11.11

Zaczął się listopad, a to oznacza, że zbliża się kolejna rocznica odzyskania niepodległości. Niektórzy twierdzą, że nic tego dnia nie wydarzyło się. Może i nie, ale 11 listopada zapisany cyfrowo – 11.11, skłania do zastanowienia się. Po tym „2020”, to już nie jestem taki pewien, że to zbieg okoliczności. Święto to zostało ustanowione ustawą z dnia 23 kwietna 1937 roku. Dlaczego akurat wtedy, na krótko przed wojną, uznano, że jest to właściwa data? Piłsudski przyjechał do Warszawy 10 listopada. 11 listopada podpisano rozejm kończący wojnę pomiędzy Ententą a Cesarstwem Niemieckim, a Rada Regencyjna przekazała władzę Piłsudskiemu. Nadal jednak wojska niemieckie stały daleko na wschodzie. Nowe państwo czekały jeszcze plebiscyty. Wschodnią granicę ustalono dopiero w 1921 roku. Traktat wersalski, kończący I wojnę światową, został podpisany 28 czerwca 1919 roku. I znowu to „1919”. Tak więc w listopadzie 1918 jeszcze nikt nie myślał w kategoriach odzyskania niepodległości. Wprost przeciwnie! Wśród ludzi, jak pisał Józef Mackiewicz, reakcję na pojawienie się nowego państwa najlepiej streszczało powiedzenie: „Ni z tego, ni z owego, mamy Polskę od pierwszego”.

Tak to wyglądało z punktu widzenia przeciętnego człowieka. Jednak Niemcy budowali to nowe państwo, na ziemiach im podległym, już od 1916 roku. To nowe państwo miało być od nich całkowicie zależne i było takim w listopadzie 1918 roku. Nie ma więc żadnej racjonalnej przesłanki, by tę datę uznawać za dzień odzyskania niepodległości. Dzień 11 listopada był dniem, w którym pojawiło się to państwo i sąsiednie państwa zostały o tym fakcie poinformowane. Od tego momentu rozpoczęła się walka o jego kształt i ustrój, o miejsce, jakie miały w nim zajmować mniejszości narodowe, a w szczególności mniejszość żydowska, która dążyła do stworzenia państwa żydowskiego w państwie polskim i uzyskania szczególnych praw. W sumie więc zaczęła się walka o niepodległość tego państwa, o to, by było ono polskie, a nie żydowskie czy żydowsko-ukraińskie. Ta walka trwała do 1926 roku. W dniach 12-15 maja ta walka została przerwana. Skończyły się marzenia Polaków o niepodległości. Polską zaczęła rządzić masoneria. Może właśnie dlatego wybrano na święto narodowe taką datę. Te środowiska od zawsze były zafascynowane numerologią.

Dziś, gdy decyzją Trybunału Konstytucyjnego uruchomiono procedurę wychodzenia Polski z unii w celu dokonania jej kolejnego rozbioru, organizowanie Marszu Niepodległości zakrawa na kpinę. I jeszcze ten szum medialny, jeden Żyd – Trzaskowski, spiera się z drugim Żydem – Bąkiewiczem, twarzą Marszu, no bo przecież „przedstawienie musi trwać”.

Tak więc Żydzi nam mówią, co to znaczy być patriotą, że patriotą jest ten, kto idzie w Marszu i wymachuje flagą i krzyczy, że kocha Polskę. Tylko czy to cokolwiek zmieni? Na bieg wydarzeń nie ma to najmniejszego znaczenia, tylko czy aby na pewno? Przekaz pójdzie na cały świat za sprawą żydowskich mediów. To, że w tym Marszu będą spokojnie szły rodziny z dziećmi nie będzie miało najmniejszego znaczenia. Marsz jest uznawany za faszystowski i słusznie, bo jego symbolika jest faszystowska, a ściślej ujmując – nazistowska. I nie ma to najmniejszego znaczenia, że faszyzm nie jest niczym gorszym od innych propozycji ustrojowych, o czym pisałem w blogu „Faszyzm”. Marsze z pochodniami o zmroku czy wieczorem kojarzą się z marszami nazistowskimi z okresu III Rzeszy. I nie ma to najmniejszego znaczenia, że race czy tym podobne wynalazki, to nie pochodnie. Odbiór tego obrazu będzie budził podobne skojarzenia. I o to chodzi.

Uczestnicy marszu narodowców odpalają race.
Autor: Aleksander Świeszewski/Polityka

I taki przekaz pójdzie w świat i trwa to od wielu lat. Ten obraz Polski i polskiego społeczeństwa jest konsekwentnie utrwalany. Kiedy więc będą decydować się losy Polski w unii europejskiej, to społeczeństwa europejskie będą już miały wyrobione zdanie, bo już od lat ten przekaz do nich dociera. Celem „Marszu Niepodległości” jest więc przyklejanie polskiemu społeczeństwu łatki faszystów, nazistów, nacjonalistów i wszystkiego tego, co najgorsze. Łatwiej będzie takie „brzydkie kaczątko” wypchnąć z unii i wymazać z mapy Europy.

Tak się zastanawiam, czy ci ludzie, którzy uważają się za patriotów i będą iść w Marszu, wiedzą coś na temat naszej flagi narodowej, skąd jej barwy, i naszego godła? Wikipedia pisze:

„Barwy flagi, złożone są z dwóch poziomych pasów: białego oraz czerwonego, są odwzorowaniem godła państwowego, którym jest orzeł biały na czerwonym polu. Zgodnie z zasadami heraldyki pas górny reprezentuje białego orła, a dolny czerwone pole tarczy herbowej. Kolory te według symboliki używanej w heraldyce mają następujące znaczenie:

  • koloru białego używa się jako reprezentację srebra; oznacza on także wodę, a w zakresie wartości duchowych czystość i niepokalanie.
  • kolor czerwony jest symbolem ognia i krwi, a z cnót oznacza odwagę i waleczność.

Barwy biała i czerwona zostały uznane za narodowe po raz pierwszy 3 maja 1792 roku. Podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Ustawy Rządowej damy wystąpiły wówczas w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a panowie nałożyli na siebie szarfy biało-czerwone. Nawiązano tą manifestacją do heraldyki Królestwa Polskiego – białego orła na czerwonej tarczy herbowej.”

