Kiedyś, nie wiedząc jeszcze kim są ludzie ze Stowarzyszenia Marszu Niepodległości i jaki mają cel, poparłem mailowo ich sprzeciw wobec ustawy 447 i od tego momentu dostaje od nich maile. 27 lipca przyszedł kolejny. Biuletyn Stowarzyszenia Marszu Niepodległości przysłał poniższą informację.
Nadchodzi Marsz Powstania Warszawskiego
1 sierpnia o godz. 17.00, jak zawsze tego dnia, zgromadzimy się w centrum stolicy, by uczcić bohaterstwo warszawskich powstańców i ofiarę cywilnych mieszkańców. Jubileuszowy, dziesiąty Marsz Powstania Warszawskiego – organizowany przez Roty Niepodległości, Stowarzyszenie Marsz Niepodległości i Straż Narodową – przejdzie z Ronda Dmowskiego na Plac Krasińskich, gdzie znajduje się monumentalny pomnik ku czci bohaterów wiekopomnego zrywu. Na koniec zgromadzeni będą mogli podziwiać wystąpienie słowno-muzyczne Norberta “Smoły” Smolińskiego.
Na początku 1944 r. nacierająca na Niemców Armia Czerwona przekroczyła granicę Rzeczypospolitej. Po odrzuceniu wysuniętej przez władze RP oferty współdziałania wojskowego z Sowietami, 12 stycznia komendant główny Armii Krajowej gen. Tadeusz Komorowski wydał rozkaz nr 126, zapowiadający wsparcie Armii Czerwonej w walce z Niemcami, “w miarę naszych sił i interesów państwowych”. Tak rozpoczęła się akcja “Burza”, która miała na celu m.in. uświadomienie władzom sowieckim, że na wyzwolonych z okupacji niemieckiej terenach Polski, w granicach sprzed 1939, gospodarzami są Polacy, uznający władzę Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, który był jedynym reprezentantem państwa polskiego. Zanegowany został aliancki podział na strefy operacyjne, w myśl którego Polska znajdowała się w sowieckiej strefie operacyjnej.
Początkowo plan „Burzy” nie przewidywał powstania w stolicy, jednak 31 lipca 1944 r., po rozmowach między komendantem AK gen. Tadeuszem Komorowskim-Borem i delegatem rządu na kraj Janem S. Jankowskim, ustalono na dzień 1 sierpnia 1944 r. godz. 17 (godzina W) termin wybuchu powstania w Warszawie. Podjęta decyzja była spowodowana obawą przed przejęciem władzy w stolicy przez proradziecką Armię Ludową i Armię Czerwoną.
Powstańcy stanęli do walki mając w swoich szeregach 36 tys. żołnierzy Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych i mniejszych formacji, dysponując małą ilością sprzętu i słabym uzbrojeniem. Przeciwko nim stanęły doborowe oddziały niemieckie, wyposażone w bardzo dobry sprzęt (broń pancerna, artyleria, lotnictwo). Pomimo rażącej dysproporcji, powstańcy opierali się przez 63 dni, dając wyjątkowe świadectwo odwagi. Zginęły tysiące warszawiaków, a niemiecki okupant po ustaniu działań zbrojnych, niemal całkowicie zrównał z ziemią lewobrzeżną część miasta.
Niezłomny duch żołnierzy powstania jest odtąd inspiracją dla kolejnych pokoleń Polaków, nie tylko mieszkających w Warszawie. Są wzorem również dla nas. Dlatego w rocznicę wybuchu sierpniowej insurekcji oddajemy hołd ich męstwu i chylimy głowy przed cieniami poległych i pomordowanych.
Szanowni Państwo, organizacja Marszu Powstania Warszawskiego pociąga za sobą niezbędne wydatki. Zwracamy się z uprzejmym apelem o wsparcie finansowe i dołożenie swojej cegiełki do organizacji tegorocznej edycji marszu. Fundusze są nam potrzebne m.in. na nagłośnienie, wóz organizacyjny, druk plakatów, banerów i ulotek. Za każdy, najmniejszy nawet datek, serdecznie dziękujemy.
