Krzyżowcy

W dniu 18 maja pojawił się na bułgarskim kanale Pogled Info wywiad z izraelskim analitykiem Sajmonem Cipisem. W nim wypowiedział się on m.in. na temat unii europejskiej i jej polityki wobec Rosji. Poniżej ten fragment.

Czym obecnie jest unia europejska? To blok, który powinien rozszerzać się tylko o państwa europejskie. Jednak UE to blok, który obejmuje również państwa, które do Europy nie należą. To Norwegia i Szwecja, które, w sensie terytorialnym, nie leżą na kontynencie europejskim. Od Europy oddzielone są dwoma morzami: Bałtyckim i Północnym. To oznacza, że UE nie jest blokiem tylko dla państw europejskich. To jedno, a drugie to fakt, że UE ze swoją wojenną retoryką jest gotowa pójść na wojnę, ponieść jej koszty tylko po to, by dołączyć do siebie nowych członków. Mam tu na myśli Gruzję, którą UE starała się przyłączyć, czego skutkiem była wojna z Rosją w 2008 roku. Obecnie chce ona wciągnąć w swoją strukturę Ukrainę, co skutkuje wojną we Wschodniej Europie pomiędzy Rosją i Ukrainą. Natomiast zamiar wciągnięcia Gruzji jest nadal aktualny. Tym razem jednak działania prowadzone są od wewnątrz poprzez popieranie w Gruzji euroentuzjastów. UE jest gotowa zapłacić każdą cenę za pozyskanie nowych członków. To oznacza, że UE jest nie tylko blokiem ekonomicznym i geopolitycznym. Za tym kryje się coś innego. Pragnę zwrócić uwagę, że kiedy UE osiągnęła swoje apogeum na przełomie lat 80-tych i 90-tych, gdy UE świętowała upadek Związku Radzieckiego, nastąpiła jej ekspansja, czyli powiększenie o nowych członków. Byłe radzieckie republiki – takie jak Litwa, Łotwa, Estonia, Mołdawia – uzyskały początkowo status kandydatów i weszły w obręb strefy Schengen.

Skłoniło mnie to do zadania sobie wielu pytań. Dlaczego UE nie zachęca do wstąpienia w swoje szeregi takich państw Azji Środkowej jak Kazachstan, Uzbekistan, Kirgistan, Tadżykistan, Azerbejdżan. To także były radzieckie republiki. Żadne z tych państw nie otrzymało propozycji wstąpienia do UE. Również Turcja, którą przyjęto do NATO, ale odmawia się jej statutu pełnego członka UE. Jeśli państwa te nie są zapraszane do unii, to co jest tego przyczyną? Wszystkie te państwa, to państwa muzułmańskie. Wobec tego można dojść do wniosku, że UE to nie blok makroekonomiczny i nie blok geopolityczny. UE to blok religijny. Pragnę zwrócić uwagę, że wszyscy członkowie UE i wszystkie państwa ubiegające się o członkostwo w UE, wszystkie bez wyjątku, są państwami chrześcijańskimi.

UE chciała wciągnąć w swoją strefę Gruzję. Sądzę, że w najbliższej przyszłości, jeśli UE przetrwa, ale załóżmy, że przetrwa, to nie mam wątpliwości, że zechce ona przyjąć Armenię i Białoruś. UE czeka tylko na koniec rządów Łukaszenki. Ale ani w przeszłości, ani obecnie i w przyszłości UE nie zaproponuje członkostwa państwom Azji Środkowej i Turcji, dopóki te państwa są muzułmańskie. Trzeba więc mieć na uwadze to, że UE to, nie tyle blok europejski, to blok chrześcijański.

Nie jest ważne, że niektóre państwa UE nie są katolickie. Dla UE nie jest ważne czy ma do czynienia z kościołem grecko-katolickim, katolickim, protestanckim czy prawosławnym. Najważniejsze jest, by skupić wokół siebie tylko chrześcijańskie państwa. I dlatego UE to blok religijny, a NATO wydaje się być niczym innym tylko wojskiem rycerzy krzyżowców. Ja nie żartuję, mówię jak najbardziej poważnie. Przyjmowanie nowych członków w swe struktury wydaje się być krucjatą Świętego Rzymskiego imperium, której celem jest podporządkowanie sobie imperium Bizantyjskiego. Jeśli przyjrzeć się bliżej wszystkim głównodowodzącym wojsk europejskich i wszystkim sekretarzom generalnym NATO, to oni wszyscy, bez wyjątku, są rycerzami krzyżowymi. I dlatego UE jawi się jako blok religijny Świętego Rzymskiego imperium, którego celem jest odtworzenie wielkiego katolickiego imperium. Sworzniem religijnym UE jest Watykan. Stolicą Kościoła katolickiego jest Watykan, który mieści się w granicach Rzymu. I tak mamy do czynienia z krucjatą Watykanu i UE z pomocą swojej armii krzyżowców, czyli NATO. Wszyscy mianowani oficerowie i generałowie są kawalerami mieczowymi, krzyżowcami. Są tam różne reguły i zakony, ale wszyscy są krzyżowcami.

I tak dochodzę do wniosku, że jednym wyjaśnieniem faktu, że UE jest gotowa iść na wojnę i walczyć o to, by pozyskać nowe państwa członkowskie, jest to, że jest to blok religijny, który prowadzi wojnę w Europie Wschodniej. Stąd te pogróżki w stronę Rosji, że jeśli nie ustąpi i nie zgodzi się na warunki UE w kwestii rosyjsko-ukraińskiego konfliktu, to przywódcy Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec, oznajmili że w razie odmowy Rosji do dalszych negocjacji z Ukrainą i w przypadku odmowy Rosji pójścia na kompromis, to oni są zdecydowani wysłać więcej broni i zaostrzyć sankcje. I jeśli to wszystko nie pomoże, to oni są gotowi wysłać swoje wojska, będące zresztą częścią NATO.

Gdyby to był blok makroekonomiczny, to chodziłoby o wolny rynek, nowe rynki zbytu, nowe terytoria do zagospodarowania, o euro-integrację. Ale tu nie o to chodzi. Cel, to stopniowa transformacja historycznych kościołów protestanckich, prawosławnych i chrześcijańskich w katolickie. To długotrwały proces, który stopniowo zachodzi. I każde państwo UE, czy to będzie Rumunia, Bułgaria czy Polska, tak czy inaczej, wcześniej czy później, znajdzie się w sytuacji, że jeśli tam jest prawosławie, to będzie przekształcone w katolicyzm. To jest krucjata. Według mnie jest to jedyne wyjaśnienie, które tłumaczy to, że ta elita, która rządzi Europą, nie jest zainteresowana pokojem. Oni są zainteresowani kontynuowaniem wojny, ponieważ są oni częścią procesu zwanego krucjatą.

x

Jest to, w mojej opinii, bardzo ciekawy pogląd, choć rodzi się pytanie: czy to możliwe? A jeśli tak, to jaką rolę odgrywały w konflikcie rosyjsko-ukraińskim Stany Zjednoczone? Przecież to one sfinansowały i zorganizowały kijowski Majdan w 2014 roku. Czy to możliwe, by były one marionetką w rękach Watykanu? A City of London? Z drugiej strony, jeśli spojrzymy w znacznie szerszym przedziale czasowym, to może ujrzymy rzeczy w innym świetle. Wszak schizma wschodnia to rok 1054, początek reformacji to rok 1517. Unia brzeska, czyli rozłam w prawosławiu, to rok 1596. Być może, jeśli przyjmiemy taką perspektywę, to może projekt unii europejskiej to początek jednoczenia chrześcijaństwa i powrót do korzeni. Ale z drugiej strony unia działa tak, jakby chciała chrześcijaństwo zmarginalizować czy nawet zniszczyć, bo jak inaczej wytłumaczyć jej politykę migracyjną, czyli sprowadzanie ludności, która nie ma z nim nic wspólnego. A może później będą zmuszeni zostać chrześcijanami? Może ten rozkładający się Kościół katolicki to tylko zasłona dymna?

Trudno jest człowiekowi niewtajemniczonemu znaleźć odpowiedzi na te pytania i rozwiać wątpliwości, ale z pewnością warto zwracać uwagę na tego typu opinie, zwłaszcza, że Cipis przedstawił argumenty na poparcie swoich wywodów. W każdym razie, po zapoznaniu się z jego zdaniem, inaczej można spojrzeć na tę tzw. koalicję chętnych.

Czystka etniczna

W dniu 25 stycznia 2025 roku podczas 27. posiedzenia Sejmu Sławomir Mentzen w swoim wystąpieniu pytał o to, jaki interes ma Polska w pomaganiu Ukrainie, nie dostając w zamian nic. Trwa kampania prezydencka, więc „troska” Mentzena o państwo polskie jest zrozumiała. Poniżej skrót jego wypowiedzi, zamieszczony na kanale Wiadomości Teraz.

Jaki Polska ma interes w leczeniu mieszkańców Ukrainy, mieszkających na Ukrainie, którzy przyjeżdżają tu leczyć się? Nie rozumiem, jaki my mamy interes w fundowaniu darmowych leków mieszkańcom Ukrainy? Nie rozumiem, jaki mamy interes w fundowaniu darmowej nauki na naszych uniwersytetach czy politechnikach mieszkańcom Ukrainy?

Od wybuchu wojny na Ukrainie minęły już prawie trzy lata. To była oczywiście wielka tragedia, wielki szok, wiele ludzi musiało uciekać, wiele osób straciło dach nad głową, straciło życie, straciło rodziny. Wiele osób musiało ułożyć sobie życie zupełnie na nowo w innym miejscu Europy, nie na Ukrainie. Ale od tego momentu minęły już prawie trzy lata. Natomiast pomimo tego cały czas w Polsce obowiązuje ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy. Cały czas pomagamy Ukraińcom, którzy problem mieli trzy lata temu, pomimo tego, że od tego czasu sytuacja zmieniła się. Są całe obszary Ukrainy, gdzie nie toczą się żadne walki, a w Polsce sytuacja budżetowa od tamtej pory stanowczo się pogorszyła. Mamy na rok 2025 uchwalony budżet z rekordowym deficytem, z rekordowym poziomem odsetek. Nasz deficyt wynosi połowę naszych przychodów, wynosi 1/3 naszych wydatków. Mamy tragiczną sytuację budżetową. Premier polskiego rządu powiedział, że ten budżet jest hojny. To prawda, jest hojny, tylko niestety dla Ukraińców.

Mamy w nim pieniądze na wypłacanie 800+ dla Ukraińców, na 300+ dla Ukraińców, na 1500+ dla Ukraińców. Jeżeli ktokolwiek jeszcze wierzy, że program 800+ ma charakter demograficzny, to my teraz płacimy kilka miliardów złotych rocznie na wsparcie demografii Ukrainy. Co więcej, wypłacamy 800+ dla dzieci, które nie mieszkają w Polsce. Wypłaty 800+ dla ludzi mieszkających na Ukrainie. Wypłaty 800+ Ukraińcom, którzy w Polsce nawet nie pracują, którzy nie płacą w Polsce podatków. Dopłacamy w ramach kredytu 2% Ukraińcom do zakupu mieszkań w Polsce, pomimo tego, że mogli mieć wiele nieruchomości na terytorium Ukrainy.

Mamy pieniądze na leczenie Ukraińców, którzy nie płacą w Polsce składek. Polak, jeżeli nie jest odpowiednio zarejestrowany, nie może być leczony w Polsce, jeżeli nie opłaci składek, jeżeli nie jest zarejestrowany jak bezrobotny, a Ukrainiec może bez żadnych warunków. Mamy do czynienia z turystyką onkologiczną. Ukraińcy przyjeżdżają do Polski raz w miesiącu, żeby zachować status uchodźcy, leczą się następnie wracają na Ukrainę. Na Ukrainie wszyscy wiedzą, że można leczyć się za darmo w Polsce. Wystarczy się do Polski dostać. Co więcej, Ukraińcy mają też leki refundowane w Polsce, mają leki za darmo dla osób powyżej 65-tego roku życia i poniżej 18-tego roku życia. Przyjeżdżają do Polski, leczą się, dostają darmowe leki i wracają na Ukrainę. A w tym samym czasie nie ma pieniędzy na leczenie Polaków. Nie ma nawet pieniędzy na leczenie Ukraińców w Polsce, którzy płaca składkę zdrowotną. Płacimy nawet zasiłki dla ludzi mieszkających na Ukrainie. Według ostatnich badań 20% Ukrainek mieszkających w Warszawie pracuje zdalnie z terytorium Ukrainy, a i tak mają dostęp do wszystkich zasiłków, tak jakby mieszkały w Polsce.

Jaki mamy w tym interes? Jaki interes ma państwo polskie, jaki interes ma naród polski, żeby leczyć Ukraińców znajdujących się na Ukrainie? Jaki mamy interes w wysyłaniu na Ukrainę socjalu? Jak to ułatwia Ukrainie walkę z Rosją, jeżeli fundujemy socjal Ukraińcom? Wszędzie tak nie jest. W Norwegii albo w Szwajcarii Ukrainiec nie dostanie nawet azylu, jeżeli pochodzi z terytoriów, które nie są objęte walkami. Ukrainiec ze Lwowa nie dostanie azylu w Norwegii, nie dostanie azylu w Szwecji, Szwajcarii, bo oni to rozumieją, że on nie potrzebuje w tym momencie pomocy. Niestety w Polsce taką pomoc dostanie.

x

Gdy pod tym video napisałem, że jest to czystka etniczna, to mój wpis został natychmiast usunięty. Od samego początku twierdzę, że kanały, które mają dużą oglądalność, czyli po kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy wyświetleń, nie są kanałami niezależnymi.

To, z czym obecnie mamy do czynienia, to tworzenie wspólnego państwa polsko-ukraińskiego i jednocześnie marginalizacja obywateli polskich – nur für Nazi-Ukrainer. Ukraine über alles. Dowody:

  • świadczenia socjalne
  • świadczenia zdrowotne
  • edukacja na każdym poziomie

Jeśli świadczenia te obejmują nie tylko tych Ukraińców, którzy przybyli do Polski po 24 lutego 2022 roku, ale również tych, którzy mieszkają na Ukrainie, to znaczy, że traktowani są oni jak obywatele polscy, czyli obecne państwo polskie traktuje ich jak swoich obywateli. Jest to pierwszy krok do pełnego obywatelstwa. I nawet w takiej sytuacji są już uprzywilejowani w stosunku do obywateli Polski. Jeśli są preferowani w takich podstawowych dziedzinach dla zachowania tkanki narodu jak świadczenia zdrowotne i socjalne, to znaczy, że mamy do czynienia z czystką etniczną. To jest czystka rozłożona w czasie, więc niewidoczna. Stopniowo jednak, za sprawą preferencji w tych dziedzinach i edukacji, za 25-30 lat dojdzie do marginalizacji ludności polskiej.

