Jakiś czas temu trafiłem na kanał „Sprawa dla Jarosława” a który obecnie nazywa się „Jarosław szuka kłopotów”. W jednym z odcinków jego autor opisuje swój pobyt ze Stowarzyszeniem Spadkobierców Kombatantów II Wojny Światowej w „polskim obozie koncentracyjnym” w Berezie Kartuskiej. Działo się to w drodze powrotnej spod Lenino. Obecnie w budynku obozu mieści się muzeum, które powstało w 1965 roku. Była to jednak tylko częściowa ekspozycja. Dopiero w 2022 roku, a więc gdy stosunki polsko-białoruskie sięgnęły dna, zorganizowano muzeum na nowo i z pełną ekspozycją dokumentów, przedmiotów itp. Przed budynkiem muzeum stoi pomnik z napisem: Pamięci ofiar polskiej okupacji Zachodniej Białorusi 1921-1939.
Jakoś ten napis nie wywarł wrażenia na uczestnikach tej wycieczki, a powinien. Nie było żadnej okupacji Zachodniej Białorusi. Białorusini wypisują bzdury. Był traktat ryski, który podzielił ziemie białoruskie na część zachodnią, która przypadła Polsce i część wschodnią, która weszła w skład Związku Radzieckiego. Nawet nie było rozbioru Białorusi, bo nie było takiego państwa. Ale jeśli Białorusini chcą mówić o polskiej okupacji, to powinni być konsekwentni i mówić też o radzieckiej okupacji. Żałośni są i chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo.
A jak było z tym „obozem koncentracyjnym”? Wikipedia tak m.in. pisze o Berezie Kartuskiej:
Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej – obóz odosobnienia zorganizowany i prowadzony przez władze II Rzeczypospolitej w Berezie Kartuskiej w ówczesnym powiecie prużańskim, istniejący w latach 1934–1939. Powstał głównie w celu izolowania oraz psychicznego i fizycznego dręczenia oponentów politycznych sprawującej wówczas władzę sanacji, m.in. komunistów, endeków, ludowców, a także nacjonalistów ukraińskich. Do obozu osadzeni trafiali na podstawie decyzji administracyjnej (bez sankcji sądowej), bez możliwości skorzystania ze środka odwoławczego. Stałym elementem traktowania więźniów było stosowanie tortur. Część historyków określiła ośrodek jako obóz koncentracyjny.
Używanie określenia obóz koncentracyjny jest nadużyciem dla celów propagandowych. Czy coś jest obozem koncentracyjnym, czy nim nie jest, o tym nie decyduje sposób traktowania więźniów, tylko skala. Ilość osób więzionych i zmarłych w Berezie Kartuskiej w ciągi tych 5 czy 6 lat jest nieporównywalna z ilością osób, które przeszły i zmarły w obozach koncentracyjnych podczas II wojny światowej. To oczywiście nie zmienia faktu, że brutalny sposób traktowania więźniów w Berezie Kartuskiej obciąża konto rządów sanacyjnych.
Utworzony został 12 lipca 1934 w Berezie Kartuskiej na mocy rozporządzenia z mocą ustawy prezydenta Ignacego Mościckiego z dnia 17 czerwca 1934 r. w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu, chociaż zaczął funkcjonować już 6 lipca, gdy przywieziono dwóch pierwszych więźniów. Pomysłodawcą utworzenia obozu był premier Leon Kozłowski, a jego pomysł zaakceptował Józef Piłsudski. Rozporządzenie zezwalało na utworzenie wielu takich miejsc odosobnienia, ale utworzono tylko jedno – w Berezie. Z tego powodu wśród ówczesnej polskiej opinii publicznej rozporządzenie to zyskało miano „lex Bereza Kartuska”. Obóz mieścił się w budynku dawnych carskich koszar. Obiekt ten nosił oficjalną nazwę „Miejsce Odosobnienia” i był przeznaczony dla osób, „których działalność lub postępowanie daje podstawę do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego”. Określano go jako „nieprzeznaczony dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw” oraz „burzycieli porządku publicznego i bezpieczeństwa”.
