Polskość c.d.

W blogu „Polskość” ustosunkowałem się do stwierdzenia Donalda Tuska, że „polskość to nienormalność”. I teraz postaram się uzasadnić, że on miał rację. Tylko najpierw trzeba tę „polskość” zdefiniować. A więc trzeba zacząć od tego, co inni na ten temat pisali. Ale może na początek definicja słownikowa. Mały Słownik języka polskiego PWN 1968 tak definiuje to słowo: polskość – zespól cech polskich, polski charakter czego; przynależność do narodu polskiego. Internetowy Wielki słownik języka polskiego definiuje polskość jako zespół cech charakterystycznych dla Polaków – ich kultury, tradycji, wartości.

Tygodnik Przegląd zamieścił 6 września 2021 artykuł Czym jest polskość, który jest fragmentem książki Andrzeja Romanowskiego Pamięć gromadzi prochy. Szkice historyczne i osobiste (https://www.tygodnikprzeglad.pl/czym-jest-polskosc-2/). Poniżej wybrane fragmenty:

To się zmieniło po I wojnie – nie tyle jednak po roku 1918, ile po roku 1921, który ostatecznie ustalił kształt nowego państwa. A państwo to powstało jako twór całkowicie nowy: po raz pierwszy od Kazimierza Wielkiego obyło się bez Rusi, po raz pierwszy od Jagiełły – bez Litwy. To znaczy: w obrębie II RP pozostały wprawdzie takie ruskie i litewskie miasta, jak Lwów i Wilno, jednak nie były one nośnikami własnych idei państwowych: służyły Polsce. Co jednak pozostało z dawnej polskości? Oprócz pamięci zbiorowej, oprócz utworów z literatury pięknej i pomników historiografii byli to przede wszystkim egzulanci. Zjawisko to pojawiło się jeszcze w XVII w., gdy Rzeczpospolita utraciła ziemie naddnieprzańskie, a ich mieszkańcy przenieśli się w jej granice. W dwudziestoleciu w granice II RP przenieśli się ludzie z Litwy oraz z sowieckiej Białorusi i sowieckiej Ukrainy: był wśród nich Jarosław Iwaszkiewicz. A przecież do grona egzulantów należy zaliczyć także Jerzego Giedroycia, Czesława Miłosza i Stanisława Stommę. Ostatnie relikty I Rzeczypospolitej odeszły bowiem na naszych oczach, a „Znak”, którego Stomma był pierwszym redaktorem, do dziś dotyka szczególnego nerwu polskości.

A więc tym szczególnym nerwem polskości byli tzw. egzulanci, tacy m.in. jak Ukrainiec Iwaszkiewicz, czy Litwini: Giedroyć, Miłosz i Stomma. I byli jeszcze Białorusini, niewymienieni tu z nazwiska.

Czy więc dziś, definiując polskość, potrafimy odejść od uwarunkowań ideologicznych? Czy pamiętamy o wielkości terytorium, na którym się ona rozwijała? Czy zdajemy sobie sprawę z zasadniczej różnicy, jaka Polaka dzisiejszego dzieli od jego przodków? Czy przyjmujemy do wiadomości, że polskość jest zawsze (niemal zawsze?) pojęciem szerszym niż aktualne polskie twory państwowe? Czy nasze dziedzictwo obejmuje także polski komunizm, Polonię sowiecką i państwo, które nazywało się PRL? Czym jest polskość?

Według autora polskość jest zawsze pojęciem szerszym niż aktualne polskie twory państwowe. Innymi słowy czymś rozmytym, nieprecyzyjnym, a może nawet mistycznym. Trąca to trochę psychiatrykiem.

