Kompania

Już wielokrotnie na tym blogu podkreślałem, że żeby zrozumieć teraźniejszość, odpowiedzi trzeba szukać w historii. Nie jest to żadna odkrywcza myśl, ale większość o tym zapomina. Żeby uzmysłowić sobie, czym są współczesne korporacje, wypada zapoznać się z historią tej wyjątkowej, najsłynniejszej chyba Kompanii Wschodnioindyjskiej. Jej dzieje opisuje Kazimierz Dziewanowski w książce Brzemię białego człowieka; Jak zbudowano Imperium Brytyjskie Oficyna Wydawnicza Rytm 1996. Poniżej wybrane fragmenty:

I znów przejawiło się tutaj to, co było tak charakterystyczne dla Anglii elżbietańskiej i co ją różniło od innych państw europejskich owego czasu: symbioza interesów państwa i poszczególnych przedsiębiorczych obywateli. Śledząc angielskie dzieje tych lat, wciąż i wciąż spotykamy przykłady działań pojedynczych obywateli albo ich grup, podszeptujących monarchii i rządowi rozmaite przedsięwzięcia zgodne z ich prywatnym interesem, ale które leżały też w interesie władzy. W końcu postępowanie państwa angielskiego stawało się wypadkową dalekosiężnych celów państwowych i mniejszych, jednostkowych czy grupowych interesów tworzącej się klasy średniej, kupiectwa, finansów, części rzemiosła, poszczególnych portów, a także, oczywiście, arystokracji. Jakże inaczej wyglądało to wówczas w Hiszpanii, w Rosji, we Francji! Na przykład w Hiszpanii cała działalność zamorska, podbijanie nowych kontynentów i zakładanie kolonii, wyprawy odkrywcze i penetracja lądów, zakładanie miast i ochrona szlaków żeglugowych – wszystko to było w rękach państwa, odbywało się to z inicjatywy, wykonywane było i znajdowało się pod kontrolą urzędników. Początkowo osiągnięto wielkie sukcesy, ale później – jak zwykle gdy racje państwowe zbyt przeważają nad interesami jednostek – dzieło okazało się nietrwałe.

Naturalnie również w tych krajach, jak wszędzie na świecie, różne grupy, najczęściej arystokracja i feudałowie, usiłowały wywierać nacisk na władców, by skierować dążenia państwa w stronę dla nich korzystną; jednakże wola władcy, utożsamiana z interesem państwa, miała tam zawsze wagę przemożną i znaczenie rozstrzygające, nie mogło zaś być mowy o uzgadnianiu postępowania, o jakimkolwiek – jakbyśmy to powiedzieli na sposób dzisiejszy – partnerstwie. Wszelka próba zajęcia pozycji partnerskiej była w tych krajach zwykle karana śmiercią. Inaczej było w Anglii. I nie ulega wątpliwości, że właśnie ten odmienny układ stosunków w państwie stał się podstawą olbrzymich, światowych osiągnięć niepozornej wyspy.

Pewne jest wszelako, że w roku 1599 grupa kupców założyła towarzystwo handlowe pod nazwą Kompanii Wschodnioindyjskiej. Pod koniec zaś roku 1600, tuż przed Sylwestrem, królowa Elżbieta złożyła swą pieczęć pod doniosłym dokumentem: Kartą Kompanii.

Pełna nazwa Kompanii brzmiała: Towarzystwo Kupców Londyńskich do Handlu z Indiami Wschodnimi. Przywilej królewski dawał im monopol handlu na obszarach od Przylądka Dobrej Nadziei aż po Cieśninę Magellana, a więc na olbrzymich przestrzeniach. Oczywiście nie zdawano sobie jeszcze sprawy, jak wielkie jest to terytorium i jak ogromne są wody, o których była mowa w Karcie Kompanii – zorientowano się w tym dopiero w osiemnastym stuleciu. (…) Ciężar prowadzenia interesów kompanijnych wziął na siebie sir Thomas Smythe (niektórzy piszą jego nazwisko Smyth lub po prostu Smith), który został pierwszym zarządcą Kompanii.

x

W roku 1601, a więc wkrótce po założeniu towarzystwa, wysłano na wschód pierwszą wielką wyprawę sfinansowaną już przez spółkę. W skład jej weszły cztery okręty, z których największy pływał przedtem pod czarną flagą (a więc piracki – przyp. W.L.) i był silnie uzbrojony. Królowa (która oczywiście uczestniczyła finansowo w tym przedsięwzięciu) okazała szczególne poczucie humoru, nazywając ten okręt: „Scourge of Malice”, co znaczy plaga albo przekleństwo złośliwości. Uczestnicy wyprawy nie mieli jednak ochoty żeglować pod taką nazwą, więc zmienili ją na „Czerwonego Smoka” – „Red Dragon”. Dowódcą całości mianowano Jamesa Lancastera.

Wszystkie okręty Lancastera powróciły bezpiecznie do kraju, przywożąc towary o wartości ponad miliona funtów. Za jednym zamachem „trzypokojowa Kompania” stała się potężnym towarzystwem handlowym, zaś James Lancaster bożyszczem tłumów, co spotęgowało się jeszcze, gdy – nie mając rodziny – przekazał zgromadzoną fortunę miastu Basingstoke, przeznaczając ją na cele dobroczynne.

W ten sposób Kompania Wschodnioindyjska rozpoczęła daleki rejs, który miał z niej uczynić najniezwyklejsze w dziejach towarzystwo kupieckie, jakie kiedykolwiek istniało; godną poprzedniczkę innych sławnych firm, które też wycisnęły swój ślad w dziejach, jak Rothschildowie i Rockefellerowie, jak Krup i Ford, jak General Motors, Shell czy Exxon. Ale Kompania Wschodnioindyjska przewyższała wszystkich razem, skłonnością do ryzyka, żądzą zysku i bezwzględnością. A także dokonaniami.

Druga ekspedycja wysłana przez Kompanię w roku 1601 również została uwieńczona powodzeniem. Przekonano się jednak, że pozostawieni przez Lancastera kupcy założyli faktorię nie na Sumatrze, lecz w Bantam na wyspie Jawie. Uznali mianowicie – i słusznie – że Jawa jest lepszym punktem zakupu korzeni. Przy okazji natknęli się na zagadnienie bilansu handlowego. Mówiąc prościej, nie mieli czym płacić za skupowane przyprawy. Można je było wprawdzie kupić bez trudu za złoto i srebro, jednakże przewidywana wymiana na angielskie sukno zupełnie się nie powiodła. W parnym klimacie tropikalnym nikt nie potrzebował tkanin, które były przydatne na dalekiej północy. Przywiezione zapasy tego towaru zgniły w magazynie. Zorientowano się natomiast, że indonezyjscy i malajscy handlarze poszukują lekkich i delikatnych tkanin bawełnianych z Indii. Postanowiono więc w Londynie, że kolejna, trzecia wyprawa zawinie po drodze do któregoś z miast zachodniego wybrzeża Indii, aby zaopatrzyć się tam w odpowiedni ładunek tkanin, przedtem zaś złoży wizytę w Adenie (Jemen – przyp. W.l.).