Bezpośrednim impulsem, który skłonił Józefa Piłsudskiego do podjęcia decyzji o utworzeniu obozu, było zabójstwo ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego popełnione przez Hryhorija Maciejkę, działacza Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).
Według różnych szacunków przez 5 lat działalności Berezy Kartuskiej zanotowano od 4 do 20 przypadków śmierci. Norman Davies podał liczbę 17 ofiar śmiertelnych. Agnieszka Knyt z ogólnej liczby 3 tysięcy więźniów uwięzionych w Berezie do końca sierpnia 1939 podaje 13 zgonów. Natomiast ukraiński historyk Wiktor Idzio w swojej książce o UPA, podaje liczbę aż 300 ofiar. Ireneusz Polit podaje, że w ciągu 6 lat w Berezie zmarło 14 osób (10 – w szpitalach dokąd ich skierowano na leczenie zewnętrzne, 3 osoby w samym MO z powodu chorób, 1 na skutek samobójstwa).
x
Mnie jednak zainteresował nie tyle sam obóz, co jego pomysłodawca Leon Kozłowski. Wikipedia zamieszcza o nim obszerną informację. Ja zacytuję tylko niektóre fakty z jego życiorysu.
Leon Tadeusz Kozłowski (ur. 6 czerwca 1892 w Rembieszycach, zm. 11 maja 1944 w Berlinie) – polski archeolog i polityk, premier rządu II Rzeczypospolitej w latach 1934–1935.
Przed 1914 należał m.in. do Związku Młodzieży Postępowej i Związku Strzeleckiego. W czasie I wojny światowej służył w 1 pułku ułanów Legionów Polskich, a od 1917 należał do Polskiej Organizacji Wojskowej. Walczył jako ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej. W latach 1921–1931 i 1935–1939 był profesorem archeologii Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie.
Od 1926 po przewrocie majowym organizował Związek Naprawy Rzeczypospolitej we Lwowie. Od 1928 był działaczem BBWR. W latach 1928–1935 posłem na Sejm RP, a następnie w latach 1935–1939 – senatorem. W rządzie pełnił funkcje: ministra reform rolnych (1930–1932) oraz podsekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu (1932–1933). W okresie od 15 maja 1934 do 28 marca 1935 pełnił urząd premiera. Był pomysłodawcą utworzenia Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Po śmierci marszałka Piłsudskiego był uważany za zwolennika Walerego Sławka i „lewicowego” wśród „grupy pułkowników”. W okresie 1937–1938 należał do Obozu Zjednoczenia Narodowego. W młodości wolnomularz związany z Wielką Lożą Narodową Polski, później latem 1938 był autorem jednej z głośniejszych w historii II Rzeczypospolitej kampanii antymasońskich.
Po wybuchu II wojny światowej 26 września 1939 został aresztowany przez Sowietów we Lwowie i osadzony w więzieniu, skąd przetransportowano go do Moskwy; gdzie skazano go na karę śmierci, wyroku jednak nie wykonano. Po uwolnieniu, w wyniku układu Sikorski-Majski, trafił do armii gen. Władysława Andersa; zajmował się w niej pracą biurową. W niejasnych okolicznościach opuścił polskie oddziały i jesienią 1941 w rejonie Tuły przedostał się na niemiecką stronę frontu.
Posądzany o to, że najpierw w Warszawie, a następnie w Berlinie, usiłował prowadzić rokowania z Niemcami w sprawie sformowania kolaboracyjnego rządu polskiego oraz współdziałał z niemiecką propagandą odnośnie do sytuacji w ZSRR. Zaocznie skazany przez sąd polowy armii Andersa na karę śmierci za zdradę, choć istnieją poważne wątpliwości co do legalności tej decyzji.
Został internowany w Berlinie, w hotelu Alemannia. Za pracę w tamtejszym muzeum, gdzie mógł prowadzić pracę naukową, przyznano mu wysoką comiesięczną pensję. Zmarł na atak serca lub w wyniku odniesionych ran 11 maja 1944 podczas albo po nalocie alianckim. Leon Kozłowski został pochowany na cmentarzu parafii św. Jadwigi w Berlinie. W 1974 jego prochy zostały przeniesione przez rodzinę na cmentarz Powązkowski (kwatera 33 rząd 6 grób 23/24).