To państwo – choć jeszcze pod tradycyjną nazwą Rzeczypospolitej Polskiej – pojawiło się w roku 1945. Pojawiło się na trupie Rzeczypospolitej Niepodległej. A powstanie tego państwa to było już coś znacznie więcej niż obycie się Polski bez Rusi i Litwy. Teraz – pierwszy raz od średniowiecza – Polacy znaleźli się sami. Żydzi zostali wymordowani, Niemcy wygnani, Ukraińcy przesiedleni. Życie bez Innego – to była nasza nowa sytuacja egzystencjalna. Tymczasem – zauważał we wspomnianej ankiecie Józef Czapski – to „Polska wielonarodowa jest Polską, a nie Polska czystej krwi”.

Nie ma więc w Polsce Żydów i Ukraińców? Nie było przesiedleń mniejszości kresowych na tzw. Ziemie Odzyskane? No i mamy już bardzo precyzyjną definicję polskości według Józefa Czapskiego. Jeśli Polska czystej krwi, w domyśle piastowska, nie była Polską, to czym była?

Czym więc jest polskość dziś? Jakie treści nadają temu pojęciu szkoła, Kościół, media? A cokolwiek powiemy o różnicy między Polakiem historycznym a Polakiem dzisiejszym – w jakim stopniu potrafimy żyć tradycją dawnego, wielonarodowego i wielokulturowego państwa?

Stopienie uroczystości państwowych z kościelnymi, w połączeniu z etniczną homogenicznością społeczeństwa, zdaje się świadczyć, że prawdziwy Polak to Polak katolik. Równanie takie niosło jednak zawsze treść dla polskości zawężającą. Czy dziś, w tej naszej nowej sytuacji egzystencjalnej, trafi ono na grunt podatny? Byłoby to po raz kolejny wbrew tradycji. Wszak był i taki czas, że w Sejmie Rzeczypospolitej katolicy stanowili mniejszość. A cóż mówić o wkładzie w polską kulturę protestantyzmu, poczynając od Mikołaja Reja? Cóż mówić o takich nurtach polskości, jak postawy antyklerykalne (nieraz widoczne u przedrozbiorowej szlachty), jak tendencje laickie, wolnomyślicielskie, kosmopolityczne? A Rusini piszący w XVII wieku po polsku? A polsko-czesko-niemieccy Ślązacy? A wszelkie inne zjawiska pogranicza etnicznego i kulturowego, które tak nieraz trudno zakwalifikować do piśmiennictwa jednego narodu, a które również wzbogacają wielobarwną paletę polskości?

Czyli nasza tradycja, to państwo wielonarodowe i wielokulturowe. A wcześniej według Romanowskiego niczego nie było.

xxx

Adam Szostkiewicz pojęciu polskości poświęca swój artykuł w „Polityce” Co to znaczy być Polakiem?, który ukazał się 17 lipca 2010 roku. Oryginalny tytuł tekstu to „Polskość i inne ości” (https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1507074,1,co-to-znaczy-byc-polakiem.read). Poniżej wybrane fragmenty:

Bo tak jak nie ma jedynej definicji patriotyzmu, nie ma też jedynego rozumienia polskości. Ta wielość jest przejawem bogactwa naszej historii i kultury.

Świeżym przykładem tych dzisiejszych trudności z polskością była akcja polskiego księdza (zresztą o korzeniach ormiańskich) Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego przeciwko organizatorom sesji naukowej ku pamięci grekokatolickiego metropolity Andrzeja Szeptyckiego, nieżyjącego od ponad 60 lat. Dla polskiego kapłana Szeptycki jest zapiekłym ukraińskim nacjonalistą, dla ukraińskich unitów i patriotów – bohaterem sprawy wolnej Ukrainy. Rodzony brat metropolity Stanisław Szeptycki walczył tymczasem o niepodległą Polskę w Legionach Piłsudskiego, dowodził w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r., był ministrem obrony w II RP, a po 1945 r. szefem Polskiego Czerwonego Krzyża. Jeden brat wybrał ukraińskość, drugi polskość. Mieli do tego takie samo prawo. Prawo wolnych ludzi do wyboru własnej tożsamości. Tak samo było z wywodzącymi się z Litwy braćmi Narutowiczami. Gabriel, pierwszy prezydent odrodzonej po 1918 r. Polski, został zamordowany przez polskiego nacjonalistę. Brat Gabriela, Stanisław, został niepodległościowym działaczem litewskim.

