Linia Curzona, to linia, wzdłuż której przebiega obecna wschodnia granica Polski. W pewnym sensie była to granica naturalna, oddzielająca tereny zamieszkałe przez ludność polską od tych zamieszkałych przez ludność rusińską. Napisałem była, bo już nie jest. Wobec faktu, że po II wojnie światowej przesiedlono na ziemie poniemieckie mniejszości kresowe, a po 24 lutego 2022 roku przesiedlono około 8-10 mln Ukraińców na teren całej Polski, to ta linia straciła swój naturalny charakter. Niemniej warto sobie przybliżyć jej historię. Wikipedia m.in. pisze:
Linia Curzona – proponowana linia demarkacyjna wojsk polskich i bolszewickich, opisana w nocie z dnia 11 lipca 1920 roku, wystosowanej przez brytyjskiego ministra spraw zagranicznych George’a Curzona do ludowego komisarza spraw zagranicznych RFSRR Gieorgija Cziczerina. Przebieg linii oparty został na „Deklaracji Rady Najwyższej Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych w sprawie tymczasowej granicy wschodniej Polski” z 8 grudnia 1919 roku. W rzeczywistości lord Curzon nie był ani autorem tej koncepcji, ani jej zwolennikiem. Za faktycznego twórcę linii Curzona uważa się eksperta ds. Europy Środkowo-Wschodniej w brytyjskim ministerstwie spraw zagranicznych (Foreign Office) pochodzenia polsko-żydowskiego – Lewisa Bernsteina Namiera (właściwie Ludwik Niemirowski). Stąd niekiedy bywa ona określana jako linia Curzona-Namiera lub linia Namiera.

Dyplomacja brytyjska w nocie z 11 lipca 1920 roku, w trakcie konferencji w Spa, zaproponowała linię demarkacyjną wojsk polskich i bolszewickich w toczącej się wówczas wojnie polsko-bolszewickiej. Linia wzięła swoją nazwę od nazwiska George Curzona – szefa brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych (ang. Foreign Office). W rzeczywistości lord G. Curzon nie był ani autorem tej koncepcji, ani jej zwolennikiem. Koncepcję linii podchwycił bowiem i zarekomendował Philip Kerr, osobisty sekretarz Davida Lloyd George’a, ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii. Kerr korzystał z rad innego wysokiego rangą urzędnika Foreign Office – Lewisa Namiera (Ludwika Niemirowskiego). Namier od marca 1918 do 30 kwietnia 1920 roku pełnił rolę eksperta do spraw Polski i Europy Środkowo-Wschodniej. Sam urodził się w polskiej rodzinie o korzeniach żydowskich, studiował we Lwowie, a następnie na Oksfordzie i bardzo dobrze znał realia Europy Środkowo-Wschodniej. To właśnie Lewis Namier był faktycznym autorem projektu linii znanej jako linia Curzona.
Namier od samego początku był zaciekłym wrogiem polskich aspiracji terytorialnych na Wschodzie, a zwłaszcza koncepcji inkorporacyjnej proponowanej przez Komitet Narodowy Polski, kierowany przez Romana Dmowskiego. Jak pisze historyk Bartłomiej Rusin z Uniwersytetu Jagiellońskiego, już na przełomie 1918 i 1919 roku zaczął propagować wschodnią granicę Polski na Bugu i Sanie.
(…) w swoich memoriałach z 9 grudnia 1918 r. i 7 stycznia 1919 r. wyłożył także swoje poglądy na temat granicy wschodniej odrodzonej Rzeczypospolitej. Według jego koncepcji miała ona opierać się na dwóch rzekach – Bugu i Sanie. (…) opowiadał się za budową Polski „zwartej i silnej” – pod tym określeniem rozumiał Polskę „etnograficzną”, w kształcie zbliżonym do dawnego Królestwa Kongresowego. Proponowana linia graniczna miała przebiegać od dawnego punktu granicznego między Królestwem a Prusami Wschodnimi, dalej na północny wschód od Suwałk do Grodna, na południe wzdłuż Bugu, aż do styku dawnej granicy austro-węgiersko-rosyjskiej i stąd wzdłuż Sanu „do starej granicy galicyjsko-węgierskiej.”