Kolaborant czy ofiara?
Przez wiele lat Leon Kozłowski uznawany był za kandydata na „polskiego Quislinga” przez emigrację londyńską, a jednocześnie był potępiany przez władze komunistyczne za współudział w rzekomej „faszyzacji” kraju i uczestnictwo w niemieckiej kampanii propagandowej w sprawie Katynia.
Problemem rzekomej kolaboracji Leona Kozłowskiego z Niemcami zajął się jego bratanek Maciej Kozłowski w książce pt. Sprawa premiera Leona Kozłowskiego. Zdrajca czy ofiara. Jego zdaniem, nie ma żadnego dowodu świadczącego o tym, że Leon Kozłowski prowadził z Niemcami rozmowy na temat utworzenia kolaboracyjnego rządu. Wręcz przeciwnie, w swych listach do rodziny były premier zdecydowanie temu zaprzeczał. Jak twierdzi Maciej Kozłowski, plotka jakoby takie rozmowy miały miejsce, została rozpowszechniona przez niemiecką propagandę przy pomocy szwedzkiego dziennikarza New York Timesa, Johna Axelsona. W opinii Macieja Kozłowskiego niesłuszny i wymagający weryfikacji był również wyrok śmierci polskiego sądu wydany w Buzułuku, i że rzekoma kolaboracja Leona Kozłowskiego z Niemcami nie została nigdy udowodniona, a postawiony mu zarzut dezercji z armii Andersa również jest wielce kontrowersyjny, jako że oskarżony najprawdopodobniej do niej w ogóle nie wstąpił. Poddano jedynie weryfikacji jego stopień wojskowy, co nie oznaczało włączenia w szeregi armii.
x
Kim jest Maciej Kozłowski bratanek Leona Kozłowskiego? Wikipedia tak m.in. pisze:
Maciej Kozłowski (ur. 12 stycznia 1943 w Luborzycy) – polski historyk, dziennikarz, publicysta, działacz opozycji w okresie PRL, dyplomata, w latach 1999–2003 ambasador RP w Izraelu.
W 1966 ukończył studia na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego (archeologia śródziemnomorska). W latach 1966–1968 uczęszczał na studia podyplomowe dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim.
W latach 80. XX w. prowadził wykłady z najnowszej historii Polski, z historii Polski nowożytnej i Europy Środkowej na Uniwersytecie Jagiellońskim, Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz na uczelniach zagranicznych. Był członkiem Rady Funduszu Wydawnictw Niezależnych. W latach 1986–1988 przebywał na stypendium naukowym Fundacji Fulbrighta w Stanach Zjednoczonych Ameryki. W 1988 uzyskał stopień doktora na Wydziale Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1989 był członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. W lutym 1989 należał do organizatorów tygodnika „Czas Solidarności”.
W 1990 podjął pracę w dyplomacji, obejmując stanowisko radcy-ministra pełnomocnego w Ambasadzie RP w Waszyngtonie. W latach 1993–1994 pełnił obowiązki chargé d’affaires tamże. Następnie przeszedł do pracy w centrali MSZ. Był dyrektorem departamentu Ameryki Północnej i Południowej, a od 1998 podsekretarzem stanu. W latach 1999–2003 pełnił funkcję ambasadora RP w Izraelu. Obecnie na emeryturze.
Był członkiem Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, koordynował prace nad raportem o rozszerzeniu NATO, był także działaczem fundacji Forum Dialogu Między Narodami. Wchodzi w skład Komitetu Wspierania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie.