Czym ona jest od wielkiego dzwonu, to mniej więcej wiemy. Nie ma chyba wybitnego polskiego pisarza, myśliciela, reżysera, aktora, malarza, artysty, historyka, socjologa, psychologa, działacza, kapłana, który by nam tego nie tłumaczył. Czasem aż do zmęczenia i przesytu wywołującego w nas odruch buntu: „a wiosną, niechaj wiosnę, nie Polskę, zobaczę”. Odruch zdrowy, rodzaj narodowej psychoterapii. Takiej, która pomogłaby nieco zintegrować „Polaka rozłamanego”. Określenia tego użył ponad 20 lat temu Donald Tusk. W ankiecie o polskości rozpisanej przez katolicki miesięcznik „Znak” Tusk pisał: „Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń. Jest jakiś tragiczny rozziew w polskości – między wyobrażeniem a spełnieniem, planem a realizacją. I szarpię się między goryczą i wzruszeniem, dumą i zażenowaniem”. W tej samej ankiecie prof. Jerzy Jedlicki zwracał uwagę, że po raz pierwszy w dziejach dorasta w Polsce pokolenie, dla którego przywiązanie do kraju ojczystego nie jest rzeczą oczywistą, lecz kwestią wyboru (właśnie tak jak dla cytowanego przed chwilą młodego Tuska). „Dzięki łatwości podróżowania, dzięki nowoczesnej technice znają – i to w masie – świat lepiej niż jakiekolwiek poprzednie generacje. I porównują. I zadają rodzicom bardzo kłopotliwe pytania: z czego właściwie mam być dumny(a)? Nie zaspokoicie ich bitwą pod Grunwaldem ani obroną Jasnej Góry”.

Polskość – etyczna propozycja

Bo polskość to rzecz szersza niż romantyzm, katolicyzm, bohaterstwo wojenne, Bóg, honor i ojczyzna. Coś więcej niż tylko rytuały polskości. Polskość to dziś przede wszystkim pewna, jak by to powiedział nieodżałowany ks. Tischner, propozycja etyczna. Nie musimy jej przyjmować, ale możemy. Obejmuje język i kulturę, historię i pamięć, ale także cywilizację, obyczaj, kulturę masową, dostępną dla wszystkich, w tym polską kuchnię – a jakże, najlepszą na świecie. A czy można na serio rozprawiać o polskości bez dyskusji o tym, czemu polskość, dawniej i dziś, traci atrakcyjność i czy jej porzucenie, wybór jakiejś innej „-ości”, na przykład europejskości, mamy od razu potępiać jako akt narodowej zdrady? Bo do polskości się dorasta i wchodzi, ale też się od niej odchodzi. Rzadko do końca i finalnie, ale jednak. Dlaczego? Bez odpowiedzi na to pytanie nie ogarniemy polskości.

Polskość to propozycja etyczna, która obejmuje język, kulturę, historię, pamięć itd. I nic o gospodarce, o Wielkopolsce, nic o pragmatyzmie.

W XIX w. odchodziło się na przykład dla chleba i kariery w państwach zaborczych. Ale też dlatego, że nie wszyscy byli gotowi do zrywów kończących się klęską. Albo dlatego, że należało się do elity społecznej, w której uczestnictwo w kulturze europejskiej było do pogodzenia z polskością. Mamy na to wspaniałe powojenne przykłady choćby w kręgu paryskiej „Kultury” Jerzego Giedroycia. Bo polskość to także interakcja ze światem, dialog z kulturą powszechną. Nie tylko z Europą i Ameryką, także z nowymi aktorami na globalnej scenie, jak Indie, krąg muzułmański, nowa Afryka czy Chiny. Dlatego rzecznikami polskości są też tłumacze, dosłownie i w przenośni. Ci, którzy przyswajają nam dzieła obcych autorów, tłumacze zagraniczni przyswajający obcym literaturom i kulturom dzieła naszych autorów, wreszcie wszyscy ci, którzy starają się wyjaśnić nam i innym bez uprzedzeń i zacietrzewienia, co to jest ta polskość, jakie są jej meandry, zalety i wady.