Na paryskiej konferencji pokojowej kończącej I wojnę światową ustalono polską granicę zachodnią (z Niemcami), natomiast nie ustalono wschodniej, ponieważ Wielka Brytania i Francja liczyły na restytucję przedbolszewickiej Rosji, co stawiało zagadnienie wschodnich granic polskich na porządku dziennym i skłoniło Ententę do wysunięcia projektu tymczasowego i prowizorycznego rozgraniczenia Polski i Rosji. W swoim projekcie tymczasowej granicy oparli się oni głównie na granicach III rozbioru Polski, czyli na przebiegu zachodniej granicy Rosji z 1795 roku. Przedstawiona w „Deklaracji” z dnia 8 grudnia 1919 roku pokrywała się z linią Focha, oddzielającą polską część Suwalszczyzny od Litwy, biegła dalej do Niemna i stąd według sztucznej wschodniej granicy d. obwodu białostockiego guberni grodzieńskiej, skąd Bugiem do dawnej granicy austriackiej, tzn. do Kryłowa. Nie obejmowała Galicji, ponieważ chodziło o granicę polsko-rosyjską, a Galicja do Rosji nigdy nie należała, więc potraktowano ją odrębnie.
Podczas konferencji w Spa 10 lipca 1920 w obliczu przewidywanej klęski Polski w walce z bolszewikami Brytyjczycy wysunęli propozycję wycofania wojsk polskich na linię demarkacyjną Niemen-Bug (linia z „Deklaracji” z 8 grudnia 1919), a sprawę Galicji, Śląska Cieszyńskiego, Gdańska, Polska miała zostawić do rozstrzygnięcia mocarstwom Ententy. W Galicji Wschodniej linią demarkacyjną miała być linia frontu w momencie zawieszenia broni. Zatem w Spa nie wyznaczono linii demarkacyjnej w Galicji. Dyplomacja brytyjska podjęła jednak kroki, by i tam zgodnie z postanowieniami konferencji wyznaczyć konkretną linię demarkacyjną. Wytyczoną przez Brytyjczyków linię demarkacyjną, na którą cofnąć się miały wojska polskie, a sowieckie jej nie przekraczać ustanowiono (zgodnie z wcześniej wysuwanymi propozycjami Ententy) na Niemnie i Bugu (czyli linia z „Deklaracji” z grudnia 1919 roku), a w Galicji miała ona biec od Bugu wzdłuż linii Sokal-Busk-Kałusz i dalej do Karpat ze Lwowem po stronie polskiej. Przebieg linii demarkacyjnej miał zostać następnie przesłany w telegramie do sowieckiego komisarza spraw zagranicznych Gieorgija Cziczerina w dniu 11 lipca 1920.
Prawdopodobnie w nocy z 10 na 11 lipca 1920 roku jeden z pracowników brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych (uważa się, że był to Lewis Bernstein-Namierowski, znany również jako lord Namier) zmienił linię, wytyczając ją na zachód od Lwowa i Drohobycza i w tej postaci została ona przetelegrafowana z Londynu sowieckiemu ministrowi G. Cziczerinowi. Motywy postępowania lorda Namiera, który jest uznawany przez niektórych historyków za autora takiej modyfikacji, nie są jasne. Były one zgodne z Lloyd George’a i Curzona poglądami. Dlatego też była to weryfikacja w pełni zamierzona, a nie przypadkowa lub wynikająca z błędu technicznego.
Roman Dmowski w swej pracy Polityka polska i odbudowanie państwa wspomina Namiera jako głównego wroga sprawy polskiej i sprawcę wrogiego stosunku premiera Davida Lloyd George’a do Polski.
Linia Curzona miała być tylko linią rozejmu między walczącymi ze sobą wojskami sowieckimi i polskimi, wbrew obiegowej opinii, nie był to projekt granicy polsko-radzieckiej. Na pozycje wyznaczone przez tę linię miały się cofnąć wojska polskie po podpisaniu rozejmu w wojnie z sowiecką Rosją.