Kozłowskiemu zarzucono, że w latach 60. był najpierw kandydatem, a potem tajnym współpracownikiem SB w Krakowie o kryptonimie „Witold”. 6 grudnia 2012 Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że skłamał on w oświadczeniu lustracyjnym i w latach 1965–1969 współpracował tajnie i świadomie ze Służbą Bezpieczeństwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, i skazał go na 3 lata zakazu pełnienia funkcji publicznych. 11 czerwca 2013 Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał ten wyrok. Ostatecznie jednak 13 lutego 2014 Sąd Najwyższy w postępowaniu kasacyjnym prawomocnie oczyścił Macieja Kozłowskiego z zarzutu kłamstwa lustracyjnego.
x
Z informacji, jakie podaje Wikipedia, możemy się dowiedzieć, że w młodości Leon Kozłowski był masonem. Natomiast w 1938 roku był autorem jednej z najgłośniejszych w historii II RP kampanii antymasońskich. We wrześniu 1939 roku został aresztowany przez Sowietów i przewieziony do Moskwy, gdzie skazano go na karę śmierci, wyroku jednak nie wykonano. Dlaczego? O tym Wikipedia nie pisze. Zwolniony po podpisaniu układu Sikorski-Majski trafił do armii Andersa. W niejasnych okolicznościach opuścił polskie oddziały i jesienią 1941 roku przedostał się na niemiecką stronę frontu. Już kiedyś o tym wspomniałem, że dla pewnej kategorii ludzi nie istniały granice, linie frontu. Przekraczali je, jakby przechodzili z jednego pokoju do drugiego. Posądzony o to, że usiłował prowadzić z Niemcami rokowania w sprawie sformowania kolaboracyjnego rządu polskiego. Zapewne nie była to oferta przypadkowa, skoro Niemcy rozmawiali z nim. Bo to, że Niemcy zatrudnili go jako archeologa i wynagradzali go sowicie, to raczej nie było z tego powodu, że interesowała ich jego kariera naukowa. Jako osoba, która brała czynny udział w życiu politycznym II RP, idealnie nadawała się do tej roli.
Jego bratanek Maciej Kozłowski starał się wybielić stryja i nawet napisał książkę na ten temat. Czy jednak może być wiarygodna osoba, która sama była posądzona o współpracę z SB? W latach 1986-1988 Kozłowski przebywał na stypendium naukowym Fundacji Fulbrighta w Stanach Zjednoczonych. A więc jeszcze za czasów PRL-u był przygotowywany do uczestnictwa w rządach przyszłej III RP. W latach 1999-2003 pełnił funkcje ambasadora RP w Izraelu. Wchodzi też w skład Komitetu Wspierania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie. Czy zatem możliwe jest, by ambasadorem RP w Izraelu nie był polski Żyd? Wydaje się to mało prawdopodobne, a nawet niemożliwe. A skoro tak, to znaczy, że Maciej Kozłowski jest Żydem. A to daje podstawę do twierdzenia, że jego stryj, Leon kozłowski, również był Żydem. To także oznacza, że pomysłodawcą obozu w Berezie Kartuskiej był Żyd.
Ojcem Leona był Stefan, a pradziadkiem Stefana był Teodor Radziejowski (1766-1829) – uczestnik wojny polsko-rosyjskiej 1792 roku, insurekcji kościuszkowskiej. Na podstawie dekretu króla Fryderyka Augusta I (książę warszawski w latach 1807-1815) z 12 czerwca 1810 roku otrzymał rangę pułkownika. Uczestnik wojen napoleońskich (1806-1807). W 1812 roku wzięty pod Wilnem do niewoli rosyjskiej. Spędził w niej 1,5 roku. Zwolniony ze służby w wojsku polskim. W 1816 roku postanowieniem cara Aleksandra I-go otrzymał pensję (emeryturę wojskową). W 1815 roku był czynnym członkiem III stopnia lubelskiej loży masońskiej Wolność Odzyskana. – To tyle Wikipedia. A więc człowiek, który w trakcie całej swojej kariery wojskowej walczył z Rosją, dostał od tej Rosji emeryturę wojskową. Jak widać jednych za to samo nagradzano emeryturą wojskową, a innych – zsyłano na Sybir.