Z kolei na stronie orzełbiały.org można przeczytać:

„W 1295 roku, gdy Przemysław II koronował się na króla, jego osobisty znak – Orzeł Biały stał się godłem Królestwa Polskiego: Orzeł Biały na czerwonym polu, ze złotą koroną na głowie i złotymi szponami oraz dziobem.

W bitwie pod Grunwaldem w 1410 roku rycerstwu polskiemu przewodziła Wielka Chorągiew Królestwa Polskiego, mająca w herbie Orła Białego. Jan Długosz tak ją opisywał: na czerwonym tle wyszyty był misternie Orzeł Biały z rozciągniętymi skrzydłami, dziobem rozwartym i koroną na głowie, jako herb i godło całego Królestwa Polskiego.

W XIX wieku obok haseł niepodległościowych działacze różnych organizacji politycznych wysuwali programy reform ustrojowych i społecznych. Koronę orła kojarzyli z monarchią i przywilejami stanów, dlatego domagali się jej usunięcia. Jednak odrodzone w 1918 roku państwo polskie przyjęło za swe godło orła w koronie. Korona ta miała symbolizować niepodległy naród, a nie – monarchię (była to korona z krzyżem – przyp. W.L.).”

Natomiast Sandra Janikowska w artykule „GODŁO POLSKI. Jak powstało? Co się na nim znajduje? Czego symbolem jest polskie godło państwowe?”, zamieszczonym w Dzienniku Bałtyckim z dnia 29 kwietnia 2020, m.in. pisze:

„Po przewrocie majowym rząd Mościckiego usunął z korony na głowie orła krzyż i dodał na skrzydłach orła pięcioramienne gwiazdy. Konkretne i potwierdzone powody tej zmiany nie są znane. Istnieją opinie wskazujące na powiązania ówczesnej władzy ze środowiskiem masońskim, których rozpoznawalnym symbolem była właśnie gwiazda, symbolizująca światłość, wiedzę i doskonałość. Pogłoski te jednak nie znalazły dotychczas potwierdzenia.”

Ilustracja
Źródło: Wikipedia

Po wojnie, za PRL-u, orzeł stracił koronę, czyli mówiąc wprost – swoje dostojeństwo, ale zachował gwiazdki. Po 1989 roku przywrócono mu koronę i pozostawiono gwiazdki. No i wszystko jasne! Towarzysz Ziuk umieścił gwiazdki na skrzydłach orła i tak zostało do dziś. Nic się nie zmieniło. Nie było, nie ma i nie będzie prawdziwej niepodległości.

Fundusze

W blogu „Nowy porządek” pisałem m.in. o tym, że zorganizowanie manifestacji, to nie jest taka prosta sprawa i wymaga to wielu zbiegów logistycznych i organizacyjnych. Tego nie robią przypadkowi ludzie. Wcześniej też wspomniałem o tym, że dostaję informacje od Biuletynu Stowarzyszenia Marszu Niepodległości. I ostatnio powiadomili mnie, że już przygotowują się do listopadowego Marszu Niepodległości i proszą o wsparcie finansowe i tłumaczą, dlaczego ono jest tak ważne. Warto przytoczyć obszerne fragmenty tego wyjaśnienia, bo być może nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak trudne jest zorganizowanie takiego marszu.

»Marsz Niepodległości to zadanie trudne logistycznie, wymagające dużego nakładu pracy i wielu działań, które nie są widoczne dla jego uczestników. Faktycznie: do kolejnego przemarszu, zaczynamy przygotowywać się już po zakończeniu poprzedniego. Najbardziej zauważalne są efekty techniczne, które generują zresztą największe koszty. Są to m.in. organizacja scen na Rondzie Dmowskiego oraz na błoniach Stadionu Narodowego, nagłośnienie, oświetlenie, agregat prądotwórczy. Dużym zainteresowaniem cieszy się zawsze platforma mobilna. Wymaga to od nas wynajęcia samochodów przewożących sprzęt i elementy konstrukcji, a także dźwigów je podnoszących. Przy montażu i obsłudze pracują też liczni technicy. Publiczność szczególnie zadowolona jest z telebimów umożliwiających zgromadzonym na trasie widzom lepsze zapoznanie się z kluczowymi wydarzeniami naszej uroczystości. Nie sposób nie wspomnieć o setkach barierek, a nawet o przenośnych toaletach, których z roku na rok przybywa – a jednak nadal jest ich zbyt mało.

Straż Marszu Niepodległości

Najważniejsze dla nas jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim przybyłym do Warszawy w dniu 11 listopada. Możemy w tym zakresie wyróżnić dwa kluczowe elementy: Straż Marszu Niepodległości oraz służby medyczne, ratowników oraz karetki pogotowia. Przeciętnym obserwatorom może wydawać się, że widoczni na trasie członkowie Straży to mało znaczące grupy ludzi ubranych w pomarańczowe kamizelki, które przemykają tu i ówdzie. Tymczasem jest to efekt ogromnego wysiłku logistycznego i finansowego. Formacja ta jest bowiem odpowiedzialna za organizację, logistykę oraz zabezpieczenie corocznego Marszu Niepodległości. Ochrania też inne imprezy patriotyczne w najodleglejszych zakątkach kraju. Przez cały rok przeprowadza ona regularne szkolenia: strzeleckie, medyczne, z taktyki imprez masowych, łączności itd. Są one organizowane w Warszawie i w innych miejscach kraju. Niezbędnym staje się więc wynajem lokali, opłacenie kosztów przejazdu i noclegów. Pomimo, że służba w Straży opiera się na wolontariacie, chcielibyśmy zapewnić chociażby zwrot kosztów podróży dla osób zamiejscowych i zorganizować noclegi oraz wyżywienie, pozwalające na wypoczynek po całodniowym wysiłku.  