Gdyby wojna na Ukrainie nie wybuchła, to nie byłoby pretekstu do przesiedleń i tego wszystkiego, co powyżej. Główny powód wybuchu tej wojny to stworzenie wspólnego państwa polsko-ukraińskiego. Pozostałe są tylko przy okazji. W żadnym innym państwie Ukraińcy nie są traktowani tak jak w Polsce. I nie pomogą tu zaklęcia różnych komentatorów i zaklinaczy rzeczywistości, że chodzi głównie o odcięcie Europy od Chin.

Jednak rozwój wydarzeń w tym przyszłym wspólnym państwie prawdopodobnie pójdzie w kierunku permanentnego konfliktu. Wiadomo, że mamy w Polsce dużą mniejszość ukraińską, która jest efektem zaszłości historycznych, a przede wszystkim powojennych przesiedleń, w których udział Ukraińców był największy. Jeśli więc nowi Ukraińcy będą bardziej uprzywilejowani, niż starzy, którzy są obywatelami polskimi, to będzie dochodzić na tym tle do konfliktów, w których starzy Ukraińcy, jako obywatele polscy od dawna, a więc „Polacy”, wystąpią przeciw tym nowym. Do tego dojdzie jeszcze nierozwiązywalna kwestia Wołynia. Będzie to więc konflikt ukraińsko-ukraiński, który oficjalnie będzie nazywany polsko-ukraińskim. Będzie tak, jak było na Ukrainie po unii lubelskiej. Rusini, którzy wcześniej przeszli na katolicyzm i stali się polską szlachtą, byli uprzywilejowani w Rzeczypospolitej, a Rusini, którzy pozostali przy prawosławiu – nie. Więcej o tym w blogu Przedmurze.

Od początku wojny na Ukrainie zadłużenie Polski skokowo wzrosło. Nie ma takiej możliwości, by ten dług został spłacony. Jedynym rozwiązaniem byłoby ogłoszenie upadłości tego państwa, ale ponieważ w przypadku państw nie ma takiej możliwości, to jedyną, jaka pozostaje, będzie jego likwidacja. Wówczas wszystkie długi i kredyty, nie tylko państwowe, zostaną umorzone. I dlatego obecnie w Polsce kradnie każdy, kto może, bo wie, że nie będzie rozliczony. Oczywiście nie wszystkich to będzie dotyczyć. Prawdopodobnie będzie tak, jak w okresie istnienia Księstwa Warszawskiego, gdy Napoleon umorzył połowę długów zaciągniętych w berlińskich bankach za czasów zaboru pruskiego. Ta umorzona część to prawdopodobnie długi, które zaciągnęli Żydzi, którzy przybyli do Warszawy i innych miast wraz z pruskim wojskiem i pruską administracją po III rozbiorze. Resztę ściągnął on poprzez nałożenie drakońskich podatków na obywateli Księstwa Warszawskiego. Były to tzw. sumy bajońskie. W ten sposób Żydzi zdominowali gospodarczo ziemie, które później znalazły się pod zaborem rosyjskim.

Podobno nie ma na tym świecie darmowych obiadów. Dlaczego Ukraińców traktuje się w Polsce z taką wyrozumiałością? Czy nie przyjdzie im kiedyś za to wszystko zapłacić? Pieniądze, które dostają nie pochodzą od państwa polskiego. Ono jest tylko pośrednikiem. Pieniądze te pochodzą z pożyczek, jakie państwo polskie zaciąga w bankach, czyli u Żydów. Czy kiedyś Żydzi wystawią rachunek ukraińskiej czerni? Jeśli tak, to znajdzie się ona w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

Narzędzie

W dniu 25 grudnia Tomasz Piekielnik na swoim kanale przeanalizował umowę zawartą w dniu 2 grudnia 2016 roku pomiędzy rządami Polski i Ukrainy. Działo się to za rządów PiS-u. Podpisał ją ówczesny Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz. Poniżej krótkie streszczenie jego analizy.

Czy czasem już wtedy sojusz północnoatlantycki, a przynajmniej część jego dowództwa a konkretnie Amerykanie, nie spodziewali się wybuchu wojny na Ukrainie? A może była ona czymś więcej, niż tylko spodziewaną? Niektórzy twierdzą, że mogła być prowokowana.

Umowa, którą zawarł rząd polski w 2024 roku jest bardzo zaawansowana w swoich postanowieniach. Podpisał ją Donald Tusk z Wołodymirem Zełeńskim. Umowa, która powinna mieć rangę ustawową, powinna przejść proces ratyfikacji, który przewidziany jest przez Konstytucję. Ta umowa została zawarta z pogwałceniem Konstytucji. Stanowi ona zalążek, bardzo dziwny, pewnej wspólnej państwowości. Mowa jest tam o wspólnym opracowywaniu podręczników, o wspólnych pracach nad historią.

Warto przeanalizować umowę z 2016 roku pod kątem tego, co obecnie dzieje się. A dzieje się to, że front na Ukrainie załamuje się. Rosja koncentruje się na terenach rosyjskojęzycznych i prowadzi tam denazyfikację. Ukraińcy atakują cele w głębi Rosji. Amerykańska propozycja, sprzed paru miesięcy, wprowadzenia polskiej brygady pancernej na Ukrainę. Mamy też dwuznaczną postawę Tuska i Kosiniaka-Kamysza w kwestii wysłania wojska polskiego na Ukrainę. Nie ma jednoznacznej deklaracji, że nie zostanie ono tam wysłane. Natomiast, dodają, gdy wojska innych państw NATO zostaną tam wysłane, to w takim wypadku – również polskie. I od razu po tej deklaracji, jak na umówiony sygnał, gotowość wysłania tam swoich wojsk zgłosiły Holandia, Włochy, Estonia, Wielka Brytania.

Z tego względu ważne jest to, co uzgodnił już w 2016 roku rząd PiS-u ze stroną ukraińską. To nie jest tak, że państwo będące członkiem NATO, może sobie zawierać sojusze z kim chce. Po to jest sojusz, by był trzonem współpracy wojskowej państw członkowskich, ale też, by był trzonem gwarancji bezpieczeństwa dla państw członkowskich. Państwo członkowskie NATO nie może sobie tak samodzielnie wchodzić w sojusz, z kim chce. Kto więc był pomysłodawcą tej umowy? Już w 2016 roku, a właściwie jeszcze wcześniej, były przygotowywane okoliczności i podłoże pod to, co teraz się dzieje.

Czy ta umowa jest kolizyjna w stosunku do działań NATO? A może wręcz przeciwnie? No bo, co by było, gdyby Rosja podporządkowała sobie Ukrainę? Na to NATO nie wyraziłoby zgody, a więc ta umowa od początku nie była kolizyjna z działaniami NATO. Wręcz przeciwnie, to dowództwo NATO domagało się od Polski takiego działania. Dlaczego Polska zawarła umowę z państwem, które już wtedy miało spór terytorialny z Rosją o Krym? Obiektywnie rzecz ujmując, umowa ta była ryzykowna z punktu widzenia polskiego interesu narodowego i polskiego bezpieczeństwa. Bo już wtedy Rosja mogła uznać, że nie NATO, nie Ameryka, tylko Polska ingeruje w rosyjską strefę wpływów. To wygląda, jakby Polska była prywatną własnością tych, którzy nakazują politykom podpisywać takie dokumenty. A więc jest prywatną własnością tychże właśnie.

W art. 87 Konstytucji jest mowa o tym, że źródłami powszechnie obowiązującego prawa w Rzeczypospolitej Polskiej są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia. Tak więc nieratyfikowana umowa międzynarodowa nie może być źródłem prawa. Ratyfikacja polega na zatwierdzeniu umowy międzynarodowej przez Sejm i Senat, podpisaniu przez Prezydenta i opublikowaniu w Dzienniku Ustaw.

Umowa z 2 grudnia 2016 roku została opublikowana w Monitorze Polskim, a nie w Dzienniku Ustaw, i do tego, dopiero 18 stycznia 2019 roku. Została ona sporządzona w języku polskim, ukraińskim i angielskim. W razie wątpliwości interpretacyjnych wersją rozstrzygającą będzie wersja angielska. Umowa ta w praktyce sprowadza się do współpracy w dziedzinie obronności, co oznacza, że Polska będzie pośrednikiem pomiędzy NATO i Ukrainą i będzie przekazywać Ukrainie sprzęt wojskowy, systemy łączności i informatyki, wsparcie logistyczne na rzecz sił zbrojnych, transport wojskowy, inżynierię wojskową itp. W praktyce jest to zasymilowanie wojsk ukraińskich z systemami, z polityką, ze strategią NATO. To taki sprytny fortel: NATO jeszcze nie przyjmuje Ukrainy, ale używa Polski do tego, żeby przeprowadzić takie wielkie przedbiegi. Tym jest ta umowa. W ocenie Piekielnika umowa ta, zbiór 24 punktów, które stanowią obszary współpracy, to tak naprawdę wprowadzenie Ukrainy do NATO kuchennymi drzwiami.

Umowa z 2 grudnia 2016 roku doczekała się publikacji dopiero w roku 2019. To pierwsza dziwna okoliczność. Druga – umowa ta powoduje istnienie bardzo szerokiej płaszczyzny styku pomiędzy wojskiem i sprawami militarnymi na Ukrainie i polskimi, które są przecież natowskimi. Czy zatem nie jest to już szykowanie na Ukrainie możliwości do takiej gotowości po stronie wojsk ukraińskich, która to gotowość umożliwia państwom natowskim realne wspieranie Ukrainy, czytaj – za pomocą Ukrainy walczenie z Rosją. Bo gdyby nie, to można powiedzieć, że niekompatybilność ukraińskiej armii z dowództwem NATO uniemożliwiałaby prowadzenie takiej wojny. Trzeba więc zadać pytanie: czy Polska w 2016 roku nie realizowała, w mojej opinii, niewdzięcznej roli doprowadzenia wojskowości, sfery militarnej na Ukrainie do poziomu kompatybilności z wojskami NATO? Po to, by ta kompatybilność stwarzała możliwość prowadzenia tych walk rękami Ukraińców, ale przy zaangażowaniu strony zachodniej. I coraz bardziej czytelne powinno być dla nas, czym ta umowa w dziedzinie współpracy obronnej z Ukrainą, mówiąc krótko, jest.

x

Tak dla porządku wypadałoby wyjaśnić, czym jest Monitor Polski. Jest to dziennik urzędowy wydawany przez Prezesa Rady Ministrów, służący do urzędowego ogłaszania aktów prawnych wewnętrznie obowiązujących, wydawanych przez naczelne organy władzy państwowej. W odróżnieniu od aktów normatywnych publikowanych Dzienniku Ustaw, akty prawne ogłaszane w Monitorze Polskim nie mogą być źródłem praw i obowiązków dla obywateli.

Piekielnik wyłożył więc nam kawę na ławę. Polska nie jest wasalem Ameryki. Jest jej narzędziem. Jest też prywatną własnością tych, którzy każą politykom podpisywać takie dokumenty. Politycy PiS podpisali jedną umowę, a politycy PO – drugą. Nie ma więc najmniejszego znaczenia, kto rządzi. Suweren jest gdzieś indziej. Ale skoro powiedziało się „A”, to należało powiedzieć „B”. Tego jednak Piekielnik nie zrobił. Czy dlatego, że „zapomniał”, czy dlatego, że jego nieznani przełożeni nie pozwolili mu o tym powiedzieć? Jeśli Polska jest czyjąś własnością, to chodzenie na jakiekolwiek wybory nie ma sensu, bo o tym, która partia ma wygrać, czy kto ma zostać prezydentem, decyduje właściciel.

Nie powiedział też Piekielnik, dlaczego Rosja zachowuje się tak, jak się zachowuje? Biorąc pod uwagę jej potencjał militarny, to mogłaby zająć Ukrainę w dwa tygodnie. Jeśli nie całą, to przynajmniej tę wschodnią i środkową. Ale tak nie robi. Bo Rosja też jest czyjąś własnością, tak jak Stany Zjednoczone i reszta państw. Jeśli się tego nie przyjmie do wiadomości, to można zająć się geopolityką i innymi bzdurami, które serwują nam różni magowie jak Sykulski i inni, których nie brakuje.

Piekielnik napomknął też coś o wspólnym państwie polsko-ukraińskim. A więc zaczyna się gotowanie żaby na wolnym ogniu, powolne oswajanie ludzi z tym, co nieuchronnie nastąpi. Na razie jeszcze nikt nie wspomina o tym, że wspólne państwo z częścią Ukrainy będzie oznaczało utratę ziem zachodnich. Jeszcze na to za wcześnie.

W powieści Na zachodzie bez zmian, której autorem jest Erich Maria Remarque, jeden z młodych żołnierzy na froncie niemiecko-francuskim mówi:

„Tak, ale pomyśl tylko, że prawie my wszyscy jesteśmy prości ludzie. A we Francji większość to także robotnicy, rzemieślnicy albo drobni urzędnicy. Czemuż by francuski ślusarz albo szewc zechciał nas napastować? Nie, tego chcą rządy. Nigdy nie widziałem Francuza, zanim tu nie przybyłem, a z większością Francuzów ma się rzecz podobnie w stosunku do nas. Ich tak samo nie pytano o zdanie jak nas.”

Nic nie zmieniło się od czasów I wojny światowej. Nas też nikt nie pyta o zdanie. Jesteśmy więc niewolnikami rządów. W sprawach istotnych nie pytają nas o nic. Rozpalają w nas tylko uczucia nienawiści do innych nacji. Im bliżej tego wspólnego państwa, tym bardziej szczują na siebie Polaków i Ukraińców, wykorzystując do tego rzeź wołyńską, w której Ukraińcy mordowali Ukraińców.

Rozmowa

Kilka dni temu Tomasz Piekielnik analizował rozmowę telefoniczną kanclerza Niemiec Olafa Scholza z prezydentem Władimirem Putinem. Poświęcił temu tematowi kilka minut (od 28 do 35 minuty). Poniżej częściowy i niedosłowny skrót tej analizy.

Rzecznik niemieckiego rządu poinformował, że Olaf Scholz wezwał Władimira Putina do rozpoczęcia rozmów z Kijowem. Miałyby one otworzyć drogę do „sprawiedliwego i trwałego pokoju”. Była to pierwsza rozmowa przywódców Rosji i Niemiec od grudnia 2022 roku. Rozmowa trwała ponad godzinę i tak do końca nie dowiemy się, o czym rozmawiali, bo ja odnoszę wrażenie, że takie ważne rozmowy mają dwa oblicza. Oblicze oficjalne, czyli te, o którym donosi prasa i drugie oblicze – to część za zamkniętymi drzwiami. Czy dajecie Państwo wiarę temu, że Olaf Scholz dzwonił do Putina, by Rosja zasiadła do stołu negocjacyjnego? Przecież do tego nie trzeba wzywać Putina, ponieważ deklarował to od dawna, ale oczywiście ma warunki, podobnie jak Zełeński. Więc nikogo do niczego nie trzeba wzywać. Natomiast tłem jest zmuszanie przez Amerykę Europy, aby kontynuowała tę wojnę już bez wsparcia Stanów Zjednoczonych. To po pierwsze. Po drugie – w tle pojawia się informacja, jakby groźba ze strony Zełeńskiego, że Ukrainie potrzeba tylko kilku miesięcy i będzie miała gotową broń atomową. Czy to nie brzmi jak groźba ze strony Zełeńskiego? Jaką mielibyśmy wówczas wojnę?