Robert Bąkiewicz Prezes Zarządu
Ten mail zawiera ciekawe informacje, które warto przeanalizować. W drugim akapicie czytamy:
Na początku 1944 r. nacierająca na Niemców Armia Czerwona przekroczyła granicę Rzeczypospolitej. Po odrzuceniu wysuniętej przez władze RP oferty współdziałania wojskowego z Sowietami, 12 stycznia komendant główny Armii Krajowej gen. Tadeusz Komorowski wydał rozkaz nr 126, zapowiadający wsparcie Armii Czerwonej w walce z Niemcami, “w miarę naszych sił i interesów państwowych”.
Tak więc Sowiety odrzuciły ofertę współdziałania wojskowego wysuniętą przez władze RP, a mimo to komendant główny Armii Krajowej deklaruje wsparcie Armii Czerwonej w walce z Niemcami. Czyli, wy nie chcecie, ale my i tak wam pomożemy.
Tak rozpoczęła się akcja “Burza”, która miała na celu m.in. uświadomienie władzom sowieckim, że na wyzwolonych z okupacji niemieckiej terenach Polski, w granicach sprzed 1939, gospodarzami są Polacy, uznający władzę Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, który był jedynym reprezentantem państwa polskiego. Zanegowany został aliancki podział na strefy operacyjne, w myśl którego Polska znajdowała się w sowieckiej strefie operacyjnej.
Akcja miała uświadomić władzom sowieckim, że na wyzwolonych terenach gospodarzami są Polacy. Nawet jeśli władze RP nie wiedziały o postanowieniach konferencji w Teheranie w dniach od 28 listopada do 1 grudnia 1943 roku, to wiedziały o śmierci Sikorskiego, który w ostateczności godził się na linię Curzona i utratę Kresów. Dla utrzymania niepodległości gotów był zapłacić wiele. Właściwie godził się na wszystko, czego żądali Stalin i Churchill. Jednak ani jeden, ani drugi nie chciał się przyznać do tego, że jeden przehandlował polską niepodległość, a drugi, że jest tak bezwzględny wobec Polaków. Sikorski był więc bardzo niewygodny i uniemożliwiał sfinalizowanie tego handlu i dlatego najprostszym rozwiązaniem była jego likwidacja. Jego śmierć oznaczała, że na wyzwolonych terenach gospodarzami nie będą Polacy. I taki sygnał dla każdego rozgarniętego polityka powinien był być czytelny, chyba że dał się przekupić, co w przypadku przywódców AK było powszechne.
W Teheranie ustalono m.in. nową granice Polski i ZSRR na tzw. linii Curzona oraz podział krajów Europy na alianckie strefy operacyjne – na mocy międzyalianckich uzgodnień Polska znalazła się w strefie operacyjnej Armii Czerwonej.
Zanegowanie więc tego podziału oznaczało, że postanowienia z Teheranu znane były władzom RP i dowództwu AK. A skoro były znane, to wywoływanie jakiegoś powstania nie miało sensu. Z jednej strony było, podległe Stalinowi, wojsko polskie, z drugiej strony było wojsko polskie walczące na zachodzie o nie swoje sprawy i daleko od kraju. W takich warunkach podejmowanie jakiejkolwiek walki nie miało żadnego sensu, bo nie było siły, która mogłaby postawić się Armii Czerwonej. Zanim ta armia dotarła do Warszawy, AK wszędzie z nią współpracowała w walce z Niemcami. A teraz, gdy ona dociera do Warszawy, to AK chce jej pokazać, kto tu rządzi. Czy dowództwo AK to dom wariatów? Gorzej! To dom agentów! Tylko nie wiadomo, których więcej: angielskich czy sowieckich?
Początkowo plan „Burzy” nie przewidywał powstania w stolicy, jednak 31 lipca 1944 r., po rozmowach między komendantem AK gen. Tadeuszem Komorowskim-Borem i delegatem rządu na kraj Janem S. Jankowskim, ustalono na dzień 1 sierpnia 1944 r. godz. 17 (godzina W) termin wybuchu powstania w Warszawie. Podjęta decyzja była spowodowana obawą przed przejęciem władzy w stolicy przez proradziecką Armię Ludową i Armię Czerwoną.