Wiązano z tą wyprawą wielkie nadzieje i ambicje. Zachęcona dwoma kolejnymi sukcesami Kompania z rozmachem wkraczała na wschodnie rynki. Postanowiono nawiązać stosunki z Wielkim Mogołem i osadzić na jego dworze specjalnego wysłannika, który miał postępować i zachowywać się w taki sposób, jakby był ambasadorem udzielnego księstwa. Do spełnienia tej roli wybrano Williama Hawkinsa, kupca o wielkim doświadczeniu zdobytym w krajach Lewantu, władającego językiem tureckim. Wystarano się o list uwierzytelniający od następcy Elżbiety – króla Jakuba, w którym zwracał się do Akbara o zezwolenie na założenie stałych stacji handlowych na terytorium cesarstwa. W chwili gdy Jakub podpisywał ów list w Londynie, nie wiedziano jeszcze, że Akbar zmarł, a tron po nim objął Dżehangir.

24 sierpnia 1608 roku u zachodnich wybrzeży Indii pojawił się pierwszy w dziejach okręt pod banderą angielską. Był to sześciusettonowy „Hector”, poprzednik słynnej w następnych latach floty żaglowców Kompanii, zwanych „Eastindiamen”. „Hector” zarzucił kotwicę u ujścia rzeki Tapti, nad którą leżał główny port cesarstwa – Surat. Było to sto siedemdziesiąt mil na północ od dzisiejszego Bombaju. Anglicy wiedzieli, że Surat jest bogatym i ludnym miastem, obfitującym w cenne towary. Miał też dodatkową, ważną zaletę: nie dostał się dotąd pod kontrolę portugalską, a trzeba pamiętać, że Portugalczycy nadal uważali, iż handel z Indiami jest ich wyłączną, prawnie się im należącą domeną.

x

Zaalarmowani pojawieniem się angielskiej konkurencji Portugalczycy podjęli usilne starania i zamotali sieć intryg, by pokrzyżować Hawkinsowi plany. Możliwości mieli niemałe. O ile on był człowiekiem nowym, słabo znającym kraj i nie mającym, tak jak Portugalczycy, oparcia w sieci faktorii i zaprzyjaźnionych kupców hinduskich, o tyle oni działali już w Indiach od długiego czasu. Hawkins nawiązał wprawdzie dobre stosunki z samym władcą, ale Portugalczycy mieli w kieszeni licznych dostojników dworskich, mieli też mocne wpływy w rodzinie cesarskiej. Doświadczenie wszystkich czasów uczy, że cesarze są wprawdzie ważni i wspaniali, ale urzędnicy, choć mniej widoczni, mogą – jeśli zechcą – przyspieszyć każdą sprawę albo przeciwnie, utopić ją w bagnie niemożności i biurokracji. To samo doświadczenie wskazuje, że jeśli chce się osiągnąć coś u władzy, lepiej na dworze mieć znajomego kancelistę niż cesarza.

O ile Portugalia mogła zamknąć przed Kompanią indyjskie porty, to Kompania była w zamian w stanie ugodzić boleśnie indyjski handel zamorski. Plan był prosty: kupcy z Suratu handlowali głównie z portami Morza Czerwonego. Middleton i Hawkins popłynęli więc do Cieśniny Bab-el-Mandeb i zablokowali ją. Zatrzymywali wszystkie żaglowce indyjskie i pod groźbą armat zmuszali do wymiany wiezionych przez nie ładunków na towary angielskie, znajdujące się na okrętach Middletona. Na dodatek wszystkie jednostki z Suratu musiały przed zwolnieniem zapłacić duży okup. Ten dość niezwykły rodzaj działalności handlowej prędko spowodował oczekiwany skutek. Społeczność i władze Suratu zorientowały się, że dalsza uległość wobec Portugalczyków narazić ich może na całkowite bankructwo. Oprócz bowiem strat handlowych Surat mógł się jeszcze spodziewać innych szkód. Był mianowicie portem, przez który co roku przeciągały liczne rzesze pielgrzymów udających się na Półwysep Arabski, do świętych miast islamu: Mekki i Medyny. Było jasne, że wystraszeni pielgrzymi zaczną unikać Suratu i jego żaglowców, inne zaś miasta tylko czekały na taka okazję.

Surat znalazł się między młotem i kowadłem, a cesarz Dżehangir – który nie miał własnej floty, pogardzał marynarzami i cenił tylko wojsko lądowe – nie mógł mu pomóc. I oto znów okazało się, że ten, kto rządzi falami, może też dyktować swą wolę na lądzie. Anglicy prędko przyswajali tę naukę. – Głównym jednak przeciwnikiem byli nie kupcy z Suratu, ale Portugalczycy. We wrześniu 1612 roku w Swally Hole zakotwiczyły dwa okręty przybyłe z Anglii.

Widząc, że władze portowe w Suracie zlękły się angielskich represji, Portugalczycy z Goa postanowili położyć kres zamieszaniu i raz na zawsze skończyć z angielskimi wypadami w głąb portugalskiej strefy wpływów, jak to określilibyśmy dzisiaj. Przed Suratem pojawiła się flota portugalska, która nie zwlekając zaatakowała oba okręty spod flagi świętego Jerzego. Portugalczycy mieli wielką przewagę liczebną.

Czekało ich jednak gorzkie rozczarowanie. Widząc zbliżającego się wroga, jeden z okrętów: „Red Dragon” podniósł kotwicę i chwyciwszy zręcznie wiatr przepłynął między dwiema jednostkami portugalskimi, dając do każdej ognia pełną burtą. Następnie wpędził trzy galeony nieprzyjaciela na mieliznę, gdzie je zasypał ogniem, wyrządzając im wielkie szkody. W tym czasie drugi okręt „Ozeander”, otworzył tak celny i skuteczny ogień do pozostałych Portugalczyków, że nie mogli się nawet pokazać na pokładzie i nie byli zdolni do manewrowania. Na koniec resztki floty z Goa wycofały się pośpiesznie do portu macierzystego.