Natomiast, w mojej opinii, to coś, co dostrzegam na drugiej stronie medalu, jest o wiele istotniejsze. Moim zdaniem Olaf Scholz rozmawiał telefonicznie z Władimirem Putinem ponad godzinę po to, aby przekazać Rosji, potwierdzić Rosji dotychczasową politykę względem tzw. sprawy ukraińskiej. A ja dostrzegam, że ta polityka jest, użyję teraz tego słowa, prorosyjska. Niemcom na rękę jest taka polityka. Z ich punktu widzenia polityka prorosyjska, w okolicznościach geopolitycznych oddzielenia Niemiec od Rosji co najmniej buforem, jakim jest Polska, o Białorusi nie wspominam, było zawsze świetną grą. Zresztą w historii bywało tak, że jak się ktoś umawiał, jeśli chodzi o te mocarstwa, to my na tym traciliśmy. Przypomnijmy sobie chociażby rozbiory Polski. I uważam, że tego dotyczyła ta rozmowa.

W mojej opinii Olaf Scholz być może wie o kolejnych wariantach rozwoju konfliktu czy innej wojny na Ukrainie i rozważa warianty, które nie będą deeskalacją tej wojny. Oczywiście wzywa formalnie Putina do rozmów pokojowych, ale coś mi podpowiada, że tutaj zapewnia Putina o tym, że Niemcy w razie „W”, to nie będą się włączać do działań, do których nie tylko gotowa, ale wręcz nawołuje, jest Polska. Mowa o strącaniu rosyjskich rakiet nad Ukrainą, co będzie oznaczać, że wykonujemy kroki stanowiące wojnę napastniczą z punktu widzenia Rosji i ściągamy tym samym ryzyko kontrataków z jej strony. I chciałbym się mylić, chciałbym, żeby faktycznie rozmawiano tam tylko o pokoju, aby kanclerz Niemiec Olaf Scholz reprezentował spójną politykę względem wojny na Ukrainie. Spójną, ale też z punktu widzenia bezpieczeństwa Europy i Polski, jednolitą z polską. A tu widzimy, że Niemcy są bardziej zachowawczy, a Polska jest bardziej agresywna, co jest na rękę Stanom Zjednoczonym i uważam, że przez władzę zza Waszyngtonu po prostu zamówione.

x

Nie pierwszy to raz, gdy Piekielnik w sposób radykalny formułuje swoje wnioski. Wcześniej mówił o wymazaniu Polski z mapy Europy, choć nie sprecyzował tego dokładnie, a teraz mówi o rozbiorach Polski, choć takich nie było. Były rozbiory Rzeczypospolitej. W każdym razie nawiązanie do XVIII-wiecznych rozbiorów jest w obecnej sytuacji jak najbardziej zasadne. Warto więc przypomnieć, jak to było z tymi rozbiorami:

  • Konfederacja barska (1768-72) staje się pretekstem do I rozbioru Rzeczypospolitej w 1772 roku,
  • Konstytucja 3 maja (1791) staje się pretekstem do zawiązania konfederacji targowickiej (1792), a ta usprawiedliwieniem II rozbioru w 1793 roku,
  • II rozbiór staje się powodem do insurekcji kościuszkowskiej w 1794 roku,
  • Insurekcja kościuszkowska skutkuje III rozbiorem w 1795 roku.

Mamy więc tu ciąg ściśle ze sobą powiązanych wypadków, które miały doprowadzić do likwidacji Rzeczypospolitej. Wymagało to oczywiście skoordynowanej współpracy państw zaborczych i „patriotów”. Trwało to 23 lata. Po co jednak ona była potrzebna, skoro po 123 latach ponownie odtworzono to państwo, które podobno stwarzało było tyle kłopotów? Wydaje się to nielogiczne. Jakiś cel jednak był. Chodziło o stworzenie nowego narodu polskiego na terenach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. W XIX wieku w Wielkopolsce, najludniejszej dzielnicy – germanizacja, w Królestwie Polskim pod rosyjskim zaborem – rusyfikacja, a na Kresach – polonizacja. O tym w blogach Jezuici i Poniatowski.

Dziś sekwencja jest taka, że wojna na Ukrainie zaczęła się praktycznie w 2014 roku, a więc trwa już 10 lat. Od inwazji Rosji na Ukrainę mijają dwa lata i dziewięć miesięcy, a więc prawie trzy lata. Ten moment oznacza również koniec III RP – 24 lutego 2022 roku. I znowu mamy idealną współpracę mocarstw zachodnich z „polskimi” politykami. To, co teraz mamy, to typowy okres przejściowy: jedno państwo jest likwidowane, a drugie jeszcze nie powstało.

  • Likwidacja granicy polsko-ukraińskiej; po części jest to również rozpad unii europejskiej, bo jej zewnętrzna granica, czyli właśnie granica polsko-ukraińska nie istnieje.
  • Napływ milionów Ukraińców, którzy automatycznie uzyskują większe prawa niż obywatele upadającego państwa.
  • Tworzenie drugiego języka urzędowego.
  • Oddawanie wszystkiego Ukrainie za darmo oznacza, że państwo to stanowi już część wspólną i przypomina finansowanie jakiegoś regionu w danym państwie.
  • Gotowość do wysłania wojska na daleki wschód Ukrainy i zaangażowanie się w wojnę, tak jakby to była część integralna danego państwa wymagająca obrony.

To tylko niektóre cechy tego okresu przejściowego. Nie ulega już wątpliwości, że zmiana na stanowisku prezydenta w Stanach Zjednoczonych oznacza oficjalne wycofanie się tego państwa z wojny na Ukrainie. Trampydło, jak obiecało, tak zrobi. Obiecało, że zakończy wojnę na Ukrainie, tylko nie dopowiedziało, że zakończy ją dla Ameryki, oczywiście oficjalnie, bo nieoficjalnie dalej będzie udzielać kredytów Polsce. W sytuacji, gdy – jak twierdzi Piekielnik – Niemcy zapewniają Rosję, że nie będą angażować się w tę wojnę, to zapewne wepchną w nią Polskę. Tłumaczenie będzie takie, że jak nikt nie pomoże Ukrainie, to wyprodukuje ona bombę atomową i będzie wszystkich szantażować. Tłumaczenie oczywiście naiwne, bo to, kto może mieć broń nuklearną, jest ściśle kontrolowane. Nie po to przecież zabrano Ukrainie na początku jej niepodległego bytu tę broń, by teraz pozwolić jej na jej posiadanie. Ale jest to dobry argument, by wciągnąć Polskę do wojny. A gdy ta potrwa parę lat, to później już nikt nie będzie pamiętał, z jakich powodów tak się stało. Pozostanie tylko awanturnicza Polska i ona będzie głównym winowajcą tej przeciągniętej już wtedy ponad miarę wojny. I jakie wówczas będzie najlepsze rozwiązanie? – Zlikwidowanie jej.

W swoim kolejnym komentarzu w dniu 19 listopada Piekielnik mówił m.in. o kolejnej fali uchodźców z Ukrainy, o czym wcześniej donosiła Rzeczpospolita. Jeżeli sytuacja na Ukrainie eskaluje – użycie pocisków ATACMS, to czy Rosja odpowie? – pyta Piekielnik. To jest logiczna konsekwencja. Jeżeli działania będą eskalować, to więcej ludności ukraińskiej będzie z Ukrainy wyjeżdżać. Z jakich regionów będą wyjeżdżać? Z terenów, na które rozszerzą się działania zbrojne. Z tych, które Ukraińcy uznają, że mogą być następne i z każdego innego obszaru. I w ten sposób stworzy się kolejna fala migracji. I gdy łączymy fakty, to zastanawiajmy się zawsze, co jest pierwsze – jajko czy kura? Czy taka migracja jest skutkiem działań wojennych i eskalacji wojny, czy eskalacja wojny jest po to, by wywołać ruchy migracyjne, które dotkną wielu milionów Ukraińców. Według Piekielnika z Ukrainy może zechcieć wyjechać 1,5 do 2 mln ludzi. Zdaniem Marii Janyski, posłanki KO i szefowej sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych i Administracji, scenariusz napływu dużej liczby uchodźców wzmacnia decyzja Joe Bidena, który w niedzielę (17.11.24) zezwolił Ukrainie na użycie rakiet dalekiego zasięgu na terytorium Rosji – pocisków ATACMS.

Jeśli eskalacja działań jest po to, by wywołać ruchy migracyjne, to znaczy, że cała ta wojna jest właśnie w tym celu. Chodzi więc o przesiedlenie jak największej liczby ludności, szczególnie tej ze wschodniej Ukrainy. Zapewne będzie to ludność, przynajmniej w większości, antyrosyjska, reprezentująca tzw. nacjonalizm ukraiński. A czyż Putin, uzasadniając inwazję na wschodnie rejony Ukrainy, nie mówił o tym, że jednym z celów tej „operacji specjalnej” jest denazyfikacja Ukrainy? Tylko czy miał na myśli całą Ukrainę, czy tylko jej wschodnią część? Bo jeśli tak, to znaczy to, że zaczęły się przygotowania do zajęcia przez Rosję Ukrainy zadnieprzańskiej. Z drugiej strony trwają przygotowania do aneksji zachodnich ziem Polski przez Niemcy. O tym świadczy choćby zamykanie kopalni węgla kamiennego na tym terenie. Co ciekawe, o budowie wspólnego państwa polsko-ukraińskiego wypowiedział się w marcu 2022 roku na kanale Media Narodowe mec. Kazimierz Frąckiewicz, autor książki Polskość Kresów Wschodnich. Było to na kilka dni przed wybuchem wojny na Ukrainie. Tego video już nie ma, ale ja mam zwyczaj zapisywania tego, o czym jest mowa w zamieszczanych przeze mnie video, zgodnie z rzymską maksymą: VERBA VOLANT, SCRIPTA MANENT (Słowa ulatują, pismo pozostaje). Treść tej wypowiedzi w blogu Unia polsko-ukraińska.

O co zatem w tym wszystkim chodzi? Jeśli nastąpi kolejna fala migracji, to Polska stanie się, jeśli już nie jest, państwem, w którym ludność prawosławna będzie ludnością dominującą. Jeśli utrzyma się trend napływu ludności, w większości muzułmańskiej, to może za jakiś czas, może za pięćdziesiąt lat, dojść do zderzenia się na tych ziemiach dwóch fundamentalizmów: prawosławnego i muzułmańskiego. O tym, jak ekspansywne jest prawosławie na terenie Polski, pisałem w blogu Czyja religia, tego władza. Już niejednokrotnie wspominałem o tym, że Żydzi planują na wiele lat do przodu. Ten cel może wydawać się dziś absurdalny. Ja jednak nie wykluczałbym tej możliwości całkowicie, bo po co te masowe przesiedlania ludności prawosławnej do Polski, skoro jest tyle miejsca na Ukrainie, nawet tej pomniejszonej o Ukrainę zadnieprzańską? I po co to sprowadzanie tych ciapatych, którzy prawdopodobnie w większości są muzułmanami?

Sojusz

W swoim podkaście geopolitycznym z dnia 23 czerwca 2024 roku zatytułowanym Wicepremier Ukrainy chce sojuszu z Polską Leszek Sykulski mówi m.in. tak:

Wicepremier Ukrainy Irina Wereszczuk podczas III Forum Odbudowy Ukrainy w Kijowie powiedziała: „Bez sojuszu z Polską nie będziemy w stanie wygrać wojny”. Te słowa wywołały prawdziwą burzę w wielu środowiskach, także tych, które dotychczas nawoływały do wspierania Ukrainy, pomocy finansowej, gospodarczej, a nawet militarnej, ponieważ pokazują w jak trudnej sytuacji jest dzisiaj Ukraina i że bez zaangażowania wojsk Kolektywnego Zachodu trudno mówić o jakimkolwiek zwycięstwie. Dzisiaj państwa tzw. Kolektywnego Zachodu po prostu zwyczajnie nie chcą angażować się bezpośrednio wojskowo, a przynajmniej nie w takiej skali, jak chciałaby pani Irina Wereszczuk.

W związku z tym mamy tutaj do czynienia z pewnym nawiązaniem do planu, dziś już nieco zapomnianego,Stoltenberga-Jermaka. Był taki plan, który polegał na tym, aby zaproponować Ukrainie swego rodzaju „małe NATO”, jak często publicyści, komentatorzy nazywali ten plan, a mianowicie takie dwustronne porozumienia polityczno-wojskowe z Ukrainą i w tymże właśnie planie Jermakowa-Stoltenberga była koncepcja stworzenia takiego sojuszu polityczno-militarnego między Polską a Ukrainą. Miały być takie kręgi sojusznicze, gdzie ten najwęższy krąg to byliby tacy najwierniejsi sojusznicy Ukrainy, gdzie w planie Jermaka-Stoltenberga właśnie miała być również Polska. No i tutaj były rozważane różnego rodzaju koncepcje, łącznie z tym, aby państwa, które wchodzą w takie głębsze relacje sojusznicze z Ukrainą i miały potencjalnie np. wysłać wojsko na Ukrainę, aby te państwa automatycznie traciły możliwość skorzystania z art.5 Traktatu Waszyngtońskiego,Traktatu Północnoatlantyckiego i tego traktatu NATO, który mówi o tym, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, że jedno państwo ma prawo oczekiwać pomocy ze strony państw innych, jeżeli zostanie zaatakowane.

Nie muszę mówić, że tego typu plan, plan Jermaka-Stoltenberga, i koncepcja rzucona przez Irinę Wereszczuk jest skrajnie niekorzystna dla państwa polskiego, w pewien sposób uprzedmiotowia państwo polskie, które staje się tak naprawdę zakładnikiem ukraińskiej racji stanu i nie może być mowy na zgodę na tego typu plany, koncepcje. To nie może być poważnie traktowane. No, ale niestety pani Irina Wereszczuk jest traktowana poważnie przez czynniki decyzyjne państwa polskiego. Tutaj można oczywiście próbować zrozumieć stanowisko wicepremier Ukrainy, która mówi o tym, że bez wsparcia Zachodu Ukraina sobie nie pomoże itd., ale wiemy doskonale, że przyczyna tej wojny na Ukrainie jest znacznie głębsza i ona nie wynika tylko i wyłącznie z jakichś animozji narodowościowych w Donbasie, ale jest tak naprawdę proxy war, to jest wojna zastępcza, toczona między Kolektywnym Zachodem a państwem związkowym Rosji i Białorusi. Trzeba w takich kategoriach geopolitycznych patrzeć na ten konflikt, zwłaszcza że po 25 lutego tego roku, kiedy dziennik New York Times opublikował szokujące informacje, ale którym nikt nie zaprzeczył. Nikt z kręgów decyzyjnych USA nie zaprzeczył rewelacjom, że po 2014 roku na terytorium Ukrainy stworzono dwanaście wielkich baz wywiadowczych przez wywiady brytyjski MI6 i amerykański CIA. To jasno pokazuje, że Ukraina stała się zakładnikiem w rozgrywce potężnych graczy na europejskiej szachownicy.