Powstrzymanie prowokacji

Zapewnienie Państwu bezpieczeństwa i jak największego komfortu wymaga też wyposażenia w megafony, telefony, powerbanki, radiostacje i krótkofalówki, których zawsze jest za mało. Chcielibyśmy też wyposażyć ludzi w kamery nasobne, które pozwoliłyby na rejestrację działań interwencyjnych strażników. Wiele z prowokacyjnych ataków można by wtedy nagrywać i pokazać opinii publicznej jako kolejne przykłady agresji wobec patriotów, które media wolą przemilczeć, a jednocześnie chętnie przypisują je nam. Pamiętajmy, że radykalne środowiska lewicowe niejednokrotnie posuwały się do prowokacji. Miejmy to na uwadze szczególnie po wydarzeniach ostatnich miesięcy, kiedy doszło do licznych profanacji i ataków na kościoły oraz wzmożenia gróźb pod naszym adresem. Możemy spodziewać się eskalacji przemocy, a to oznacza, że Straż Marszu Niepodległości jest jeszcze bardziej potrzebna.

Msza święta i część artystyczna

Marszu Niepodległości nie sposób wyobrazić sobie bez Mszy Świętej. Szczególnie w przypadku mszy polowych trzeba zaangażować osoby, które przewiozą sprzęt liturgiczny i pomogą w ustawieniu ołtarzy.

Ważnym elementem Marszu Niepodległości jest część artystyczna. Zespoły muzyczne i chór potrzebują sprzętu i zapewnienia obsługi technicznej. Chcemy zrewanżować się im chociażby zwrotem kosztów dojazdu i noclegami.

Obsługa medialna i prawna

System akredytacji mediów relacjonujących przebieg Marszu, organizacja biura prasowego i konferencji prasowych to również ciężka praca. Chociaż nie kosztują one wiele, wymagają zaangażowania wielu osób. Realizacja transmisji filmowych stanowi znaczący procent naszego kosztorysu. Zapewniamy w ten sposób możliwość choćby biernego uczestnictwa kolejnym tysiącom osób, które z rozmaitych przyczyn nie mogą przybyć do Warszawy.

Niezbędna jest obsługa prawna i administracyjna, na którą składają się m.in. zgłaszanie zgromadzeń, składanie wniosków, odpowiedzi na pisma, spotkania z policją i urzędnikami, staranie się o zgody na przejazd samochodów. Prawnicy niejednokrotnie ratowali Marsz, odwołując się od decyzji Ratusza zakazujących jego organizacji. Miesiącami angażują się w sprawy sądowe. Przygotowują sprostowania fałszywych informacji prasowych w nieustannej wojnie informacyjnej, w której używa się wobec nas kłamstw, półprawd i przeinaczeń. Prawnicy przygotowują też wewnętrzne regulaminy i porady prawne, kontaktują się z firmami i urzędami, z którymi się stykamy.

Promocja

Każda działalność wymaga odpowiedniej promocji. Tworzone są grafiki, ulotki, plakaty, filmy promocyjne, które należy omówić zaprojektować, stworzyć a potem dystrybuować. Wiele z nich potem bezpłatnie wysyłaliśmy naszym sympatykom. Cały sztab ludzi obsługuje portale i media społecznościowe.

Mam nadzieję, że uświadomiłem Państwu jak kompleksowym, wielotorowym, ale i kosztownym przedsięwzięciem jest organizacja Marszu Niepodległości. Przez cały rok setki ludzi wkładają mnóstwo wysiłku w to, byśmy mogli spotkać się przez kilka godzin 11 listopada na ulicach Warszawy i wyrazić nasz patriotyzm. Uczcimy wysiłek i ofiarę niezliczonych niepodległościowców, dzięki którym możemy żyć w wolnej Ojczyźnie nie tylko w początkach II Rzeczypospolitej, ale i tych, którzy tworzyli ją u zarania naszych dziejów i przez kolejne stulecia aż po czasy powstania antykomunistycznego i współczesność. Utrwalamy i szerzymy wartości im przyświecające, chcąc być świadomymi Polakami, którzy w sztafecie pokoleń zachowają tożsamość kulturową. Miłość do Ojczyzny musi iść w parze z troską o ochronę atakowanej rodziny – tej podstawowej komórki społecznej. Naród jest niejako wielką rodziną rodzin. Szczęśliwie żyjemy w czasach pokoju, jednak nieustannie toczy się bezlitosna wojna gospodarcza – dlatego podkreślamy też kwestię suwerenności gospodarczej.«

Podpisał się pod tym Robert Bąkiewicz – Prezes Zarządu. Dodając na zakończenie: Widzimy się – jak zawsze – w Warszawie, w Święto Niepodległości z „Bogiem, Honorem i Ojczyzną” w sercach i umysłach.

Jak więc widać, jest to skomplikowana operacja. Marsz Niepodległości jest największym tego typu wydarzeniem w Polsce, stąd i skala trudności nieporównywalna z podobnymi manifestacjami. Jednak inne tego typu imprezy czy protesty też wymagają sporego wysiłku logistycznego i organizacyjnego. A wszystkie bez względu na skalę – pieniędzy. Bez nich niczego nie będzie. Skąd oni mają na to fundusze?

Podobne pytanie zadał sobie Adolf Nowaczyński w swoim felietonie Ofensywa bezbożników zamieszczonym w książce Perły i plewy z 1934 roku. Pisze on tak:

»Skąd oni mają fundusze na te swoje pisemka i na tę swoją akcję i propagandę?

Ostatecznie bowiem wychodzi tego siana i tej sieczki wcale dużo i to wychodzi systematycznie. „Polska Odrodzona”, „Polska Wolność”, „Wiedza dla wszystkich”, „Racjonalista”, „Ster”, „Jutro Rzeczypospolitej” itp. itd. Muszą płacić druk, papier, lokale redakcyjne, honoraria, kolportaż, reklamę. Wiemy wszyscy, co to teraz kosztuje i jak trudno już jest o każdy złoty, o każdy grosz. Płacić trzeba, prenumeratorów na to nie ma, bo być nie może. Rozsyła się dla propagandy gratis i franco. Ale skąd fundusze na to biorą? Pisemka wychodzą systematycznie, punktualnie. Więc skądś fundusze mieć tam muszą.

Oczywiście na pewne periodyki dają złoto Geldhaby i Nababy zza Żelaznej Bramy. Ale to by nie wystarczyło. Raczej tedy tu i ówdzie alimentacja z funduszów dyspozycyjnych. Ale których? Jakieś tam kasy jednak muszą stać otworem dla dywersyjnych batalionów wolnomyślicielskich. Dzięki nim jakoś to tam idzie, a przy poprawionej koniunkturze wszystkie te pisemka z małych fortów agnostycyzmu rozbudują się szybko na wielkie twierdze, bogate w amunicję i trujące gazy antychrystianizmu wojującego, zaczepnego, burzącego wszystko dookoła.