Matką Leona była Maria ze Strasburgerów. Już samo to nazwisko zdradza korzenie. Maria była córką Leona Strasburgera (1845-1883), który pochodził z rodziny niemieckich ewangelików przybyłych do Warszawy w końcu XVIII wieku. Jego ojciec, Edward Strasburger, był cukiernikiem a matka, Anna Krystyna Schütz, w okresie manifestacji patriotycznych 1861 roku organizowała kwesty w kościołach i zbiórkę pieniędzy na pomnik pięciu poległych, czyli ofiar masakry w Warszawie podczas manifestacji patriotycznej z 27 lutego 1861 roku. Ich pogrzeb, który odbył się 2 marca 1861 roku na cmentarzu Powązkowskim, był wielką manifestacją polityczno-społeczną przeciwko rosyjskim władzom zaborczym w Królestwie Polskim. W pogrzebie uczestniczyli przedstawiciele wszystkich cechów, stanów społecznych i wyznań. Na placu bankowym do pochodu pogrzebowego przyłączyli się przedstawiciele mniejszości żydowskiej np. rabini Dow Ber Meisels i Izaak Kramsztyk w otoczeniu chórów synagogalnych.
x
W tym miejscu wypada zacytować fragment z książki Zmierzch Izraela (1932) Henryka Rolickiego. Wszystkie cytowane przez autora fragmenty pochodzą z książki Samuela Hirszhorna Historia żydów w Polsce.
Pojawia się w Warszawie krakowski rabin Meisels, który przedtem maczał palce w rewolucji 1848 roku.
„Gdy zapytano go dlaczego on, żyd ortodoksyjny, trzyma z lewicą, a nie z prawicą, odrzekł kalamburem: Die Juden haben keine Rechte (żydzi nie mają praw, a także żydzi nie mają prawicy – przyp. aut.)”.
„W Warszawie ruch rewolucyjny rozpoczął się od niewinnych manifestacji, w których na równi z Polakami brali udział żydzi. Kierownictwo Meiselsa, kaznodziei Lastrowa i przedstawicieli gminy warszawskiej nadawało przy tym wszystkim wystąpieniom piętno reprezentacji ogółu żydowskiego. W manifestacji 25-27 lutego 1861 roku, która zakończyła się śmiercią „pięciu poległych”, wielu żydów ucierpiało od kul… Miesels należał do składu delegacji, która udała się do namiestnika Gorczakowa, celem zadośćuczynienia za przelaną krew. W demonstracyjnym pochodzie pogrzebowym, idącym za trumną poległych, razem z duchowieństwem katolickim znalazło się także duchowieństwo żydowskie z Meiselsem na czele. Wielu żydów uczestniczyło w kościołach na odprawionych mszach zadusznych ze śpiewami i mowami patriotycznymi.”
Z chwilą wybuchu powstania rabini wydali odezwę do ludności żydowskiej, wzywającą do poparcia powstania i kończącą się znamiennym zwrotem: kto roztropny, ten pojmie, że tylko tą drogą, a nie inną, dobro kraju osiągnięte być może.
Komentując tę odezwę pisze historyk żydowski:
„Umiarkowany ton odezwy w porównaniu z bojową proklamacją Rządu Narodowego jest uderzający: ani jednego zdania rewolucyjnego, ani jednego nawet antyrosyjskiego… nie czuli się moralnie upoważnieni do angażowania zbiorowości żydowskiej w zdecydowaną rewolucję i woleli tę sprawę traktować ogólnikowo i mętnie.”
I znowu na przykładzie 1863 roku możemy stwierdzić, że żydzi podżegali Polaków do wybuchu, tym razem już nie tylko poprzez związki węglarskie, lecz nawet bezpośrednio. W swej miłości do Polski posuwali się tak daleko, że nawet przezwyciężyli odwieczną nienawiść do Kościoła katolickiego, nosili krzyże, śpiewali „Boże coś Polskę” w kościołach i podczas nabożeństw zbierali datki na powstanie. Po jego wybuchu wydali „roztropną” odezwę, a potem nie dał im się we znaki Murawiew i nie ucierpieli też w Królestwie. Za to wiedli prym w handlu i przemyśle, szlachta kołatała do nich o posady, zaś antysemityzm „nie miał się na czym opierać”.
x
Leon Strasburger (1845-1883) jako 17-letni chłopak przyłączył się do powstania styczniowego, rany w bitwie pod Małogoszczem. Po przekroczeniu granicy z Galicją został uwięziony w Krakowie. Zbiegł do Niemiec. Dzięki staraniom ojca po kilku latach wrócił do Królestwa Polskiego. Zakupił majątek Trzebienice w powiecie miechowskim i poświęcił się rolnictwu. W 1872 roku nabył sąsiedni majątek w Przybysławicach. Po reformie sądownictwa w Królestwie Polskim w 1876 roku był pierwszym sędzią gminnym w Miechowie.