Dalej Sykulski twierdzi, że Polska nie jest przygotowana do żadnego konfliktu; nie ma ani efektywnego systemu obrony powietrznej, ani efektywnego systemu szkolenia rezerw, ani efektywnej infrastruktury obronnej dla ludności cywilnej, schronów różnego rodzaju, zabezpieczeń na czas wojny. Polska nie ma systemu obrony cywilnej, nie ma niezbędnych do tego zapasów, nie ma systemu reagowania, szkolenia ludności – krótko mówiąc, nie jest gotowa i nie ma żadnego interesu, by uczestniczyć w wojnie. Próba mówienia, że Ukraina powinna wchodzić w jakiekolwiek bilateralne relacje, sojusze polityczno-militarne jest absolutnie sprzeczna z polskim interesem narodowym.

Sykulski twierdzi, że prędzej czy później jakiś reset w stosunkach amerykańsko-rosyjskich nastąpi ze względu na chęć dyplomacji amerykańskiej do pozyskania neutralności Rosji w konflikcie Ameryki z Chinami. W związku z tym widać już wypuszczanie różnych balonów próbnych, takich jak choćby ten niedawny artykuł w NYT, który sugeruje, że zerwanie rosyjsko-ukraińskich rozmów pokojowych w roku 2022 odbyło się z aktywnym udziałem decydentów państwa polskiego, czyli że jest to próba przeniesienia odpowiedzialności, a przynajmniej części odpowiedzialności, za tragedię Ukraińców na Polskę, że to właśnie prezydent Polski, polscy dyplomaci, politycy doprowadzili do zerwania rozmów negocjacyjnych, do fiaska rosyjsko-ukraińskiego traktatu pokojowego w 2022 roku.

Tego typu działania amerykańskie, które mają na celu przeniesienie części odpowiedzialności, nie na Wielką Brytanię, a na Polskę, a przecież to wiemy doskonale, że kluczową destrukcyjną rolę w zerwaniu tych rozmów negocjacyjnych między Ukrainą a Rosją odegrał Boris Johnson ówczesny premier Wielkiej Brytanii, który w roku 2022 kilkukrotnie udawał się z wizytą do Kijowa. To Boris Johnson mocno naciskał na elity Kijowa, by zerwać te negocjacje z Rosją, by kontynuować walkę. Tutaj widzimy próbę przerzucenia tej odpowiedzialności na decydentów polskich. To jest niezwykle niebezpieczne, ponieważ prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której strony konfliktu usiądą przy stoliku rozmów, ale gdzie główne decyzje będą zapadały ponad głowami państw małych i średnich. Waszyngton z Moskwą dogadają się, bo mają takie geopolityczne interesy. Natomiast tym kozłem ofiarnym może stać się Polska i to nie tylko w kontekście tego, co establishment polityczny Ukrainy będzie mówić. Część tego establishmentu, który po przegranej wojnie będzie starał się przerzucić sporą część odpowiedzialności na czynniki zewnętrzne, a nie, np. na oligarchów, ale będzie szukał wroga za granicą i bardzo blisko jest zresztą Polska. Polskę będzie łatwo tutaj oskarżyć ze strony części radykalnych środowisk ukraińskich z uwagi na tradycje polityczne tego narodu i na te kwestie, które dzisiaj wypływają, jeśli chodzi o narrację takich periodyków jak NYT.

Polska prowadzi mało asertywną politykę względem Ukrainy. Jest to polityka serwilizmu, uległości, bezwarunkowego wspierania, która musi się skończyć źle. Ten artykuł w NYT powinien podziałać jak kubeł zimnej, lodowatej wręcz wody, na rozgrzane głowy polskich publicystów, intelektualistów, polityków, decydentów. Powinni zrozumieć, że wojna na Ukrainie, to nie nasza wojna. Polska powinna trzymać się z dala od tego konfliktu i zaprzestać wspierania militarnego Ukrainy, dążyć do tego, aby jak najszybciej ten konflikt wygasić i jak najszybciej znormalizować relacje pomiędzy Polską a Rosją i Polską a Białorusią, bo to także jest konieczny warunek do tego, aby zakończyć kryzys na granicy.

x

Sykulski poruszył w swej wypowiedzi parę wątków, ale ich nie rozwinął. Te wątki to:

  • sojusz z Ukrainą
  • „małe NATO” z wyłączeniem art.5
  • zerwanie rozmów pokojowych pomiędzy Rosją a Ukrainą nastąpiło z udziałem polityków polskich
  • polityka uległości w stosunkach z Ukrainą

Sojusz Polski z Ukrainą nie ma najmniejszego sensu, bo oba państwa są zbyt słabe, by pokonać Rosję. Po co więc taki pomysł? Po to, by wciągnąć Polskę do wojny z Rosją. Jeśli więc Polska przystąpi do tej wojny, to w trakcie rozmów pokojowych zasiądzie na ławie oskarżonych. I o to dokładnie chodzi.

„Małe NATO”, o czym nie powiedział Sykulski, to Polska, Ukraina i kraje bałtyckie. Skoro one chcą walczyć z Rosją, to niech robią to na własny rachunek, my im nie pomożemy, gdy Rosja na nie napadnie. – Tak należy interpretować propozycję Zachodu czy Kolektywnego Zachodu. To też jest nawiązanie do „tradycji” I RP.

Zerwanie rozmów pokojowych pomiędzy Rosją i Ukrainą nastąpiło z winy Polaków. – Tak sugeruje NYT. Pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, ale wyraźnie widać kierunek, w którym mogą potoczyć się sprawy. Jeśli mamy winę (zbrodnię), to musi być i kara. To nie może skończyć się tak, że politycy polscy i ukraińscy dostaną po klapsie od Amerykanów i wrócą do piaskownicy. Nie po to rozpętano tę wojnę, by wszyscy pozabierali zabawki i wszystko wróciło do stanu sprzed 24 lutego 2022 roku. Widać coraz wyraźniej, że wszystko kręci się na obszarze byłej I RP, zwanym obecnie Międzymorzem. Kara dla Polski to utrata ziem poniemieckich, a dla Ukrainy – utrata Ukrainy Zadnieprzańskiej.

To, co Sykulski nazywa polityką uległości wobec Ukrainy nie jest nią. Ponad dwieście lat wspólnego państwa polsko-ukraińskiego w ramach Rzeczypospolitej, później w ramach II RP i, po przesiedleniach po II wojnie światowej, w ramach PRL-u, spowodowało, że Ukraińcy razem z Żydami ukraińskimi tworzą w III RP główną siłę polityczną i reprezentują w niej interes amerykański czy może raczej interes amerykańskich Żydów. Jest to oczywiście polityka uległości i serwilizmu, ale nie wobec Ukrainy.

Wszystko zmierza, w mojej ocenie, w kierunku odtworzenia I RP. I tu rodzi się pytanie: po co? Tak, jak traktat wersalski został tak zredagowany, by doszło stosunkowo szybko do nowej wojny – tak odtworzenie I RP będzie źródłem niekończących się konfliktów. To nowe państwo, imitujące I RP, będzie równie śmieszne i żałosne. Trzeba jednak pamiętać, że ledwie powstała Rzeczpospolita, a już zaczęły się powstania na Ukrainie. Było ich wiele, a powstanie Chmielnickiego było ostatnim z nich.

Wbrew temu, co mówi Sykulski, że jest to proxy war, czyli wojna zastępcza Zachodu z Rosją o coś tam, to, moim zdaniem, jest to wojna o odtworzenie I RP. Wszystkie działania wielkich tego świata to sugerują. A te niekończące się konflikty są zawsze w interesie jednej nacji, bo osłabiają narody rdzenne, a ją wzmacniają i przybliżają ją do realizacji jej ostatecznego celu.



Teoria spiskowa

Od samego początku wojny na Ukrainie pisałem o tym, że w tej wojnie chodzi o coś więcej, niż o samą Ukrainę i likwidację neobanderowców i nazizmu. Chodzi przede wszystkim o Polskę, a raczej o odtworzenie przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Jak dotąd pojawiały się tylko głosy sugerujące utworzenie wspólnego państwa polsko-ukraińskiego. O Białorusi było cicho. Aż tu nagle pojawia się 16 lutego artykuł na Interii Teoria spiskowa Łukaszenki. Mówił o zmianie granic Polski Poniżej jego treść:

Kolejna teoria spiskowa Alaksandra Łukaszenki. Białoruski dyktator podczas swojego czwartkowego wystąpienia stwierdził, że wroga mu opozycja snuje plany dotyczące rozbioru kraju, mającego wydłużyć granicę Polski aż do Mińska.

W czwartek Alaksandr Łukaszenka wziął udział w walnym zgromadzeniu przedstawicieli członków Białoruskiego Republikańskiego Związku Stowarzyszeń Konsumenckich i apelował do podwładnych, aby nie ulegali “rozluźnieniu”. 

Widzicie, co się dzieje dookoła. Przepraszam, ale wy jeszcze nie o wszystkim wiecie. Powiem wam najważniejsze, nie wchodząc w szczegóły (…). Dziś wszyscy na Zachodzie pragną, na czele z naszymi uciekinierami, porażki Rosji w wojnie z Ukrainą – mówił. 

Łukaszenka straszy rozbiorem. „Polska granica aż do Mińska”

W dalszej części wystąpienia, białoruski dyktator rzucał oskarżeniami o domniemanym spisku między krajami Zachodu, a wrogą mu opozycją znajdującą się poza granicami kraju. 

Polska ma prawo do zachodnich ziem Białorusi. A w przypadku porażki Rosji, Białoruś będzie się rozwijać kosztem zachodnich ziem Rosji – powiedział Łukaszenka, insynuując, że to cytat jednego z białoruskich polityków znajdujących się na emigracji. 

Według dyktatora opozycja miała opracować tajny plan z porozumieniem z polskimi władzami. – Wytną nam coś ze Smoleńska, Briańska, może z obwodu pskowskiego. I trzeba będzie oddać zachodnią Białoruś Polsce. W ten sposób nowe, demokratyczne władze negocjują na Zachodzie – przekonywał Łukaszenka. 

Białoruś. Łukaszenka starszy opozycją i Polską

Białoruski dyktator zapytał swoich słuchaczy, kto z nich przystałby na taką propozycję. On sam stwierdził, że nie wyrazi nigdy zgody na takie rozwiązanie. Łukaszenka przekazał także, że nie ma zamiaru nikomu stwarzać problemów. Dodał, że jego kraj “nie rości sobie praw czy to do Wilna, czy Białegostoku”. – To, co mamy historycznie, nam wystarczy. To są ziemie białoruskie – wskazał.

Łukaszenka co pewien czas próbuje przekonać obywateli swojego kraju względem teorii o napaści na Białoruś przez Polskę i inne państwa NATO. Ma to być wytłumaczenie na rzekome zagrożenie i sprowadzanie na białoruskie terytorium rosyjskiej taktycznej broni jądrowej.

x

Halina Kunicka śpiewała kiedyś: Babcia stała na balkonie, dołem dziadek defilował (…) Stanął pod balkonem, huknął jej puzonem, no i tak to się zaczęło (…) Niby nic, zwyczajne „pa, pa, pa”. No właśnie, niby nic. Na walnym zgromadzeniu przedstawicieli członków Białoruskiego Republikańskiego Związku Stowarzyszeń Konsumenckich, czyli na jakimś tam nic nie znaczącym zgromadzeniu, jakiejś nic nie znaczącej organizacji, prezydent Łukaszenka poinformował, że jeden z białoruskich polityków na emigracji powiedział, że Polska ma prawo do zachodnich ziem Białorusi. Nie wymienił go z nazwiska, więc nie wiadomo czy tak powiedział i czy on w ogóle istnieje. Natomiast Interia od razu sugeruje w tytule, że jest to teoria spiskowa, czyli nieprawda. Aleksander Gorczakow, XIX-wieczny minister spraw zagranicznych Rosji, mawiał, że nie wierzy w niezdementowane informacje. Skoro więc Interia zdementowała sugestię Łukaszenki, to należy uznać, że jednak coś w trawie piszczy, że zamiar odtworzenia I RP nie jest jakąś fantasmagorią, ale realnym planem, który czeka na realizację w odpowiednim momencie i już teraz wypada zacząć „gotować żabę na wolnym ogniu”. Temu celowi ma również służyć wymieszanie ludności, bo przecież nie tylko Ukraińcy napływają do Polski, również Białorusini, o czym się nie mówi. Ci ostatni podają się za uchodźców politycznych i pewnie też mają większe prawa, niż obywatele tego kraju Zulu-Gula.

x

Polityka oczerniania Polski zaczyna być prowadzona wielowektorowo, że użyję tu ulubionego określenia Leszka Sykulskiego, który na kanale Bezpieczna Polska zamieścił fragment wypowiedzi Scotta Rittera, dotyczący Polski i jej polityki wobec wojny na Ukrainie. Poniżej jej treść.

To już koniec, bo jak będzie wojna to zginiesz. Chcesz wziąć swoje 165 tysięcy żołnierzy i zamienić je na 300 tysięcy? A ty masz to, czego trzeba, by z tych 300 tysięcy zrobić solidne wojsko? Nie masz pieniędzy, nie masz czasu, nie masz cierpliwości, nie masz zdolności, nie masz odwagi. Więc przestań mówić tak, jakbyś miała grać w wielkim stylu. Nie jesteś w pierwszej lidze Polsko. Nie dostaniesz się na mistrzostwa świata. My tak, Rosja również. Jesteście niewielkim europejskim krajem. A obok jest większy o nazwie Ukraina. I zobacz, co się z nim stało? Większy kraj, więcej ludzi, większa armia, a oni dostają baty. Więc nie myśl, że możesz przejąć zachodnią Ukrainę i uczynić ją własną częścią, że możesz zagrozić Białorusi. Ale umrzesz, jeśli to zrobisz. A kiedy ty umrzesz, to my wszyscy umrzemy, bo jesteście częścią NATO. Dostaniesz ochronę z artykułu 5. Wszystko, co gwarantuje ten artykuł, to masakra wojenna, którą już raz przechodziłaś w czasie II wojny światowej. Zostaniesz ponownie zmasakrowana, tym razem termonuklearnie, wysadzona w powietrze, wraz z każdym większym polskim miastem. Zrobiłaś z siebie cel nuklearny.