Było to pierwsze bezpośrednie starcie angielsko-portugalskie w Indiach. Wykazało ono, że umiejętności angielskich budowniczych okrętów, żeglarzy i kanonierów zdecydowanie przewyższają wszystko, co mogli im przeciwstawić Portugalczycy. Fakt, że Anglia musiała otworzyć sobie drogę na oceany wtedy, gdy były one już pod władzą innych mocarstw, że musiała dokonać tego w walce – przynosił teraz owoce. Brytyjscy żeglarze przywykli do przeciwności, a ich okręty budowano z myślą o torowaniu sobie drogi siłą.

Pierwsze zwycięstwo morskie Kompanii wywarło głębokie wrażenie w Suracie i na dworze cesarskim w Agrze. Niebawem, bo w roku 1613, cesarz wydał firman zezwalający Anglikom na prowadzenie handlu i na ustanowienie w Suracie stałej stacji handlowej, czyli faktorii, w której osiadła grupa kupców przysłanych przez Kompanię. Przewodził im Tomasz Aldworth.

Nie był to naturalnie koniec kłopotów z Portugalczykami. Wicekról Goa powtórzył w roku 1614 atak morski na Surat, pragnąc zniszczyć faktorię i ukarać miasto. I znowu miał pecha. Akurat w tym czasie znajdowały się w Swally Hole cztery okręty pod dowództwem Nicholasa Downtowna, które odparły atak, zadając Portugalczykom poważne straty i zmuszając ich do odwrotu. Druga porażka ostatecznie nadwątliła prestiż portugalski i skłoniła cesarza do oświadczenia, ze jeden Portugalczyk pobije wprawdzie trzech Hindusów, ale jeden Anglik może pobić trzech Portugalczyków.

x

W ten sposób pierwsi Anglicy osiedlili się na stałe w Indiach, gdzie mieli być odtąd bez przerwy obecni aż do roku 1947. Od razu też okazało się, że piękne maksymy na temat spokojnego handlu i błędów Portugalczyków budujących zamorskie twierdze zawiodły w zetknięciu z rzeczywistością. Od początku Kompania wdała się w działania zbrojne i dlatego musiała zadbać o umocnienie faktorii w Suracie. Spokojny handel jest bowiem możliwy tylko wtedy, gdy inni mu się nie sprzeciwiają. Trzeba jednak zauważyć, że owe starcia zbrojne, w jakie Kompania wdała się u wybrzeży Indii, wynikały z konfliktu między Europejczykami. Z wyjątkiem akcji Middletona na Morzu Czerwonym Kompania unikała na razie wszelkich starć z Hindusami. Wiadomo nawet, że w owym okresie (zapewne pod wpływem Thomasa Smythe’a) agenci Kompanii byli obowiązani postępować wobec Hindusów przyjaźnie, aby tym mocniej uwidocznić różnicę między Anglikami a ich konkurentami z Półwyspu Iberyjskiego. Portugalczycy, którzy byli już mocno osadzeni w Indiach, mieli wicekróla wraz z licznym garnizonem w Goa i panowali dotąd na wodach indyjskich, postępowali wobec Hindusów tak samo, jak z początku próbowali postąpić wobec agentów Kompanii Wschodnioindyjskiej – wszystkie sporne sprawy rozstrzygali gwałtem i armatami.

We wrześniu 1615 roku do Suratu zawinęła pokaźna eskadra okrętów Kompanii. Przywiozła z Londynu człowieka, który otrzymał instrukcję, by akredytować się jako pierwszy ambasador Kompanii na dworze cesarskim. Dziś wydaje się to nieco dziwne, przypomina sytuację, jaka by powstała, gdyby w którejś ze stolic akredytowano ambasadora General Motors albo Exxonu. Wtedy jednak zasady prawa międzynarodowego i protokołu dyplomatycznego nie były tak rozwinięte i trzeba pamiętać, że Kompania zdążyła już udowodnić, że zajmuje się nie tylko handlem, ale potrafi też strzelać i dysponuje okrętami wojennymi. Jej pretensje dyplomatyczne nie wydały się więc nikomu przesadne.

Indyjscy władcy sprzedający lub wydzierżawiający ziemie Anglikom nie podejrzewali, co z tego w przyszłości wyniknie. Proces stopniowego osadzania się Kompanii w Indiach trwał długo, przez całe siedemnaste stulecie. Wokół Fortu Świętego Jerzego, Fortu Williama i zamku w Bombaju wyrosły trzy miasta: Madras, Kalkuta i Bombaj. Dwa z nich: Kalkuta i Bombaj, należą dziś do największych na świecie. W ten sposób faktorie handlowe zamieniły się z biegiem czasu w ogromne, kipiące życiem miasta, a główne zadanie Kompanii, czyli sprzedaż angielskich i kupno indyjskich towarów, zostało uzupełnione obowiązkami, którymi Anglikom w ogóle nie wolno się było na początku zajmować: administrowaniem, ściąganiem opłat i podatków, wymierzaniem sprawiedliwości, zarządzaniem portami, z których korzystali teraz również obcy kapitanowie i kupcy.

Wszystko to: bicie monety w obcym kraju, stawianie fortec, zaciąganie żołnierzy, ogłaszanie stanu wojennego i zawieranie pokoju stało się dla Kompanii możliwe tylko dlatego, że władza cesarska w Indiach, która powstała w wyniku najazdu, nie zdołała na trwałe zjednoczyć ogromnego, podzielonego na setki wyznań, plemion i kast państwa. Zwróćmy przy tym uwagę na upór, konsekwencję i cierpliwość, z jaką Anglicy postępowali. Na pozór interesowali się tylko handlem. Prawdopodobnie większość z nich, łącznie z dyrektorami Kompanii, szczerze początkowo sądziła, że chodzi tylko o handel. Pamiętamy, jak wytykano Portugalczykom, że tracą siły i pieniądze, starając się umacniać swe posiadłości zamorskie. Teraz Anglicy postępowali tak samo.