Ojcem Stefana, a dziadkiem Leona, był Romuald Kozłowski. Wikipedia nie zamieszcza o nim żadnej informacji. Pisze tylko, że był właścicielem wsi Rembieszyce, Lipnica i Wola Tesserowa. Naturalnie nie ma też informacji o ojcu Romualda i jego dziadku. W związku z tym wypada sięgnąć po informacje o tych wsiach. Pochodzą one z Wikipedii.
W 1798 Rembieszyce kupił Franciszek Wolski, ale od kogo? Brak informacji. Od 1854 roku właściciele to Romuald Leon Kozłowski i jego żona Bronisława z Radziejowskich. Podczas powstania styczniowego dwór w Rembieszycach, położony niedaleko „Wiernej Rzeki”, udzielał pomocy i schronienia oddziałom powstańczym. W latach 1895-1898 Rembieszyce należały do Włodzimierza Lubienieckiego, a w latach 1898-1906 do Romualda Kozłowskiego (brata Stefana) i Lucyny ze Strasburgerów. Po 1906 roku właścicielami wsi byli m.in. Sucheccy i Bankiewiczowie.
Wilhelm Napomucen, miecznik wojsk chęcińskich w 1776 roku, sprzedał Lipnicę w 1818 roku Stanisławowi Kossakowskiemu. W 1839 roku kupiła ją Joanna z Dębskich Kossakowska. Potem otrzymała ją w spadku Joanna z Oraczewskich Urbańska, żona Ignacego, malarza i nauczyciela w Lublinie. W 1856 roku nabyli wieś Franciszek i Julia Dąbscy. W 1867 roku właścicielem Lipnicy jest Teofil Dąbski i w tym samym roku sprzedaje wieś Romualdowi Kozłowskiemu i w trzy lata później odkupuje ją z powrotem. W 1890 roku Lipnice kupuje Stanisław Tede, a w roku 1897 nabywa ją Adam Konarski. Kilka lat później sprzedaje ją, ale nie ma informacji komu. Na początku XX wieku wieś rozparcelowano w całości.
W 1690 roku Wola Tesserowa należy do Jana Zabielskiego i żony. W XVIII wieku przechodzi do Antoniego Komornickiego i Magdaleny z Rogóyskich. W 1798 roku po śmierci Antoniego wieś kupuje Urban Komornicki, a po jego śmierci dzielą się nią jego dzieci. W 1845 r. ziemie nabywa Ludwik Kozłowski. W latach 30 XX wieku majątek został rozparcelowany.
W XIX wieku właścicielami Przybysławic byli: Bonawentura Psarski, Ludwik Jan Kanty Kozłowski, Żyd Motyl Sercarz i od 1872 roku Leon Strasburger, ewangelik, uczestnik powstania styczniowego. Od 1895 do 1945 roku właścicielami byli Kozłowscy herbu Jastrzębiec: Stefan Kozłowski żonaty z Marią Strasburger, która Przybysławice otrzymała po swoim ojcu Leonie Strasburgerze, a następnie ich syn Tomasz Kozłowski – legionista, prezes Kieleckiej Izby Rolniczej, poseł na Sejm w latach 1931–1938, żonaty z Jadwigą z Postępskich. Współwłaścicielem był jego brat Leon Kozłowski, archeolog, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, polityk, premier rządu RP w latach 1934–1935.