Na razie w obrębie tych fortów-pisemek, „sanatek” (jak nazywają antykatolickie pisma w Polonii amerykańskiej), wre praca przygotowawcza, organizacyjna, uczenie i ćwiczenie rekrutów, seminaria dla „pionierów”. Przede wszystkim kadry nauczycielskie i profesorskie szkół średnich i ludowych. To mają być te korpusy szturmowe „udarników”, które na dane hasło pójdą w Kulturkampf. Cały plan kampanii wedle wzorów francuskich w roku 1892, a potem 1905 (Combes, Sembat, Waldeck-Rousseau, A. F. Buisson, etc). Ministerstwo Oświaty i Wyznań ustosunkowuje się do całej kampanii „obiektywnie” i nie bez życzliwej neutralności. Nie na darmo unosi się dziś nad nim (po śmierci pogodzonego z katolicyzmem śp. Czerwińskiego) duch… Buchnerów, Moleschottów, Darwinów, Straussów, którego jeden ksiądz Żongołłowicz egzorcyzmami z gmachu nie przepędzi. W ministerstwie na ważnych stanowiskach osadzeni są: dr Taubenschlag, dr Kretz, dr M. Friedländer, prof. Ign. Myśliński (?), p. Janusz Korczak; „Rocznik Pedagogiczny” redaguje Helena Rajchman-(Radlińska), „Ruch Pedagogiczny” redaguje p. Henryk Rowid (?). Tak liczna semicka grupa nad pedagogiką polską czuwa i asocjację nauczycielską „Zrąb” odpowiednio „nowoczesnym” duchem przepaja. Toteż zdarza się potem, że w Wilnie wydawane dla kształcącej się młodzieży przez wizytatora tamtejszego okręgu p. Ostrowskiego i dr. Hirschberga pismo „Ster” zaleca jako lekturę dla młodzieży… Anat. France’a. Kuratorem warszawskiego rewiru jest znów niejaki p. Pytlakowski, którego nie należy mieszać z p. Dworakowskim, aczkolwiek wszystko co p. Pytlakowski zadeklaruje, to p. Dworakowskiemu zwykle bardzo się podoba.

Gdy taki duch Buchnerów, Straussów, Moleschottów idzie do ministerstwa, nie można się dziwić, że w obu pisemkach wolnomyślicielskich wśród współpracowników przeważają profesorowie i nauczyciele, czerpiący swe idee pedagogiczne z „Rocznika” Raichman-Radlińskiej i z „Ruchu” Henryka „Rowida”…

„Racjonalistą”, miesięcznikiem „Koła Intelektualistów” kieruje, jak to można było przypuszczać, któryś z Landaów, tym razem Józef Landau, autor „Mojej Utopii” (sic); filarami są prof. Kotarbiński i prof. Ułaszyn (Poznań). „Racjonalista” prezentuje się skromnie, pod względem intelektualnym desperacko prymitywnie. Toteż najwyższy czas, aby wódz „Racjonalistów” p. Landau podał do zgody rękę wodzowi „Wolnomyślicielców” p. Dawidowi Jabłońskiemu i aby viribus unitis wzięli się do burzenia baszt i murów nadwiślańskiego „Ciemnogrodu”, ewentualnie zfuzjowawszy się jeszcze z „Polską Wolnością” Tad. Wieniawy-Długoszowskiego, entuzjastycznego panegirysty „Dybała zwycięzcy” oraz z „Polską Odrodzoną”, księdza „narodowego” Farona, który teraz zerwał węzły łączności z „biskupem” Hodurem i kościołem narodowym w Scranton.

Całkiem odrębnymi torami idzie sobie „Wiedza dla wszystkich”, redagowana przez p. Tadeusza Orynga. Jak Bolesława Wieniawę nie należy mieszać z wolnomyślicielem Tadeuszem, tak nie należy Tadeusza Orynga z Wacławem. Ten drugi bowiem, autor osławionej kajdaniarskiej broszury pt.: „Zbrodniarze” (r. 1926), miał zeszłego roku powierzone sobie redagowanie pisma „Journal des Nations”, na co dostał odpowiednie sowite fundusze; wywdzięczył się ministrowi w ten sposób, że w krytycznym momencie sesji genewskiej przedrukował w tym piśmie artykuł „Manchester Guardiana” o Ukraińcach (bez komentarza), za co oczywiście z trzaskiem został raz na zawsze zlikwidowany i usunięty.«

Tak więc już przed wojną polska pedagogika i edukacja była zdominowana przez Żydów i ich usłużnych pomocników. Nie trzeba chyba dodawać, że po wojnie, jeśli się coś zmieniło, to na gorsze. Nie inaczej działo się po 1989 roku. Jest to zbyt ważna dziedzina, by ktoś inny mógł ją kontrolować.

Ja nie mam najmniejszej wątpliwości, że Marsz Niepodległości jest żydowskim wymysłem. Oni go organizują i finansują. Poniekąd tak kreują wizerunek Polaka, bo przecież to wydarzenie jest również pokazywane za granicą. W końcu skoro Żydzi mają media w swoich rękach, to nie mają z tym problemu. Idą więc naiwni Polacy w tym marszu, utrwalając stereotyp Polaka katolika i patrioty. A ten patriotyzm sprowadza się do tego marszu i wymachiwania flagą narodową. Nigdy tego nie rozumiałem – od samego początku. Tak jak nie rozumiem tego: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Wbrew temu, co pisze Bąkiewicz, ja nie noszę tego ani w sercu, ani w umyśle. A więc zapewne w pojęciu Żyda Bąkiewicza nie jestem Polakiem.