To dzieło przekładania polskości na użytek nasz i świata ma znaczenie głębsze i trwalsze niż manifestowanie polskości. Tak rozumiana polskość – dzieło w ciągłym ruchu, w ustawicznym odważnym tworzeniu, nigdy niedomkniętym do końca, niezafiksowanym na tym czy innym temacie – jest może dla duchowej przyszłości Polski najważniejsza.

Dla Szostkiewicza polskość to dzieło w ciągłym ruchu, w ustawicznym odważnym tworzeniu, nigdy niedomkniętym do końca, niezafiksowanym na tym czy innym temacie, czyli znowu coś ezoterycznego, mistycznego. – Dom wariatów.

xxx

Z kolei Andrzej B. Legocki w artykule O współczesnym rozumieniu polskości (https://info.put.poznan.pl/sites/default/files/Wyk%C5%82ad%20prof.%20A.Legockiego.pdf) m.in. pisze:

Niezwykle ważnym kryterium polskości jest zamieszkiwane terytorium, krajobraz ojczysty, ziemia-żywicielka. Naszą ziemią plemienną i kolebką państwowości jest Wielkopolska. Później ojczyzna stała się ogromna. Od zdobytych kresów wschodnich poprzez wieki zapomniane i odzyskane później, kresy zachodnie.

A więc mamy konkret: terytorium, krajobraz, ziemia żywicielka i kolebka państwowości. Dalej jest już poprawność polityczna.

„Nie rzucim ziemi skąd nasz ród, nie damy pogrześć mowy” – w tej triadzie ziemia jest ostoją trwania, ród – dziedziczną plemiennością, a język polski – międzyludzkim spoiwem. Oczywistym wymogiem tożsamości plemiennej jest pochodzenie od wspólnych przodków. Naród bowiem stanowi wspólnotę żywych i umarłych, od których żyjący się wywodzą. Szczególnie istotnym wyznacznikiem definiującym polską świadomość jest rodzimy język. Jest wielkim skarbem Polaków i niezastąpionym przewodnikiem dziejowym. Umożliwia nie tylko wyrażanie codziennych myśli, ale także przysparza wielkiego bogactwa naszej kulturze, nieomylnie ukazując busole polskości. Wszyscy, którzy przyczynili się do rozwoju języka polskiego – od pierwszej zachowanej sentencji w XIII-wiecznej księdze henrykowskiej, od Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego, z Jakubem Wujkiem, autorem sławnego przekładu Biblii, po wieszczów epoki romantyzmu i mistrzów słowa polskiego czasów nowożytnych – wszyscy oni znaleźli trwałe miejsce w panteonie narodowej kultury. W miarę upowszechniania edukacji nastąpiło połączenie języka potocznego i intelektualnego w jeden język ogólnopolski.

Ogromnie ważnym elementem dla uformowania polskości było przyjęcie chrześcijaństwa. Oznaczało ono formalne przypisanie państwa do Europy łacińskiej, zachodniej. Zespolenie tradycji chrześcijańskiej z kulturą narodową stworzyło ostoję polskości. W trudnych dla narodu latach i w czasach przełomów Kościół był niezawodnym azylem dla „żywej polskości”. Dla wielu ludzi, zwłaszcza tych których losy rzuciły na obczyznę, oznaczała ona dostęp do polskiej kultury, zaś u ludzi religijnych – wierność wierze Ojców i kult Bogurodzicy, czym zawsze wyróżniał się polski katolicyzm.