Jednakże już w trakcie trwania konferencji w Spa bolszewicy odrzucali wszelkie propozycje linii demarkacyjnych ustalanych przez mocarstwa Ententy, a następnie w dniu 17 lipca 1920 odrzucili już nie tylko propozycję linii demarkacyjnych, ale również samą możliwość pośredniczenia przez Ententę w kwestiach polsko-bolszewickich. Dowództwo bolszewickie liczyło na szybkie opanowanie Polski i wkroczenie sowieckich oddziałów na obszar Niemiec, gdzie miała wybuchnąć powszechna rewolucja.
xxxxxxxx
Tak więc z jednej strony trwa konferencja w Spa, a z drugiej – wojna polsko-bolszewicka. Co tam się działo na tym froncie, dobrze opisuje Józef Mackiewicz w swojej powieści Lewa wolna:
W dniu 4 lipca 1920 roku północny front polski znajdował się w takiej pozycji:
Na odcinku od Dźwiny do górnej Berezyny stała 1-sza armia generała Zegadłowicza. Odcinek średniej Berezyny zajmowała armia generała Szeptyckiego. Odcinek do Ptycza do Prypeci – Grupa Poleska płk. Sikorskiego. Wojska te były rozciągnięte w cienką linię osłonową. Dywizje zajmowały po kilkadziesiąt kilometrów w linii prostej, bez odwodów, rezerw, i w żadnym punkcie nie były zdolne do stawienia oporu większym siłom, ani tym bardziej do przeciwnatarcia. Na to niebezpieczeństwo próbowali wielokrotnie zwracać uwagę naczelnego dowództwa zarówno wojskowi jak i wpływowe w państwie osoby cywilne. Nie odniosło to jednak skutku, gdyż Piłsudski nie znosił, by ktokolwiek wtrącał się do jego decyzji. Takie ugrupowanie wojsk utrzymywano w dalszym ciągu, pomimo niekorzystnej sytuacji po klęsce Denikina, pomimo niepokojących informacji, że sowiecka koncentracja na północy nadal trwa.
O świcie 4 lipca, Tuchaczewski, dowódca północno-zachodniego frontu, rzucił na cienki polski kordon 4 armie i jedną samodzielną grupę wojsk. Po stronie polskiej były dwie armie i Grupa Poleska. Już po paru godzinach front polski zostaje przełamany jednocześnie w kilku miejscach. Było to możliwe poprzez koncentrację na poszczególnych odcinkach grup uderzeniowych. Wojska polskie zaskoczone tak gwałtownym uderzeniem, nie rozporządzając rezerwami, nie były w stanie wykonać kontrmanewru – rozpoczęły odwrót na całej linii. Miejscami odwrót stawał się odwrotem bezładnym, czasem przeobrażał się w ucieczkę. Rozwój sytuacji zwiastował katastrofę.
xxxxxxxx
Wojna 1920 roku, jak każda wojna, była od początku do końca wyreżyserowana. Trzeba było znaleźć pretekst do zajęcia Kresów, bo Polska w granicach etnicznych nie stwarzałaby powodów do roszczeń terytorialnych czy konfliktów wyznaniowych. Granica przebiegałaby wzdłuż linii Curzona. W takiej sytuacji nie mogło by dojść do 17 września 1939 roku i zajęcia przez Związek Radziecki tych Kresów. Nie było by też Katynia i rzezi wołyńskiej. Wojna ta była doskonałym usprawiedliwieniem dla zupełnie innego kształtu terytorialnego państwa, bo niby odsuwała bolszewickie zagrożenie z racji przesunięcia granicy daleko na wschód. Gdyby rzeczywiście chciano zlikwidować to zagrożenie, to droga na Moskwę była wolna a bolszewicy rozbici. Jednak Piłsudski zatrzymał się pod Mińskiem i dalej nie ruszył. Tak miało być. Miało powstać państwo, które z każdej strony miało mieć wrogów i miało ich.
