Podobno Lenin miał kiedyś powiedzieć: Po co dyskutować z towarzyszem Kautsky’m, lepiej od razu go zignorować. A skoro tak, to może warto przybliżyć sobie tę postać. Wikipedia tak m.in. o nim pisze:
Karl Kautsky (ur. 16 października 1854 w Pradze, zm. 17 października 1938 w Amsterdamie) – niemiecko-austriacki działacz robotniczy, pacyfista, teoretyk demokratycznego socjalizmu, krytyk Lenina, uznający rosyjską dyktaturę proletariatu za błędne rozumienie dzieł Marksa. Od roku 1883 do śmierci redagował najważniejsze europejskie pismo socjalistyczne „Die Neue Zeit”.
Kautsky urodził się w roku 1854 w Pradze w rodzinie pochodzenia żydowskiego jako syn Johanna Kautsky´ego i jego żony Minny (z domu Jaich). Do austriackiej partii socjaldemokratycznej wstąpił w 1875 roku w czasie studiów w Wiedniu, gdzie poznał Augusta Bebla i Karla Liebknechta. Studiował historię, ekonomię polityczną i filozofię. Rozpoczął wówczas ożywioną działalność publicystyczną. Na początku lat 80., po emigracji do Zurychu, nawiązał kontakty z Eduardem Bernsteinem i związał się z Socjaldemokratyczną Partią Niemiec. W czasie pobytu w Londynie poznał Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. W roku 1883 założył w Stuttgarcie i aż do 1917 roku redagował czasopismo „Die Neue Zeit” (pol. „Nowy Czas”), które pełniło nieformalnie rolę organu teoretycznego II Międzynarodówki. W latach 1885–1890 przebywał na emigracji w Londynie, po czym powrócił do Stuttgartu, a w 1897 roku przeniósł się do Berlina.
Kautsky był aktywnym działaczem międzynarodowego ruchu marksistowskiego. Wraz z Bernsteinem opracował w roku 1891 program erfurcki. Zyskał sławę jako autor książki Nauki ekonomiczne Karola Marksa (wyd. 1887), przez wiele dziesięcioleci była to najbardziej poczytna popularyzacja I tomu Kapitału, przetłumaczona na 18 języków. Przez długi czas zajmował umiarkowane stanowisko między nurtem reformistycznym a rewolucyjnym w ruchu socjalistycznym. Dopiero bezpardonowa krytyka rewolucji październikowej przyniosła mu łatkę zdrajcy. W latach 20. po raz kolejny włączył się do bieżącego życia SPD, był jednym z głównych autorów programu partii uchwalonego w 1925 roku.
Do rewolucji październikowej Kautsky (Dyktatura Proletariatu 1918) odniósł się od razu krytycznie, atakując politykę bolszewików za dyktatorskie metody i wskazując, że próba budowy socjalizmu w zacofanym kraju, w którym nie rozwinęły się kapitalistyczne stosunki produkcji, jest utopijna i skazana na degenerację. Wskazywał, że rewolucja rosyjska jest w istocie rewolucją przeciwko literze i duchowi materializmu historycznego. Kautsky stawiał na legalną drogę proletariatu do władzy i za jedynie dopuszczalną formę jego panowania politycznego uważał republikę parlamentarną gwarantującą wszystkim pełnię praw i wolności politycznych. Ostra krytyka bolszewickiej dyktatury wywołała zjadliwą polemikę ze strony Lenina, który zarzucał Kautsky’emu niezrozumienie dialektycznego charakteru procesu rewolucyjnego oraz wypaczenie poglądów Marksa i Engelsa na państwo.
xxx
Tak więc Kautsky uważał, że proletariat powinien dojść do władzy w sposób legalny, a Lenin – rewolucyjny. Różnica diametralna, a więc nie do pogodzenia. Można powiedzieć, że obaj różnili się na poziomie aksjomatów.
Adolf Nowaczyński w swojej książce Mocarstwo anonimowe (1921) cytuje wypowiedź Kautsky’ego dla Socialistische Monatshefte, 1920. Poniżej fragment:
Największym nieszczęściem Francji po r. 1871 było to, że jej obawa przed Niemcami rzuciła ją w objęcia cara. Dzisiaj uzależnia się Francja od państwa, które wraz z Rumunią jest najbardziej reakcyjnym na wschodzie, jakkolwiek tym razem nie jest zmuszona groźbą Niemiec. Zależność ta jest pełna niebezpieczeństwa…
Demokracje proletariackie i chłopskie, które graniczą z Polską, nie żywią żadnych zamiarów zdobywczych, ale nie mają najmniejszej ochoty poddać się uciskowi. Klika szlachecka, która rządzi Polską, ogarnięta jest bezmierną żądzą zaborczą, zarówno w stosunku do Ukraińców, jak do Białorusinów i Litwinów. A tę zaborczość swoją skieruje również, o ile się da, w stronę Niemiec.