Czasy zmieniały się. Przyprawy korzenne nie były już jedynym celem. Z wolna rosło przekonanie, że przeznaczenie Anglii leży na wielkich przestrzeniach globu. W roku 1687 kolejny gubernator Kompanii w Indiach, sir Josiah Child, napisał w liście do prezydencji bombajskiej: „Wzrost naszych dochodów jest przedmiotem naszej troski na równi z rozwojem handlu. To winno uczynić z nas naród w Indiach”. I pisał też, że ma na celu „ustanowienie takiej siły cywilnej i wojskowej, zapewnienie tak znacznych dochodów (…), aby stały się one podwaliną angielskiego panowania w Indiach po wieczne czasy”. – Był to już inny język i inne cele.

x

Teraz Kompania wpadła z deszczu pod rynnę. Uratowawszy się przed bezpośrednim atakiem (większość parlamentarna domagała się wnikliwego zbadania, czym właściwie zajmuje się Kompania – przyp. W.L.), znalazła się w obliczu bankructwa. Aż trudno w to uwierzyć – wielu posłów nie chciało dać temu wiary – ale tak jednak rzeczywiście było. Kompania miała w tym momencie długi wynoszące około sześciu milionów funtów. Utrzymywała przecież w Indiach trzydziestotysięczną armię. Płaciła rocznie milion funtów jako daninę i różne opłaty na rzecz cesarza, nababa Bengalu i rozmaitych dostojników indyjskich. Prowadziła liczne wojny, a jej zyski pomniejszała rabunkowa działalność poszczególnych urzędników. Udziałowcy domagali się dywidend, a teraz rząd wymusił nową osiemsettysięczną opłatę. Wyglądało na to, że nie opłacił się Kompanii ani podbój Bengalu, ani następne nabytki. Można było natomiast dojść do wniosku, że napisane przed stu pięćdziesięciu laty przestrogi pierwszego dyrektora, Thomasa Smythe’a – były słuszne i prorocze. Smythe nawoływał, by Anglicy nie powtarzali błędu popełnionego przez Portugalczyków i Hiszpanów: by nie wznosili za morzami fortyfikacji, nie zakładali garnizonów, nie utrzymywali armii i nie prowadzili podbojów, a zajmowali się wyłącznie handlem. „Szukajcie zysku w spokojnym handlu” – pisał. Ale nie posłuchano jego słów.

Teraz ambicje i zobowiązania Kompanii zdecydowanie przekroczyły jej możliwości. Cóż z tego, że taki geniusz ekspansji jak Clive był gotowy podporządkować spółce całe cesarstwo indyjskie, kiedy Kompania, jej dyrektorzy i urzędnicy, jej agenci, kupcy i udziałowcy nie potrafili sobie z tą zdobyczą poradzić. W lipcu 1772 roku dyrekcja ogłosiła, że brakuje jej miliona i dwustu dziewięćdziesięciu trzech tysięcy funtów, by spłacić zobowiązania, jakie czekały ją w najbliższych trzech miesiącach. Poinformowała rząd, że uratować ją może tylko pożyczka państwowa w wysokości co najmniej miliona. (…) W Anglii szybko narastało przekonanie, że praktyka rządzenia wielkim krajem przez spółkę handlową jest błędna i nie da się jej naprawić.

Cztery lata później (w roku 1776) wspaniały wykład teoretyczny na ten temat ogłosił Adam Smith w swych Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów. (…) Z całą jasnością swego wybitnego umysłu ukazał on podstawową sprzeczność tkwiącą w rządach Kompanii. Pierwszym interesem władcy każdego społeczeństwa – pisał – jest, aby wciąż wzrastała zamożność ludu. Według Smitha chodziło nie o interes polityczny władcy (by poddani byli zadowoleni i nie buntowali się), albowiem w odróżnieniu od Makiawela, nie zajmował się istotą władzy i techniką skutecznej polityki. Wskazywał na interes ekonomiczny suwerena. Kiedy jednak suwerenną władzę sprawuje spółka handlowa, podporządkowuje ona swój interes, jako władcy, swemu interesowi kupieckiemu, te dwa zaś interesy są sprzeczne. Spółka będzie po to używała władzy, aby wprowadzić i umocnić swój monopol handlowy, będzie więc hamować i wypaczać rozwój gospodarczy ludu, którym włada. Wiadomo, że na przykład w Indiach brytyjscy urzędnicy zmuszali chłopów do zaorania pól obsianych makiem, aby utrzymać wysoką cenę opium, które mieli na składzie. Oczywistym interesem Kompanii, jako władcy, było to, aby poddani tanio kupowali towary europejskie, natomiast by sprzedawali swoje produkty drogo. Jako spółka handlowa mająca monopol na prowadzenie handlu między Indiami a Europą, Kompania była zainteresowana czymś odwrotnym: zmuszaniem Hindusów do kupowania dostarczanych przez nią towarów po najwyższych cenach i sprzedawania własnych produktów kupowanych przez Kompanię – możliwie tanio. W ten jednak sposób, dbając o umocnienie swego monopolu, Kompania działała wbrew własnemu interesowi jako władcy. Wszystko to prowadziło do ruiny rządzonego przez monopolistę narodu. Smith z niezwykłą przenikliwością, na podstawie jedynego znanego mu wówczas przykładu: rządów Kompanii Wschodnioindyjskiej w Bengalu, wskazał na wielkie niebezpieczeństwa płynące z połączenia w jednym ręku władzy suwerennej i monopolu gospodarczego.

Dyrektorzy Kompanii byli wybierani corocznie, a glosować mógł każdy udziałowiec dysponujący akcjami o wartości pięciuset funtów. Zrozumiałe, że taki system umożliwiał ludziom rozporządzającym odpowiednim kapitałem rozmaite manipulacje wyborcze. Odbywało się to albo przez pośpieszne skupowanie udziałów przed zebraniem wyborczym, albo poprzez dzielenie posiadanych akcji na pięćsetfuntowe portfele, z którymi występowali ludzie głosujący tak, jak sobie tego życzył rzeczywisty właściciel. Zarówno Clive, jak i Sulivan (oraz jego przyjaciele, wśród których byli znani dostojnicy, tacy jak lord Verney i lord Shelburne) chętnie posługiwali się oboma sposobami. Ci ostatni utworzyli w roku 1769 blok wyborczy dysponujący akcjami wartości stu tysięcy funtów, co dawało im dwieście głosów. Walka wewnętrzna w łonie Kompanii w połączeniu z coraz trudniejszą sytuacją finansową i poruszeniem opinii publicznej wywołanym zarówno ekscesami nababów, jak i napływającymi z Indii wiadomościami o skandalach i nadużyciach sprawiły, że rząd poczuł się zmuszony do energicznej interwencji. Normalną koleją rzeczy, w obliczu zamierzeń rządowych, wkroczył również parlament. Kompania była bezradna. Zdobyła się wprawdzie na wysłanie do Indii specjalnej komisji złożonej z czterech inspektorów, których zadaniem było zaprowadzenie porządku i opracowanie projektu reform, ale statek wiozący ich do Madrasu zatonął, a inspektorzy zginęli. Później parlament zakazał Kompanii podejmowania na własną rękę podobnych działań. Spółka została więc ubezwłasnowolniona.