To, że coś takiego jest możliwe, to efekt edukacji, żydowskiej edukacji, w trakcie której wmawiano i nadal wmawia się uczniom, że patriotyzm polega na walce za ojczyznę, a nawet na poświęcaniu dla niej życia. No i oczywiście na tym, że ojczyznę trzeba kochać. Świadomie gloryfikuje się wszystkie przegrane powstania, a ich uczestników przedstawia się jako bohaterów. Jest to wynikiem tego, że edukacja, interpretacja historii i propaganda są w rękach żydowskich. Celem tych zabiegów jest utwierdzenie Polaków w przekonaniu, że takie gwałtowne protesty mają sens i że władza przestraszy się ich gniewu czy niezgody na istniejący stan. Nic bardziej błędnego. I jeszcze to wmawianie, że Polska jest krajem niepodległym, w którym Polacy mają na coś wpływ. Efekt jest taki, że idą Polacy w marszu, a Żydzi w duchu śmieją się: wyprowadzamy was na ulice, które są wasze, a kamienice są nasze. Czy ci ludzie, którzy uczestniczą w takim marszu, zdają sobie sprawę z tego, jakich pajaców z siebie robią? Jedni Żydzi organizują marsz, a inni, w mediach wszelkiego rodzaju, też zagranicznych, opisują Polaków jako faszystów. I taki przekaz idzie w świat. Nic więc dziwnego, że Żydzi śmieją się z nich i uważają za durniów. A żeby było jeszcze śmieszniej, to często sami krzyczą lub namawiają naiwnych do okrzyków: Tu jest Polska, a nie Polin! A przecież jest dokładnie odwrotnie, a krzykiem niczego się nie zmieni, co najwyżej ośmieszy się.

Odpustowy patriotyzm

Zbliża się kolejna rocznica Święta Niepodległości. Zostało ono ustanowione ustawą z dnia 23 kwietnia 1937 roku, zniesione ustawą Krajowej Rady Narodowej dnia 22 lipca 1945roku. Przywrócono je ustawą z 1989 roku. Samo święto budzi pewne kontrowersje wśród środowisk patriotycznych. Jedni uważają, że nie ma powodu, by akurat w tym dniu świętować. Bo niby dlaczego? Dlatego, że Rada Regencyjna przekazała władzę Piłsudskiemu? Inni twierdzą, że prawdziwą niepodległość Polska odzyskała w dniu 28 czerwca 1919 roku, kiedy to podpisano Traktat Wersalski.

Problem jest niestety bardziej skomplikowany i wypada go dokładniej opisać. A wypada dlatego, że robi się z tego Święta odpust, jarmark, pochód z wymachiwaniem flagą narodową, manifestację. Bo tym, w mojej ocenie, jest tzw. Marsz Niepodległości. Polityki nie uprawia się na ulicy, a przynajmniej nie uprawiają jej tam ci, którzy mają na nią realny wpływ. Świętować można w inny sposób, ale przede wszystkim wypada zastanowić się, czy jest ku temu powód. Bo czy to jest rzeczywiście niepodległość?

Wszystko zaczęło się w 2010 roku. Mamy więc już 10-ty marsz. Marsz Niepodległości został zainicjowany przez nacjonalistyczne organizacje polityczne: Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny. Od 2011 organizatorem marszu jest Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, do którego należą m.in. działacze tych organizacji. Tak pisze Wikipedia. Któż więc tak naprawdę organizuje ten marsz? Kto się kryje poza tymi „między innymi”? Wcześniej było trochę inaczej. Organizowano oficjalne akademie, defilady itp. Ale to państwo je organizowało. A teraz ktoś inny. Czy to znaczy, że już nie mamy własnego państwa? Chyba tak! Bo skoro obchody rocznicy odzyskania niepodległości organizuje jakieś stowarzyszenie, to chyba tak. W KRS (Krajowy Rejestr Sądowniczy) Stowarzyszenia w rubryce forma własności stoi: własność prywatna krajowa pozostała. To chyba jakaś kpina. Obchody Święta Narodowego organizuje prywatne stowarzyszenie. Nie wiemy, kto je finansuje, bo KRS tego nie podaje. A przecież zorganizowanie marszu kosztuje. Co ma własność prywatna do działań, które z założenia powinny być domeną państwa? Ale skoro prywatna firma może drukować państwowe pieniądze, to może i w innych dziedzinach może „wyręczać” państwo.

Tradycja wciągania Polaków w różnego rodzaju manifestacje i protesty ma historię sięgającą okresu przed powstaniem styczniowym. Początkowo starano się im nadać charakter obchodów kościelnych. Pierwszą okazją był pogrzeb generałowej Sowińskiej, wdowy po obrońcy Woli z 1831 roku. Żydzi, bo o nich tu mowa, potrafili przezwyciężyć swoją niechęć do Kościoła, nosili krzyże, śpiewali w kościołach „Boże coś Polskę” i podczas nabożeństw zbierali datki na powstanie. Takie manifestowanie pobożności i patriotyzmu to stary numer grania na ludzkich emocjach. „Nie rycz, mała, nie rycz. Ja znam te wasze numery”. Ale tak, jak mężczyźni często nabierają się na te łzy, tak Polacy nabierają się na ten odpustowy patriotyzm i udawaną pobożność. Stowarzyszenie sprzedaje nawet jakieś gadżety. Pewnie jakieś baloniki na druciku, blaszane zegarki, pierzaste koguciki, motyle drewniane. No i mamy kolorowe jarmarki, bo czymże są te odpalane race i kłęby dymu? Żydzi sprofanowali nam wszystko! Patriotyzm, wiarę i Święto Niepodległości. Nie jest w tym momencie ważne, czy zasadnie przyjęto 11 listopada za to święto.

Marsz Niepodległości to jest przedsięwzięcie, które ma wywoływać ferment i prowokować konflikt, bo przeciwników jest wielu. Ten marsz jest jednak bardziej „subtelny” niż prostacki i jawnie jątrzący Marsz Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce. Organizowanie tej hucpy w mieście, w którym prawosławni stanowią 80% mieszkańców, nie pozostawia wątpliwości co do intencji twórców tego marszu. Jego celem jest skłócanie i tak już antagonistycznej względem siebie ludności katolickiej i prawosławnej tego miasta. Tak działają Żydzi ubrani w patriotyczne i katolickie szatki.

Każda rocznica, jakakolwiek by ona była, skłania do refleksji. Tym bardziej, jeśli budzi kontrowersje i spory. Zamiast wymachiwać flagami na ulicy, to może lepiej zrobić sobie dobrą kawę, może nawet z odrobiną koniaku, i zastanowić się, co się wtedy zdarzyło i czy powstanie Polski to wynik walki Polaków o niepodległość, czy może splot korzystnych dla nas układów politycznych, a może jednego i drugiego.