Tak więc rozmawiał Komorowski-Bór z delegatem rządu na kraj Jankowskim i ustalono termin wybuchu powstania. „Ustalono” – kto ustalił? Ktoś ustalił, ale nie wiadomo kto. Pewnie nieznani przełożeni. Natomiast Naczelny Wódz nie miał nic do powiedzenia. Nawet o nim nie wspomniano. Decyzja ta była spowodowana obawą przed przejęciem władzy w stolicy przez Armię Ludową i Armię Czerwoną. Czy ktoś o zdrowych zmysłach jest w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której nieuzbrojeni, nieliczni powstańcy, jakimś cudem wypędzają Niemców, a Armia Czerwona wkracza do Warszawy i jej dowództwo stwierdza: no tak, wy tu jesteście gospodarzami, a my tylko idziemy bić Niemca, rządźcie tu długo i szczęśliwie. Poziom absurdu sięga granic, ale takie „intelektualne” wygibasy słyszymy co roku. Jak to było? Kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą. No to czemu bezsens powtórzony 1000 razy nie ma stać się sensem?
Taka jest narracja żydowskiego Biuletynu Stowarzyszenia Marszu Niepodległości i podobna jest narracja oficjalna rządzących. Mamy więc Marsz Niepodległości i Marsz Powstania Warszawskiego. A mnie w takich sytuacjach przypomina się fraza: A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz, niech żyje nam Wołodia Iljicz!
Co roku z okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego można zobaczyć jeszcze żyjących, nielicznych powstańców, którzy opowiadają młodszym pokoleniom różne bajki. W swojej powieści Nie trzeba głośno mówić Józef Mackiewicz pisał:
»W ostatniej chwili (chodzi o ostatnie dni powstania – przyp. W.L.) szef BIP-u AK, pułkownik Rzepecki – „Rejent”, wystawiał masowo legitymacje AK członkom komunistycznych i prokomunistycznych formacji „Armii Ludowej”, „Polskiej Armii Ludowej”, Korpusowi Bezpieczeństwa” podziemnych władz cywilnych, członkom PPR-u i innym, którzy walczyli razem w powstaniu warszawskim ramię przy ramieniu.«
Po co więc było to powstanie i zniszczenie miasta? Po to, by obudzić sumienie świata, jak tłumaczył jeden kretyn, a raczej angielski agent. Po zburzeniu Warszawy były jeszcze gorsze rzeczy: naloty dywanowe na Drezno i Tokio oraz zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. I świat wcale się tym nie wzruszył, nie mówiąc już o obudzeniu jego sumienia. Dziś już nikt o tym nie pamięta. Jest tylko holokaust. Inne narody nie cierpiały.
Powstanie warszawskie było po to, by zburzyć miasto i odbudować je na nowo. Tylko w taki sposób można było pozbyć się dotychczasowych jego mieszkańców i zasiedlić je nowymi, pozbyć się tych resztek polskiej inteligencji, które jakimś cudem uchowały się jeszcze. Zniszczono nie tylko tkankę społeczną miasta, ale też jego infrastrukturę kulturalną: muzea, teatry, kina, biblioteki, archiwa, zbiory, kolekcje itp. Wiele rodzin straciło dorobek, na który pracowały pokolenia. Powstało nowe miasto, nijakie, potworek urbanistyczny. Zasiedlili je nowi ludzie – Żydzi i ich posłuszni wykonawcy i razem dobijali tych, którym jakimś cudem udało się przetrwać. Tak! Powstanie warszawskie w pełni zrealizowało cel, który wyznaczyli mu Żydzi. Chcieli opanować Warszawę i rządzić nową Polską i to się im w pełni udało. I chyba nie przypadkiem walczyli w tym powstaniu komuniści, o czym pisał Mackiewicz, ale o tym nie trzeba głośno mówić. Zbyt niewygodny fakt, zupełnie niepasujący do oficjalnej narracji. To prawda, że prawda jest ciekawa, ale jakże niewygodna!