xxx

Kazimierz Dziewanowski był, jak sądzę, masonem wysokiego stopnia. Jego przodek, jako oficer napoleoński, brał udział w szarży pod Somosierrą. Pisze on, że to, co różniło Anglików epoki elżbietańskiej od innych narodów ówczesnej Europy, to symbioza interesów państwa i poszczególnych przedsiębiorczych obywateli. I stąd dominacja Imperium Brytyjskiego. Tego nie było w innych monarchiach, w których monarcha rządził silną ręką i nie było mowy o jakimkolwiek partnerstwie. Jednak nie wyjaśnia, dlaczego tylko w Anglii było to możliwe. Dlaczego w momencie pojawienia się tego imperium, niewątpliwie morskiego, dwa dotychczasowe, czyli Hiszpania i Portugalia, musiały ustąpić? Wprawdzie zachowały swoje kolonie, ale na morzach już nie dominowały. A w tym czasie imperium lądowe, czyli Rosja, rozwijało się nadal. Doszło do takich rozmiarów, że w pewnym momencie graniczyło w Kalifornii z Imperium Hiszpańskim. Gdy jednak imperium morskie zetknęło się tam z tym lądowym, to lądowe wycofało się za miedzę, oddając przy tym Alaskę. Więcej o tym w blogu Syberia.

Zanim pojawiło się Imperium Brytyjskie, to hiszpańskie i portugalskie rozwijały się, pomimo że były to „skostniałe” monarchie. Wynika z tego wniosek, że upadek tych imperiów nastąpił w sposób zaplanowany. Miejsce Hiszpanów na morzu zajęli Anglicy, a Portugalczyków – Holendrzy. Wszystko to się zbiegło w czasie, mniej więcej, z odkryciem Ameryki, reformacją i hiszpańską inkwizycją. Najpierw Hiszpanie rabowali złoto i srebro należące do Indian w Ameryce i zwozili je do Hiszpanii. Po drodze o swoje upominał się niejaki Francis Drake, pirat, czyli złodziej, na usługach królowej angielskiej. By stworzyć nowe imperium potrzeba było dużo kasy, a to były czasy, gdy nie można było drukować pieniędzy bez ograniczeń. Złoto i srebro zmagazynowano w Hiszpanii, a później zaczęto je przenosić do Anglii i Holandii. Do tego była potrzebna inkwizycja, czyli pretekst do emigracji części Żydów z Hiszpanii i Portugalii i osiedlania się w innych krajach Europy, tak jak obecnie wojna na Ukrainie jest pretekstem do osiedlania milionów Ukraińców w Rzeczypospolitej Ukraińskiej.

Gdy już złoto i srebro zdeponowano we właściwym miejscu, to można było zacząć budowę nowego imperium i trzeba było jakoś ogłosić Urbi et Orbi, że się ono narodziło. W przypadku Hiszpanii było to słynne zwycięstwo Anglii nad niepokonaną dotychczas hiszpańską Armadą. To była oczywiście ustawka, więcej o tym w blogu Armada . Podobnie rzecz się miała w przypadku Portugalii. W tym wypadku taką ustawką była ta bitwa morska w 1612 roku, gdy dwa angielskie okręty pokonały portugalskie. Dziewanowski nie opisuje dokładnie przebiegu tej bitwy i nie wiadomo, ile było tych portugalskich okrętów. Pisze tylko, że angielskie były zdolne do manewrów, czyli sterowne, bez względu na kierunek wiatru, a portugalskie – nie, a było ich dużo. Być może dlatego, że wyjaśnił to w opisie klęski Armady. Chodziło o to, że angielskie okręty były długie i wąskie z kilem, a hiszpańskie to takie balie wspomagane wiosłami, gdy wiatr był niesprzyjający. To oczywiście dawało angielskim przewagę, bo mogły one szybko ustawić się burtą do wrogiego okrętu i wykorzystać wszystkie działa. Hiszpanie natomiast prowadzili na morzu walkę w stylu lądowym, czyli podpłynięcie do wrogiego okrętu, wejście na pokład wroga i wyrżnięcie go. I taka Armada płynęła w kierunku Anglii. Wiał południowo-zachodni wiatr i pchał ją na południowo-zachodnie wybrzeże Anglii. Załogi angielskich, sterownych, ale nielicznych w porównaniu z Armadą, mogły tylko się przyglądać, jak Hiszpanie dopłyną do Plymouth, a tam już na nich czekała cała bezbronna Anglia, która nie miała wojsk lądowych i do dziś ich nie ma, ale zawsze jest gotowa wysłać je na Ukrainę. I stało się coś dziwnego, bo hiszpański głównodowodzący, książę Medina-Sidonia, zamiast dopłynąć do portu, nakazał płynąć wzdłuż Kanału, by połączyć się z siłami księcia Parmy z Niderlandów i razem mieli zaatakować Anglię. Nic oczywiście z tego nie wyszło i Anglicy na swoich zwrotnych okrętach strzelali do Hiszpanów jak do kaczek.

Podobną ustawkę uskuteczniono, tyle że na mniejszą skalę, w Indiach. Tutaj ta porażka Portugalczyków miała przekonać Hindusów, że Anglicy są niezwyciężeni i że opór przeciwko nim nie ma sensu. Dominacja Anglików w Indiach była, jak pisze Dziewanowski, wynikiem tego, że władza, która dokonała podboju tego państwa, nie potrafiła go zjednoczyć.

Islam dotarł do Indii około 712 roku, a więc w tym samym czasie, gdy Arabowie dokonywali podboju Europy. W XIV wieku niemal cały półwysep znalazł się pod panowaniem muzułmańskim. Później nastąpił rozpad a następnie ponowne zjednoczenie pod rządami Wielkich Mogołów, czyli dynastii pochodzenia turecko-mongolskiego.

Źródło: Wikipedia.
Źródło: Wikipedia.

I w tym czasie pojawia się w Indiach Kompania, która z czasem staje się państwem w państwie. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że spółka handlowa mogła być tylko spółką żydowską, bo handel od najdawniejszych czasów pozostaje w rękach żydowskich. Skoro islam zadomowił się w Indiach od VIII-go wieku, to również Żydzi musieli tam być. Więcej o tym w blogu Islam a Żydzi. Marek Arpad Kowalski w książce Kolonie Rzeczypospolitej Bellona 2005 pisze:

„Spośród innych, nie misjonarzy, lecz podróżników, najczęściej wymieniany jest niejaki Gaspar da Gama, zwany też Gaspar da India. (ok. 1455-1510). Był to Żyd urodzony w Poznaniu, stąd zalicza się go patriotycznie do naszych rodaków, tyle że we wczesnej młodości opuścił wraz z rodzicami Polskę. Początkowo przebywał w Palestynie, stamtąd około 1470 roku udał się do Indii, gdzie w 1498 roku zetknął się z wyprawą Vasco da Gamy, służąc jej jako tłumacz i znawca miejscowych obyczajów. Przyjął chrzest, podczas którego otrzymał nazwisko dowódcy portugalskiej wyprawy, a zapewne Vasco da Gama był także jego ojcem chrzestnym. Uczestniczył później w wielu ekspedycjach morskich. Znał dobrze wybrzeża Afryki Wschodniej, co w pierwszych latach po przetarciu szlaku przez Vasco da Gamę, pomagało portugalskim żeglarzom w docieraniu do Indii słabo jeszcze znaną drogą. Ale trudno uznać go za przedstawiciela Polski wśród pierwszych odkrywców; był Portugalczykiem z wyboru.”