Gratuluję również poparcia dla nazistów. Dlaczego popierasz banderowców? Niczego się nie nauczyłaś? Czy muszę cię uczyć twojej historii? Czy muszę cię uczyć, co się działo w 1943 i 1944 roku? Czy naprawdę musisz przez to przechodzić? – Ponad 100 tysięcy polskich cywilów zamordowanych przez banderowców. Stepan Bandera – człowiek, który jest teraz w Polsce bohaterem narodowym. Czy muszę cię tego uczyć? Nie masz mózgu, jeśli popierasz tych ludzi. To nie są twoi przyjaciele Polsko. Oni cię nienawidzą. Postrzegają cię jako podludzi. Jesteś na równi z Rosjanami jako podgatunek. A jednak chcesz dać im swoją armię, chcesz dać im swoją krew. Chcesz dać im swoje pieniądze i broń. To jest szaleństwo. Dosłownie Polska oszalała! Po prostu nie rozumiem, co ona robi. Ale to nic nie szkodzi. Wy znacie prawdę. Daj spokój Polsko. Mieszkasz obok nich. Znasz prawdę o Ukrainie. Nie muszę cię tego uczyć. Dlaczego kupujesz tę zachodnią propagandę, że nagle Ukraina, najbardziej skorumpowany naród na świecie, rządzony przez skorumpowanych oligarchów z tym zachodnio-ukraińskim, nazistowskim problemem tam, to nagle co? Pasja demokracji? Dlaczego dowcipny komik nagle stał się Winstonem Churchillem? Aha, nie pamiętasz, co ci zrobił Winston Churchill? Wbił ci nóż w plecy, porzucił cię, jak wszyscy, bo nikt nie lubi Polski. Również Rosjanie. Chcą żyć w pokoju z tobą. Ale nikt inny, my – nie, Brytyjczycy – nie, Niemcy – nie, nikt cię nie lubi.

Więc dlaczego siedzisz tutaj i grasz w naszą grę?! Dlaczego jesteś po naszej stronie? To jest szalone, chłopaki. To jest szalone. Więc przestańmy grać w tę brudną, niewygodną grę. Tu musi zwyciężyć zdrowy rozsądek. Świat nie polega na tym, kto ma najsilniejsze wojsko. Świat powinien polegać na tym, kto ma najlepszych ludzi. Ludzi, którzy chcą żyć w pokoju, ludzi, którzy chcą żyć w harmonii, którzy chcą żyć jako dobrzy sąsiedzi. Polska powinna być taka. Masz dobrych ludzi i możesz być taka, ale masz teraz rząd, który uważa, że chcesz wspierać złą stronę. Stoisz teraz po złej stronie historii Polsko.

xxx

Wypowiedź ta jest utrzymana w tonie takim, że to nauczyciel karci niesfornego, a nawet niedorozwiniętego umysłowo ucznia, który działa na swoją szkodę i nie zdaje sobie z tego sprawy. No cóż, jest to bardzo niebezpieczne, bo przekaz idzie po angielsku i rozejdzie się po całym świecie. Nikt nawet nie zwróci uwagi na to, że mówi to człowiek o fizjonomii kretyna i troglodyty. Ktoś mu zapewne podyktował ten tekst i małpa nauczyła się na pamięć, nawet nie rozumiejąc tego, o czym mówiła. Ale czego wymagać od wojskowych. Wszak to Kissinger powiedział: Military men are just dumb stupid animals to be used as pawns in foreign policy.

Brutalne? Brutalne, bo Kissinger mówił nie o zwierzętach, ale o durnych tępych zwierzętach. Pewnie on nie zna tej definicji, dlatego tak dobrze się czuje. Dla nas to jednak małe pocieszenie, bo przecież odbiorcy tego przekazu nie znają tej definicji. Podejrzewam również, że w większości uwierzą w to, że Polska oszalała. Powołuje się więc on na artykuł 5. traktatu północnoatlantyckiego, w którym jest mowa o tym, że członkowie NATO są zobowiązani do pomocy w przypadku wojny napastniczej na któregoś z nich. Wysłanie wojska polskiego na Ukrainę nie spełnia tego warunku, zatem reakcja odwetowa Rosji nie wymagałby od nich obrony Polski. Zresztą Sykulski w jednym ze swoich podkastów geopolitycznych stwierdził, że artykuł ten wcale nie musi oznaczać, że ma to być pomoc militarna.

Wojną nuklearną starszy nie tylko ten były oficer. Robią to również inni. To działa na wyobraźnię. Jeśli więc będzie się ten argument powtarzać, a zapewne tak będzie, to będzie to oznaczać, że wojny nuklearnej można będzie uniknąć tylko w jeden sposób – poprzez likwidację Polski, bo Polacy to szaleńcy. Mówi on nawet „ale masz teraz rząd, który uważa, że chcesz wspierać złą stronę”, czyli że tak naprawdę to Polacy wywierają presję na swój rząd, by angażował się na Ukrainie.

Żadnej wojny nuklearnej nie będzie. Tylko ktoś, kto nie potrafi pomyśleć dwa kroki do przodu, uwierzy w to. Mówią o pasie spalonej ziemi. Do dzisiaj Czarnobyl jest strefą zamkniętą, nienadającą się do zamieszkania. Tak jest od 1986 roku, a więc prawie od czterdziestu lat. Czy ktoś chciałby stworzyć taki pas spalonej ziemi w całej Europie środkowej? Przecież Polska ma bogate złoża mineralne, których nie można by było eksploatować. Ale bez nich można się obejść. Nie można obejść się bez wody, a Polska ma jedne z najbogatszych zasobów wód głębinowych w Europie. I zlikwidować najkrótsze połączenie pomiędzy Europą zachodnią a wschodnią?

No i jeszcze to: Gratuluję również poparcia dla nazistów. Dlaczego popierasz banderowców? Stepan Bandera – człowiek, który jest teraz w Polsce bohaterem narodowym.

Albo to: Więc nie myśl, że możesz przejąć zachodnią Ukrainę i uczynić ją własną częścią, że możesz zagrozić Białorusi.

A więc mamy punkt styczny: to samo mówi ten Amerykanin i prezydent Białorusi, który tak mówi na polecenie swoich nieznanych przełożonych. Jeden reprezentuje koła militarne, drugi – dyplomatyczne. To jest dopiero początek. Jeszcze „polski” rząd nie wysłał wojsk na Ukrainę, ale oni już wiedzą, że Polska chce przejąć zachodnią Ukrainę i zachodnią Białoruś. Skąd oni to wiedzą, skoro „polski” rząd tylko straszy Rosją i mówi o obronie przed nią? A nawet, jeśli padają słowa o Ukrainie, to mówi się o wspólnym państwie polsko-ukraińskim, a nie o przejmowaniu zachodniej Ukrainy. Najwyraźniej scenariusz dla Polski jest już od dawna gotowy i nadchodzi czas realizacji. Jednak nie będzie w nim, jak sądzę, miejsca na likwidację Polski, co oznaczałoby rozbiory. Bo skoro Rosja nie ma wobec Polski wrogich zamiarów, jak twierdzi ten Amerykanin, to jednak pozostaje połączenie z zachodnią Ukrainą i zachodnią Białorusią, co zażegnałoby groźbę wojny nuklearnej, która zagraża Europie z powodu opętanej Polski. A że Polska jest wasalem Ameryki, a „polscy” politycy biegają po instrukcje do amerykańskiej ambasady w Warszawie i to, że polski minister spraw zagranicznych Radek Sikorski, anglosaski sługus, ma wygląd psychopaty, zachowuje się jak psychopata i być może nim jest – to tego były oficer wywiadu Korpusu Piechoty Morskiej USA nie wie, a raczej udaje, że nie wie. Durne tępe zwierze używane jako pionek w polityce zagranicznej. Jednak Kissinger miał rację.

Wywiad stulecia

W 1982 roku Frida z zespołu ABBA wyśpiewała przebój I know there’s something going on, czyli że ona wie, że coś się dzieje. Istotnie coś się dzieje, czego dowodem jest wywiad, jakiego udzielił Putin amerykańskiemu dziennikarzowi. Komentatorzy Myśli Polskiej nazwali go nawet wywiadem stulecia. Dzieje się też coś na Ukrainie, bo Żełenski odwołał z funkcji naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy generała Załużnego i wybuchły nawet z tego powodu jakieś protesty, co dotychczas było trudne do wyobrażenia. W Polsce jednak skupiono się na wywiadzie Putina. Fale komentarzy wywołały te jego fragmenty, które dotyczyły historii i relacji polsko-rosyjskich. Tylko czy to były relacje polsko-rosyjskie czy może raczej rosyjsko-rosyjskie, czy może prawosławno-prawosławne, skoro znaczną część Wielkiego Księstwa Litewskiego stanowili Rusini? Z jednej strony to dobrze, że Putin zaczął od podstaw, od początków kształtowania się Rusi, ale źle, że jego wersja jest mocno zafałszowana. Wypada więc odnieść się do jego wypowiedzi. Cały wywiad tu: https://iluminata.pl/pelna-tresc-wywiadu-tuckera-carlsona-z-prezydentem-rosji/

Południowa część ziem rosyjskich, w tym Kijów, zaczęła stopniowo ciążyć w stronę kolejnego „magnesu” – w kierunku kształtującego się w Europie centrum. Było to Wielkie Księstwo Litewskie. Nazywano je nawet litewsko-ruskim, gdyż znaczną część tego państwa stanowili Rusini. Mówili po starorusku i byli prawosławnymi. Ale potem nastąpiło zjednoczenie – unia Wielkiego Księstwa Litewskiego i Królestwa Polskiego. Kilka lat później została podpisana kolejna unia w sferze duchowej, a część księży prawosławnych podporządkowała się władzy papieża. Tym samym ziemie te weszły w skład państwa polsko-litewskiego.

Ta unia w sferze duchowej to unia brzeska z 1596 roku. To był dalszy ciąg reformacji, tyle że na wschodzie. Rzeczpospolita, która powstała w wyniku unii lubelskiej z 1569 roku była państwem, w którym rządy sprawowała dynastia Wazów, czyli szwedzka.

Polacy robili więc wszystko, co mogli, aby polonizować i w zasadzie traktowali tę część ziem ruskich dość surowo, jeśli nie okrutnie. Wszystko to doprowadziło do tego, że ta część ziem ruskich zaczęła walczyć o swoje prawa. I pisali listy do Warszawy, żądając poszanowania ich praw, żeby tu wysłali ludzi, m.in. do Kijowa…

Nikt ludu rusińskiego nie polonizował. Bojarzy sami przechodzili na katolicyzm, bo to umożliwiało im zasiadanie w Sejmie i Senacie, w których razem z Litwinami stanowili większość, więc to już nie było państwo polskie. A okrutnie traktowali ukraińską czerń ci właśnie bojarzy, jak Wiśniowiecki, który był Rusinem, feudałem potężniejszym od króla i pacyfikował powstanie Chmielnickiego w swoich dobrach. A listy pisali do Szweda, który był wtedy królem Rzeczypospolitej.

A w roku 1654, a nawet nieco wcześniej, ludzie sprawujący władzę w tej części ziem ruskich zwrócił się do Warszawy, powtarzam, żądając, aby przysłano do nich osoby pochodzenia ruskiego i wyznania prawosławnego. A kiedy Warszawa w zasadzie nic im nie odpowiedziała i niemal zdawała się odrzucać te żądania oni zaczęli zwracać się do Moskwy, aby Moskwa wzięła ich do siebie.

Potop szwedzki (VI wojna polsko-szwedzka) – najazd Szwecji na Rzeczpospolitą w latach 1655–1660 będący jedną z odsłon II wojny północnej. Formalnie zakończył go pokój w Oliwie zawarty w 1660. Wojna ze Szwedami toczyła się równolegle z wojną polsko-rosyjską 1654-1667 znaną jako potop rosyjski. – Wikipedia.

Było powstanie Chmielnickiego (1648-1657), wojna polsko-rosyjska (1654-1667) i polsko-szwedzka (1655-1660). W sumie można więc powiedzieć, że były trzy wojny. Rosjanie weszli do Rzeczypospolitej rok wcześniej i nie zajęli Korony, zatrzymali się na linii Curzona. Wygląda na to, że Rosjanie umówili się ze Szwedami, że Korona padnie ich łupem. Natomiast powstanie Chmielnickiego było przygotowaniem do potopu rosyjskiego. Jaki więc sens miało pisanie w 1654 roku listów do Warszawy skoro Rosjanie zajęli całą Ukrainę, a poza tym to Rusin Wiśniowiecki decydował o tym, co tam się działo.

Oto listy Bohdana Chmielnickiego, wówczas człowieka sprawującego władzę w tej części ziem ruskich, którą dziś nazywamy Ukrainą. Pisał do Warszawy, żądając poszanowania ich praw, a po odmowie zaczął pisać listy do Moskwy, prosząc ją o wzięcie ich pod silną rękę cara moskiewskiego.

Rosja nie zgodziła się na ich natychmiastowe przyjęcie, gdyż zakładała, że  rozpocznie się wojna z Polską. Jednak w 1654 roku Sobór Ziemski – będący organem przedstawicielskim władzy państwa staroruskiego – podjął decyzję: ta część ziem staroruskich stała się częścią królestwa moskiewskiego.

Zgodnie z przewidywaniami rozpoczęła się wojna z Polską. Trwało to 13 lat, po czym zawarto rozejm. I właśnie po zawarciu tego aktu z 1654 r., czyli 32 lata później, moim zdaniem, z Polską został zawarty pokój, „pokój wieczny”, jak wówczas mówiono. I te ziemie, cały lewy brzeg Dniepru, łącznie z Kijowem, trafił do Rosji, a cały prawy brzeg Dniepru pozostał przy Polsce.

Wojna Rzeczypospolitej z Rosją trwała w latach 1654-1667. Tak naprawdę to współdziałanie Rosji i Szwecji przypomina trochę pakt Ribbentrop-Mołotow. Trudno w to uwierzyć, że Putin – który, jak sam twierdzi, interesuje się historią Rosji – nie zna tych faktów.

Tak więc przed II wojną światową, kiedy Polska współpracowała z Niemcami, odmówiła spełnienia żądań Hitlera, ale mimo to uczestniczyła z Hitlerem w podziale Czechosłowacji, (…).

Po zakończeniu konferencji monachijskiej 30 września 1938 roku i uznaniu przez rząd Czechosłowacji cesji terytorialnych na rzecz Niemiec, gwarantowanych przez Francję, Niemcy, Wielką Brytanię i Włochy, Polska zażądała 30 września o godzinie 23:45 od rządu Czechosłowacji korekty granicy polsko-czechosłowackiej na terenie Zaolzia na zasadzie rozgraniczenia etnicznego. Po zgodzie rządu Czechosłowacji, Polska przejęła okupowane w 1919 roku i przejęte bez plebiscytu przez Czechosłowację, w konsekwencji konferencji w Spa i decyzji Rady Ambasadorów, powiaty: trzyniecko-karwiński, zaolziańską część powiatu cieszyńskiego i część powiatu frydeckiego Śląska Cieszyńskiego.