Od czego zacząć? Od Aktu 5 listopada 1916 roku? Czy może od rozbiorów? No bo mieliśmy trzech zaborców i ci trzej zaborcy starli się w wojnie, która ich wyniszczyła i tak osłabieni zgodzili się na powstanie Polski. No właśnie! Ilu mieliśmy zaborców? Anglicy mają takie mądre, moim zdaniem, przysłowie: first things first. To można przetłumaczyć jako: najpierw rzeczy podstawowe. No więc powinniśmy zacząć od podstaw. Ilu mieliśmy zaborców i czy ich wzajemnie wyniszczenie dało nam automatycznie niepodległość? A więc ilu: trzech czy czterech? A jak czterech, to kto był tym czwartym?

Ks. Dr. K. Lutosławski „Myśl Narodowa” nr 48 z dnia 2.12. 1922 pisze:

Polska miała czterech zaborców, nie trzech: Niemcy, Moskale i Austriacy rozebrali ją na części od zewnątrz i przemocą państwową utrzymywali w niewoli; czwarty zaborca, który od wewnątrz naród bez państwa opanował, wyjadał mu i serca… i mózgi, podbijał jego ducha dumnego i chciał uczynić z polskiej pracy i polskiego zysku mierzwę dla siebie, a z gniazda polskiego – basztę wojenną dla zdobycia panowania nad światem – to Żydzi. Żyd – czwarty zaborca – okazał się najniebezpieczniejszym, najpodstępniejszym, najtrudniejszą też jest do zrzucenia niewola żydowska. Przez cały ciąg naszej niewoli zewnętrznej, Żydzi byli sprzymierzeńcami naszych wrogów, łączyli się natychmiast z każdym najeźdźcą, służyli mu za szpiega, za przewodnika, za narzędzie tortury dla tutejszej ludności polskiej.

Komu zawdzięczamy tego czwartego zaborcę? Tu palma pierwszeństwa należy się chyba Kazimierzowi Wielkiemu, który, chcąc szybko wytworzyć w Polsce handel i przemysł, zezwolił Żydom, prześladowanym wówczas w całej Europie, na osiedlanie się. Tym samym podkopał podwaliny swojego państwa. Żydzi przybywali licznie z Niemiec i niemal od razu zdominowali handel i rzemiosło. Również lichwiarstwo nie było w Polsce oceniane tak negatywnie jak w Niemczech. Skutki tej polityki odczuwamy do dziś i choć minęło już tyle wieków, to nic nie zmieniło się, co więcej, jest coraz gorzej.

Żydzi w dużym stopniu przyczynili się do rozbiorów, a gdy już zaczęto przebąkiwać o nowej Polsce, to robili wszystko, by nowe państwo było jak najsłabsze. Pierwszym oficjalnym dokumentem, w którym otwarcie wypowiedziano się o możliwości powstania państwa polskiego, był Akt 5 listopada 1916 roku. Wikipedia pisze o nim:

5 listopada 1916 w wyniku konferencji w Pszczynie władze niemieckie i austro-węgierskie wydały proklamację, z podpisami swych generalnych gubernatorów von Beselera i Kuka, zawierającą obietnicę powstania Królestwa Polskiego, pozostającego w niesprecyzowanej „łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami”. W akcie tym nie określono granic przyszłej monarchii, a jej status wyrażało słowo „samodzielne” zamiast „niepodległe”, co nie satysfakcjonowało m.in. polskich działaczy narodowych na Śląsku, którzy uznali ogłoszenie tego aktu za działanie pozorne. Dokument ten zawierał natomiast sformułowania dotyczące utworzenia armii polskiej.

Na takie dictum natychmiast zareagowała Rosja, która uznała za niewłaściwe rozporządzanie jej przedwojennym terytorium i ogłosiła, że Polacy mają prawo utworzenia Polski z wszystkich ziem polskich. Stanowisko swoje ogłosiła 15 listopada. Następnego dnia poparły ją Wielka Brytania i Francja, a dzień później – 17 października – Włochy.

Obiecani cacanki, a głupiemu radość. Nikt dokładnie nie precyzował, z jakich ziem ma powstać Polska. Tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było się z tego wycofać. Wszak końca wojny nie było widać. Dużo mogło się jeszcze wydarzyć i wydarzyło się. Ale Żydzi już zaczęli dmuchać na zimne. W 1916 roku po proklamacji niemiecko-austriackiej o wolnej Polsce, niemiecki sekretarz stanu spraw zagranicznych, Zimmermann, oświadczył za pośrednictwem niemieckiego ambasadora w Waszyngtonie, Bernsdorfa, na zapytanie „American Jewish Cronicle, co następuje:

Nowy statut organiczny gmin żydowskich w Polsce przekracza pod względem rozległości wszystko, co Żydzi dotychczas kiedykolwiek posiadali. Statut autonomiczny żydowski daje już możność tworzenia własnych szkół z własnym, odrębnym systemem edukacyjnym, zaś kwestia autonomii narodowej Żydów musi być rozstrzygnięta przez konstytucję Polską, na podstawie wzajemnej zgody Polaków i Żydów dla uniknięcia konfliktu zobopólnych interesów. Rozporządzenia niemieckie zapewniają kwitnące życie Żydom w Polsce i postęp ich rozwoju bez żadnych przeszkód. Gminy żydowskie mają prawo dowolnie organizować swój własny system podatkowy, organizować poważne korporacje dla ochrony interesów żydowskich, tworzyć gminne rady administracyjne żydowskie oraz Najwyższą Żydowską Radę. Wszystko to pozwala Żydom wziąć udział w przyszłym rządzie Polski. Nadto zapewnił Beseler, że Żydzi w każdym razie nie będą zmuszeni do obowiązkowej służby wojskowej w armii polskiej, do której będą jednak mogli wstępować jako ochotnicy.