Przez wieki całe polskość oznaczała wzajemne przenikanie się kultur wielu narodów. Jakże znamienny był ów narodowościowy tygiel ludzki na kresach wschodnich, skąd wyszło na świat tylu wielkich Polaków i zasłużonych twórców narodowej kultury!

I znowu poprawność polityczna!

Wiele przetrwałych przez stulecia cech polskości ukształtowała szeroka otwartość oraz ujmującą gościnność naszego narodu. Polska była otwarta na oścież dla ludzi spoza naszego plemienia. Oskar Kolberg, Aleksander Brückner, Samuel Linde czy Artur Grottger wpisani zostali w szczytny rejestr wybitnych twórców polskiej kultury. Przynależność do naszego społeczeństwa często też była atrakcyjna dla ruskich bojarów i litewskich kniaziów.

Wiek XIX przyniósł dwie często przeciwstawiane sobie tradycje postaw patriotycznych: podjęcie czynu zbrojnego dla zrzucenia jarzma niewoli, albo rozpoczęcie walki o Ojczyznę inną drogą; poprzez wytrwałe kształcenie społeczeństwa i kult pracy od podstaw. Ciekawe, że pamięć o zrywach wolnościowych była w naszej tradycji zawsze stawiana wyżej od kultu pracy organicznej. W polskiej historiografii wykształcił się swoisty kult wojen, nawet tych przegranych.

Pozytywistyczny wzorzec umiłowania Ojczyzny w oparciu o wytrwałą pracę tworzył się w Wielkopolsce. Ten model polskości opierał się na szerokich działaniach społecznikowskich i zakładał obywatelską współodpowiedzialność. Tutaj też pojawiły się wzorce pragmatycznego myślenia, bez kompleksów wobec silniejszego zaborcy, od którego nawet potrafiliśmy się niejednego nauczyć. Wielkopolscy organicznicy dobrze wiedzieli, że droga do restytucji niepodległej Rzeczypospolitej będzie długa, pełna poświęceń i wypełniona niestrudzoną pracą. Umacnianie pierwiastków narodowych w gospodarce i oświacie ceniono tutaj wyżej niż uprawianie, jak gdzie indziej, mało skutecznej polityki. Dla takich ludzi jak: Hipolit Cegielski, Karol Marcinkowski, August Cieszkowski, Dezydery Chłapowski, Karol Libelt, ks. Piotr Wawrzyniak, ks. Augustyn Szamarzewski i Maksymilian Jackowski polskość oznaczała służbę społeczeństwu poprzez własny przykład i rozważne inicjatywy gospodarcze.

I znowu konkret: służba społeczeństwu i rozważne inicjatywy gospodarcze. Pojęcia całkowicie abstrakcyjne dla ludzi ze wschodnimi korzeniami.

Sądzę, że zapoczątkowany w Wielkopolsce „najdłuższy etos nowoczesnej Europy” w jakimś stopniu przetrwał tutaj do dziś. Odnaleźć go można choćby w konstruktywnym współdziałaniu poznańskich uczelni, czego symbolicznym lecz przecież wymownym znakiem jest nasza dzisiejsza uroczystość. Cennymi przykładami tych tendencji są również tworzone tutaj zintegrowane centra badawczo-wdrożeniowe poświęcone nowym materiałom i nowym technologiom. Przy tej okazji warto wspomnieć, że pierwsza w Polsce środowiskowa instytucja uczelniana powstała właśnie w Poznaniu, w roku 1973, z inicjatywy ówczesnej Akademii Rolniczej. Był to Międzyuczelniany Instytut Biochemii.