30 września 1938 roku konferencja monachijska przyznała Niemcom Kraj Sudetów, zamieszkały przez etniczną większość niemiecką. 1 października Czechosłowacja przyjęła wystosowane 30 września ultimatum Polski, wyrażając zgodę na zajęcie Zaolzia. W listopadzie Węgry na mocy pierwszego arbitrażu wiedeńskiego zajęli południową Słowację i południową Ruś Zakarpacką, zamieszkałą przez etniczną większość węgierską.

Tak to Polska współpracowała z Niemcami. Zajęła trzy powiaty i to nie w całości. Też mi podział! Znaj proporcje panie Putin. A nic o współpracy Francji, Anglii i Włoch z Niemcami. I Węgier też.

Swoją drogą Związek Radziecki – czytałem dokumenty archiwalne – zachował się bardzo uczciwie i Związek Radziecki zwrócił się do Polski o zgodę na wysłanie swoich wojsk na pomoc Czechosłowacji. Ale przez usta ówczesnego Ministra Spraw Zagranicznych RP mówiono, że nawet jeśli radzieckie samoloty będą latać w kierunku Czechosłowacji przez terytorium Polski, to będą zestrzelane nad terytorium Polski.

4 października 1938 roku, po podpisaniu układu monachijskiego, wiceminister spraw zagranicznych ZSRR Władimir Potiomkin powiedział ambasadorowi francuskiemu w Moskwie Robertowi Coulondre: „Nie widzę dla nas innego wyjścia, aniżeli czwarty rozbiór Polski.” Postanowienia układu monachijskiego prowadziły prostą drogą do rozbioru Czechosłowacji, bo czymże była aneksja Czech i Moraw oraz utworzenie podporządkowanej Niemcom Słowacji? Więc Potiomkin mówił francuskiemu ambasadorowi: Skoro zgodziliście się na rozbiór Czechosłowacji, to zgodzicie się też na rozbiór Polski.

Ta wypowiedź Potiomkina nie jest żadną tajemnicą, bo pisze o tym Wikipedia. Trzeba tylko głębiej poszperać w niej.

Negocjacje ze Związkiem Radzieckim zostały podjęte przez stronę niemiecką w kwietniu 1939 na kolejny wniosek strony radzieckiej, co oznacza, że były też wcześniejsze wnioski. W marcu 1939 roku Hitler zajął Czechy. Tak więc Związek Radziecki dążył do porozumienia z Niemcami, co wykluczało wypełnienie jego zobowiązań wobec Czechosłowacji. Francja oczywiście zachowała się tak, by nie stawiać Związku Radzieckiego w kłopotliwej sytuacji, który w negocjacjach z Czechami zastrzegł sobie, że pomoże im, gdy Francja zareaguje pierwsza, ale Francja nie zareagowała. Dodatkowego alibi temu państwu dostarczyły rządy Polski i Rumunii, które zgodnie oświadczyły, że nie przepuszczą wojsk radzieckich.

Jeśli ktoś będzie chciał wysłać regularne wojska, z pewnością postawi to ludzkość na krawędzi bardzo poważnego, globalnego konfliktu. To oczywiste.

To bardzo jasna deklaracja, co się stanie, jeśli „polski” rząd wyśle polskie wojsko na Ukrainę. Podejrzewam, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, do czego zmierzają ci szaleńcy. Działają dokładnie tak samo jak rząd sanacyjny.

W tym sensie to, co się dzieje, jest w pewnym stopniu elementem wojny domowej. I wszyscy na Zachodzie myślą, że walki na zawsze oddzieliły jedną część ruskiego narodu rosyjskiego od drugiej. NIE. Powtórne zjednoczenie nastąpi. Ono nigdzie się nie podziało.

Dlaczego władze ukraińskie rozdzielają Rosyjską Cerkiew Prawosławną? Ponieważ jednoczy nie terytorium, ale duszę i nie uda się nikomu jej podzielić.

Powtórne zjednoczenie nastąpi. – To bardzo stanowcza i ważna deklaracja. Zjednoczenie, czyli połączenie. Jaka część Ukrainy zostanie przyłączona, bo jeśli Putin mówi o zjednoczeniu, to zapewne nie ma na myśli tych terenów, które już zostały przyłączone. Denazyfikacja będzie oznaczać fizyczną likwidację ukraińskich nacjonalistów lub ich wypchnięcie na zachodnią Ukrainę, którą chyba nie jest on zainteresowany. Zachód, a konkretnie Niemcy, zgodzi się na takie rozwiązanie, pod warunkiem, że odzyskają oni swoje byłe ziemie wschodnie. W takiej sytuacji dojdzie prawdopodobnie do połączenia tak okrojonej Ukrainy z okrojoną Polską.

Ten czarny dla III RP scenariusz staje się coraz bardziej realny. By jednak tak się stało, trzeba urobić światową opinię publiczną i przekonać ją, że to Polska jest wszystkiemu winna, to katolicka Polska skłócała prawosławnych, współpracowała z Hitlerem i razem z nim dzieliła Czechosłowację. Taki jest przekaz Putina do świata w kwestii polskiej.

Wbrew temu, czym starszą nas ci rządowi psychopaci, Rosja nie musi atakować Polski. Ona już dawno ją sobie podporządkowała. Rosja zdobywa teren na dwa sposoby: albo poprzez militarną agresję, albo poprzez prawosławie. – Cały ten panslawizm. Na zdobytym terenie buduje cerkwie i sprowadza prawosławnych. Tak było po wojnach napoleońskich, gdy Rosjanie wkroczyli na ziemie etnicznie polskie, goniąc Napoleona aż do Saksonii. I zostali na nich, tworząc, za zgodą Zachodu, Królestwo Polskie. Budowali cerkwie i ściągnęli prawosławnych do urzędów i innych instytucji. Po II wojnie światowej osiedlili na ziemiach poniemieckich w większości prawosławnych Ukraińców i Białorusinów. Na pozostałych ziemiach też ich nie brakowało. Za PRL-u komuniści nie ufali Polakom i na urzędach i w różnych instytucjach państwowych też zatrudniali mniejszości, czyli w większości prawosławnych. Po 24 lutego 2022 roku zaaplikowano nam kolejną wędrówkę prawosławnych na teren Polski. Tak więc Putin nie musi Polski atakować i on dobrze o tym wie. Bo jak pogodzą się na Ukrainie, to i pogodzą się w Polsce. Ale jeżeli polscy żydobanderowcy, czyli psychopaci, uprą się, to różnie może być.

Wojny

Wojna na Ukrainie trwa w najlepsze, polski rząd zadłuża się na potęgę i nikt nie zwraca uwagi na to, jak wielkie jest to zagrożenie. Owszem, niektórzy lamentują, że dług będzie tak wielki, że nawet nasze wnuki tego nie spłacą. Problem jednak polega na tym, że tu wcale nie chodzi o jego spłacenie. Wojny kosztują i rządzący zawsze zadłużali się, by je prowadzić.

II pokój toruński – traktat zawarty w Toruniu 19 października 1466 roku pomiędzy Polską a zakonem krzyżackim, kończący wojnę trzynastoletnią, trwająca w latach 1454-1466. Papiestwo, stojąc po stronie Krzyżaków, nie zatwierdziło uchwał zawartego pokoju.

Postanowienia II pokoju toruńskiego to m.in.:

  • Królestwo Polski odzyskało Pomorze Gdańskie z Gdańskiem (jako Prusy Królewskie), ziemię chełmińską i ziemię michałowską
  • Polska uzyskała Warmię i Powiśle z Żuławami, a w ich obrębie miasta pruskie, m.in. Malbork i Elbląg.

Tak o tym pisze Wikipedia. Natomiast Antoni Mączak w książce Rządzący i rządzeni (1986) pisze:

„Szczególnie niszczące dla fiskusa były długotrwałe wojny. Konflikt polsko-krzyżacki, zwłaszcza trzynaście lat wojny 1454-1466, osłabił obie strony. Król polski na mocy statutów wymuszonych przez szlacheckie pospolite ruszenie w pierwszych miesiącach wojny utracił prawo nakładania podatków bez zgody sejmików, nadto prowadząc wojnę w dużym stopniu za pieniądze zbuntowanych przeciw Krzyżakom stanów pruskich, musiał odstąpić wielkim tamtejszym miastom sporą część domen Zakonu na terenach ostatecznie zdobytych. Z reszty trzeba było też niemało oddać w długotrwałe posiadanie dowódcom oddziałów zaciężnych.”

Z kolei Wikipedia tak pisze o Związku Pruskim:

„W dniu 4 lutego 1454 Tajna Rada wysłała z Torunia do Malborka poselstwo z listem, w którym formalnie wypowiedziała wielkiemu mistrzowi krzyżackiemu posłuszeństwo. Wkrótce do Krakowa udał się z poselstwem Hans von Baysen, który w imieniu Związku Pruskiego zwrócił się do króla Kazimierza Jagiellończyka o przyłączenie Prus do Polski. W dniu 21 lutego 1454 roku Baysen został przyjęty na posiedzeniu rady koronnej i wygłosił mowę z prośbą o inkorporację. Rada przegłosowała prośbę i król się do niej przychylił. Następnego dnia król wypowiedział Zakonowi wojnę. Akt inkorporacji wystawiony 6 marca 1454 r. oznaczał równocześnie początek wojny trzynastoletniej, finansowanej głównie przez Związek Pruski (pół miliona dukatów), w tym wielkie miasta pruskie: Gdańsk (470 tys. florenów węgierskich) i Toruń (124 tys. florenów węgierskich), króla Kazimierza (pół miliona dukatów) i społeczeństwo Królestwa Polskiego (pół miliona dukatów). W maju król Polski odebrał hołd w Toruniu od Ziemi chełmińskiej, 11 czerwca w Elblągu od Gdańska i m.in. Elbląga oraz od trzech biskupów pruskich. W Królewcu hołd odebrał kanclerz Jan z Koniecpola.”

Z powyższych cytatów wynika, że Kazimierz IV Jagiellończyk to, co zdobył na Krzyżakach, musiał oddać miastom pruskim. W sumie więc Polska, jako państwo, nic nie zyskała i można powiedzieć, że była to wojna w interesie Związku Pruskiego, który wciągnął ją do tej wojny. W praktyce był to początek likwidacji zakonu krzyżackiego, ale w taki sposób, by wszystko zostało w rodzinie. Samo przyłączenie Pomorza Gdańskiego do Polski w sytuacji, w której król był dłużnikiem Związku Pruskiego i miast pruskich, to była taka sztuka dla sztuki.

Trwa kampania wyborcza, statek tonie, a zabawa w wybory trwa. Zabawa, bo o sprawach najważniejszych, czyli stanie finansów państwa, nikt nie mówi. Jeśli zadłużenie jest tak wielkie, że nie da się go spłacić, a kredytujący nadal udziela pożyczek, to dlaczego to robi? Dlatego, że rząd polski, podobnie jak Kazimierz Jagiellończyk, będzie musiał „sporą część domen” odstąpić temu, od kogo pożyczył pieniądze. A on zdecyduje o tym, czy domenę zachodnią oddać „stanom pruskim”, a resztę połączyć z domeną zachodniej Ukrainy i do tego nowego tworu dodać domenę białoruską.

Taka jest niewidzialna potęga kreowanego z niczego pieniądza. W takiej sytuacji pożyczającemu wcale nie zależy na tym, by dłużnik oddał mu z procentami te g..no warte pieniądze, bo on je może sobie w każdej chwili dodrukować czy wykreować, bo to on! ma monopol na ten proceder. Wojny to najlepsza okazja do tego, by niebotycznie zadłużać walczące strony, a ponieważ koszty ich są tak wielkie, że żadna ze stron nie jest w stanie spłacić zaciągniętych kredytów, to rozliczenie musi nastąpić w innej formie. Bardzo możliwe, że to dlatego wymyślono podatek dochodowy, by wmówić ludziom, że to wszystko z ich podatków i ukryć w ten sposób fakt, że kreowanie pieniądza z niczego służy zupełnie innym celom, niż operacje finansowe i zyski z nich czerpane, choć również może być w tym celu wykorzystywane.

Eksperyment wołyński II

W roku 2000 pojawił się utwór Ściernisko (Ściernisco) zespołu Golec uOrkiestra. Słowa refrenu brzmiały: Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco, a tam, gdzie to kretowisko, będzie stał mój bank. Od tamtego momentu minęły 23 lata i dziś, parafrazując słowa tego przeboju, można zanucić: Tu na razie jest ściernisko, ale będzie ukrainisko, a tam, gdzie to kretowisko, będzie banderland. Brzmi to niewesoło, ale wszystko wskazuje na to, że taki scenariusz jest realizowany od samego początku wojny na Ukrainie, a Polska stała się miejscem masowego, starannie zaplanowanego i konsekwentnie realizowanego przesiedlania Ukraińców.

Na kanale „Myśl Polska” w odcinku „Przegląd prasy” z 22 sierpnia jeden z komentujących omawia artykuł wstępny tygodnika „Do Rzeczy” Lisickiego Nr 34/541 21-27 sierpnia 2023 „Najsilniejsza armia w Europie” i przez moment pojawia się na ekranie (6:58) okładka tego tygodnika, a na niej wielkimi literami „Polska polsko-ukraińska? Na naszych oczach nasze państwo staje się dwunarodowe”. Komentujący, jak i prowadzący ten przegląd, nawet nie zająknęli się na ten temat. Taka to „Myśl Polska”. W związku z tym kupiłem sobie wersję papierową tego tygodnika i dowiedziałem się, że tematem tygodnia są w nim dwa artykuły: Polska dwunarodowa i Żyć jak Ukrainiec w Polsce.

Poniżej fragmenty artykułu Jana Fiedorczuka Polska dwunarodowa:

Ukraińcy w Polsce przestali być po prostu jedną z wielu mniejszości narodowych, stając się kimś pośrednim między gościem a gospodarzem. To z kolei każe się zastanowić, czy przypadkiem Polska, bez zgody samych Polaków, nie została przekształcona w państwo dwunarodowe.

Zmiana struktury narodowościowej polskiego społeczeństwa będzie zapewne najtrwalszym, choć niezamierzonym dziedzictwem rządów PiS. Gdy w 2022 r. wielu intelektualistów widziało w ukraińskiej migracji zalążek nowej wielonarodowej Rzeczypospolitej, w „Do Rzeczy” staraliśmy się tonować ten entuzjazm, wskazując na wiele konsekwencji, z jakimi będzie musiała się zmierzyć nasza wspólnota. Już wtedy podkreślaliśmy, że jeżeli nie będziemy traktować Ukraińców jako tymczasowych gości, którym należy się pomoc w obliczu rosyjskiej inwazji, tylko będziemy chcieli ich wyzyskiwać do wewnętrznej polityki, to skutki mogą być nieprzewidywalne.