Bezmierna żądza zaborcza to pewnie koncepcja asymilacyjna Dmowskiego i federacyjna Piłsudskiego. Tak patrzono na to za granicą i chyba nie bez racji. Warto o tym pamiętać. Co do Niemiec, to Kautsky chyba przesadził.
Skąd groźba, że dzięki uzyskanym korzyściom, Polska przestaje być państwem narodowym, i stanie się państwem narodowościowym, podobnym do dawnej Austrii, i jak ona będzie źródłem wiecznych zawichrzeń w swych stosunkach wewnętrznych i zewnętrznych.
W rozmowie z korespondentem Temps’a Sauerweinem:
Wskutek warunków wersalskich, Francja uczyniła się zależną od Polski. Kraj ten rządzony jest przez autokrację feudalną i zamyka w granicach obecnie zakreślonych taką liczbę narodów różnych, Ukraińców, Słowian, Rosjan, Niemców, że będzie to bałkanizacja całej tej części Europy*).
*) O redaktorze „Socialistische Monatshefte”, z pochodzenia żydzie czeskim z Pragi, autorze interesującej książki o „Pochodzeniu chrześcijaństwa”, oraz broszurki: „O niepodległości Polski” wyraża się p. K. Czapiński w Robotniku z powodu jubileuszu Kautsky’ego jak następuje:
Kautsky – to nasz wspólny nauczyciel. „Nasz” – to znaczy całej generacji socjalistów-marksistów całego świata. Słusznie mówi o nim tow. Bauer w ostatnim artykule swym w „Kampfie” wiedeńskim, że dla ogromnej większości socjalistów wielkie skarby myśli, zawarte w „Kapitale” zostałyby na zawsze niedostępne bez utalentowanego pośrednictwa Kautskiego. On to był generalnym dozorcą, szafarzem, popularyzatorem nauki marksowskiej. „Wielki Inkwizytor marksizmu” – z przekąsem odzywali się o nim rewizjoniści niemieccy, którym porządnie dał się we znaki…
xxxxxxxx
Nie stało się tak, jak przewidywał Kautsky, że II RP ulegnie bałkanizacji. Owszem, ukraiński nacjonalizm dał znać o sobie, były zabójstwa polityczne, akty terroryzmu, ale skala tych zjawisk była o wiele mniejsza, niż można było się spodziewać. Po wojnie, po przesiedleniach, przeważnie mniejszości kresowych na tzw. Ziemie odzyskane, PRL stała się państwem tak samo wielonarodowym, jakim była przed II wojną światową II RP. A jednak był spokój. Wszystkie te mniejszości siedziały jak mysz pod miotłą. Niechby tylko spróbowały!
Ustrój PRL-u to narodowy socjalizm. Oficjalnie jego propaganda głosiła, że Polska jest państwem jednonarodowym i katolickim, w którym katolicy stanowią przytłaczającą większość. Na czele tego narodu stała partia, a więc: jeden naród, jedno państwo i jeden przywódca, czyli jedna partia. I tak to trwało prawie do końca PRL-u. Jednak u jego schyłku i na początku III RP dowiedzieliśmy się, że zamieszkuje tu mniejszość śląska, niemiecka, ukraińska, białoruska i inne i nie są to bynajmniej jakieś śladowe ilości. Kolejne „wolne” wybory potwierdzały pewną prawidłowość. Na tzw. Ziemiach Odzyskanych i w południowej części województwa podlaskiego – w której większość stanowią prawosławni Ukraińcy i Białorusini – ludzie głosują tak samo, co świadczy o tym, że na tych tzw. ziemiach poniemieckich mniejszości kresowe stanowią większość. To jest elektorat PO. Elektorat PiS to reszta kraju. Mamy więc państwo podzielone, nie pod względem interesów gospodarczych i ideologii, ale pod względem narodowościowym i wyznaniowym.
Przez cały okres rządów Tity w Jugosławii nie było tam tego, co Kautsky nazwał bałkanizacją. Ale po jego śmierci (Tity) i po zmianach, jakie zaszły w Europie na przełomie lat 80-tych i 90-tych, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Jugosławia wybuchła. Wygląda więc na to, że to nie sam fakt zamieszkiwania w jednym państwie obywateli o różnej narodowości i wyznaniu czy religii, jest przyczyną niepokojów społecznych i wzajemnej wrogości, lecz jest to efekt działania jakichś innych czynników. Jeśli założymy, że oficjalne rządy to zalegalizowane mafie, które działają tylko i wyłącznie we własnym interesie albo w interesie tego, kto je stworzył, to wówczas staje się bardziej zrozumiałe, dlaczego czasem może być w jakimś państwie spokojnie, a czasem – ni stąd, ni zowąd – wybuchają zamieszki, protesty, rewolucje, wojny itp. I to jest właśnie ten dialektyczny charakter procesu rewolucyjnego, którego nie „rozumiał” Kautsky. Innymi słowy, zmienić coś można tylko na zasadzie rozpierduchy, czyli dialektycznego procesu rewolucyjnego, a nie – na drodze demokratycznej.