Znali więc Żydzi dobrze Indie i zapewne przekazali Kompanii tę wiedzę, a oni już wiedzieli, co z nią zrobić. Stworzyli własne państwo w Indiach, które oficjalnie było angielską kolonią. I tak – chowając się za plecami Anglików, czy szerzej Brytyjczyków – podbili świat, stworzyli największe imperium morskie, a na lądzie – Stroganowowie, kupiecki ród, kolonizując Syberię, tworzył największe imperium lądowe. Jeśli „Anglicy” mogli zapanować na morzu, to tylko dlatego, że Żydzi hiszpańscy i portugalscy byli w stanie wywierać wpływ na monarchów tych państw i ich elity, jak choćby na księcia Medinę-Sidonię, by nie przeszkadzali w budowie nowego „niezwyciężonego” imperium. Później było podobnie, gdy Hitler zaatakował Anglię z powietrza i nadaremnie przekonywał go wcześniej admirał Raeder do działania w basenie Morza Śródziemnego, w Północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie, bo tam było najsłabsze ogniwo Imperium i tam Niemcy powinni skierować wszystkie swoje siły, bo prawie nie było tam angielskich wojsk. Zanim w końcu Hitler zdecydował się, to Anglicy naprawili byli ten błąd.

Donald Trump, po objęciu urzędu Prezydenta Stanów Zjednoczonych, oświadczył, że chce przejąć kontrolę nad Kanałem Panamskim, bo mu nie odpowiada, że to Chińczycy kontrolują go. I słowo stało się ciałem. Ostatnio pojawiła się informacja, że grupa amerykańskich i szwajcarskich inwestorów, wspierana przez BlackRock, podjęła decyzję o zakupie większościowego pakietu udziałów w spółce CK Hutchison z Hongkongu. Tak w praktyce wygląda przejęcie kontroli nad Kanałem przez Amerykanów. Jacyś tajemniczy inwestorzy kupują od innych tajemniczych inwestorów pakiet kontrolny akcji Kanału. Spółka CK Hutchison jest tak samo chińska jak BlackRock amerykański.

x

Czym była Kompania Wschodnioindyjska? Połączyła w jednym ręku władzę suwerena i monopol gospodarczy, jak pisał Adam Smith i który wskazywał na niebezpieczeństwa płynące z takiego mariażu. Władza suwerena i monopol gospodarczy to socjalizm. A więc Kompania była państwem socjalistycznym, pierwszym państwem socjalistycznym na świecie. Mamy zatem kwadraturę koła: monopol państwa w dziedzinie władzy i monopol gospodarczy – źle; wolny rynek – też źle, bo, prędzej czy później, zostanie on zmonopolizowany przez wielkie korporacje, które uzależnią od siebie suwerena. Ale dlaczego on zostanie zdominowany przez wielkie korporacje? Bo władza „suwerena” otworzy przed nimi własny rynek. A dlaczego otworzy? Bo żadna gospodarka nie może obecnie istnieć w izolacji od reszty świata. W Indiach przetestowano wszystko, nawet szwindle wyborcze. Żydzi stworzyli Imperium Brytyjskie, by, chowając się za plecami Anglików, podbić świat, nie podbijając go oficjalnie. Jest ono, a konkretniej Stany Zjednoczone, ich narzędziem do terroryzowania świata w sensie gospodarczym, ale też i militarnym, jeśli zachodzi taka potrzeba. I to jest ta symbioza interesów państwa i poszczególnych przedsiębiorczych obywateli, którymi są Żydzi.

45 thoughts on “Kompania

  1. No są nośnikiem pewnych idei. No i co? Problem nie tkwi w nich samych ani w ideach jakie propagują. Problem tkwi w NAS. W tym że “my” dajemy się wodzić za nos i z nimi kooperujemy. Niejako jesteśmy narzędziem w rękach rzemieślnika.

    Rozwiązaniem jest wysiąść z tego pociągu.

    Like

    • Rozwiązaniem jest wysiąść z tego pociągu.

      C to znaczy: “wysiąść z tego pociągu”? I co dalej?

      Like

      • Świat jest przez nich kierowany przy naszym (reszty ludzkości) w tym nieświadomym współudziale. Ludzkość jest manipulowana a świat w jakim się urodziliśmy nie jest światem normalnym ale efektem wielu wieków inżynierii społecznej/dziejowej. Jesteśmy jak pojedyncze bateryjki komasowane w duże banki energetyczne i te masy energii są wykorzystywane, ukierunkowane w jakimś celu czy kierunku. Często ze sobą zderzane. Wiadomo, Heglowska triada. Często też nasza energia jest przepalania i ukierunkowana na ” nie przeszkadzanie”.
        Są to różnego rodzaju sekty, religijne polityczne lub wyznawcy jednego człowieka.
        A więc praca organiczna

        Nawet głupi udział w wyborach jest rodzajem legitymizacji tego ustrojstwa. A takiego wała. Nie pójdę.

        Po pierwsze nie dać wykorzystać swojej energii w żadnym ich projekcie. Nawet w konsumpcjonizmie. Ja wysiadłem z tego pociągu i może życie przebiega OBOK. Łącznie z powrotem do tego co robiła babcia z dziadkiem, własne warzywa, niskie koszty życia, odzysk przedmiotów, naprawa, pozysk z natury itd.

        Po drugie ciągle i ciągle się dokształcać. Czytać, czytać czytać. Własnie po to aby samemu dysponować swoją energią i ukierunkować ją PRZECIW.

        Po trzecie edukować bliźnich, rozmawiać rozmawiać rozmawiać . Na tematy istotne. Budować i pielęgnować sieć spoleczną jak też ekonomiczną (barter, wzajemne usługi poza systemem podatkowym) ludzi podobnych do mnie.

        Nie dać się angażować w odgórne projekty np. Pana Nikt. Nie być jego wyznawcą a tworzyć swój mały projekt oddolny.

