim mieliśmy tylko szlachtę i chłopów, którzy byli praktycznie niewolnikami i byli, co zupełnie zrozumiałe, obojętni na sprawę narodową. Powstania były sprawą szlachty. W przypadku powstania wielkopolskiego widać, że wzięło w nim udział całe społeczeństwo. Najliczniej robotnicy, rzemieślnicy i rolnicy. Ziemianie to tylko 1,5 procenta. Nie oszukujmy się, to był inny świat.

Bardzo znamienny jest fakt umowy z 25 grudnia 1918 roku, zawartej pomiędzy polskim Sztabem Generalnym a niemiecką Komendą Ober-Ost, na mocy której, w zamian za zwolnienie Wilna, Niemcy uzyskali zgodę na ewakuację swoich wojsk liną kolejową Toruń-Bygdoszcz-Nakło-Piła. Uniemożliwiło to rozszerzenie powstania na Pomorze, które obsadziła powracająca armia. Stanowiła ona również poważne zagrożenie dla samego powstania. W tamtym czasie Sztab Generalny zapewne nic nie zrobił bez zgody Piłsudskiego. Mówiąc wprost – Piłsudski wolał półżydowskie Wilno od Poznania i Wielkopolski.

W pewnym momencie Bogusław Polak pisze: „Mimo sukcesów mjr. Taczaka w Poznaniu i Warszawie uważano, że wojskom powstańczym jest potrzebny dowódca bardziej doświadczony i obdarzony większym autorytetem. Do Poznania przyjechał gen. Józef Dowbor-Muśnicki.” A później dodaje, że został on przyjęty w Wielkopolsce z wielką rezerwą. Nasz najsłynniejszy trener piłkarski, Kazimierz Górski, miał taką zasadę: drużyny zwycięskiej nie zmienia się. I słusznie! Po co kombinować jak koń pod górę? Jak zacznie przegrywać, to tak! Po co więc zmieniono mjr. Taczaka, skoro się sprawdzał? Piłsudski chciał się pozbyć Dowbora-Muśnickiego jako byłego oficera armii carskiej. W Poznaniu jakoś radzono sobie z tymi personalnymi ansami. A może po prostu zawartość Polaka w Polaku w Wielkopolsce była większa, niż w innych dzielnicach.

Przypomina się też zamach majowy i fakt, że jednostki z Wielkopolski nie dotarły do Warszawy. Rozkręcili tory. Wiedzieli, że to wojsko zdmuchnęłoby tych piłsudczyków jak świecę. Wiedzieli o tym generałowie, którzy chcieli wycofać się do Wielkopolski i dalej walczyć, bo wiedzieli, że przewaga była po ich stronie. Ale wiedział też o tym Wojciechowski, prawdopodobnie wtyczka Piłsudskiego. A i on sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Mieczysław Rakowski, w wywiadzie udzielonym Orianie Fallaci w marcu 1982 roku, powiedział:

Członkowie “Solidarności” są zbyt niecierpliwi, przedwcześnie stracili głowę. Kardynał Wyszyński to rozumiał. “Rodacy, nie wszystko od razu!”, powtarzał. Nie zapominajmy, że niecierpliwość i brak realizmu to cechy typowo polskie. Nie pierwszy raz w dziejach Polski ruch, który miał się stać siłą napędową narodu, niemal natychmiast niszczy podstawy istnienia państwa.

No proszę! Niecierpliwość i brak realizmu to cechy typowo polskie. Teraz już chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości dlaczego o powstaniu wielkopolskim tak mało się mówi. Nie pasuje do ogólnie rozpowszechnianego stereotypu. Bo gdyby o nim mówiono, to należałoby zadać sobie następne pytanie: dlaczego w Wielkopolsce było inaczej? A “Solidarność” była tak samo żydowskim wymysłem, jak powstanie warszawskie, styczniowe, listopadowe i kościuszkowskie. Ośmieszają nas Żydzi przed całym światem i wmawiają nam, że jesteśmy tacy niecierpliwi i oderwani od rzeczywistości.

Więcej znaczyło w historii Polski powstanie wielkopolskie, niż wszystkie inne razem wzięte. Prawdę mówiąc dzieje tego powstania, przedstawione jak wyżej, to instruktaż, jak należy walczyć o swoje. I właśnie dlatego jest najważniejsze, bo z niego możemy się czegoś nauczyć. Z innych – nic.

x

Aktualizacja z dnia 3 października 2024:

Cztery lata temu, gdy pisałem ten blog, jeszcze wierzyłem, że pewne rzeczy mogą się dziać spontanicznie. Dziś już wiem, że tak nie jest. Niemcy nie przegrały I wojny światowej. W lutym 1918 roku w wyniku traktatu brzeskiego zakończyły wojnę na froncie wschodnim, ale wojska niemieckie nadal stały daleko na wschodzie. W momencie podpisywania kapitulacji na froncie zachodnim wojska niemieckie stały 50 km od Paryża. W takiej sytuacji tylko naiwny może wierzyć w to, że powstanie wielkopolskie, przy całym szacunku dla walczących, mogło skończyć się sukcesem, gdyby tak nie postanowiono gdzieś wyżej. Niemcy nadal dysponowały potężną armią. Chodziło o to, by stworzyć sytuację, w której Niemcy, mocno upokorzone, będą dążyły do zmiany warunków, jakie im narzucono w Wersalu. Pozbawienie państwa niemieckiego części ich ziem w wyniku powstania wielkopolskiego i powstań śląskich było częścią tego planu. I właśnie dlatego te powstania wybuchły w zaborze pruskim i w tym samym czasie.