Węzeł gordyjski

Naczelnym problemem pozostaje brak długofalowej strategii związanej z napływem uchodźców. Specustawa dawała im prawo do 18 miesięcy legalnego pobytu w Polsce oraz wiele szczególnych udogodnień (m.in. dostęp do usług publicznych, wsparcie finansowe, wstęp na rynek pracy na specjalnych zasadach), jednak Sejm uchwalił jakiś czas temu nowelizację prawa, która przedłuża ten termin do 4 marca 2024 r. Poniekąd trudno dziwić się rządowi, że podjął takie rozwiązanie, gdyż obecnie mamy do czynienia z „narodowościowym węzłem gordyjskim” – w związku z wojną nie sposób uchodźców po prostu odesłać do ich domów. Polskie władze mogą zatem albo radośnie obwieścić, że będą budować Rzeczpospolitą wielonarodową, albo zapewniać, że nadal reprezentują stronnictwo narodowe patriotyczne i regularnie po cichu przedłużać milionom przybyszów prawo pobytu na kolejne lata. Prowizorka bywa najtrwalszym rozwiązaniem.

Jak czytamy w najnowszym raporcie Fundacji EWL oraz Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, prawie połowa Ukraińców przebywających obecnie w Polsce planuje starać się o pobyt stały lub tymczasowy.

Rosyjska inwazja uruchomiła nad Wisłą wiele procesów, nad którymi władze już nie panują. Wybuch wojny doprowadził nie tylko do napływu miliona uchodźców, lecz także do zmiany nastrojów wśród Ukraińców, którzy przyjechali jeszcze przed wojną – w obliczu ostatnich wydarzeń coraz częściej przyznają, że nie mają zamiaru wracać do ojczyzny. Już w zeszłym roku Fundacja WiseEuropa opublikowała raport „Gościnna Polska 2022+”, w którym oznajmiono, że „bez względu” na wynik wojny oraz jej konsekwencje […] Polska stanie się krajem dwunarodowym.

Warto pamiętać, że sprawa Ukraińców nie jest jedynym problemem, z którym się mierzymy. Z jednej strony mamy rzeczony brak strategii związanej z milionową grupą uchodźców; z drugiej – rekordową liczbę imigrantów zarobkowych z Azji i Afryki, których w ostatnich latach wpuścił rząd; z trzeciej – wyraźne dążenie Brukseli, aby z imigracjonizmu zrobić nową oficjalną doktrynę Unii Europejskiej, co z kolei musi de facto oznaczać wyjęcie kwestii bezpieczeństwa granic spod prerogatyw państw członkowskich.

Wieloaspektowość tego problemu każe postawić pytanie, czy przypadkiem publicyści – od Tomasza Terlikowskiego, przez Michała Szułdrzyńskiego, do Jerzego Marka Nowakowskiego – którzy z radością wieszczyli zmierzch polskiego państwa narodowego, nie mieli racji. A jeżeli tak, to cóż to oznacza dla nas?

Zmiana klimatu

Sondaż przeprowadzony przez LAB badawczy Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej w Warszawie na przełomie maja i czerwca wskazuje, że większość Polaków jest przeciwna ofiarowaniu darmowego zakwaterowania i wyżywienia ukraińskim uchodźcom.

Jeszcze ciekawiej wypadły badania IRCenter we współpracy z agencją Newseria z lipca, z których wynika, że zdaniem 50 proc. Polaków rząd troszczy się bardziej o Ukraińców niż o własnych obywateli, a co trzeci badany jest zdania, że Ukraińcy zabierają Polakom pracę oraz miejsca w szkołach i placówkach medycznych.

Partia ukraińska?

14 kwietnia 2023 r. Sejm przegłosował zmianę ustawy o służbie cywilnej, co spowodowało uelastycznienie zatrudnienia cudzoziemców m.in. w ministerstwach i urzędach wojewódzkich.

Dla dyrektorów generalnych może to być kłopotliwe, bo przepisy są nieostre. Łatwo narazić się na zarzut, że dopuścili cudzoziemców do pracy na stanowiskach, które nie powinny być dla nich przeznaczone – komentował w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Urzędzie Wojewódzkim w Łodzi. Dodał, ze jeżeli okaże się, iż zatrudniony w urzędzie obcokrajowiec działał na rzecz obcych służb, to winę poniesie osoba odpowiedzialna za politykę kadrową.

To kolejny krok, który potwierdza, że rząd nie traktuje imigrantów jako tymczasowych gości, ale trwały element polskiego krajobrazu społecznego. Dlaczego Zjednoczona Prawica zdecydowała się na taką nowelizację? Odpowiedź jest prosta – brakuje wykwalifikowanych pracowników, którzy chcieliby podjąć pracę w urzędach. Cudzoziemcy mają rozwiązać ten problem. Odkąd rozpoczęła się rosyjska inwazja, coraz częściej słyszymy o takim instrumentalnym traktowaniu migrantów. To migranci wypełnią lukę na rynku pracy, migranci uratują demografie, migranci postawią na nogi system emerytalny.

W związku z wtłoczeniem w polski organizm ponad miliona uchodźców społeczność ukraińska nad Wisłą wzrosła do 3 mln. Ta diametralna zmiana została przez wielu intelektualistów przywitana entuzjastycznie – jako szansa na odbudowę wielonarodowej I Rzeczypospolitej i zbudowanie regionalnego mocarstwa. Publicysta „Sieci” Marek Budzisz pisał o powołaniu federacji polsko-ukraińskiej, Tomasz Terlikowski przekonywał, że wieloetniczna Rzeczpospolita mogłaby być spoiwem nowoczesnego konserwatyzmu, a prezydencki doradca prof. Andrzej Zybertowicz dywagował nad tym, czy koncepcja unii polsko-ukraińskiej „nie mogłaby być wspaniałą przygodą (sic!) dla pokolenia młodych ludzi”.

Najdalej w tego typu fantazjach poszedł jednak były ambasador na Łotwie i w Armenii – Jerzy Marek Nowakowski, który postulował, aby uchodźcy nie asymilowali się z Polakami, aby ich dzieci i wnuki nie stały się Polakami, tylko żeby się „integrowali”, zachowując swoją narodową tożsamość, a nawet wzmacniając ją poprzez tworzenie wielu organizacji stricte ukraińskich separujących obie społeczności. Przytaczam tutaj pomysł Nowakowskiego, ponieważ nie jest wykluczone, że na naszych oczach obserwujemy w jakimś zakresie realizację właśnie takiego scenariusza. Mówimy o trzymilionowej społeczności. Skoro polskie władze nie potrafią sformułować żadnych ram dotyczących ich dalszego losu, to nie można wykluczyć, że sami zaczną organizować się w swoim własnym gronie.

Liczebność mniejszości ukraińskiej w Polsce powoduje, ze w naturalny sposób pojawi się pokusa politycznego zorganizowania się i zdyskontowania swojej pozycji. Polsko-ukraińska aktywistka Natalia Panczenko pytana już kilka miesięcy temu w rozmowie z RMF FM, czy powinna powstać ukraińska partia w Polsce, przyznała: „Ktoś powinien nas reprezentować”. Nawet jeżeli przyjmiemy, że tylko połowa z 3 mln Ukraińców to ludzie pełnoletni, to i tak ewentualna siła wyborcza tej grupy – jeżeli oczywiście sami Ukraińcy uzyskaliby obywatelstwo polskie, a zarazem prawa wyborcze – byłaby olbrzymia.

Dla przykładu: w 2015 r. ruch Pawła Kukiza (trzecia siła w Sejmie) miał mniejszą liczbę głosów (1,3 mln) od tej, którą mogą dysponować Ukraińcy. Marek Migalski na łamach „Wyborczej” sugerował, że taka partia mogłaby liczyć nawet na 15 proc. poparcia. Opłakane konsekwencje dla stabilności społecznej i politycznej wydają się oczywiste. Partia ukraińska, gdyby doszło do jej powstania, stałaby się koniecznym koalicjantem i znacząco ważyłaby na polityce rządu.

Były rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar apelował już wiele miesięcy temu, aby pozwolić Ukraińcom głosować w wyborach samorządowych. „Obywatele Ukrainy uczestniczą w życiu społeczności lokalnej, pracują, płacą podatki, wychowują dzieci. Nie ma powodów, by nie mogli mieć wpływu na wybór władz lokalnych” – pisał na łamach „Wyborczej”. Rzecz w tym, że nie dyskutujemy o jakiejś abstrakcyjnej grupie ludzi albo o marginalnej grupce obcokrajowców uczestniczących w życiu lokalnej wspólnoty, tylko o 3 mln Ukraińców, z których prawie połowa ma status uchodźcy, a więc niejako „w zawieszeniu” i docelowo powinna wrócić do własnego kraju. Przyznawanie im prawa do głosowania w wyborach nie tylko utrwala wspomniany na początku węzeł gordyjski, lecz także otwiera furtkę do kolejnych roszczeń.

Państwo dwunarodowe

Fundamentalna różnica między państwem narodowym a pozostałymi modelami organizacji życia społecznego polega na tym, że ten pierwszy model opiera się na zasadzie wspólnotowej, czyli dysponujemy jasnym wskazaniem podmiotu odgrywającego rolę gospodarza. Modele wielonarodowe albo anarodowe odrywają się od tegoż rozróżnienia gospodarz – gość, przez co władza zostaje wystawiona na łup wąskich elit, kosmopolitycznych oligarchii, wielkich organizacji i korporacji.

W czasach współczesnych model wielonarodowy był już raz testowany na polskich ziemiach – po odzyskaniu niepodległości, gdy ok. jednej trzeciej obywateli należało do mniejszości narodowych. Rezultatem tego były grasujące bojówki (polskie, ukraińskie, żydowskie), zamach na Pierackiego, zwycięstwo i zabójstwo Narutowicza, destabilizacja kraju etc. Nawet jeżeli obecnie czasy diametralnie się różnią od międzywojnia, to jest to po stokroć bardziej adekwatne porównanie niż czasy I Rzeczypospolitej.

Z przywołanych wcześniej badań LAB badawczego Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej w Warszawie wynika, że w ostatnich miesiącach zdecydowanie wzrosła liczba osób domagających się, by Ukraińcy wrócili do swojego kraju po zakończeniu wojny – na przełomie maja i czerwca taką opinię wyrażało ok. 70 proc. Polaków. Biorąc pod uwagę, że z biegiem czasu ten trend prawdopodobnie będzie się jedynie nasilał, można postawić tezę, że rządzący przygotowali grunt pod budowę dwunarodowego państwa wbrew własnym intencjom i wbrew własnemu społeczeństwu.

Autor kończy swój artykuł takim wnioskiem:

Wydaje się że jedynie zakończenie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego mogłoby przybliżyć nas do wypracowania jakiegokolwiek rozwiązania w sprawie uchodźców. Bez względu na złożoność problemów od rządu i opozycji powinniśmy wymagać długofalowego planu, jak rozwiązać obecny węzeł gordyjski. Pierwszym krokiem mogłoby być choćby przyznanie przez polskie władze, że taki problem w ogóle istnieje. Zignorowanie tego zagadnienia będzie miało opłakane skutki nie tylko dla Polaków, lecz także samych Ukraińców.

xxx

Z kolei Zuzanna Dąbrowska w artykule Żyć jak Ukrainiec w Polsce pisze m.in.:

Wsparcie socjalne, liczne inicjatywy kulturowe, swoboda w celebrowaniu własnej historii i tożsamości. Polska jest dziś bezpiecznym schronieniem i dobrym miejscem do życia dla licznej mniejszości ukraińskiej.

Stworzenie homogenicznego i bezpiecznego środowiska dla najmniejszych i najbardziej bezbronnych ludzi. Dzieci otoczone swoim językiem, swoimi zwyczajami, znanymi sobie gestami, dźwiękami, piosenkami i zabawami mogą poczuć się u nas swobodnie i bezpiecznie – tak o swojej działalności pisze ukraińskie niepubliczne przedszkole Maleńka Karina, które funkcjonuje od października 2022 r. w Szczecinie. Placówka powstała jako inicjatywa oddolna. Korzysta z subwencji oświatowej. Do przedszkola uczęszcza 75 dzieci z rodzin uchodźców. Zatrudnieni są w nim Ukraińcy. Założyciele placówki podkreślają, że nie chcą się odcinać od otoczenia, ale z nim integrować. W tym celu zorganizowali piknik integracyjny dla sąsiadów, warsztaty dla dzieci z sąsiedztwa oraz wieczorki degustacyjne kuchni ukraińskiej. Wskazują, że dopiero nabierają rozpędu.

Szkoła po ukraińsku

Aparat państwa stoi frontem do uchodźców. Portal gov.pl ma swoją wersję ukraińską – „Stronę dla obywateli Ukrainy” – a tam wszystkie najważniejsze informacje: „uzyskaj numer PESEL; pomoc prawna; uzyskaj jednorazowe świadczenie pieniężne”. Chodzi o 300 zł, które uciekinier wojenny może otrzymać na pokrycie pierwszych najpilniejszych wydatków. „Dowiedz się, jak to zrobić – instruktażowy film wideo” – z tego nagrania Ukrainiec uzyska informacje, dokąd się udać i jakie dokumenty złożyć. Jednak 300 zł na początek to niejedyne świadczenie socjalne, jakie może uzyskać uchodźca. „500+ przysługuje Ci na dziecko do ukończenia przez nie 18 lat, gdy jesteś obywatelem Ukrainy albo małżonkiem obywatela Ukrainy, który pod 23 lutego 2022 przybył wraz z dzieckiem z Ukrainy do Polski w związku z działaniami wojennymi” – wskazano na stronie rządowej. Od stycznia będzie to już 800 zł miesięcznie.

Przybysze mogą też uzyskać wsparcie w ramach Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego. To w sumie 12 tys. zł na drugie i każde kolejne dziecko od ukończenia 12. do 36. miesiąca życia. Warunkiem, podobnie jak w przypadku 500+, jest przekroczenie granicy w związku z rosyjską agresja. Urzędy największych miast w Polsce, m.in. Warszawy, Wrocławia i Poznania, udostępniają usługi w języku ukraińskim. Standardem jest strona internetowa po ukraińsku. Rzadziej funkcjonują specjalne infolinie oraz godziny przyjęć w tym języku.