Jeśli więc Dmowski uważał Namiera za głównego wroga Polski, bo ten chciał Polski w granicach etnicznych, to kim on był ze swoją koncepcją asymilacyjną? Polska, jakiej chciał Dmowski, powstała. I jakie były tego konsekwencje? A Piłsudski – ze swoją koncepcją federacyjną, czyli Rzeczpospolitą trojga narodów czy może nawet czworga?
xxxxxxxx
Skoro to Lewis Bernstein Namier był pomysłodawcą tej linii, to może warto przyjrzeć się mu bliżej. Wikipedia m.in. pisze:
Lewis Bernstein Namier, pierwotnie Ludwik Bernstein Niemirowski (ur. 27 czerwca 1888 w Woli Okrzejskiej, zm. 19 sierpnia 1960) – brytyjski historyk, urzędnik, a także działacz syjonistyczny.
Urodzony w bogatej, zlaicyzowanej i spolonizowanej rodzinie żydowskiej jako Ludwik Bernstein, syn Józefa Bernsteina (1858–1922) i Anny z Sommersteinów (1868–1945). Rodzina zmieniła później nazwisko na Niemirowski. Studiował we Lwowie, Lozannie, gdzie wywarły na niego znaczny wpływ wykłady Vilfredo Pareto.
Wychowywany w całkowicie zlaicyzowanej rodzinie żydowskiej, o swoim pochodzeniu dowiedział się dopiero w wieku 9 lat. Pod wpływem antysemickiej dyskryminacji postanowił jako dorosły powrócić do judaizmu. Przed poślubieniem drugiej żony przeszedł na anglikanizm. W 1952 otrzymał tytuł rycerski (knight), nadany przez królową Elżbietę.
Jego pierwszą żoną była poślubiona w 1917 Clara Sophie Poniatowski Edeleff (1891–1945). W 1947 poślubił Julię Kazarinę, primo voto de Beausobre (1893–1977), emigrantkę z ZSRR, więźniarkę łagrów. Miał jedną siostrę: Teodorę Modzelewską, która była matką Anny Kurskiej oraz babką Jarosława Kurskiego i Jacka Kurskiego.
xxxxxxxx
A więc Lewis Bernstein Namier to brat babki braci Kurskich. Nie sądziłem, że moje poglądy na temat kształtu terytorialnego Polski będą zgodne z poglądem Żyda Namiera. Bez względu na to jakie pobudki nim kierowały, być może był wrogiem Polaków, to w tym wypadku miał rację. Państwo polskie powinno mieć obszar taki jak widoczny na powyższej mapie rozsiedlenia ludności polskiej z uwzględnieniem spisu z 1916 roku. W trakcie konferencji jałtańskiej w lutym 1945 prezydent Roosevelt powiedział:
Polska – zauważył – była źródłem kłopotów od przeszło pięciuset lat. – Winston Churchill, Druga wojna światowa. Ktoś mądry i znający bardzo dobrze historię tego rejonu musiał mu to powiedzieć. Oznacza to, że te problemy zaczęły się od unii polsko-litewskiej. Korona Królestwa Polskiego została wciągnięta w konflikt z Moskwą, w obronę nie swoich interesów. Wielkie Księstwo Litewskie, a właściwie jej magnaci, zdominowało Koronę. Elity rusińskie i litewskie przechodziły na katolicyzm i w ten sposób stawali się “Polakami” i jako tacy zadzierali z Rosją.