Z powyższego cytatu wynika, że to nowe państwo zaczęli Polakom organizować Niemcy do spółki z Żydami. No cóż? Skoro oni mieli je powołać do życia, to i oni decydowali. Te gminne rady administracyjne żydowskie to odpowiednik obecnych zarządów gmin, a Najwyższa Żydowska Rada, to odpowiednik Zarządu Związku Gmin Żydowskich. I to wszystko, jak stwierdzono, pozwalało Żydom wziąć udział w przyszłym rządzie Polski. Wtedy, na skutek nieprzewidzianych wypadków w postaci rewolucji bolszewickiej, taka koncepcja nie doszła do skutku, ale co się odwlecze to nie uciecze. Dziś już wszystko jest tak jak wówczas planowano: Żydzi są członkami polskiego rządu.

11 Listopada 1918 roku podpisano Rozejm w Compiègne, kończący wojnę pomiędzy Ententą a Cesarstwem Niemieckim. Podpisano go o godzinie 5:20 rano w wagonie kolejowym w Lesie Compiègne. Wybór miejsca i pomieszczenia miał zapewne upokorzyć Niemców i upokorzył. Niemcy tego nie zapomnieli. Rzymianie mieli takie powiedzenie: habent sua fata libelli (książki mają swój los). Wiemy, że tak jest. Ile razy w historii je palono ze względu na niewygodne treści. Ale i wagony mają swój los. Tak było w przypadku tego z Lasu Compiègne. Był używany do 1921 roku. Od 1921 do 1927 – w Muzeum Inwalidów w Paryżu. Od 1927 do 1940 był eksponatem w Lesie Compiègne. 22 czerwca 1940 roku podpisano w nim kapitulację wojsk francuskich. Zemsta jest słodka! Następnie przetransportowano go do Berlina, gdzie stanął przed Katedrą Berlińską jako pomnik zwycięstwa. Od 1944 roku stacjonował w specjalnie zbudowanym tunelu w mieście Crawinkel w Turyngii. W 1945 roku został zniszczony przez SS podczas wysadzania tunelu.

Interesujące nas punkty tego rozejmu to:

  • natychmiastowe wycofanie Armii Cesarstwa Niemieckiego z Francji, Belgii, Luksemburga oraz Alzacji i Lotaryngii
  • wycofanie wojsk niemieckich na wschodzie na granicę z 1914 roku

Najważniejszy dla Polski był artykuł XII tego rozejmu. Wikipedia pisze o nim tak:

Artykuł XII rozejmu w Compiègne przewidywał ewakuację wojsk niemieckich z Austro-Węgier, Rumunii, Turcji oraz byłego już Imperium Rosyjskiego, a więc również ziem polskich. W tym ostatnim przypadku, po interwencji m.in. Romana Dmowskiego zmieniono tekst dotyczący wycofania wojsk niemieckich na „gdy alianci uznają moment ewakuacji za właściwy biorąc pod uwagę sytuację wewnętrzną tych obszarów”. Z kolei artykuł XVI głosił, że „Alianci będą mieli wolny dostęp do terytoriów ewakuowanych przez Niemców na Wschodzie już to przez Gdańsk, już to Wisłą, aby móc zaopatrywać ludność i w celu utrzymania porządku”.

W momencie podpisywania rozejmu wojska niemieckie tworzyły front od Narwy po Dniepr. Narwa to niewielkie miasto nad Zatoką Fińską około 150 km na zachód od Petersburga a nad Dnieprem leży Kijów. Niemcy zajęli kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę, zajęli Kijów, podeszli pod Petersburg, wkroczyli na Krym, doszli do Donu. Był więc ten front daleko na wschodzie i stanowił kordon oddzielający Europę od rewolucji bolszewickiej. Alianci chcieli wycofać wojska niemieckie na granicę z 1914 roku, czyli na zachodnią granicę byłego Królestwa Polskiego.

Wycofanie się wojsk niemieckich na granicę z 1914 roku oznaczało to, że Wielkopolska i Prusy Królewskie zostaną po stronie niemieckiej. Dostrzegł to niebezpieczeństwo Dmowski i jednocześnie niebezpieczeństwo rozszerzenia się rewolucji bolszewickiej na tereny polskie, i nalegał na to, by nie wycofywać wojsk niemieckich. Ale artykuł XII nie mógł być wyegzekwowany, bo 9 listopada wybucha rewolucja bolszewicka w Berlinie. Przenosi się ona na wojska niemieckie na wschodzie i kordon rwie się. 13 listopada bolszewicy unieważniają postanowienia Pokoju Brzeskiego i ruszają na podbój świata. 27 grudnia wybucha Powstanie Wielkopolskie. Dnia 25 stycznia 1919 roku marszałek Foch wydał rozkaż do oddziałów niemieckich zgrupowanych wokół ośrodka Białystok – Grodno, aby przekazały Polsce terytorium do linii Brześć – Narwa – Krynki – Kuźnica – Nowy Dwór – Sopoćkinie, i przepuściły wojska polskie przeznaczone do odparcia nawały bolszewickiej.

Dmowski był wybitnym politykiem i dyplomatą, chociażby z tego powodu, że dostrzegł niebezpieczeństwo artykułu XII Rozejmu w Compiègne, dotyczącego wycofania wojsk niemieckich na granicę z 1914 roku. W listopadzie 1918 roku nie było jeszcze wojska polskiego, które oddzielałoby Europę od rewolucji bolszewickiej. Nic więc dziwnego, że ten żydowski „Marsz Niepodległości” nigdy nie zaszedł i nie zajdzie pod pomnik Dmowskiego. Są w stanie Żydzi udawać patriotów i nadgorliwych katolików, ale oddać hołd Dmowskiemu… Nie! Tego – nie!

28 czerwca 1919 roku podpisano Traktat Wersalski. Dokumenty ratyfikacji złożono 10 stycznia 1920 roku i z tą datą wszedł w życie. Traktat ten został zawarty podczas paryskiej konferencji pokojowej, trwającej od 18 stycznia 1919 roku do 21 stycznia 1920 roku. W tym czasie granice Polski nie były jeszcze ustalone. Polska uzyskała znaczną część Wielkopolski i Prus Królewskich. I w tym miejscu granica była bezsporna. Nie była jeszcze rozstrzygnięta sprawa Górnego Śląska, nie mówiąc już o granicy wschodniej, którą ustalono w 1921 roku w Rydze.