Stefan Rafał Kozłowski (1859-1908) – syn Romualda i Bronisławy z Radziejowskich, ojciec Leona Kozłowskiego. W 1882 roku ukończył z bardzo dobrym wynikiem wydział rolniczy Politechniki Ryskiej uzyskując tytuł agronoma. Podczas studiów był współzałożycielem korporacji akademickiej Arkonia i autorem deklaracji ideowej Arkonii znanej jako Podanie Kozłowskiego. W latach 1883-1895 administrował majątkami w Woli Tesserowskiej i Rembieszycach. Od 1895 roku właściciel majątku Przybysławice k. Miechowa. Wspierał czynnie ruch narodowy na Śląsku, zwłaszcza Wojciecha Korfantego. Należał do Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego.
xxx
Po trzecim rozbiorze w 1795 roku zabór pruski sięgał do linii Curzona. Dopiero po traktacie w Tylży w 1807 roku i po powstaniu Księstwa Warszawskiego Prusacy wycofali się. Zanim jednak do tego doszło na ziemie te, wraz z nimi, napłynęło mnóstwo niemieckich Żydów. Po traktacie Prusacy wycofali się, a Żydzi zostali. I to prawdopodobnie w tym czasie osiedlili się w Warszawie rodzice Leona Strasburgera. Żydzi niemieccy przechodzili na protestantyzm, nie zmieniali nazwisk, plasowali się wyżej w hierarchii społecznej, byli bogatsi i postępowi. Żydzi miejscowi przechodzili na katolicyzm, zmieniali nazwiska, byli biedniejsi i konserwatywni. To z tych Strasburgerów pochodzi znany aktor Karol Strasburger. I tak po prawdzie, to korzeni polskiej inteligencji należy szukać wśród tych niemieckich Żydów. Wystarczy popatrzeć na nazwiska uczonych, lekarzy, prawników, inżynierów, oficerów, polityków, dyplomatów itd. Oczywiście mam tu na myśli tę prawdziwą inteligencję, a nie tę, która dotarła tu w 1945 roku na radzieckich czołgach.
Często można zetknąć się z opinią, że jedyną narodowością, która w Polsce się szybko asymilowała, byli Niemcy. I to oni stawali się też wielkimi patriotami. No właśnie! Niemcy czy „Niemcy”? Jakoś mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim nie za bardzo chce się asymilować. Łatwo być patriotą, gdy się wie, że włos z głowy nie spadnie. Leon Strasburger walczył w powstaniu styczniowym, przekroczył granicę z Galicją, aresztowany w Krakowie, ucieka (jak?) z więzienia do Niemiec. Po paru latach, dzięki staraniom ojca, wraca do Królestwa Polskiego. Kupuje sobie majątek, a po kilku latach następny i na koniec zostaje jeszcze pierwszym sędzią gminnym w Miechowie. I to wszystko pod rządami tych, z którymi walczył. Tak to działało i tak to działa dziś. Niechby któryś z tych naiwnych patriotów spróbował zgasić świece chanukowe w Sejmie, to przekonałby się, jak potężne jest państwo, jak sprawnie działa i jak szybko zgasiłoby takiego naiwnego patriotę. Poseł Braun ma podwójną ochronę: z racji tego, że jest posłem i z racji tego, że jest Żydem. Roztropnie jest zatem nie angażować się w te żydowskie gierki.
Z tego, co napisała Wikipedia, to informacji na temat przodków Leona Kozłowskiego ze strony matki jest znacznie więcej, niż tych ze strony ojca. O ojcu Stefanie wiemy dużo, ale już o dziadku czy pradziadku – prawie nic. Nie ma więc pewności czy byli oni Żydami, którzy ochrzcili się i zmienili nazwisko czy może należeli do zubożałej szlachty i wchodzili w koligacje z bogatymi Żydówkami, co było w XIX wieku powszechne, szczególnie po powstaniu styczniowym.
Gdy się tak prześledzi los tych wiosek, o które ocierali się Kozłowscy, to odnosi się wrażenie, że właśnie wtedy, w tym XIX wieku, majątki te były traktowane jak jakieś akcje giełdowe, które raz się kupowało, potem sprzedawało i znowu kupowało. Typowe żydowskie geszefty. Po powstaniach, ich uczestników, przeważnie szlachtę, wywożono na Sybir, a majątki rekwirowano. Zapewne była to okazja do tanich zakupów i późniejszej odsprzedaży z dużym zyskiem. Dla jednych powstania to tragedie rodzinne, a dla innych – okazja do szybkiego wzbogacenia się.