Nie ma drugiego takiego miejsca w Europie, w którym wygenerowano tyle konfliktów. Już samo łączenie narodów o różnych wyznaniach tworzy problem, ale jeszcze nie tak wielki. Tak było w byłej Jugosławii. Tylko że tam Słoweńcy, Chorwaci i Serbowie żyli każdy na swojej ziemi. Nie było przesiedleń czy zmiany wyznania dla kariery politycznej, a przede wszystkim nie było wojen ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Unia z Wielkim Księstwem Litewskim, to nie tylko konflikt o ziemię, która wcześniej należała do Rusi Kijowskiej, to też angażowanie się w konflikt pomiędzy Kijowem i Moskwą na tle religijnym, kto ma dominować, gdzie ma być ten trzeci Rzym. To już jest ingerowanie w wewnętrzne problemy prawosławia. A jeśli robią to katolicy, to tym bardziej rodzi nienawiść. Inna sprawa, że ci „katolicy”, to zapewne w większości byli prawosławni, którzy zmienili wyznanie i w ten sposób stali się katolikami, czyli Polakami. I ci „Polacy” nienawidzą Moskwy i chcą rozczłonkowania Rosji. To zjawisko występowało kiedyś, ale i obecnie mamy w Polsce liczną mniejszość ukraińską. To są obywatele Polski i w większości wypadków to oni są tymi „Polakami”, którzy tak bardzo angażują się w pomoc dla Ukrainy i chcą udziału Polski w tej wojnie. Ale przecież świat o tym nie wie i myśli, że to Polacy i jak przyjdzie co do czego, to cała wina spadnie na Polskę i „nieodpowiedzialnych” Polaków.
Początki tego konfliktu sięgają czasów Kazimierza Wielkiego. To za jego „kadencji” przyłączono do Korony Ruś Halicką, Księstwo Chełmsko-Bełskie, Księstwo Włodzimierskie i Podole. Widać wyraźnie przesunięcie polityki z kierunku północno-zachodniego na południowo-wschodni. Śląsk też przestał go interesować. No, ale nie ma się czemu dziwić. Ten król był całkowicie uzależniony od Esterki, a to w zasadzie wszystko wyjaśnia.
Następnie doszło do unii lubelskiej, w wyniku której powstało nowe państwo – Rzeczpospolita Obojga Narodów. Wikipedia pisze:
„5 marca, przy aprobacie litewskich posłów z Podlasia, sejm koronny przegłosował powtórne przyłączenie województwa podlaskiego do Korony Królestwa Polskiego. 26 maja do Korony włączono województwo wołyńskie, a 6 czerwca województwo kijowskie i województwo bracławskie. Szlachcie ruskiej z tych województw pozwolono zachować swoje prawa i cieszyć się szerokimi wolnościami: językiem urzędowym na tych ziemiach miał być nadal język ruski, a szlachta ruska otrzymywała przywileje identyczne jak szlachta polska. Status prawny ziem ukrainnych inkorporowanych zbliżony był do autonomii, a szlachta ruska uzyskała miejsca w polskim parlamencie. Mimo szerokich swobód przyznanych Rusinom na ziemiach ukrainnych doszło do niezadowolenia społecznego, które miało pewien wpływ na późniejsze powstania kozackie przeciw Rzeczypospolitej, z których największym było Powstanie Chmielnickiego.”

Widać więc wyraźnie, że Korona po tej unii stała się potężniejsza od Litwy. Zlikwidowano Wielkie Księstwo Litewskie, a wielką stała się Korona. Powstało więc wspólne państwo z czymś, co dzisiaj nazywa się Ukrainą, a z Litwą utworzono unię. Zabieg ten pozwolił na stworzenie wrażenia, że to Polacy dominują w tym związku. Ziemie na Ukrainie miały status zbliżony do autonomii, a szlachta ruska uzyskała miejsca w polskim parlamencie, co oznaczało, że Polacy nie mogli wpływać na to, co działo się na Ukrainie, ale ta szlachta mogła wpływać na politykę państwa, bo w jego parlamencie ona zasiadała. Taki Jeremi Wiśniowiecki na Ukrainie był potężniejszy od króla i to on pacyfikował powstanie Chmielnickiego, bo to w jego dobrach ono wybuchło. I Rusin Wiśniowiecki, “polski” pan, ciemiężył lud ukraiński i ten lud, w odwecie za wieki upokorzeń doznanych od “polskich” panów, postanowił wymierzyć sprawiedliwość i zemścił się, ale nie na “polskich” panach, tylko na niewinnej ludności wiejskiej. Taką logikę zaszczepiono ukraińskiej czerni i ta czerń, przybywająca dziś do Polski milionami, nosi w sobie głęboką nienawiść do Polaków, którzy w przytłaczającej większości są potomkami chłopów, którzy byli tak samo gnębieni, jak ci z Ukrainy.