Podsumowując, tu autor już inaczej rozkłada akcenty, choć wspomina o przenikaniu się wielu kultur i narodów na wschodzie, to skupia się bardziej na Wielkopolsce. Kontrast pomiędzy nim a cytowanymi powyżej autorami jest wyraźny.

xxx

„Krytyka Polityczna” w artykule z 13 listopada 2020 Polskość to nienormalność Wojciecha Czusza ( https://krytykapolityczna.pl/kraj/polskosc-to-nienormalnosc-list/) m.in. pisze:

Polska jest nienormalna. Polacy od dawna są Inni – i ci Inni, ci nienormalni, najlepiej ducha polskości wyrażają.

Polskość to rasowa i religijna różnorodność, polskość to homoseksualizm i transpłciowość, polskość to przecięcie kultur, wieczny dialog, wieczne wrzenie i wieczne narodziny czegoś nowego. Kto domaga się prawd raz ustalonych, prymatu tradycji i świętości autorytetów, ten o polskiej historii nie ma pojęcia i polskości przeczy.

Polskość to także bieda, samotność, bezsilność i depresja. Bardziej niż szklane elewacje warszawskich i krakowskich biurowców, bardziej niż piękne mieszkania bohaterów popularnych seriali. Polakiem w pierwszym rzędzie nie jest ten, kto mieści się w normach widzialności wyznaczanych przez media głównego nurtu.

Jak widać pojęcie polskości jest bardzo rozciągłe i każdy może stworzyć swoją własną jej definicję. Tylko, że z takiego pisania nic nie wynika, bo im jakaś definicja jest bardziej pojemna, tym jest mniej precyzyjna i przeradza się w bełkot.

xxx

Historię Polski przedrozbiorowej można podzielić na trzy okresy: Polskę piastowską (966-1385), okres panowania dynastii jagiellońskiej (1386-1569), czyli unię personalną Polski i Litwy i Rzeczpospolitą (1569-1795), czyli unię realną Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Polska piastowska trwała 419 lat, unia personalna – 183 lata, Rzeczpospolita – 226 lat. A więc okresowi, który trwał najdłużej poświęca się najmniej uwagi albo w ogóle go się nie zauważa.

Polska piastowska była państwem o w miarę zrównoważonych stanach, silnej władzy królewskiej i zasobnym skarbie królewskim. Nie było w niej niewolnictwa chłopów i rozwijały się miasta i mieszczaństwo. Okres panowania Jagiellonów, to był okres dostosowywania Korony do standardów Wielkiego Księstwa Litewskiego. Był to też okres rozkradania tego, co dziś nazywamy majątkiem skarbu państwa. Nowe państwo, czyli Rzeczpospolita miało już gotowy ustrój, którego cechami charakterystycznymi była słaba władza królewska, skarb państwa świecący pustkami i dominacja jednego stanu, czyli szlachty, a w praktyce dominacja potężnych feudałów ruskich i litewskich. W ten sposób nowe państwo zostało zdominowane przez elity WKL.

Czy zatem ten nowy twór powinno nazywać się Polską? Nie powinno, bo powstało nowe państwo, które już Polską nie było. Korona została zdominowana przez WKL i odtąd wschodni element, który zaadoptował język polski, zaczął nazywać się Polakami, a cały obszar Rzeczypospolitej nazywano też Polską. I to ci „Polacy” tworzyli później polską literaturę, bardzo hermetyczną, której problematyka nie mogła zainteresować czytelników szerokiego świata. Tylko dwa dzieła mogły zwrócić uwagę świata. To Quo vadis Sienkiewicza i Faraon Prusa. Sienkiewicz dostał Nobla, bo usunął z powieści wątki antysemickie, a Prus nie dostał, bo, chociaż początkowo był wielkim zwolennikiem asymilacji Żydów i z tego tytułu zyskał nawet przydomek Icek Glocwaker, to później przejrzał na oczy i zaczął pisać o nich obiektywnie i dlatego Nobla nie dostał.