        Pomimo chorego ustroju w jakim przyszło mi się urodzić ja żyję w świecie rownoległym. Ja żyję w monarchii.
        Panu jako ateiście może to się wydawać śmieszne. Ja mam Króla. Jezusa Chrystusa.
        Tam jest jasny i czytelny system prawny, podatkowy, moralny itd.
        To działa.
        Nawet nie jestem członkiem żadnego kościoła czy zboru bo de facto uważam je też za projekty conajmniej katalizujące energię ludzką i komasujace ją na bocznicy tak aby nie ci ludzie nie przeszkadzali.

        To mam na myśli jeżeli mówię wysiąść z tego pociągu. Nie brać udziału w obcych projektach a tworzyć własny.

        Like

      • Praca organiczna? – Zgoda. Każda jednostka lub mała społeczność może to realizować. Jednak jest to możliwe tylko w warunkach pokojowych, a gdy rząd wprowadzi przymusowy pobór do wojska, do czego właśnie przygotowuje się, to może w ten sposób taką jednostkę lub społeczność pozbawić jej atutów, czyli ją zniszczyć. Po to wymyślono państwo, by terroryzować jego obywateli np. powszechnym obowiązkiem ochrony, co również obowiązywało w monarchii.

        Liked by 1 person

      • Miec dzieci i kształtować je poza systemem edukacji, chronić je przed projektami ukierunkowanymi je na demoralizację oraz dawać im wartościową pożywkę umysłową.

        No dużo jest tego.

        Polecam Panu jak i Pana czytelnikom film snowpiercer z 2013(film nie serial). Nie straci Pan czasu a całość będzie Dla Pana czytelną.

        Piękne zobrazowanie rzeczywistości w jakiej tkwimy

        Like

    • “co również obowiązywało w monarchii.”

      No i dalej obowiązuje. Moja suwerenność jest poddana monarchii a nie demokracji. Ja z tego pociągu wysiadłem.

      Panie. Ja wiem czym jest wojna i wiem po co. Myśli Pan że ja będę brał w tym udział? Wiedząc to co wiem to bym się skur….. aby nawet pod groźbą utraty życia brał w tym udział.

      Jak mam być zmuszany do zabijania bliźnich oraz narazić się na piekło wojny i później z pokalikowanym ciałem i umysłem kontynuować dalej swój nędzny żywot po tym do czego przozylem własną rękę to nawet pluton egzekucyjny może okazać się aktem łaski.

      I nie jestem pacyfistą.

      Nie jestem idiotą.

      Głupcem zdarza mi się być

      Like

      • …to nawet pluton egzekucyjny może okazać się aktem łaski.

        Zgoda. Większość jednak uzna, że może przeżyje na wojnie.

        Like

      • “..Większość jednak uzna, że może przeżyje na wojnie…..”

        A to akurat pewne.

        Ich dusza ich życie ich decyzja.

        A tak jeszcze sobie przypomniałem argument matematyczny że nie ma sensu iść na wojnę.

        Może zadam pytanie w przestrzeń.

        Ile żołnierzy Wehrmachtu będących na stanie w 39 tym dożyła końca wojny 45???

        Wybór wydaje się logiczny.

        “……..Rżnij karabinem w bruk ulicy.”.

        Liked by 1 person

  2. To nie jest nasza wojna więc nie powinna się Polska angażować w coś co jest na pozycji przegranej. Ukraina tej wojny nie wygra. Jeżeli chcą dalej ten konflikt ciągnąć niech swoich obywateli w to angażują. Od naszych obywateli wara im. Młodzi Ukraińcy tą wojenkę mają w d….a naszych chcą tam wysyłać. To jakaś paranoja , niedorzeczność w tym temacie. Mam sąsiada młodego Ukraińca ,który powinien walczyć na froncie a siedzi i ma gdzieś wszystko. W imię czego nasi mają być tam wysłani? . Wydaje mi się że tu będzie problem.

    Liked by 1 person

    • “nie powinna się Polska angażować w coś co jest na pozycji przegranej. “

      Mówiąc Polska co ma pani na myśli? Jak się Pani z tym tworem jaki jest utożsamia to krzyżyk na drogę. Może jestem Polakiem i tak się utożsamiam bo tak zostałem wychowany i używam takiego a nie innego języka. Ale ja jestem TUTEJSZY. Stąd. Najpierw jest moja rodzina. Później moi znajomi, później moi sąsiedzi, później sąsiedzi sąsiadów i tak dalej. Ja wracam do normalności. Czym jest ten twór zwany 3 RP? Kto rzeczywiście nią rządzi? Po co? I w czyim interesie? Nie dziękuję. Omijam kolejkę.

      Like

    • W imię czego nasi mają być tam wysłani?

      Jeśli będą wysłani, to będzie to oznaczać wojnę z Rosją i to będzie problem.

      Like

  3. Już drugi raz dostałem od Pana coś takiego:

    “You might want to go see what they’re up to! Perhaps you will like their blog as much as they liked yours.”

    Nie rozumiem co to znaczy. Po co poleca mi Pan swojego bloga jakiego obserwuje i czytam.

    Czegoś nie wiem???

    Like

    • To nie ja polecam swego bloga, tylko WordPres i czyni to w stosunku do wszystkich blogów, które ma na swoich serwerach.

      Like

      • Ale kto decyduje o wyborze cytatu wobec którego jest deklamowana ta fraza w języku angielskim?

        cytat mojej wypowiedzi.

        “..Większość jednak uzna, że może przeżyje na wojnie…..” A to akurat pewne. Ich dusza ich życie ich decyzja. A tak…”

        I automatyczna sekretarka odpowiada.

        You might want to go see what they’re up to! Perhaps you will like their blog as much as they liked yours.

        Kto decyduje o wyborze fragmentu mojej wypowiedzi do “zachęcenia mnie do Pańskiego bloga?” Nie ogarniam kuwety.

        Like

      • Podejrzewam, że większość rzeczy dzieje się automatycznie, tak sądzę i należy brać na to poprawkę. To jest właśnie dzisiejszy świat.

        Like

  4. We dokumentach urzędowych napisane jest Polska i dlatego moje nazewnictwo tak wygląda chociaż myślę inaczej . To dzięki że tu zaczęłam bywać zmieniłam zdanie. Można nazwać Rzeczpospolita ukraińska, UKROPOLIN, istnieje wybór. Wiadomym jest że światem rządzą Żydzi więc UKROPOLIN jak najbardziej pasuje.