Rok szkolny w ukraińskich szkołach, działających w Warszawie, Krakowie oraz we Wrocławiu, ukończyło w maju 15 562 uczniów. „Nauka według zwykłego programu, ze znanymi przedmiotami, łączy ich z domem. Przedmioty są nauczane przez ukraińskich nauczycieli w zrozumiałym dla nich języku – stwarza to atmosferę stabilności, której pilnie potrzeba teraz. Program ukraiński zapewnia ciągłość procesu edukacyjnego – nie ma potrzeby dostosowywania się do języka obcego i nowego programu” – informuje fundacja Niezniszczalna Ukraina, która dofinansowanie na placówki, funkcjonujące od marca 2022 r. otrzymała z UNICEF i Save the Children International. W minionym roku szkolnym fundacja otworzyła w 12 polskich miastach oddziały przygotowawcze Szkoły Przyszłego Pierwszoklasisty – zerówki dla dzieci, które we wrześniu pójdą do pierwszej klasy (skorzystało z nich 1,2 tys. dzieci) oraz klasy przygotowawcze do NMT, czyli Krajowego Testu Wieloprzedmiotowego (110 uczniów). NMT to tymczasowa forma oceniania, wprowadzona zamiast ZNO (Niezależny Test Zewnętrzny) najstarszych uczniów, którzy kończą szkołę średnią, stanowiącą odpowiednik polskiej matury. W placówkach tych zatrudnienie znajdą ukraińscy nauczyciele. W maju 2022 r. było to 65 osób, a w 2023 r. już 194. Od września za naukę trzeba będzie płacić, ponieważ środki od darczyńców są na wyczerpaniu.

Konkurencja w biznesie

Polski Instytut Ekonomiczny wyliczył, że w 2022 r. Ukraińcy założyli w Polsce blisko 16 tys. jednoosobowych działalności gospodarczych, czyli 6 proc. wszystkich założonych działalności. Tymczasem w pierwszym półroczu tego roku przybyło ich blisko 14 tys. Oznacza to, że niemal co 10. zakładana w Polsce firma była ukraińska. „Od wybuchu wojny w Ukrainie do końca czerwca 2023 r. w bazie CEIDG zarejestrowano 29,4 tys. ukraińskich jednoosobowych działalności gospodarczych. Wśród branż dominują budownictwo, informacja i komunikacja, a także usługi” – podaje PIE.

Na zakończenie autorka pisze:

Działanie dużej i dobrze zorganizowanej mniejszości ukraińskiej w Polsce, choć na razie z pewnością nie na masową skalę (być może jeszcze), staje się zarzewiem pojedynczych sporów. W marcu na krakowskim rynku protestowali Ukraińcy, których bliscy przebywają w rosyjskiej niewoli. Uczestnicy protestu mieli ze sobą transparent z napisem: „Ołeniwka” (ukraińska wieś w obwodzie chmielnickim, w której Rosjanie utworzyli tzw. obóz filtracyjny dla członków Pułku „Azow”). Problem w tym, że miał on barwy czerwono-czarne, czyli odwołujące się zbrodniczego wobec Polaków ukraińskiego nacjonalizmu.

xxx

Jednym zdaniem Jan Fiedorczuk w swoim artykule Polska dwunarodowa zaprzeczył wszystkim swoim wywodom i analizom, ale właśnie za to zdanie należy mu się duży plus. To zdanie to:

Już w zeszłym roku Fundacja WiseEuropa opublikowała raport „Gościnna Polska 2022+”, w którym oznajmiono, że „bez względu” na wynik wojny oraz jej konsekwencje […] Polska stanie się krajem dwunarodowym.

Za tą fundacją zapewne kryją się potężne siły i to one zdecydowały o przesiedleniu do Polski milionów Ukraińców. A skoro tak, to nie ma żadnego węzła gordyjskiego, a rząd milczy i po cichu wykonuje polecenia możnych tego świata. Nie może przecież oświadczyć, że zmieni swój stosunek do Ukraińców i wstrzyma masowe przesiedlenia, bo wie, że nie może tego zrobić. Również lobby ukraińskie w Polsce o niczym nie decyduje. Tak samo wykonuje polecenia tych potężniejszych. Czym zatem jest to przeklęte miejsce, w którym nigdy nie może być normalnie?

Z przedmowy do wydania angielskiego książki Boże igrzysko Norman Davies pisał:

»Zdziwienie niektórych czytelników wywołać może tytuł książki God’s Playground. Jest to jedna z kilku możliwych angielskich wersji starego polskiego wyrażenia, które po raz pierwszy pojawiło się około r. 1580 jako tytuł fraszki Kochanowskiego Człowiek boże igrzysko, gdzie jest powszechnie uznawane za kalkę pila deorum (zabawka Boga – przyp. W.L.) Plautusa. Przymiotnik „boże” w kontekście pogańskim odnosi się do „bogów”, w kontekście chrześcijańskim zaś do „Boga”. Wyraz „igrzysko”, będący formą pochodzącą od czasownika „igrać”, można tłumaczyć różnorako – jako „igraszkę” lub „zabawkę” (a więc coś, co służy do zabawy) lub jako „komedię” lub „dramat” (coś, co się odgrywa); może ono wreszcie oznaczać (…) „scenę” czy „boisko” ( a więc miejsce gdzie gra się toczy). W tym ostatnim znaczeniu wyraz ten pojawia się kilkakrotnie w polskiej literaturze, można go więc trafnie użyć w odniesieniu do kraju, gdzie los często płatał złośliwe sztuczki i gdzie żywe poczucie humoru było zawsze jednym z podstawowych elementów podręcznego wyposażenia w walce o narodowe przetrwanie.«

Jeśli tak zdecydowano, że Polska ma być krajem dwunarodowym, to znaczy, że zdecydowano też o podziale Ukrainy, o podziale, który dopiero nastąpi, a nie o tym, z czym mamy obecnie do czynienia. W przeciwnym razie masowe przesiedlenia nie miałyby sensu. Mamy więc do czynienia z eksperymentem wołyńskim, tyle że tym razem w skali całego państwa, a nie – jednego województwa. Bo nie łudźmy się, tu nie chodzi o państwo dwunarodowe, tu będzie państwo z dominującą pozycją Ukraińców, którymi będzie kierował naród wybrany.

Wniosek

Od ponad półtora roku toczy się wojna na Ukrainie i nadal nie widać jej końca. Rosja zajęła wschodnią Ukrainę i tam się okopała. A Ukraina niby walczy, ale nic z tego nie wynika. O co więc w tej wojnie chodzi i kto tak naprawdę o tym wszystkim decyduje? Maciej Maciak na swoim kanale w odcinku 1701 w 47:30 mówi:

Rosji nie można pokonać. Z Rosją można się dogadać. Rosja ma broń nuklearną i nie zawaha się jej użyć. I Rosja dostanie pozwolenie od Stanów Zjednoczonych na małą, lokalną wojnę nuklearną, która zadowoli interesy Wall Street. Będzie po nas.

xxx

To bardzo zaskakujące stwierdzenie. No bo jeśli Rosja musi prosić o zgodę na użycie broni nuklearnej Stany Zjednoczone, to znaczy, że Rosja nie podejmuje samodzielnie decyzji i ktoś inny decyduje o tym, jak ma przebiegać ta wojna. Może warto w tym miejscu przytoczyć fragment z książki Wall Street a rewolucja bolszewicka Antony C. Suttona, w którym dochodzi on do ciekawego wniosku. Pisze on:

Organizacja United Americans powstała w 1920 roku. Wstępować mogli do niej wyłącznie obywatele Stanów Zjednoczonych, a zgodnie z planem jej założycieli miała szybko urosnąć do pięciu milionów członków, „których jedynym celem będzie walka z naukami socjalistów, komunistów, IWW (Industrial Workers of the World, założona w 1905 roku – przyp. W.L.), organizacji rosyjskich i radykalnych stowarzyszeń farmerskich”.

Innymi słowy, United Americans mieli walczyć z wszystkimi instytucjami i grupami, które uchodziły za antykapitalistyczne.

Grunt pod utworzenie United Americans miała przygotować organizacja, którą kierowali Allen Walker z Guaranty Trust Company, Daniel Willard, prezes Baltimore & Ohio Railroad, H.H. Westinghouse z Westinghouse Air Brake Company oraz Otto H. Kahn z Kuhn, Loeb & Company i American International Corporation. Tym panom z Wall Street pomagali wybrani rektorzy uniwersytetów i Newton W. Gilbert (były gubernator Filipin). Oczywiście United Americans zdawała się na pierwszy rzut oka dokładnie tego rodzaju organizacją, jaką finansować i do jakiej wstępować powinni chcieć kapitaliści z establishmentu. Jej powstanie nie powinno nikogo szczególnie zaskakiwać.

Z drugiej strony, jak już widzieliśmy, finansiści ci byli również głęboko zaangażowani we wspieranie nowych rządów radzieckich w Rosji – chociaż było to zakulisowe wsparcie, po którym ślady zostały wyłącznie w aktach rządowych i o których społeczeństwo miało się dowiedzieć dopiero po pięćdziesięciu latach. Działając w United Americans, Walkler, Willard, Westinghouse i Kahn grali podwójną grę. O Otto H. Kahnie, założycielu tej antykomunistycznej organizacji, brytyjski socjalista J.H. Thomas powiedział, że jego twarz „zwrócona jest ku światłu”. Kahn zaś napisał przedmowę do książki Thomasa. W 1924 roku Otto Kahn przemawiał przed League for Industrial Democracy i stwierdził, że łączą go z tą aktywistyczną grupą socjalistyczną wspólne cele. Baltimore & Ohio Railroad (pracodawca Willarda) odegrała czynną rolę w rozwoju Rosji w latach dwudziestych. W 1920 roku, kiedy utworzono United Americans, Westinghouse prowadził w Rosji fabrykę, która została wyłączona spod nacjonalizacji.

United Americans to jedyny – znany autorowi – udokumentowany przykład organizacji pomagającej radzieckiemu reżimowi i stojącej jednocześnie na czele ruchu antyradzieckiego. W żadnym razie nie jest to niemożliwy bieg zdarzeń, a dalsze badania powinny skupić się na następujących pytaniach:

1. Czy istnieją inne przykłady prowadzenia podwójnej gry przez wpływowe grupy uznawane powszechnie za należące do establishmentu?

2. Czy przykłady te dotyczą również innych obszarów? Na przykład, czy istnieją dowody na to, że grupy te wywoływały niepokoje pracownicze?

3. Jaki jest ostateczny cel tych okrążających manewrów? Czy można je powiązać z marksistowskim aksjomatem: teza kontra antyteza daje syntezę? To zagadkowe, dlaczego marksistowski ruch miałby bezpośrednio atakować kapitalizm, jeśli jego celem był komunistyczny świat i jeśli w pełni akceptował tę dialektykę. Jeśli celem jest komunistyczny świat, to jest, jeśli komunizm stanowi oczekiwaną syntezę, kapitalizm zaś stanowi tezę, wówczas coś innego niż kapitalizm i komunizm musi stanowić antytezę. Czy zatem kapitalizm nie mógłby być tezą, komunizm antytezą, a celem synteza grup rewolucyjnych z ich sponsorami, z której powstałby jakiś nieopisany jeszcze system świata?

xxx

Sutton był historykiem, więc musiał opierać się o twarde dowody i nie mógł tego nieopisanego systemu świata nazwać po imieniu z braku właśnie tych dowodów. Problem jednak polega na tym, że ich nie będzie. Ja jednak mogę sobie pozwolić na postawienie kropki nad „i”, z tej racji, że mój blog nie aspiruje do bycia naukowym. Wiadomo więc, że chodzi o żydowski mesjanizm i dążenie do całkowitego podporządkowania sobie reszty ludzkości i zagarnięcia jej własności.

Dalej Sutton pisze:

W sierpniu 1919 roku, sekretarz stanu Robert Lansing otrzymał z National City Bank of New York – w którym wpływy miał Rockefeller – list domagający się oficjalnego komentarza na temat proponowanej pożyczki pięciu milionów dolarów dla admirała Kołczaka. Od J.P. Morgan & Co. i innych bankierów otrzymał zaś kolejny list, proszący o przedstawienie poglądów departamentu na propozycje udzielenia Kołczakowi pożyczki w wysokości dziesięciu milionów funtów szterlingów przez konsorcjum brytyjskich i amerykańskich bankierów.

Sekretarz Lansing powiadomił bankierów, że USA nie uznały Kołczaka i chociaż gotowy był udzielić mu pomocy, to jak napisał, „Departament nie uważa, aby mógł wziąć odpowiedzialność za poparcie takich negocjacji, niemniej nie ma zastrzeżeń do pożyczki, o ile bankierzy uważają jej udzielenie za celowe”.

Następnie, 30 sierpnia, Lansing poinformował amerykańskiego konsula generalnego w Omsku, że „pożyczka została już udzielona w normalnym trybie”. Dwie piąte kwoty wyłożyły banki brytyjskie, a trzy piąte banki amerykańskie. Dwie trzecie całej sumy miało zostać wydane w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, natomiast pozostała jedna trzecia – gdzie tylko życzyć sobie będzie rząd Kołczaka. Zabezpieczeniem pożyczki było rosyjskie złoto (Kołczaka), które przetransportowano do San Francisco. Terminy opisanych wcześniej transportów radzieckiego złota wskazują, że podjęcie współpracy z Sowietami przy sprzedaży złota nastąpiło tuż po umowie z Kołczakiem.

Handel radzieckim złotem i pożyczka dla Kołczaka sugerują również, że twierdzenie Carrolla Quigleya, że grupa Morgana infiltrowała krajową lewicę, stosowało się także do zagranicznych ruchów rewolucyjnych i kontrrewolucyjnych. Latem 1919 roku wojska radzieckie były w odwrocie na Krymie i na Ukrainie, tak więc ten czarny obraz mógł skłonić brytyjskich i amerykańskich bankierów do poprawienia stosunków z siłami antybolszewickimi. Oczywistą taktyką byłoby działanie na dwa fronty, co pozwoliłoby znaleźć się w korzystnej pozycji podczas negocjowania koncesji i interesów niezależnie od tego, czy nowy rząd ustabilizuje się po zwycięstwie rewolucji czy kontrrewolucji. Ponieważ nigdy nie da się z góry przewidzieć wyniku jakiegokolwiek konfliktu, pomysł polega na tym, aby stawiać na wszystkie konie w rewolucyjnym wyścigu. Pomagano więc zarówno Sowietom, jak i antybolszewikom – podczas gdy rząd brytyjski wspierał Denikina na Ukrainie, a rząd francuski pomagał Polakom.

xxx

Tak to w zarysie wyglądało podczas rewolucji październikowej i pewnie podobnie to wygląda obecnie na wojnie na Ukrainie. Naiwnością było by twierdzenie, że w polityce jest inaczej. Ten, kto ma pieniądze, obstawia wszystkie konie, czyli partie polityczne, stowarzyszenia, komitety wyborcze itp. Właśnie w poniedziałek, 14 sierpnia, został zarejestrowany komitet wyborczy Ruchu Dobrobytu i Pokoju. Nie obyło się bez utrudnień, bo w piątek przy próbie rejestracji „padły” serwery PKW. To miało uwiarygodnić Ruch jako stowarzyszenie niezależne od rządu i jakiejkolwiek partii. Taki tani chwyt tych, którzy mają monopol na druk pieniądza. Skoro jednak stosują te tanie chwyty, to znaczy, że jest wielu, którzy się na nie nabierają.