Takie wielkie państwo, od morza do morza, a nie wydało z siebie nic, żadnych wybitnych w skali światowej pisarzy, malarzy, muzyków (Chopin był synem Francuza i frankistki), rzeźbiarzy, żadnych architektów, inżynierów, uczonych. Totalna pustynia. Czy zatem miał rację Tusk, gdy mówił, że polskość to nienormalność? Józef Czapski powiedział, że to Polska wielonarodowa jest Polską, a nie Polska czystej krwi. Nie wymienił jednak tych narodów. A przecież nietrudno je wyliczyć: Litwini, Białorusini, Ukraińcy, Żydzi. Można więc ułożyć sobie pewne równanie:

litewskość + białoruskość + ukraińskość + żydowskość = polskość

Jeśli więc polskość, to nienormalność, jak chce Tusk, to znaczy to, że litewskość, białoruskość, ukraińskość i żydowskość, to też nienormalność. Jednym słowem strzelił sobie w stopę, jakby powiedział były prezydent.

Internetowy słownik języka polskiego definiuje polskość jako zespół cech charakterystycznych dla Polaków – ich kultury, tradycji, wartości. A skoro tak, to wypada odwołać się do tradycji, do tej najstarszej, czyli do początków polskiej państwowości. Jej kolebką była Wielkopolska. Mamy więc pewne terytorium, ziemię, wspólnych przodków, język, chrzest, pierwszych władców.

„Pozytywistyczny wzorzec umiłowania Ojczyzny w oparciu o wytrwałą pracę tworzył się w Wielkopolsce. Ten model polskości opierał się na szerokich działaniach społecznikowskich i zakładał obywatelską współodpowiedzialność.” – Nie był to żaden model polskości, tylko polskość. Wielkopolska wyglądała inaczej prawdopodobnie dlatego, że była najdalej na zachód wysuniętą częścią Polski i stąd wpływy wschodnie najsłabsze. Obywatelska współodpowiedzialność to była abstrakcja na wschodzie.

W cytowanych powyżej czterech fragmentach mamy w trzech przypadkach bełkot, jakieś nieprecyzyjne określenie polskości i jeden przykład konkretnego określenia, czym jest polskość. I jest to przykład z Wielkopolski. A więc nawet jeszcze dziś, gdy cała Polska zasypana jest Ukraińcami, tam zachowało się jeszcze jakieś polskie myślenie.

„Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje bark brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię; i każą je z dumą obnosić. Więc staję się nienormalny, wypełniony do granic polskością, i tam, gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak; gdzie inni mówią kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę; Bóg, Honor i Ojczyzna (wszystko koniecznie dużą literą); kiedy inni budują, kochają się i umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej, czytamy Brzozowskiego i Gombrowicza, stajemy się normalniejsi.”

To fragment artykułu Tuska Polak rozłamany z 1987 roku. Ani w tym fragmencie, ani w całym artykule nie próbował on zdefiniować, czym jest polskość. To taki sam bełkot, jak w przypadku innych. Nawet nie zająknął się o Wielkopolsce, która odróżniała się od innych dzielnic nie tylko w sensie gospodarczym, mentalnym, ale też miała bardziej liczne i rozwinięte mieszczaństwo, a chłopi wcześniej przestali tam być niewolnikami. Choć to ostatnie, to raczej wynik polityki zaborczej Niemców.

Na 6 lat przed śmiercią w eseju Przewrót popowstaniowy Dmowski pisze już normalnie, od siebie, a nie, jak wcześniej, na zamówienie:

„Jeszcze przed ostatnim powstaniem psychika inteligencji polskiej była wcale jednolita; w okresie popowstaniowym uległa ona głębokiemu rozbiciu. Wytworzyły się odłamy inteligencji tak mało wspólnego mające między sobą, jakby należały do różnych narodów. Ścierały się między sobą trzy jej typy: zachodni, wyrosły na tradycjach polskich i wpływach europejskich; wschodni, wychowany przez rewolucję rosyjską i jej literaturę; wreszcie żydowsko-polski, reprezentowany przez spolszczonych Żydów i zżydzonych Polaków.