    Like

  5. Dobry wpis otwierający oczy. Jeszcze do tego akapitu to nadal tak samo to wygląda do dziś.

    We wrześniu 1615 roku do Suratu zawinęła pokaźna eskadra okrętów Kompanii. Przywiozła z Londynu człowieka, który otrzymał instrukcję, by akredytować się jako pierwszy ambasador Kompanii na dworze cesarskim. Dziś wydaje się to nieco dziwne, przypomina sytuację, jaka by powstała, gdyby w którejś ze stolic akredytowano ambasadora General Motors albo Exxonu.

    Przecież żydowski JP Morgan załatwił sobie za darmo całe piętra w centralnych, warszawskich wieżowcach u Żyda Morawieckiego za darmo, chociaż z ich kapitałem mógłby je bez problemu sobie kupić. Tak samo Intel budowę fabryki, której by koszty pokryli praktycznie tubylcy tworząc jedno miejsce pracy w niej po absurdalnej cenie 3 mln zł (niektórzy nawet wyższy koszt podawali).

    Tak, więc ten proceder nadal trwa. A taka kampania wydobywcza przyjeżdżając do Afrykańskiego kraju tak samo się zachowuje. Złoża za czapkę gruszek, albo zaraz rozdajemy karabiny maszynowe dla oszołomów i robimy czystki etniczne.

    Liked by 1 person

  6. Proszę zauważyć pewien logiczny fakt. Każdy normalny człowiek wstaje pracuje, śpi ,kocha , nienawidzi i to jest jego życie. Jest baterią. Jest potencjałem. Jak zbierze się dużą liczbę takich czlowieków to można zrobić jakiś gruby napad, zajazd lub zmianę czegokolwiek. Dlatego kogoś takiego jak Pan Nikt klasyfikuje jako kogoś kto ogniskuje pewną grupę społeczną do użycia. Ja znam mechanizmy. Cybernetyka. Znowu się Panu przedstawiam.

    Liked by 1 person

    • A dlaczego akurat Pan Nikt tak Panu zamącił w głowie? Kiedyś parę razy posłuchałem jego wywodów, ale wydał mi się niestrawny.

      Like

      • A co a takim razie pozytywnego dostrzega Pan w Panu Nikt? Czy jest coś w jego przekazie, na co warto zwrócić uwagę?

        Like

      • Ależ oczywiście. Historyczne analogie czasów minionych do współczesnych oraz cytaty dokumentów, pamiętników itp. No kurna to mnie zaciekawiło do czytania. Przeczytałem m/i pamiętnik Leona Noela, Goebbelsa itd.

        Można z niego wydestylować sporo prawdy.

        Taki ze mnie płukacz złota:)

        Like

      • Jest bardzo wartościową pożywka. Jak się to przefiltruje i odcedzi różne emocjonalne wstawki i emocjonalne inwektywy to można wyłapać smaczki.

        Poza tym, wiedząc iż ma zadanie do wykonania, obserwując jego działalność mam dodatkową warstwę informacyjną. Przecież on formatuje całkiem pokaźną i zdeterminowaną trzódkę która zapewne będzie użyta.

        Ogolem mamy przykład klasyka niczym Cadillac z lat 60 tych.

        Aby oszustwo było skuteczne musi być oparte na prawdzie .Haczyk i robak, pułapka na myszy i serek. Bez przynęty nie ma pułapki.

        Prosty ponadczasowy mechanizm na niemal każdej płaszczyźnie. Nawet pułapki umysłu.

        Ale trzeba przyznać że coraz mniej tam treści a coraz więcej judzenia.

        Bardzo mi on przypomina Olszańskiego/Jabłonowskiego (na nim się poznałem od pierwszego wejrzenia) chociaż to biegunowo odmienne ligi prowokatorów/agitatorów/kanalizatorów/pasterzy/przewodników duchowych/aktorów. Cokolwiek

        Zaczynają bardzo merytorycznie i z wdziękiem i klasą z jakimiś pojedynczymi “wzmocnieniami” swojego przekazu po czym materiał zaczyna się degenerować i jest coraz więcej bluzgów i mniej treści. Oczywiście dla mnie się degenerują ale dla wyznawców “stają się charyzmatyczni” a wyznawcy bardziej zradykalizowani.

        Tak to działa.

        Like

      • Przecież on formatuje całkiem pokaźną i zdeterminowaną trzódkę która zapewne będzie użyta.

        Ale takich jak on jest mnóstwo. Mają swoje kanały i każdy z nich ma taką trzódkę. Czy celem nie jest raczej rozbicie niż konsolidacja?

        Like

      • “Czy celem nie jest raczej rozbicie niż konsolidacja?”

        Zbyt daleko idącą teza. Aż tak generalizować i szufladkować całego internetu nie wolno. Oprócz zadaniowanych blogerów youtuberów których aż tak znowu wielu nie jest jest cała reszta ludzi którzy mówią co wiedzą bądź uważają iż coś wiedzą. Pomijam większość a skupiam się na ludziach którzy siła się na jakąś wartość. Ja jestem zdania “niech rozkwita milion kwiatów” Nawet kwiaty durian. Kto szuka ten znajdzie. Kto kocha prawdę ten ją wyłuska.

        Like

      • Jedyny pozytyw jest taki że to całkiem dobre złoże prawdy.

        Negatyw jest taki że zanieczyszczone

        Ale dla niewprawnej jednostki może się jawić jako skarb i słać ją na manowce.

        Ja już mówiłem iż jestem na dorobku i się uczę. Korzystam z wielu źródeł.

        Like

  7. Normalny świat ( to nigdy nie nastąpi, jest to hipoteza badawcza) nastąpi wtedy jak ludzie przestaną być pyszni (pycha). I zaczną się zajmować sprawami na jakich się rzeczywiście znają. Czyli życie codzienne i relacje z bliźnimi.

    To co widzimy obecnie to angażowanie każdego w geopolitykę.

    Noe można splunąć aby nie trafić w jakiegoś eksperta.

    Like

  8. Pan Liżniewicz rację ma pisząc że Żydzi rządzą pieniędzmi. Nie wiem co byśmy robili i chcieli cokolwiek zmienić to nic nie da. Za słabi jesteśmy w tej materii. Żydostwo to dominująca siła. Wszystko co największe, najlepsze jest w ich łapskach. Są w stanie wszystko kupić a najlepiej dostać za darmo jak to było z Morganem. Nie jest to przypadek odosobniony. Nie mogłam wyjść z podziwu gdy Morawiecki tego giganta ściągnął do Warszawy. WTC- wiadomym jest ze to bardzo śmierdzący temat z żydostwem zamieszanym w to co tam się wydarzyło.

    Liked by 1 person

    • Zburzenie WTC, czyli Światowego Centrum Handlu, było pewnym symbolem, informacją, że centrum handlu czy raczej centrum świata przenosi się do Chin.

      Like

Leave a comment