Jakkolwiek zabiegi Dmowskiego znaczyły dużo, to nie można zapominać, że ogólna sytuacja polityczna w tamtym czasie sprzyjała tendencjom niepodległościowym Polaków i nie tylko Polaków. Dwa czynniki miały decydujący wpływ na ukształtowanie się powojennej Europy:

  • rozpad Austro-Węgier
  • rewolucja bolszewicka w Niemczech w listopadzie 1918 roku.

Gdyby nie ta rewolucja, to kordon niemieckich wojsk nadal stałby daleko na wschodzie. Czy w takiej sytuacji, gdy wojska niemieckie chronią Europę przed bolszewizmem, byłby w stanie Dmowski przekonać dyplomatów państw zachodnich o przyłączeniu do Polski Wielkopolski i Prus Królewskich? Wszak byli oni pod przemożnym wpływem lobby żydowskiego z Ameryki, które było wrogie Polsce i robiło wszystko, by ją osłabić. To dzięki temu lobby cofnięto wcześniejszą decyzję o przyznaniu Polsce Górnego Śląska i zarządzono plebiscyty. Adam Skierski (Skierko?) tak o tym pisał:

Kiedy prez. Wilson przybył do Paryża, to za jego pośrednictwem anonimowa finansjera New-Yorku, Londynu, Berlina i Frankfurtu wywierała niewątpliwe wpływ na decyzję Konferencji Pokojowej. Znana jest depesza nowojorskiego bogacza Jakóba Schiff’a, dyrektora banku „Kuhn Loeb i C-o”, który w maju zażądał między innymi, aby na Śląsku Górnym i w Prusach zarządzono plebiscyt. Jak wiadomo, Niemcy uzyskali w tej sprawie poparcie p. Lloyd George’a i… Konferencja cofnęła swoją poprzednią uchwałę, przyznającą nam Śląsk Górny (9 maja), a zdecydowała plebiscyt (16 czerwca 1919). W czyim imieniu przemawiał Jakób Schiff?

Rozpad Austro-Węgier spowodował ukształtowanie się wielkiego obszaru zamieszkiwanego przez wiele narodów, które dążyły do utworzenia swoich państw. Powstałaby wolna Galicja, do której naturalnie ciążyłyby polskie ziemie z zaborów rosyjskiego i pruskiego. Skoro powstałoby wiele nowych państw, to i problem Polski musiałby być rozwiązany. Wszyscy wielcy tamtego świata zdawali sobie sprawę, że sytuacja trochę wymknęła się im spod kontroli. Nie było wyjścia. Trzeba było pozwolić tym narodom na stworzenie ich własnych państw w tym także i Polski.

Skoro już miała powstać ta Polska, to Żydzi robili wszystko, by była jak najsłabsza. Adam Skierko w Gazecie Warszawskiej z dnia 9.12.1920 roku pisał:

Akcja żydowska miała bezpośredni wpływ na realizację programu terytorialnego Państwa polskiego na konferencji pokojowej. Oczywiście, interesy polskie były sprzeczne z interesami Niemiec, a czasami różniły się od interesów angielskich, rosyjskich lub czeskich. Ale fakt, że te wszystkie interesy zawsze brały i biorą górę nad interesami polskimi, jest symptomatyczny. Zauważyć wypada, że formułka Państwa polskiego o ludności „bezsprzecznie” polskiej (13-ty punkt Wilson’a), biorąc pozornie sprawę polską w obronę, komplikowała ją w istocie, zrywając z tradycją historyczną i z zasadami prawa międzynarodowego, a stając wyłącznie na zasadzie etnograficznej. Zasada ta może być stosowana tylko wówczas, kiedy terytoria narodowe są ściśle jednorodne. A Polska ma przecież za sobą trzy rozbiory, półtora wieku ucisku i polityki eksterminacyjnej, skutkiem czego niektórym z ziem naszych zdołano nadać charakter mieszany. Otóż formułka Wilsona, która jest także formułką Lloyd-George’a, tak jest interpretowana, że każde terytorium mieszane, a więc częściowo etnograficznie polskie, może być oddane komukolwiek, nawet naszym dawnym rozbiorcom, byle tylko nie dostało się Polsce.

Nie było łatwo budować tę II RP. Wprawdzie trzej zaborcy ustąpili, ale czwarty trwał na posterunku i tak jest do dziś. Ale mamy jeszcze jednego zaborcę. Jest nią unia europejska. 80% a może nawet i 90% prawa polskiego to prawo unijne. Czy można w takim wypadku mówić o niepodległości? Czy jest to powód do wymachiwania flagami narodowymi? Cała gospodarka oparta jest o dotacje unijne, które w większości nie są pełnymi dotacjami. Na resztę trzeba wziąć kredyt. A u kogo? Kto zgadnie? Gdy dziś się jedzie przez Polskę pociągiem czy samochodem, to wszędzie widać jeden wielki bałagan. Inwestycje! Inwestycje! Inwestycje! Wszystko rozbabrane, prace ślimaczą się, na budowach mało sprzętu i ludzi. Wszędzie brakuje pracowników. A niby dlaczego miałoby nie brakować? Gdyby tak raptem z dnia na dzień połowa populacji zachorowała, to zabrakłoby lekarzy, miejsc w szpitalach i leków, i nawet prywatna służba zdrowia nie poradziłaby sobie. Przez prawie 30 lat nie inwestowano w Polsce w remonty i budowę dróg i linii kolejowych, a teraz wszystko na raz. Hurra! – Unia dała pieniądze! I pewnie tylko z tego powodu powstało wiele firm podwykonawców. Czy zdążą to doprowadzić do końca, te wszystkie inwestycje? A co się stanie, gdy pieniądze skończą się wcześniej? Zostanie ta Polska taka rozbabrana? A te firmy, które tylko po to powstały? Co z nimi będzie? Dobry gospodarz tak nie gospodaruje. Czasem odnoszę wrażenie, że ktoś to robi świadomie.

Mamy dwóch zaborców i nie mamy na nic wpływu. Nie mamy więc niepodległości. Z czego tu się cieszyć? Nie ma powodu do świętowania. Polacy są zastępowani imigrantami. Gaśnie ta Polska powoli, po cichu, a „Marsze”? – coraz huczniejsze, zupełnie jak na Titanicu – orkiestra grała do końca.