W wyniku unii lubelskiej powstało nowe państwo zwane Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Powołano wspólny sejm walny, który obradował w Warszawie. Izba poselska składała się z 77 posłów koronnych i 50 litewskich, a w skład Senatu weszło 113 senatorów koronnych i 27 litewskich. Ponieważ wśród posłów i senatorów koronnych byli Rusini (ilu ich było tego Wikipedia nie podaje), więc prawdopodobnie razem z litewskimi stanowili większość. Stąd moje twierdzenie, że Rzeczpospolita Obojga Narodów, to Rzeczpospolita Rusinów i Litwinów, jest chyba uzasadnione. Ten stan przetrwał do dziś. Ich potomkowie to “Polacy” i katolicy. Taki Giedroyc twierdził, że bez wolnej Ukrainy, Białorusi i Litwy nie będzie wolnej Rzeczypospolitej. Takim “Polakiem”był ten Litwin. A mnie nie interesuje los Litwy, Białorusi i Ukrainy, bo to ziemie byłej Rusi Kijowskiej, do których prawa rości Rosja. Do ziem polskich nigdy takich praw nie rościła. Nigdy! Rosja bolszewicka to inna para kaloszy.
Dwa razy w historii była okazja, by wykorzystać linię Curzona i odciąć się od tego Wschodu, który przynosił i przynosi Polakom same nieszczęścia. Pierwsza okazja, by wytyczyć polskie granice według kryteriów etnicznych, była po I wojnie światowej. Jednak ci, którzy zadecydowali inaczej, dobrze wiedzieli, co robili. Druga okazja nadarzyła się po II wojnie światowej. W tym wypadku wykorzystano linię Curzona, by wytyczyć wschodnią granicę, ale przyznanie Polsce ziem poniemieckich i przesiedlenie tam w większości ludności prawosławnej z Kresów spowodowało, że linia ta stała się zwykłą granicą, a nie granicą, która oddziela od siebie narody o różnych wyznaniach i różnych systemach wartości.
To, że przesiedlano tam ludność prawosławną, dowodzi pośrednio zamieszczona powyżej mapa, na której widać, że Polacy na południowy-zachód od Wilna zamieszkiwali w zwartej masie i stanowili tam większość. Do dziś tam mieszkają, co dowodzi, że to nie Polaków stamtąd przesiedlano. Efekt jest taki, że tak jak przed wojną, tak i teraz Polska jest krajem, w którym ludność prawosławna stanowi znaczący odsetek. A wśród tej ludności dominują Ukraińcy.
Wojna na Ukrainie, która zaczęła się rok temu, 24 lutego 2022 roku, przywróciła po części stan z 1569 roku, gdy powstało nowe państwo, które dla niepoznaki nadal nazywano Koroną, ale faktycznie było to wspólne państwo polsko-ukraińskie. Piszę po części, bo to dopiero początek tworzenia tego nowego państwa. Dwa fakty na to wskazują. Po pierwsze, brak granicy polsko-ukraińskiej; po drugie, przekazywanie za darmo sprzętu wojskowego i wszelkiej innej pomocy. Takie rzeczy mogą dziać się tylko w obrębie jednego państwa. Jest jednak jeszcze jedno podobieństwo. Wtedy Rusini zasiadali w sejmie i dziś też Rusini, zwani obecnie Ukraińcami, zasiadają w sejmie i w rządzie też. Co więcej, mówią otwarcie, że są sługami narodu ukraińskiego. I ten fakt świadczy o tym, że obecne państwo „polskie” jest bardziej ukraińskie niż polskie, a więc jest gorzej niż w 1569 roku. Gdyby więc ktoś nie wiedział, dlaczego ten kraj jest przez niektórych nazywany krajem Zulu-Gula, to już wie.