Wewnętrzny tedy przewrót popowstaniowy na skutek warunków, w których się odbywał, dał w wyniku takie rozbicie polityczne, jakiego nie przedstawiał żaden naród w Europie.

Tym sposobem kraj był jak najgorzej przygotowany do zbliżającej się chwili dziejowej, w której kwestia polska ponownie wystąpiła na arenie międzynarodowej i zjawiły się warunki odbudowania państwa.”

Jeśli poza Wielkopolską, w której podział był klarowny: Polacy – Niemcy, trudno było zdefiniować pojęcie polskości, to dlatego, że ludność była tam mocno wymieszana, wielonarodowa, wielowyznaniowa. I w tym sensie była i jest to nienormalność, bo dzisiejsze społeczeństwo polskie również takim jest, a wszystkie działania obecnych rządów prowadzą ku temu, by było jeszcze bardziej wymieszane i jeszcze bardziej nienormalne.

Z drugiej strony można zadać sobie pytanie, czy oni rzeczywiście tak myślą o polskości? Czy może jest to fragment szerszego planu? Artykuł Tuska ukazał się w 1987 roku, a więc u progu przemian ustrojowych i gospodarczych. Skoro w tym planie była przebudowa polskiego społeczeństwa, to należało zacząć od zmiany postrzegania przez nie siebie i swojej historii. Gdy komuś obrzydzi się jego własny naród i państwo, to łatwiej będzie mu zaakceptować nowych przybyszy i być może też likwidację jego państwa. Podkreślanie wielokulturowego i wielonarodowego charakteru Rzeczypospolitej temu właśnie służy. Bo trudno w to uwierzyć, że bełkot, który tu zacytowałem jest wynikiem ich niemocy intelektualnej.

6 thoughts on “Polskość c.d.

    • Książki nie czytałem, ale jeśli obecne społeczeństwo polskie jest wieloetniczne i wielowyznaniowe, a przynajmniej ma takie korzenie, bo tak potoczyła się historia, to jaki procent tego “Polactwa” to Litwini, Białorusini, Ukraińcy i Żydzi? O tym zapewne narodowiec i Żyd Ziemkiewicz nie wspomina. On się tą swoją książką wpisuje w trend, o którym pisałem w blogu.

      Liked by 1 person

  1. „Dopóki nie dowiesz się kto komu ile pożyczył, nie wiesz nic o polityce, historii i stosunkach międzynarodowych”. – Ezra Pound

    Like

    • Nie wiemy, kto komu ile pożycza, ale wiemy, że jest taka zależność, a to pozwala na zrozumienie otaczającego nas świata i właściwą interpretację historii.

      Liked by 1 person

  2. Z Polski do Nobla w dziedzinie literatury kandydowało 9 albo 10 pisarzy. Stefan Żeromski, Maria Dąbrowska, Eliza Orzeszkowa itd. Niektórzy z nich po kilka razy. Komitet daje Nobla komu chce.
    Stefan Żeromski to literatura światowa. My sami potrafimy czytać i ocenić czy coś jest wartościowe. Nie potrzebujemy żadnych zagranicznych komitetów.
    Polskich inżynierów, architektów, wynalazców były setki. Oczywiście większość z nich zaistniała na tzw. Zachodzie. Tam gdzie było na nie zapotrzebowanie.
    Nie mamy się czego wstydzić.
    No sweat.

    Like

    • “Polskich inżynierów, architektów, wynalazców były setki. Oczywiście większość z nich zaistniała na tzw. Zachodzie. Tam gdzie było na nie zapotrzebowanie.” – A skoro na nich nie było zapotrzebowania w kraju, to o czym to świadczyło? A czy w okresie I RP też ich były setki?

      Like

Leave a reply to Jędrzej Cancel reply