Tani, naiwny patriotyzm, to pułapka, jaką zastawiają na niczego nieświadomych ludzi Żydzi, strojący się w piórka patriotów i gorliwych katolików. Wciągają ich w różne bezsensowne marsze i manifestacje. To jest właśnie proceder, który zapoczątkowali w 1861 roku i do dziś go praktykują. Najwyraźniej większość nadal na to nabiera się.
Pozostaje jeszcze sprawa Leona Kozłowskiego. Jak to się stało, że dotarł do linii frontu? Po zwolnieniu z więzienia w Moskwie krótko pracował w ambasadzie RP. W październiku 1941 roku, wraz z grupą osób niezdolnych do służby wojskowej, został wysłany do Taszkientu. Jak pisze Wikipedia, postanowił zatrzymać się w Kujbyszewie, gdzie pracował krótko jako oficer w intendenturze. 27 października z kapitanem rezerwy Andrzejem Litwińczukiem wyruszył w drogę w kierunku zachodnim. Kilkakrotnie byli zatrzymywani przez milicję, zanim dotarli do Tuły. Jak pokonali tę odległość? Z Kujbyszewa do Tuły jest ponad 800 km. Jakie musieli mieć papiery, że milicja ich nie zatrzymywała? Do linii frontu dotarli 9 lub 10 listopada. Oddali się w ręce pierwszego napotkanego oddziału niemieckiego. Chyba musiał być jakąś szczególną osobą, której władze radzieckie zapewniły pełną ochronę, by bezpiecznie dotarł do linii frontu. I bardzo możliwe, że wszystko było uzgodnione ze stroną niemiecką.
Jeśli Leon Kozłowski nie zamierzał kolaborować z Niemcami, jak utrzymuje jego bratanek Maciej Kozłowski, to po co przekraczał linię frontu? Trudno w to uwierzyć, że cała akcja nie była ściśle kontrolowana przez obie walczące strony. Czy rzeczywiście w tamtym okresie, a więc na samym początku wojny niemiecko-radzieckiej, rozważano jeszcze możliwość utworzenia polskiego rządu kolaborującego z Niemcami? Bardzo możliwe, ale tego pewnie nie dowiemy się. Jednego wszak możemy być chyba pewni. Bez względu na to jakie scenariusze pisano dla Polski, w głównych rolach zawsze obsadzani byli Żydzi. I nie inaczej jest obecnie.
Po regularnych rysach twarzy p. Macieja Kozłowskiego łatwo poznać kim zacz ów dostojnik… 🙂
I panska teoria sprawdza się też regularnie…
LikeLike
Wolałbym, żeby nie sprawdzała się, ale im bardziej drążę temat, tym bardziej przeraża mnie skala żydowskiej dominacji.
LikeLike
Ten wpis to majstersztyk. Bardzo zaciekawiła mnie obserwacja w zakresie zmian właśnościowych majątków ziemiańskich i ich potencjalnego charakteru. Życiorysy poszczegolnych “Polaków”, jak Pan to doskonale opisuje, po włożeniu wysiłku w ich dokładniejszą weryfikację, nieustannie wracają do punktu wyjścia – Żydzi. Jednocześnie rozwinąłem samodzielnie temat ukraińskich zamachowców – nie wiedziałem, że mają już w tym takie doświadczenie. I to wszystko ma i będzie miało miejsce teraz przy łączeniu i po połączeniu (ponownym zdjednoczeniu?) pozostałości Polski i Ukrainy.
LikeLike
Żydzi, jako naród, to zagadnienie trudne i złożone. W następnym blogu rozwinę ten temat. Natomiast co do tych ukraińskich zamachowców, to pewnie wszyscy, bez wyjątków, mają swoich żydowskich oficerów prowadzących.
LikeLike